Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2013, 17:22   #13
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
HAAJVE I TYBERION

Sorcane nawet nie musiał widzieć ruchów wroga, jego twarzy, czy jego postawy. Po słowach poznał z kim ma do czynienia. Spontaniczne złowróżbne proroctwa były cechą charakterystyczną Władców Nocy. Spuścizną po ich Primarsze.
Ślepy Kruk przekrzywił głowę niczym ptak przyglądający się ciekawemu znalezisku. Jego twarz pozostała bez wyrazu.
Tyberion nie dał po sobie niczego poznać. Widział śmierć tego brata. Lecz słowa świadczyły o czymś innym: to jest heretycki pies.
- Twe ostatnie słowa? - zapytał.
- Już je wypowiedział, bracie - szepnął Sorcane
Egzemplariusz nie odpowiedział. Uniósł bolter i spokojnie wycelował w głowę fałszywego brata.
- Herezja - huk rozniósł się po całej kaplicy.
Nie wszystko poszło tak, jak mogli się spodziewać.
Kiedy słowa wypowiedziane przez Astarte opadły przez jedynie sekundę stał on bez ruchu, jakby zbierał w sobie siły. W końcu jednak chwilowa niemoc z niego upadła ustępując treningowi... a może instynktowi? Ocena szans i możliwych rozwiązań najwyraźniej nadeszła szybko z jego strony. Zanim Tyberion zdążył unieść bolter do strzału Astarte, którego jeszcze niedawno nazywał bratem, chwycił silniej nieszczęsnego kapłana za szaty i uniósł w powietrze po czym z refleksem, którym nie powinien cechować się jeszcze niedawno uznany za zmarłego rzucił się z bok ze swoją ofiarą.
Boltery, broń. Leżące wraz z martwymi na posadzce były celem powstałego z martwych. Ani Haajve, ani Tyberion nie wiedzieli z jakiego powodu ta broń pozostała na miejscu. Może zaważyła na decyzji zwykła niekompetencja, a może chodziło o coś mniej przyziemnego. Może nie ważono się jej dotknąć przez ludzki strach. Nie chciano się nawet zbliżać do powalonych Astartes, samemu nie będąc pewnym czy martwi są heretykami czy może... popełniono błąd.
Huk rozniósł się po kaplicy, ale nie dotarł do celu. Przeciwnik miał więcej czasu, niż było to potrzebne, aby zejść z toru pocisku i ten czas doskonale wykorzystał. Pochwycił bolter leżący przy jednym z martwych. Wycelował w mierzącego bronią Tyberiona. Strzelił i... spudłował. Pocisk bez szkód minął obu Astartes.
Ich przeciwnik zawahał się, jakby zdziwiony tą porażką, nie do końca rozumiejący jej powodów. Uniósł broń ponownie do strzału, jednocześnie chwytając kapłana, jakby chciał się nim zakryć. Tyberion spostrzegł natomiast, że ręka heretyka drżała nieznacznie.
W progu pojawił się żołnierz i zastygł w bezruchu widząc całą sytuację. Uniósł broń, jednocześnie wciąż bojąc się wkroczyć do środka... a teraz miał dodatkowy powód do strachu. Haajve w przeciwieństwie do Tyberiona znajdował się w większym niebezpieczeństwie... jeżeli zostałby wzięty na cel.
Martwi Astartes leżeli zmożeni wiecznym snem w śmiertelnej ciszy obserwując zmagania.
A może wcale nie martwi...?
Nie miał zamiaru popełnić tego samego błędu. Gdy tylko wrogi pocisk minął jego postać, błyskawicznie rzucił się przed niewidomego Kruka, zasłaniając go całego swą postacią. Kapłan który wisiał jak szmata w ręce heretyka na pewno nie będzie mógł liczyć na tak wiele. Jednocześnie rozpoczął stały ostrzał fałszywego brata. Huk kolejnych wystrzałów był ogłuszający. Powienien również ostrzec gwardzistę, którego zarejestrował zarówno oczyma jak i sensory pancerza. Dodatkowa krew na podłodze tylko utrudni poruszanie się.
Ślepemu Krukowi nie podobała się ta sytuacja. Stanął za Karmazynowym Kolosem i schylił się, aby być mniejszym celem. Ach... Władca Nocy... wolałby mieć teraz przy sobie swój wierny topór i pancerz. Trudno. Musiał wierzyć w zdolności Tyberiona.
- Nie pozwólcie mu uciec! - głos Techmarine’a był donośny, lecz nadal spokojny, w miarę.
Dwa odgłosy wystrzałów rozbrzmiały w kaplicy.
Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby obaj przeciwnicy wystrzelili jednocześnie... ale czy tak było naprawdę? Kule popędziły naprzód, do celu, ze świstem przecinając powietrze, chcąc wbić się we wroga. Pocisk wystrzelony przez Tyberiona dotarł do niego... a przynajmniej dotarłby gdyby na jego drodze nie stanęła przeszkoda w postaci nieszczęsnego kapłana robiącego za tarczę dla ich wroga. Pocisk wbił się w mężczyznę wybuchając w nim natychmiastowo. Jego odłamki odbiły się od zbroi ożywionego Egzeplariusza nie czyniąc mu żadnej szkody. Astarte niedbale puścił swoją osłonę.
Kapłan nawet nie zdążył krzyknąć.
Tyberion nie posiadał podobnej ochrony, jednak i tym razem czuwał nad nim Imperator. Kolejny wystrzał wroga przeszedł niegroźnie, chociaż o wiele blizej, ledwie kawałek mijając hełm lojalisty. Nie dało się określić reakcji przeciwnika na ponowne pudło, ale Tyberion mógł zobaczyć, że jego chwyt na broni jest dość niepewny.
Wtedy na sekundę wróg spojrzał w bok, na ołtarz. Coś, co mogło dać mu chociaż minimalną zasłonę.
Tyberion nie wahał się. Wystrzelił w momencie, gdy przeciwnik zrobił pierwszy krok w stronę ołtarza. Nie mógł na to pozwolić, jeżeli nie chciał dać mu chociaż cienia osłony. Nie mógł na to pozwolić, jeżeli nie chciał splugawić także ołtarza obecnością zdrajcy. Dźwięk rozrywanego metalu rozbrzmiał przyjemnie w uszach lojalistów. Pancerz Egzemplariusza, który nosił heretyk skruszał na piersi, ale pocisk nie przebił się głębiej. Jego właściciel został odepchnięty kawałek pod ścianę siłą wybuchu.
Ponownie stanął oko w oko z Tyberionem. Przyparty. Bez szans.
Bez szans?
Odwrócił głowę w stronę swoich poległych braci jakby wzywał ich do powstania i przyłączenia się do walki. Jakby wiedział, że usłuchają wezwania...
Wystrzał od strony drzwi przyciągnął uwagę heretyka. Pojedyńczy strzał z karabinu laserowego dosięgnął zdradzieckiego Astarte, jednak nie uczynił mu żadnej szkody dając się zatrzymać zbroi. Na ten jeden moment uwaga wroga została skierowana na zbyt odważnego żołnierza...
Tyberion doskonale wiedział że to Imperator skłonił gwardzistę do tak odważnego czynu. Nie zawahał się. Rzucił się na przeciwnika prowadząc ostrzał jedną ręką a drugą wyciągnął nóż gotów zadać decydujące uderzenie. Zaczął odmawiać modlitwę do Pana. Miał nadzieję że Kruk będzie pilnował pozostałe trupy.
Słysząc że Tyberion rusza do szarży i widząc “urywki” całej sytuacji Haajve zerknął na trupy. Leżała przy nim w sumie niewielka zbrojownia, a wyglądało też na to że nie jest to splugawiony oręż. Tak. Wystrzały z boltera Władcy wyraźnie brzmiały tak jak brzmiałaby wzorowo utrzymana broń Kosmicznego Marine. Nie powinna być więc splugawiona. Zbrojmistrz musiał myśleć i działać szybko. Każdy moment kiedy stał bez ruchu to dodatkowa szansa dla przeciwnika, aby w ostatnich chwilach życia wymierzył mu bolta w czaszkę.
Dobrze że Ślepy Kruk miał doskonałą pamięć do otoczenia i szczegółów... tak potrzebną w tej sytuacji.
Kilkoma szybkimi krokami dopadł do ołtarza i skrył się za nim, modląc się w duchu do Imperatora, aby ten wspomógł Tyberiona w akcje zemsty za zbrodnię jaką Władcy wyrządzili jemu i jego braciom.
Imperator skłonił gwardzistę do tak odważnego czynu i teraz zdawał się wciąż nad nim czuwać. Żołnierz kiedy tylko spostrzegł, że przyciągnął uwagę niedawno jeszcze martwego Astarte wykonał pierwszą myśl, która wydała mu się najrozsądniejsza. Rzucił się w bok, dzięki czemu pocisk przeznaczony dla niego ominął go. Wróg miał szansę trafić jedynie jeżeli ten nie ruszyłby się z miejsca, jakby nie będąc w stanie dokładnie skupić się na przewidywaniu jego ruchów.
Tyberion wystrzelił jeszcze raz zanim dopadł do heretyka. Pocisk przeciął powietrze tuż nad naramiennikiem przeciwnika, wbijając się w ścianę za nim i niewielkim wybuchem boltu ukruszając misterne ozdobienia, pozbawiając twarzy któregoś z uwiecznionych świętych.
Skryty za ołtarzem Haajve obserwował walkę jak i zwracał baczną uwagę na ciała pozostawione na środku kaplicy, nic się jednak z nimi nie działo.
Tyberion po zaledwie momencie dopadł do wroga, który rzucił się w bok, aby uniknąć szarży Egzemplariusza. Z refleksem godnym podziwu szybko stanął stabilnie i równie szybko wykorzystał okazję, kiedy Tyberion zatrzymał się wytrącony z szarży. Wystrzał odbił się echem, któremu towarzyszył donośny, metaliczny odgłos, kiedy zbroja Tyberiona została poddana próbie, a pocisk dotarł do celu godząc w prawe ramię Astarte. Tyberion poczuł ból wywołany samym uderzeniem pocisku jak i wybuchem, ale nie miał czasu na dokładniejszą ocenę zniszczeń czy możliwej rany.
Ponownie odbił się i rzucił wprost na unoszącego broń do strzału wroga.
Wszystko stało się szybko. Haajve jakby klatka po klatce poprzez nie swoje oczy widział jak Tyberion dopada do zmartwychwstałego i odbijając jego bolter wolną ręką wyprowadza atak nożem, kierując cios wprost na ukruszone elementy zbroi na jego piersi. Pancerz poddał się, a Egzemplariusz zatopił ostrze głęboko. Heretyk zgiął się i upadł na kolano, chwytając za zranione miejsce, dysząc ciężko.
Czuł pompowaną adrenalinę krążącą w żyłach, spowolniając otoczenie. Z imieniem Imperatora na ustach z rykiem zadał kolejne uderzenie na ciało heretyka klęczącego przed nim. Wymierzone w złączenie hełmu i korpusu, idealnie, pod kątem, tak aby zabić.
Chowający się za ołtarzem Zbrojmistrz miał wielką ochotę najzwyczajniej w świecie zacząć dopingować Egzemplariusza, który walczył zamiast niego z odwiecznym wrogiem. Na Boga Imperatora. To już drugi. Pierwszego sprzątnęła “Siostrunia Miłosierdzia”, a teraz. Nieważne. Jak Imperator da to niedługo sam też któregoś wykończy.
Tyberion nie wahał się ani chwili. Cios, który wymierzył trafił idealnie w złączenie hełmu i korpusu, a siła z jaką go wyprowadził sprawiła, że przedarł się on pomiędzy nimi zatapiając ostrze głęboko w ciele klęczącego heretyka oszołomionego skutkiem poprzedniego ataku. Zdrajca zachwiał się i zacharczał mokro, upadając na bok.
Haajve ponownie zerknął na ciała pozostawione na środku kaplicy, jednak żadne się nie poruszyło. Nie mógł on jednak mieć całkowitej pewności, a ocenę utrudniała teraz także odległość, czy rany wszystkich okazały się śmiertelne, chociaż każdy z tych Astartes otrzymał ich wiele, o których świadczyła krew, jak i pęknięcia i naruszenia pancerzy. Tak naprawdę większość z nich mogła doprowadzić do śmierci, zważając na ich mnogość.
Sorcane ostrożnie wychylił się zza ołtarza lustrując otoczenie.
- Sądzę, że niektórzy z nich mogą być pogrążeni w letargu. - stwierdziło cicho Sorcane - Upewnij się że złowróż nie żyje i sprawdźmy pozostałych.
Egzemplariusz nic nie odpowiedział. Obrócił ciało przeciwnika opancerzonym butem na bok i uklęknął od strony jego pleców. Następnie odblokował blokady hełmu heretyka i ściągnął go stanowczym ruchem. Następnie obrócił ciało tak, aby móc zobaczyć twarz. Kredowobiałe oblicze zaplamione było wciąż cieknącą jak ze źródła juchą, a węglowe oczy wpatrywały się w Egzemplariusza gdy zaczerpnął powietrza, aż zaświstało przez dziurę w aorcie i szyi i zbroi. Znów jakby nagle ożył, choć jasnym było, że nie na długo, choć sam krwotok szyi nie mógł być bardzo groźny dla takiej istoty jak Astarte. Złapał błyskawicznym, ptasim ruchem rękę Tyberiona i strzelając kroplami własnej nieomal czarnej posoki wycharczał:
- Będą zgubą NAS WSZYSTKICH! - niemal wykrzyczał ostatnią frazę.
Nie wahał się. Nożem trzymanym w ręce wykonał cięcie. Od ucha do ucha, głęboko, niemalże odcinając głowę heretyka, czuł wibracje noża chroboczącego o kręgosłup. Posoka trysnęła mu na twarz i pancerz. Podniósł się powoli.
- Herezja wypleniona - powiedział spokojnie. Odwrócił się do wejścia do kaplicy, w kierunku kapłanów.
- Kto układał ciała? -
Kiedy Tyberion rzucił zapytanie do kapłanów, Zbrojmistrz wstał i podszedł do ciała spowiednika, którym Władca posłużył się jako tarczą. Obejrzał go po czym wykorzystał jeden ze świątynnych całunów i nakrył go. Potem wrócił do lustrowania “trupów”.
 
Stalowy jest offline