Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2013, 22:28   #84
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 14:44 czasu lokalnego
Środa, 16 grudzień 2048
Szpital w Ceelasha Biyaha, Somalia



Shade

Shade bez problemu odłączyła się od grupy, wkraczając na korytarz szpitala. Nikt nie zwracał na nią większej uwagi, jak to zwykle było, gdy nie chciała przyciągać spojrzeń. Mimo, że niezwykle zwinna, w opinającym jej ciało stroju, potrafiła przemykać blisko ścian prawie niezauważona. Doświadczenie i naturalny wdzięk pozwalał jej także sprawnie wymijać siedzących, leżących lub stojących wszędzie ludzi, co najwyżej przepraszając ich krótkim uśmiechem. Szmer głosów, krzyki, płacz czy śmiech, wszystko to zlewało się w kakofonię dźwięków, niespotykaną praktycznie w cywilizowanych szpitalach.
Parter niemal w całości wypełniony był ludźmi - czy to w salach, czy na korytarzach przed gabinetami lekarskimi, które także umiejscowiono na tym piętrze. Poza tym znalazła prymitywne łazienki, z których smród nie napawał optymizmem, schody i windę na górę umiejscowione blisko drugiego wejścia, a także drzwi "tylko dla personelu". Najpierw sprawdziła te pierwsze.

Na piętrze znajdowało o wiele mniej osób, zapewne głównie dzięki strażnikowi pilnującemu podwójnych drzwi i windy. Widząc tak nietypowe zjawisko jak Valerie nie oponował zbytnio, choć najpierw prosił o skierowanie lub jakiś inny dowód na konieczność przebywania na tym piętrze. Mimo, że ochrona nie okazała się szczelna, to miejsce to sprawiało o wiele lepsze wrażenie od parteru. Ściany były bielsze, ludzie czekający robili to na krzesłach bądź ławkach, a nie bezpośrednio na podłodze. Tu także znajdowała się recepcja, ale najemniczka wyminęła ją. Nie była to dla niej wielka trudność.
W dalszej części umieszczono gabinety specjalistyczne, co poznała po szybkim zajrzeniu tam. Sprzęt nie wydawał się nowy, ale był tu i służył ludziom. Nigdy nie zdobyła nawet podstawowego wykształcenia medycznego, toteż tylko mogła domyślać się zastosowania większości urządzeń. Poza tym odnalazła tu izolatki a także sale operacyjne i kilka innych, żadne jednak nie przypominało szczelnego laboratorium. Za to rentgen posiadano tu prawie na pewno.

Do zbadania zostały jej wyłącznie pomieszczenia dla personelu, ukryte za solidnymi drzwiami na kartę magnetyczną, za którymi zauważyła schody w dół. Nie były używane często, trzeba było poczekać kilka minut, zanim zjawił się jakiś lekarz w białym kitlu i otworzył je. Shade włączyła już kombinezon, przytrzymując drzwi na tyle długo, by mężczyzna zszedł już na półpiętro, a potem wślizgując się za nim. Dopiero w środku dostrzegła kamerę, na szczęście starego typu. W bezruchu prawdopodobnie pozostawała niewidoczna, a ruch dawał tylko lekkie zakłócenia obrazu. Starając się unikać jej tak jak się dało, zeszła po schodach, wiedząc, że wyjście będzie trudniejsze, jeśli przy monitorze siedział ktokolwiek w miarę kompetentny.
Na dole otworzyła kolejne drzwi, tym razem niezablokowane i wkroczyła do szerokiego korytarza. Obok znajdowały się drzwi windy, zabezpieczone czytnikiem kart i klawiaturą. Wszędzie paliło się słabe światło, wystarczająco jednakże silne, by dostrzec kolejne kamery, monitorujące wszystko. Ktokolwiek inny zostałby już dawno zauważony, Shade natomiast mogła przesuwać się wzdłuż ściany. Ludzi nie było tu prawie wcale, prócz tego co wszedł przed nią słyszała odgłosy może z jeszcze jednego pomieszczenia.

Bez zaskoczenia odkryła magazynki na leki i sprzęt, izolatki daleko lepiej zabezpieczone niż te na piętrze, coś co wyglądem przypominało laboratorium, wraz z odkażającą śluzą bezpieczeństwa. Korytarz prowadził jeszcze dalej, ale przejścia broniły kolejne drzwi. Również wszystkie pomieszczenia były zamknięte, ale najemniczka zwróciła uwagę na jedną z izolatek. Przez szybę w drzwiach zauważyła tam bowiem białego mężczyznę, przypiętego pasami do jednego z łóżek.


Irishman

Kobieta nie odwracała się do niego w czasie, gdy mówił. Klęcząc przy jakimś dziecku sprawdzała opatrunek na jego udzie, przemawiając do niego cicho i obdarzając słabym uśmiechem. Dopiero skończywszy wstała, splatając ręce na piersi i patrząc raczej wściekle na zagadującego ją najemnika. Kane odniósł wrażenie, że być może pomylił się w osądzie, że z kimś o białej cerze dogadać się będzie łatwiej. Przynajmniej mówić było można po angielsku, bowiem lekarka dokładnie w tym języku mu odpowiedziała. Z amerykańskim akcentem.
- Myślicie, że możecie sobie tak po prostu tu wchodzić i wciskać w kolejkę, przez tych ludzi?! Wielu z nich poważnie cierpi. Doskonale wiem, że rozmawiasz ze mną tylko dlatego, że jestem biała...
Miała charakter. Ale jej spojrzenie nieco złagodniało, gdy przyjrzała się bliżej Irlandczykowi. W końcu nie wyglądał najlepiej, a na twarzy miał świeże rany. Westchnęła.
- Słyszałam o tej kopalni. Eksplozja czy obsunięcie ściany?

Kane odchrząknął, zbierając myśli po tym raczej niespodziewanym ataku ze strony lekarki.
- To pierwsze oraz odurzeni tubylcy - odparł szczerze, nie wdając się w szczegóły. - Potrzebujemy tylko rentgena, by sprawdzić czy nas nie połamało. Laboratorium to inna sprawa, nie wiemy co zawierają składowane tam pojemniki bez oznaczeń, a boimy się, że tutejsi mogli część z nich przejąć. To może być ważne dla Mogadiszu i okolicy, aye?
Kobieta nie odwracała spojrzenia szaroniebieskich oczu.
- Myślisz, że uwierzę w waszą troskę? - pokręciła głową, ciągle zdenerwowana. - Powinniście rozmawiać z dyrektorem, lub chociaż panem Damirem. Z drugiej strony z prześwietleniem jestem w stanie wam pomóc. Ta placówka nigdy nie cierpiała na nadmiar środków, choć jest znacznie lepiej niż w prawie wszystkich innych szpitalach Somalii. Laboratorium jest monitorowane i wszystkie działania tam muszą być zgłaszane i rejestrowane. Ile osób potrzebuje pomocy?
Najemnik podjął ten pojedynek na spojrzenia, kontakt z nią był i tak znacznie lepszy niż z całą resztą tutejszego społeczeństwa.
- Ja i jeszcze jeden mężczyzna. On jest w nieco gorszym stanie, ale to co mogliśmy to zrobiliśmy. Moi znajomi spróbują dotrzeć do dyrektora, mam nadzieję, że sobie wzajemnie pomożemy - tym razem już nie uśmiechnął, skoro miało być tak, to niech będzie.
Lekarka podała mu dłoń i uścisnęła.
- Jestem dr Angela Harper. Proszę za mną. Pańskim kolegą zajmiemy się później.

Nie było powodu odmawiać. Poprowadziła go przez zatłoczony korytarz i znacznie bardziej puste schody na piętro, gdzie minęli znudzonego dość strażnika. Spojrzenie tego mężczyzny spoczęło na kobiecie na dłużej, O'Hara dostrzegł błysk w czarnych oczach. Wątpliwe było, żeby Angela miała tu łatwe życie. Mimo tego wyraz jej twarzy nie zmienił się ani na jotę. Doprowadziła go do jakiś drzwi i przesunęła kartą magnetyczną, otwierając je. Weszli do środka. Mimo tłoku w szpitalu, z aparatury do prześwietleń najwyraźniej wcale nikt obecnie nie korzystał. Może przeznaczona została wyłącznie dla tych, których na to stać? Lekarka zamknęła drzwi i oparła się o nie, wskazując najemnikowi leżankę.
- Proszę się rozebrać do pasa, jeśli obrażenia dotyczą też nóg, choć nie zauważyłam by miał pan z nimi problemy, to proszę pozostać w samej bieliźnie.
Nacisnęła jakiś przycisk przy drzwiach a potem podeszła do aparatury. Sprawiała wrażenie spiętej. Nagle spojrzała na mężczyznę.
- Co tu tak naprawdę robicie? Słyszałam trochę plotek... - uniosła szybko dłonie w górę, przełykając ślinę - ...nikomu nie powiem, bez obaw. Ze względu na naturę pomieszczenia nie ma tu żadnego monitoringu. Strażnik zainteresuje się dopiero jak będziemy tu zbyt długo. Mówiłeś, że możemy sobie pomóc. Ja trochę wiem i sporo widziałam. A wy musicie mieć możliwość opuszczenia tego miejsca... - zakończyła, a na jej twarzy nie było już zaciętości, a raczej strach i nadzieja.


Jeanne, Fox

Jeanne wypowiedziała magiczne słowo. Może trochę trudne, bo powszechny analfabetyzm Somalii mocno ograniczał możliwości. Recepcjonistka zareagowała oczywiście z opóźnieniem, gdy pierwsze słowa po angielsku zdążyły już przebrzmieć. Tłumacz jednakże wyrzucał z siebie tutejsze szczeknięcia, naśladując przy tym intonację biochemiczki. Mogło się zdarzyć, że upraszczał też ogólny sens, bowiem murzynka spojrzała nagle na urządzenie, a potem na przemawiającą do niej kobietę. Odpowiedziała.
- Co masz na myśli? - odezwał się tłumacz. - Ja tu tylko pracuję.
- To, że chcę jak najszybciej spotkać się z dyrektorem tej placówki. -
Odparła spokojnie patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Przecież mówiłam, że to niemożliwe. Dyrektor nie przebywa w naszym szpitalu. Ktoś mógłby do niego zadzwonić, ale wątpię, że przyjedzie - recepcjonistka mówiła szybko, przekładając jakieś papiery.
- To proszę mnie skierować do kogoś kompetentnego, kto oprowadzi mnie po placówce, odpowie na pytania i będzie władny podjąć decyzje.

Kobieta znów uniosła wzrok, obrzucając Jeanne nieprzyjemnym spojrzeniem. Otwierała już usta, aby dodać coś nieprzyjemnego, gdy obok niej pojawił się mężczyzna jakże innych od wszystkich tubylców, jakich Jeanne miała możliwość oglądać do tej pory. Uśmiechnął się czarująco, poprawiając okulary i klepiąc recepcjonistkę po ramieniu.
- Myślę, że mógłbym przyjąć tę panią, Nadifa. - powiedział po somalijsku, a potem dodał już po angielsku. - Słyszałem, że używa pani tego języka, to bardzo dobrze się składa. Jestem Damir, tak się składa, że słyszałem ostatnią część rozmowy i mogę reprezentować dyrektora.
Podał jej rękę, po europejsku, a akcent również miał całkiem dobry, chociaż zdecydowanie bardziej europejski niż amerykański.
- Przejdziemy do mojego gabinetu? Obawiam się, że tutaj wśród tego gwaru wiele nie porozmawiamy.
Zachowywał się zupełnie porządnie, skrzywił się nieznacznie i zmrużył oczy tylko, gdy Fox poruszył się nagle.
- Ach, ochrona. Mogłem się domyślić. Proszę, proszę.

Nie wydawał się przejęty tym, że zobaczył broń. Idąc tuż obok biochemiczki, prowadził ich przez korytarz. Najemnik zdał sobie sprawę, że większość ludzi bardzo szybko i sprawnie usuwa mu się z drogi. A on się uśmiechał i mówił, wyłącznie do kobiety. Ravera ignorował.
- Mamy pełne wyposażenie szpitala, prawie jak u was, na północy i zachodzie. Tutaj tego nie widać, ale świadczymy usługi nawet najuboższym. Część urządzeń trzymamy oczywiście w zamknięciu lub w zupełnie innym miejscu. Mówiła pani, że z jakiej jest firmy?
Jego oczy błysnęły, a spojrzenie wydawało się bardzo przenikliwe. Otworzył jedne z drzwi i przepuścił Jeanne. Weszli do niewielkiego przedsionka, gdzie znajdował się tylko stolik, dwa krzesła, szafka i dwóch grających w karty murzynów. Gdy cała trójka weszła, unieśli głowy. Fox bez trudu odszukał wzrokiem broń. Obaj mieli pistolety, ale dostrzegł także ustawiony w rogu pistolet maszynowy. Ochrona. Damir nawet nie zwolnił, szybko otwierając drugie, obite skórą drzwi i gestem zapraszając Øksendal do środka. Gabinet, który widziała zaglądając przez ramię mężczyzny, wyglądał drogo. Prócz biurka czy wygodnej kanapy ustawiony był tam chociażby barek.
- Zapraszam. Pieski mogą pozostać tutaj. - jego białe i równe zęby błysnęły w uśmiechu, gdy przez chwilę patrzył na Foxa. - Swoim honorem ręczę za bezpieczeństwo tej pani w moim gabinecie - dodał z wyraźną nutką szyderstwa pod adresem najemnika.


Wig

Niewiele się działo na zewnątrz. Ludzie wchodzili i wychodzili. Raz przyjechał także jeep z wymalowanym krzyżem, z którego biegiem wyniesiono faceta na noszach. Głównie jednak przybywali tu piesi, niektórzy nawet ledwo się poruszając. Wig mógł tylko na to patrzeć, czekając na powrót lub jakąś informację od reszty grupy. Blue natomiast ponownie włączyła swój komputer, a jej ręce poruszały się w powietrzu jak w transie. Nie odzywała się w ogóle, zupełnie pochłonięta swoim własnym światem wirtualnym. Peter musiał przyznać, że takich jak ona, kobiet-hakerek wiele nie było. Na dodatek przecież jej uroda, teraz lekko zaniedbana przez okoliczności i miejsce pobytu, przebijała zdecydowaną większość kobiet na całym świecie.
Nagle jej mina stężała. Zmarszczyła brwi i jeszcze szybciej poruszyła rękami, zagłębiając się głębiej, okno po oknie. Przestała równie gwałtownie, kierując wzrok na najemnika.
- Ożyła ich sieć, wysyła i odbiera paczki danych. Szyfrowanie kluczem 128-bitowym, nie da się złamać w krótkim czasie, o ile w ogóle. Próbowałam dotknąć sieci bezpośrednio, ale mnie odrzuca. Teraz otwarta na świat jest podatna, nie wiem jednak czy mam odpowiednio dużo czasu. Dziwna sprawa jak na szpital.
Nie odwróciła wzroku, czekając najwyraźniej na zdanie Wiga. Lub zgodę na przypuszczenie szturmu, choć ten prawdopodobnie mógł być wykryty.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 18-07-2013 o 22:36.
Sekal jest offline