Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2013, 19:45   #44
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Próba
Delikatny, jednak wyjątkowo uciążliwy ból emanował z pleców, jeśli nie z całego ciała blondyna. Nie było to uczucie płynące z przepracowania, czy też z nadmiaru wrażeń. Mięśnie nie płonęły przyjemnym, pełnym spełnienia uczucia. Wręcz przeciwnie, były w pewien sposób ograniczone przez formę zadanego Soekiemu ćwiczenia. Medytacja z całą pewnością nie była dla chłopaka szczytem marzeń. Preferowałby coś znacznie bliższego pierwotnej profesji jego ojca. W końcu, kto nie marzy by zyskać moc w sposób tak przyjemny, jak wykonanie najdłuższego skoku w winsuit’cie na świecie?
- Bohater? - Yami nie miał nawet cienia wątpliwości, śrubokręt nie mógł mówić o nim. Właściwie, to odkąd zobaczył blondyna, nie udzielił mu żadnego komplementu, zaś polecenie spożycia pełniejszego posiłku było jedną z milszych rzeczy, które starszy “bóg” mu ofiarował.
- Południowa Korea? - zapytał jeszcze, zaś w jego oczach pojawił się dziwny błysk. W końcu, nawet jeśli tylko na chwilę, zmieni otoczenie.
- Hm? Ostatnio w wiadomościach ogłosili jakiegoś faceta pierwszym bohaterem unii, czy coś. Pewnie tylko na pokaz. - wyjaśnił profesor po czym wziął głęboki łyk swojego piwa. - A południowa Korea jest druga na liście. Zobaczysz jak oczyściliśmy Nuuk. - uśmiechnął się delikatnie. - Właściwie będziesz musiał tylko stać i pilnować Matki. Jakoś nie chcę ci zaufać na tyle, abyś szedł sam gdziekolwiek. Bez mojego nadzoru nigdzie nie uciekasz, jasne?
- Nawet jeśli bym tego chciał, Mulchowi nie ucieknę - odparł dziwnie rozbawiony tym faktem blondyn. Ruszył w kierunku kuchni, by przygotować sobie posiłek.
- Poza tym, nadal nie jestem pewien, czy medytacja dała jakiekolwiek efekty - westchnął, zatrzymując się. Spojrzał na Śrubkę raz jeszcze, licząc nie tyle na słowa otuchy, co raczej na obraźliwe wytknięcie tego, co może jeszcze zrobić przed startem w kierunku Korei.
- Jeżeli wolisz wpierdol jako swój rodzaj treningu, to jestem gotów w każdej chwili. Po mojemu możesz równie dobrze medytować bez przytomności.- zaśmiał się mężczyzna który najwidoczniej również nie widział w medytacji zbyt wiele.
- A to ostatnim razem Mulch nie odciągał MNIE od ciebie? - Soeki zapytał wyraźnie zdziwiony tym, jak pamięć ludzka zmieniała fakty zależnie od tego, do kogo należała.
- Ta, jasne. - w odpowiedzi profesora zdecydowanie zabrakło jakiegokolwiek poszanowania dla Soekiego. Pociągając trunek z swojej butelki pan śrubka spokojnie wyszedł na dwór, minął Matkę i odwrócił się w stronę wyjścia z głupim uśmieszkiem.
- Wiesz chociaż, gdzie jest Mulch? - zapytał jeszcze, nim profesor uciekł z jego pola widzenia. Jego głowa szukała opcji na spędzenie czasu. Biorąc pod uwagę nadchodzą wizytę w Korei, oraz to, jakie podejście do swoistego wysłannika Hermesa, osobnika o nieograniczonej wręcz swobodzie poruszania się, który dodatkowo identyfikuje się mianem boga, oraz to, że Yami obecnie znajduje się po ich stronie – równie dobrze mógł przygotować swe ciało do walki. Rozruszać się w ten, czy też inny sposób. Zamiast po jedzenie, udał się na zewnątrz, szukając miejsca, które mógłby nazwać placem treningowym.
- Jak mnie to obchodzi. - odburknął profesor, po czym wyłącznie dzięki swojemu refleksowi Soekiemu udało się uniknąć uderzenia butelką w twarz. - To ty nie chciałeś sparować się ze mną? - zapytał, w ogóle nie zwracając uwagi na zapłakaną, zapatrzoną w niebo matkę.
- Ohh, więc jednak jesteś chętny! - blondyn aż podskoczył z radości. Może i dawał sobą manipulować, jednak potrzebował czegoś, co da mu jakiekolwiek pojęcie o tym, czy zrobił jakieś postępy, oraz, co ważniejsze - jak silni są jego sprzymierzeńcy, a zarazem oprawcy.
Naukowiec wzruszył ramionami. Czarna plama znów wylała się z ziemi pod jego stopami, a postaci dwóch czarnych rycerzy zmaterializowały się po jego bokach. - W końcu nie chcemy abyś żył w błędzie, prawda? - zapytał uśmiechając się pogardliwie do Soekiego.
- Więc to jest twoja postać “boskości? - zapytał blondyn widząc umarłych. - Wykorzystujesz tych, którzy zostali pozbawieni możliwości śmierci przez zmiany zachodzące na świecie? - dodał jeszcze jedno pytanie. Dopiero wtedy wyruszył. Odskoczył, by ciało jednego z tworów Śrubki tworzyło swoisty mur przed drugim. Zamierzał uwolnić energię z pięści pędzącej w stronę jednego z czarnych rycerzy, następnie, za pomocą kopnięcia wysłać go w kierunku profesora.
- Dzieci i ryby głosu nie mają. Poza tym, nie odzywaj się na tematy o których gówno wiesz. - zasugerował naukowiec odskakując w tył, gdy tylko Soeki zbliżył się do jednego z rycerzy.
Jego pięść dzięki pomocy PSI zdołała rozsadzić głowę rycerza, który ledwo podniósł gardę. Ku niezadowoleniu chłopaka, umarły natychmiastowo zmienił się w plamę, nie dając zbyt wiele czasu na wykopanie go gdziekolwiek, zostawiając mężczyznę z nogą uniesioną w powietrzu. Ta została szybko pochwycona przez drugiego z umarłych, który łapiąc Yamiego za twarz powalił go na ziemię.
- Za wolno. - mruknął profesor uderzając pięścią w ziemię. Poprzednio martwy rycerz, natychmiast wstał.
- A śruby to przyszli demagodzy - roześmiał się blondyn, gdy jego pięść rozpoczęła wędrówkę w kierunku głowy obezwładniającego go umarłego. Po raz kolejny zamierzał uwolnić nieco PSI, by ciało przeciwnika rozpadło się jak poprzednio. Jedyną różnicą była ilość z jakiej korzystał blondyn. Tym razem spróbował wykorzystać nieco mniejsza dawkę niż poprzednio.
Jeśli uda mu się uwolnić, zamierzał wykonać sprężynkę, by w pionie czekać na nadchodzący atak.
Efekt był zadowalający. Ranny umarły odleciał lekko w bok, puszczając Soekiego. Na jego hełmie pojawiły się pęknięcia. Stając na nogach, Yami spostrzegł jak w jego stronę szarżuje drugi z dwójki.
Chłopak z łatwością wybił się od twarzy nadciągającego rycerza, choć ten nie stracił nawet równowagi i o mało co nie złapał Yamiego za nogę.
- Cóż...skoro ich nie mordujesz. - Profesor wzruszył ramionami a ilość czarnej mazi pod jego nogami zaczynała wzrastać.
- Każdy potrzebuje rozgrzewki - Soeki uśmiechnął się tylko. Jego oczy zapłonęły pragnieniem wolności. Nie był co prawda w szczególnej opresji, jednak techniki, które poznał podczas medytacji pozwalały mu wchodzić w wyjątkowo niezdrową relację z własną duszą. Zapragnął więcej energii, oraz był niemalże pewien że ją otrzyma.
Wykorzystując rozkwit, jak i boski dar ruszył w kierunku profesora. Gdy tylko któryś z umarłych zastąpi mu drogą, jego głowa powinna stać się kolejnym puntem odbicia się blondyna. Jeśli skróci dystans zgodnie ze swym pragnieniem, spróbuje zagrozić profesorowi serią najszybszych ze wszystkich kopnięć, tych adresujących niższe partie ciała. Jeśli noga będzie wystarczająco blisko, zamierzał uwolnić PSI.
Wyglądało to nieco jak bieg do bramki podczas rugby. Aczkolwiek nie było na scenie żadnej piłki a wyłącznie Soeki odskakujący nad jednym rycerzem, aby odbić się od drugiego wykonując salto. Gdy Profesor spostrzegł jak blisko niego jest chłopak, poprawił swoje okulary udając, że nie widzi dość wyraźnie. Noga Yamiego wystrzeliła, trafiając w...głowę olbrzymiego rycerza. Przynajmniej trzykrotnie większego od dwój pozostałych. Wybuch wolności pozwolił chłopakowi odlecieć na dość bezpieczny dystans, a nawet nadkruszyć górną partię torsu postaci. Problem w tym, że znajdował się w środku trójkąta złożonego z trzech umarłych.
Wielkie ciało przeważnie daje swemu posiadaczowi dodatkową siłę, rzadko jednak odnosi się w pozytywny sposób do jego szybkości. Właśnie to było punktem, który dawał blondynowi szanse na dotknięcie Śrubki. Jeśli zdoła osiągnąć chociaż to, gdy Profesor pokazuje więcej, niż poprzednim razem, będzie mógł uznać, że zrobił jakikolwiek postęp.
Nadal nie znał swoich możliwości. Mógł łamać pewne ograniczenia, jednak inne były dla niego zdecydowanie za trudne. Musiał walczyć ostrożnie, porzucając jednak troskę o samego siebie. “Matka” była w okolicy, może jeśli pokaże coś ciekawego, stanie się czymś więcej niż tylko dziwką.
Wykorzystując rozkwit, jak i boską energię zamierzał wystrzelić w najbardziej oczywistym kierunku, sprawiając, że obraną przez niego drogą była linia prosta łącząca ciało jego, oraz tutejszego Profesora. Jeśli ktoś znajdzie się na jego drodze, zamierzał wykorzystać wolność tylko po to, by bezproblemowo nieznacznie nadpisać trasę i ominąć rycerzy. Niezależnie od tego, czy przed nim znajdzie się gigantyczny umarły, czy też profesor, zamierzał uwolnić nieco PSI, jak i boskiej energii by zniszczyć swój cel.
Rycerze rzucili się niego niemal natychmiastowo. Plan okazał się zadziwiająco skuteczny. Na całe szczęście chroniący profesora gigant był więcej niż tylko wolniejszy od swoich pobratymców. Wyskakując za olbrzyma Soeki natychmiast wystrzelił swoje uderzenie w pozycję na której powinien się znajdować profesor.
Yami usłyszał trzask, jak gdyby rozbił porcelanową figurkę gdy jego noga spotkała się z ogromną czarną głową. Przez lekko uszkodzoną partię ozdoby, Soeki widział siedzącego w środku profesora, palącego swobodnie papierosa. Wypuszczany przez niego dym wychodził nosem figury. Podążający za dymem wzrok chłopaka nagle spostrzegł ogromną metaliczną dłoń która opadła w jego stronę, powalając go na ziemię i powodując uszkodzenie szczęki. Olbrzym okazał się jednak nie być bezużytecznym.
Blondyn rozwinął swe możliwości nieco bardziej, niż pozwalała mu na to natura. Powietrze powoli wychodziło z jego ust, wraz z każdym wydechem. Oglądał otoczenie, próbował zrozumieć to, co ma się zdażyć. Jego zdolności postrzegania nie były szczególnie dobre, ba - plasowały się conajwyżej na przeciętnym poziomie. Musiał nadrabiać tego typu braki wyobraźnią.
Yami przeskoczył z nogi na nogę. Nawet tak prosty ruch sprawiał, że jego umysł pracował w nieco innym trybie. Każdy z otaczających go rycerzy przestał być dla niego zabawką, kreacją profesora. Wyobraził ich sobie jako osobników trzymających pętające jego ciało liny. Te, które wypływały z rąk pomniejszych umarłych zdawały się być na tyle słabe, by rozpaść się przy jakimkolwiek gwałtownym ruchu Soekiego. Problemem zdawał się tylko ogromny rycerz, oraz jego twórca, który, niczym kuglarz, sterował całym zdarzeniem. Najmłodszy stażem bóg musiał przyznać - w obliczu Śrubki był tylko marionetką.
Rozkwit pochłonął ciało wielbiciela wolności, który wystrzelił tuż pod nogi olbrzyma. Zamierzał wybić sie tuż przed nimi, by z pomocą dodatkowego punktu - kolana olbrzyma znaleźć się na wysokości głowy olbrzyma i wykonać poprzedzone saltem opadające kopnięcie.
Spodziewał się reakcji wielkiego umarłego - kopnięcia, czy też uderzenia pięścią. W pierwszym wypadku zamierzał wykorzystać to jako dodatkowa okazja na przyśpieszenie, w drugim - zestawić swoje uderzenie z siłą giganta. Jeśli jego ciało zostanie wgniecione w ziemię, spróbuje zamortyzować upadek wolnością.
Ale co jeżeli pójdzie nie do końca po jego myśli? Soeki mimowolnie uśmiechnął się, gdy głowa olbrzyma odskoczyła nieco bardziej w przód od jego uderzenia. Poczuł wtedy zimny uścisk na swojej drugiej nodze. Uścisk niesamowicie wielkiej łapy.
Yami wyzwolił swoją wewnętrzną energię. Jego PSI rozerwało trzymającą go dłoń na strzępy i odrzuciło w tył. Yami bez większego problemu wylądował w tym samym miejscu z którego wyskoczył. Zirytowana dwójka czarnych rycerzy została przez to pozbawiona szansy zaatakowania go, z powodu tarczy jaką stanowił olbrzym.
Taktyka blondyna wydawała się być powtarzalna, schematyczna. Może właśnie przez różnicę wysokośći opcje, które posiadał Yami były ograniczone. Blondyn przypomniał sobie słowa jednego z trenerów: “zwycięskiej taktyki nie trzeba zmieniać”. Nawet jeśli wiedział, że takie podejście jest mylne, nie miał oporów do stosowania się do niego.
Tym razem punktem odbicia się miała być łydka olbrzyma, zaś cel i sposób - dokłądnie ten sam.
Niespodziewanie jednak Soeki poczuł uścisk. Zorientował się, że został przytulony przez Mulcha. Dwójka nagle zniknęła.
 
Zajcu jest offline