Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2013, 22:07   #125
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy Półręki zabij pierwszego jeńca, Mocnego przy nim nie było. Doszedł, gdy zwiadowca już kończył. Gdy wybierał drugiego, Mocny spojrzał wymownie na Skagosów. Wrona wtedy to z nich dobrała również drugą ofiarę. Dick poczuł, że przelano malutką kropelkę krwi. Która miała zapełnić kielich jego zemsty, miał się zamiar delektować każdym łyczkiem. Skagi pozwalały sobie na zbyt wiele... Niestety miał większe problemy, nadchodzili Inni. Kiścień nie wyglądał na człowieka który bredzi. To by tłumaczyło również rozmiary sukcesy Raymunda, w werbowaniu armii. Pokręcił w powietrzu głową, słyszał o nich jednie legendy. Przekonał się jednak, że po tej stronie Muru legendy nie są jedynie w książkach. Po tej stronie niemal nikt nie umiał czytać a książek nie było wcale. Stąd też potwory zamiast zostać na stronicach mrocznych opowiadań, hasały sobie w najlepsze. Kiedyś nie uwierzyłby w Innych, jednak kiedyś nie wierzył w olbrzymów. Dopóki jednego nie poznał...

Tylko czy miał na to wpływ? Nie pokona przecież Innych, odejdą jak przyszli. Jeśli nie, przyjdzie odejść Dickowi i jego ludziom. Może wrony w obliczu zagłady przepuszczą sojuszników? Choćby do daru będącego w posiadaniu straży. Gdyby nie, znajdzie sposób by przejść inaczej. Zamartwianie się obecnie nic mu nie da...

Gdy spojrzał na łupy lekko się rozpromienił. Życie z Ostrą sprawiło, że miał w sobie obecnie co nieco z łupieżcy. Może jedynie trochę, mimo wszystko dało to o sobie znać. Wliczając to wcześniejsze łupy na Skagosach, skarby Gwiazdy i ten iście godziwy łup, Dick był zadowolony. Rzeczy były unikatowe. Największym skarbem był Valyriański sztylet. Bez rękojeści obwiązany sznurkiem z nieznanymi mu inskrypcjami. Była to jednak z całą pewnością smocza stal. Dick w starym życiu miał z taką do czynienia. Wystarczy dorobić rączkę i będzie miał w ręku królewskie narzędzie. Mocny Cieszył się do siebie niczym dziecko, poczciwy Fionar pomyślał... Zdobył również pięć worków czerwonej soli. Był to skarb może nie tak zabójczy jak sztylet, jednak przez duże S. Wartość tych worków była zatrważająca. Dick zabezpieczył je natychmiast na luźnych koniach pod strażą i trzymał blisko siebie. Koni było dwadzieścia w tym trzy bardzo porządne jak na standardy za murowe. Szybkie, zwinne ale i wytrzymałe. Rumaki z siedmiu królestw zabiłyby je śmiechem, jednak same nie wytrzymałyby za murem tygodnia. Uzupełnieniem zwierzyńca było dziewięc psów. W tym cztery duże mieszańce z wilkami, jednak z ludzi Fioniara co chwila na nie zerkał. Najpewniej ich opiekun, łatwe w rozpoznaniu. Nie patrzył ani na los Skagosów jak tych katowano kijem, ani swój gdy ich wiązano.. Jednak gdy tylko ktoś opornego mieszańca kopnął wiążąc do drzewa, spojrzał jakby mu dziecko obdzierali ze skóry. Dick uśmiechnął się pod nosem, psiarczyk jak nazwał młodego chłopaka w myślach będzie przydatny... O ile uda mu się go przekonać. Przeglądał dalej łupy, kilka naszyjników, zausznic- bursztyn na miedzianym drucie. Woreczek barwnych muszelek, które na wybrzeżu za Murem w niektórych wioskach robią za walutę. W mieszku obok kościanych igieł Fionnar nosił też dziwną rzecz - kilkanaście obrączek z czardrzewa, z motywem liści i kwiatów. Obrączki są bardzo małe, jakby na kobietę o bardzo wąskich palcach albo na dziecko. Wyglądają na bardzo stare. Broń rozdał między swoich i Hargi ludzi, każdy dozbroił się co nieco. Były tam egzemplarze godne uwagi. Najlepszą sztukę topór z dobrego żelaza, którym walczył jeden z Thennów oddał Krwawej Marry. Była jedną z trójki rodzeństwa jak zdążył się zorientować Dick, rodzeństwa nierozłącznego i walecznego. Najpewniej na skutek jakiś dramatycznych, przeżyć nie rozdzielali się na krok. Spali razem, jedni razem i walczyli blisko siebie ale jak walczyli... Dick uważał ich za godnych uznania. Najbardziej zasłużyła się Marry, zabiła dwóch Skagosów i to kamiennymi toporkami. Tępymi dość na oko Mocnego, musiała mieć dłużą przewagę umiejętności. Tym którzy nie dostali broni bo mieli już odpowiednią, podarował konie. Cztery zbroje z brązu musiał dać tym, którzy z jednej strony zasłużyli, z innej mieli odpowiednie gabaryty. Największa pasowała na Skałę, Pszczoły nie mógłby pominąć ze względu zarówno na Torrgirama jak i na zaangażowanie w wyprawę. Zbroje dostali jeszcze Lorn i Oszczep. Dick zadbał by każdy coś otrzymał. Podział nie był równy, zależał od osiągnięć i umiejętności. Jeńców ostało mu się trzynastu. Dwóch Skagosów, sześciu Thennów w tym Olamyr i pięciu ludzi Fioniara.
Prowiant przejrzała ucieszona Sorsha
-Dobry jakościowo, zasolone mięso i ryby, suszony ser, sporo nasion różnej maści i orzechów, miód. Nie będzie trzeba polować przemieścimy się szybciej.

Potem mocny podszedł do Półrękiego, siedzącego na pniaku pod drzewem. Tego samego na którym niedawno pił z Olamyrem, obecnie wiązanym pod innym drzewem i klnącym siarczyście. Prowokował w nadziei na śmierć.
-Wyrwać mu język-zaproponował Skała krzycząc w stronę Dicka.
-Zaknebluj go, cały bardziej się nam przyda.- rozumiał młodziaka, jednak jego hańba jego problem.

-Co planujesz dalej?-Dick zwrócił się do Półrękiego
-Pójdę tam gdzie Grigg Cierń przebywa i skrócę mu jego przebywanie w tymże miejscu i na świecie w ogóle.- powiedział ze spokojną zamyśloną miną. Dick potaknął głową, rozumiał ten tok myślenia i uznał go za słuszny. Zabicie głównego przedstawiciela jednej z frakcji Skagosów, może ustabilizować ich poczynania albo chociaż wybić ich z rytmu. Śmierć dowódcy zawsze działa paskudnie. Mocny przeszedł do tematu którego jednak nie rozumiał do końca.
- O co chodzi w relacjach z Magmar? Co to za podchody?
- O co ci chodzi, Mocny? - zapytał uprzejmie zwiadowca.
- Oto chodzi, że nie nadążam. -powiedział mniej niż wiedział faktycznie- Kochacie Skagosów wsadzacie ich na kurhan, dajecie sobie buźki. Chodzą słuchy, że ty i ona... Teraz nagle się okazuje, że Czaszka zbiera ludzi a wasi kochani Skagosi go popierają. Ci sami Skagosi palą i niszczą wioski dzikich które obiecaliście chronić. Pierdoli się wszystko- splunął na ziemie- Wyprostuj mi choć trochę ten obraz.
- Uważasz, Dick, że wszyscy Skagosi to jedno ciało. To zbyt duże uproszczenie. Nawet Magnarowie jako klan nie są jednym ciałem. Jako rodzina... także nie.
- Dobra, dobra jaśniej proszę z pewnością wiesz więcej niż mówisz. Wrony mają tak w nawyku, jednak jesteśmy po tej samej stronie.-nacisnął delikatnie Dick.
- Moruad chce obalić Endehara. To, czego jesteśmy świadkami, to walka o tron w Królewskim Domu, walka o niepodzielną władzę nad Skagos.
- Straż nie jest tu do końca neutralna. Skagosi siedzą u was na zaproszenie, ty chcesz likwidować Ciernia. Jaki plan ma Lord dowódca, jak wolni przyjaciele strażny mogą pomóc?
- Nie przeszkadzać, Mocny, nie przeszkadzać.
-Żeby nie przeszkadzać trzeba wiedzieć w czym?- Dick spróbował wziąć go pod włos.
- W zabijaniu Ciernia, który może zaszkodzić i szkodzi sojuszom Straży.
Dick się uśmiechnął
- Tyle mogę-podsumował-, inny ptaszek miał inną prośbę. Obserwacja muru i tych którzy przechodzą na drugą stronę. Pamiętaj, że nie będę w stanie nie “przeszkodzić” w czymś o czym nie wiem. Skoro to jednak wszystko, życzę miłego polowania. -uśmiechnął się i położył prawicę na ramieniu wrony. - Oby Cierń przestał nas uwierać w dupę.- po czym odczekał chwilę patrząc w oczy Półrękiemu- Jeśli mnie potrzebujesz pójdę. Usuwanie Cierni to moja specjalność. Moi ludzie dadzą radę dokończyć robotę.
Potężny zwiadowca przez chwilę wyglądał, jakby zamierzał uciec spod poklepującej go w serdecznym geście dłoni, ale ostatecznie uśmiechnął się w odpowiedzi i tylko potrząsnął prawicą Dicka.
- Wiem, przyjacielu. Obaczym, co los przyniesie. Na razie i tak wspólna nam by droga wypadła. Sorsha gadała, że pode Kurhan idziecie. Przygarniesz mnie na czas jakiś?
Faktycznie wypadał im kawałek wspólnej drogi.
-Z przyjemnością, Sorsha jest dobra ale zwiadowców nigdy zbyt wielu-uśmiechnął się serdecznie, po czym wstał i ruszył do Sorshy właśnie.

Zdziwił się, że kobieta zaakceptowała wronę. Darzyła go serdeczną nienawiścią, obiecała zabić. Dick podejrzewał, że Półręki ją dorwał i darował życie. Wiedział, że Mocny nie podarowałby mu śmierci najlepszej tropicielki.
- Co zaszło w lesie?- pytanie było proste i oczywiste.
- Masz do mnie kieś wąty? Nie masz żadnych. Tedy nie twoja zasrana sprawa, Dick.- tropicielka chciała uniknąć tematu. Dick lekko przycisnał.
- Ja do ciebie wąty nigdy w życiu, ino ostatnio zarzynać chciałaś tę wronę. Teraz widzę zmianę więc pytam. Nie chcesz nie mów.- wiedział, że jak każda baba szybko zamykała się w sobie.
- Moja i jego sprawa przestanie kiedyś być sprawą Nocnej Straży i wszystkich wolnych ludzi z twoich ziem - oznajmiła wolno łowczyni, cedząc słowo po słowie. - I także wtedy nie będzie to twoja zasrana sprawa, bo do tego nie dopuszczę, Dick.
Przewrócił oczami i poszedł dalej. Jego przypuszczenia się z grubsza potwierdziły. Nie było co drążyć tematu. Została mu rozmowa z Neneth... Najtrudniejsza z wszystkich trzech.

-Nie rozumiem cię dziewczyno. Uratowałaś nas, choć nie musiałaś. Uciekasz choć nie mówisz dla czego. Chcesz za mur choć nikt nie wie po co, tam takich jak ty nikt nie uzna za swoich.
- Obiecałeś mi cuda na kiju. Że zabierzesz mnie na południe. To i chronię mój klucz do lepszego żywota... co w tym dziwnego? - wzruszyła obojętnie ramionami.
-Uratowałaś nas choć zabiłem Alefa, nie żebym tego żałował. Kawał z niego bydlęcia był, ludzi rżnął. Dzieci pożerał na obiadki... Jesteś ponad to?-nie dowierzał- Co sprawiło, że syna Pchełki usiekłaś? Tylko bez kłamania, mamy swoją umowę. Dotrzymam jej, jak zamkniemy swoje sprawy tutaj.-stawiał na pragmatyzm dziewki.
To mogło być wszystko, zmęczenie, krew wzburzona od gniewu, cokolwiek... przez moment skronie Dicka zagorzały, jakby otoczono je płonącą obręczą, wewnątrz czaszki eksplodowały epicentra bólu... ale wrażenie znikło, a Nenneth mówiła, i to chyba od dłuższej chwili.
- … kochałam brata - głos miała miękki i spokojny. - Ale nie tak bardzo, by pójść jego śladem i dać się zadźgać durnowato.
Kurwa co to było. Ona coś mówiła i coś się stało. Nawet nie wiem co powiedziała. Cholera, tak czy owak, zagrał w otwarte karty. Może sprowokuje ją do działania jeśli chce działać mu na szkodę. Mogła nie wiedzieć kto zabił jej brata, teraz wie ciekawe czy coś z tym zrobi. Może jednak chęć zachowania własnej głowy wygra z zemstą?
-Co z synem pchełki?
- A skąd ja mam to wiedzieć?
-Pytam o tego którego zabiłaś. - powiedział poważnie choć z uśmiechem rozbawienia. Miał ich dwóch, Nenneth o tym dobrze wiedziała.
- A, tego. No ten to nie żyje - odparła bez uśmiechu.
Dick uniósł lekko brew.
-Słyszałem. Dlaczego go zabiłaś?- prostych i celnych pytań, unikać najtrudniej. Nie lubił krążyć i bawić się w subtelności, choć czasami musiał.
Dziewczyna popatrzyła na niego z ukosa.
- A co za różnica, wszyscy i tak już osądzili. Pół-zwierzę, pół-człowiek, ubiła dobrego chłoptasia - parsknęła. - To był przypadek, Dee - rzekła po chwili milczenia. - Nie chciałam, by zginął, chciałam go tylko obezwładnić. Ale z łapami, sukinkot, mógł się nie pchać, to nic bym mu robić nie musiała.
Mocny mógł wnikać w szczegóły dalej ale co by to zmieniło? Dick postarał się dodać dziewczynie trochę otuchy a że nie był w tym dobry....
-Nie wszyscy to osądzili. Jesteś wyjątkowa inna niż wszyscy, ludzie się ciebie boją. Ja jednak wezmę cię pod opiekę. O ile postarasz się przełamywać ich obawy. Żyć wśród nich i naszych zwyczajów. To lepsze niż iść za Mur, tam wykażą jeszcze mniej zrozumienia niż tu. Henk jeśli się zjawi, będzie miał zemną do czynienia- powiedział to choć nie wierzył do końca w opowieść dziewczyny. Była jednak użyteczna, mógł zdobyć właśnie jej lojalność lub choćby jej ślad. Gdy zjawi się Henk a był pewien, że się zjawi. Wtedy podejmie decyzje co dalej.
Nenneth obrzuciła Mocnego spojrzeniem od stóp do głów, i jeszcze raz, w drugą stronę.
- Mój ty bohaterze - oznajmiła z wolna, i zatrzepotała rzęsami. Kokieteryjność tego gestu gryzła się do krwi z poważnym tonem i twardym spojrzeniem ciemnych oczu.
-Nie kpij tylko przemyśl to sobie na spokojnie.-powiedział wstając.

Potem przyszedł czas na odpoczynek. Jeńców pociągnie ze sobą i porozmawia z każdym z osobna. Psiarczyk i dwóch Thennów kawalerów wyglądało na takich, których da się łatwo przeciągnąć. Olamyr oddał ludzi brązu niczym psy, Dick wzbudzał zarówno większą lojalność jak i większy strach. Psiarczyk, cóż na pierwszy rzut oka najważniejsze były dla niego psy. Więc pewnie jest mu za jedno gdzie i komu z nimi służy. Byleby było im dobrze. Zagra na tą nutę, ba może nawet hodowle założyć jak wrócą do domu. Ostra lubiła psy... Problem będzie z resztą, milczącą częścią zwłaszcza. Podpyta tych trzech o historie innych. Porozmawia z każdym o każdym i zdecyduje. Komu dać szanse a komu nie. Kto będzie żyć a kto umrze lub zostanie przehandlowany... Karze też potem mieć wszystkich tak czy owak na oku... Los Skagosów był przypieczętowany.
 
Icarius jest offline