Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2013, 00:30   #29
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Kurt wylądował na betonowej posadzce, wgniatając ją nieco. Karl znajdował się poniżej, jego wielkie cielsko spadając wyżłobiło dziurę w dachu, zupełnie jak w kreskówce. Skoczył do niego. Wyjął z kieszeni fajka i zapalił. Karl ledwo dyszał. W sumie to nawet nie dyszał, Karl ledwo był. Połamany w kilkunastu miejscach, nie miał dostatecznie dużo vitae, by z tego wyjść.

Młody podciągnął rękaw, rozgryzł sobie nadgarstek i podstawił brujahowi pod nos. Ten wbił się w nadgarstek tak łapczywie, że Kurtowi aż wypadł z ust papieros. Zdzielił Karla przez łeb, tak, że ten oderwał się z kawałkiem mięsa z jego ręki. Wyciągnął dostatecznie tyle krwi, żeby przeżyć najbliższy czas, ale nie zużył jej na regenerację.

- Dupek. – rzucił Kurt i wciągął go na bark. Musiał go zanieść w bezpieczne miejsce. Ruszył w stronę apartamentu. Nie niepokojeni przez nikogo, dotarli na miejsce. Zrzucił dryblasa na podłogę, po czym dopadł do lodówki i wyciągnął wszystkie worki z krwią. Wrócił do salonu i rzucił kilka Karlowi, sam wysysając resztę. Ten w końcu wstał, regenerując „po drodze” kilka ran.
- Jak ktoś się dowie… – odwrócił się w stronę Kurta – to wpierdole.

Młody powoli zaczynał uwielbiać ten sposób okazywania wdzięczności przez jego wesołą rodzinkę. Wzruszył tylko ramionami i podszedł do okna, oczywiście z tlącym się papierosem. Karl przebrał się w nowy garnitur.
- Jak tylko stąd wyjdę… to wpierdole komuś – rzucił, po czym wyszedł, prawdopodobnie z powrotem na przyjęcie.

Po kilku minutach wrócił Marcus, i jakby nigdy nic, zaczął buszować w lodówce w poszukiwaniu jakichś resztek.
- Kto kurwa wychlał wszystko?
- Ja - rzucił Kurt, kurząc szluga i leżąc w zakrwawionych łachach na satynowej pościeli łóżka.
- Jakbyś gdzieś wyłaził to zmień gacie. Ja musze się pokazać na dole.
- Czekaj - Młody zerwał się z łóżka. – O co tam chodziło? - zaczął spokojnie.
- Znaczy?
- Z tym całym burdelem na piętrze. Demonami i tak dalej. Chyba, że tylko ja miałem takie halucynacje... A nie, czekaj. Ćpałem to samo, co ty. Też tam byłeś.
- To musiał być dobry stuff...
- Markus uśmiechnął się – Kainickie dyscypliny są potężne i nie zawsze... nie wszystkie powinny być używane. Niektórzy z nas, aby zwiększyć swoją moc paktują z demonami. To jest złe. Chciałem o tym powiedzieć trochę później... ale teraz już wiesz. Każdy, który pogrąży się w zepsuciu zasługuje na śmierć ostateczną - zabrzmiało to trochę patetycznie. – Tym razem wygraliśmy, jakoś. - dokończył.
- Ale skąd ta burda?
- Nie wiem. Jeszcze. Jak chcesz mieć kły cale to uważaj na siebie... proszę - spojrzał gdzieś w przestrzeń – Margot prosiła mnie o pomoc, a ja w sumie tutaj mogę zaufać dwóm Kainitom...

Kurt nie cierpiał tego, kiedy stary mówił szyfrem.
- O co chodzi?
- Eeee? To niby ma być jakieś: w czym ci pomóc?
- chwycił się teatralnie za serce – Jestem wzruszony...
- Dobra, zapomnij, że pytałem...
- Nie ma sprawy...
- odparł Markus i dodał zmieniając temat. – Wracam na przyjecie, trzeba tam pewnie trochę posprzątać...
- To idź staruszku, ja sobie poradzę. - mruknął pod nosem. – Nie ja zawiode Margot.
- Ja tym bardziej nie
- prychnął i wyszedł, choć przez ułamek sekundy Kurt miał wrażenie, że dostanie. Ale nie dostał. Markus wyszedł, trzaskając drzwiami. Młody podszedł do okna, paląc fajkę. Pochylił się na parapecie, w tym momencie poczuł czyjąś obecność, po swojej lewej stronie. Rzucił niedopałek i momentalnie wylądował na kimś. Bądź czymś. To coś było... niewidzialne. Po chwili pod rękami Kurta zmaterializował się metys.
Mężczyzna miał ludzką aurę i wydawalo się, że cała sytuacja nie wywarła nim większego wrażenia. Po chwili obaj stali na przeciwko siebie, mierząc się wzrokiem, a cisza przedłużała się...
- [i]Kim jesteś do cholery - wycedził w końcu Kut patrząc w oczy gotowego do natychmiastowej reakcji przeciwnika.
- Powiedzmy, że znajomym znajomego... - odparł tamten niewiele sobie robiąc z otoczenia. Po wymianie kilku kolejnych uprzejmości zapytał:
- Skracając - czy zaryzykujesz kły dla kogoś czy wolisz siedzieć w ciepłym i bezpiecznym gniazdku?
- To zależy dla kogo...
- Dla mnie.
- odparł żółtek lakonicznie.
- Co z tego będę miał? - zapytał Kurt zastanawiając się jakim kurwa cudem gość wlazł do tego apartamentu i co łączyło go z Markusem...
- Czego chcesz? Podaj cenę; jeżeli zmieści się ona w moich możliwościach to dobijemy targu...
- Chcę... "przysięgę"
- odparł po chwili wiedząc, ze żaden Kainita nie zdecyduje się na to łatwo...
- Ok. - odparł tamten zbyt szybko i zbyt łatwo jak dla Kurta – za to co zrobisz dla mnie w dzień ofiaruje ci przyszłe zobowiązanie...
- W dzień?!?
 
Revan jest offline