Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2013, 16:08   #31
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Rozpoczęli ćwiczenia. Sara zgodnie z ustaleniami ruszyła biegiem do drzwi po prawej stronie pomieszczenia, podążając za przypakowanym i wyrośniętym Cortezem. Zważywszy na rozmiary mężczyzny, krycie się za nim było banalnie proste. Zza jego pleców, z boku, wystawiała tylko dwie rzeczy: część głowy, na tyle aby dobrze wszystko widzieć, oraz karabin, aby móc zrobić co trzeba, gdy coś zobaczy.

Przeszli z sali A, do mniejszego, ale całkiem konkretnego pomieszczenia, które szybko sprawdzili. Przeciwnik nie miał szans urządzić zasadzki tak daleko od punktu B, z którego startował, ale należało postępować według procedury i tak też uczynili.
- Czysto - zameldowała szeptem Sara.
Ruszyli więc dalej, sprawdzając korytarz, a następnie dwa przyległe do niego pomieszczenia. Tam też nikogo nie było, o czym Sara oczywiście meldowała dowódcy. Cały czas trzymali z Cortezem zwarty szyk, w którym Sara czuła się bardzo dobrze. Nie dlatego, że była bezpieczna idąc za wielkoludem, ale dlatego, że go osłaniała i z tego względu miała wpływ na sytuację. W killhouse, podobnie jak na polu walki, nie było czegoś takiego jak bezpiecznie, dopóki przeciwnicy stali na nogach... A niekiedy nawet dłużej.
Potem sprawdzili kolejne pomieszczenie, które było już piątą sprawdzaną przez nich lokacją. Tak jak poprzednie, okazało się ono czyste. Nie było to ani dobre, ani złe - po prostu tak było i należało iść dalej.
W następnej kolejności mieli sprawdzić korytarz. Wtedy to, od razu, przy jego końcu dostrzegli jednego z przeciwników. Właściwie to Cortez go dostrzegł od razu, a Sara dopiero po chwili. W każdym bądź razie, stał on spokojnie na rogu korytarza, nawet nie patrząc w ich stronę. Na dodatek go usłyszeli, gdyż z kimś rozmawiał - normalnie, albo przez radio.
Cortez trzymał go na oku, czyli na muszce. Sara zaś cofnęła się głębiej do pomieszczenia, w którym byli.
- Tango Charlie, mamy kontakt. Przynajmniej jeden zbój. Mamy element zaskoczenia, atakować czy zajdziecie ich z drugiej strony? - zameldowała szeptem Sara.
Osobiście coś jej się tam nie podobało. Było to trochę zbyt proste, zwłaszcza, że była to finałowa rozgrywka tocząca się pomiędzy teoretycznie dwiema najlepszymi drużynami. Mogło się okazać, że trafili na całą drużynę, która urządziła zasadzkę wystawiając jednego ze swoich na przynętę. Wówczas gdy go sprzątną, mogli sami się wystawić i paść. Jednak warto było zaatakować, oczywiście biorąc pod uwagę wszystkie możliwości i spodziewając się większej ilości przeciwników.
Dowódca szybko wydał polecenie otwarcia ognia.
Kobieta ponownie zrównała się z Cortezem, który słyszał ich rozmowę przez radio i znał już rozkazy. Istniało ryzyko, ale nie większe niż podczas przeszukiwania kompleksu.
Głęboki oddech i oboje weszli na korytarz nakrywając przeciwnika ogniem. Sara trafiła delikwenta piękną serią w korpus i okrytą hełmem głowę. Cortez też ładnie mu przywalił przytrzymując spust, w efekcie czego zauważony przez nich wcześniej gaduła padł na podłogę zwijając się z bólu.
- Jeden padł - zameldowała krótko Darrenowi.
Nie było jednak czasu na wyjaśnienia, czy świętowanie. Za rogiem korytarza czekało na nich więcej przeciwników, może nawet wszyscy i ewidentnie wiedzieli oni już o ich obecności. Sara i Cortez jeszcze podczas strzelania przemieszczali się do przodu, w ustalonym wcześniej szyku bojowym.
Teraz jednak, aby nie dawać przeciwnikom dodatkowego czasu, ruszyli szybkim biegiem wzdłuż korytarza. Sara miała pewien pomysł, którego wykonanie nie mogło im zaszkodzić, a które mogło bardzo pomóc. Gumowe kule miały do siebie nie tylko to, że w pierwszej kolejności bolały zamiast zabijać. Mianowicie, przy odpowiedniej powierzchni powinny się lepiej odbijać, niż ostra amunicja, która raczej by ją przebijała. Z tą myślą, jeszcze zanim zobaczyli jakiegokolwiek przeciwnika, Sara, pod odpowiednim kątem puściła krótką serię w ścianę na przeciw nich.
Mimo jej strzelania dało się usłyszeć odpowiednie odgłosy oznaczające, że zgodnie z jej oczekiwaniami ktoś porządnie oberwał rykoszetem. Znowu miała pewne wrażenie, że za łatwo poszło. Ktoś tam mógł udawać licząc na to, że ich zaskoczy swoją gotowością.
Sara i Cortez wybiegli zza rogu gotowi do otwarcia ognia, aby zobaczyć leżącego na podłodze Bałhańczyka, który zakrywał twarz ramieniem. Więc atak rykoszetem sprawdził się znakomicie! Nie tylko rozproszył uwagę, na co tak naprawdę liczyła Sara, ale wręcz powalił jednego z przeciwników.
Nie tracąc czasu ani okazji, postrzelili go, eliminując z dalszej rozgrywki. Sara była bardzo zadowolona, zarówno z siebie, jak i z Corteza. Uśmiech sam z siebie pojawił się na jej twarzy.
- Tango Charlie, załatwiliśmy dwóch, bez strat własnych - zameldowała szeptem przez radio.
- Delta, znakomicie, skierujcie się teraz do centrum - przekazał dowódca przez radio.
Nie omieszkując zabrać "poległym" ich amunicję, Sara i Cortez ruszyli korytarzem do centrum killhouse, oczywiście odpowiednio sprawdzając po drodze teren, tak jak to robili wcześniej. Podczas tych ćwiczeń, Sara zapomniała nawet, że jej kompan pochodzi z Capitolu. I dobrze. Byli zespołem szkolonym przez Cartel i to dla niego mieli walczyć w przyszłości, więc pochodzenie nie powinno mieć żadnego wpływu.

Potem jednak, nie wszystko układało się już tak pięknie. Krótko po ich sukcesie, Kenshiro zameldował kontakt z wrogiem - z dwoma wrogami. Sara i Cortez, znacznie przyspieszyli kroku, zamieniając marsz na bieg. Oczywiście nadal trzymając swój szyk i rozglądając się uważnie z bronią gotową do otwarcia ognia, na wypadek napotkania ostatniego członka drużyny przeciwnej. Zanim jednak dotarli na miejsce, Kilo zamilkł, co mogło oznaczać tylko to, że został wyeliminowany.
Wiedzieli już jednak gdzie są przeciwnicy i mogli ich zajść z dwóch stron. Taki był plan Derrena i był on oczywiście słuszny. Sara i Cortez poruszali się szybko, ale i uważnie, w swym szyku bojowym. Kontynuowali ruch do centrum, a następnie skręcili w prawo. Jeśli przeciwnicy po walce z samurajem ruszyli w ich stronę, to już by na nich wpadli. Wzmożona czujność była wymagana. Byli już niedaleko, ale zanim zajęli pozycję, usłyszeli oddalone strzały. Nie zdążyli. Świadczył o tym kolejny komunikat, od doktora Braxtona.
Bravo zameldował, że załatwili dwóch kolejnych Bałhańczyków, ale Delta padł. Zdaniem Sary mogło być znacznie lepiej, ale i tak wygrywali. Było ich teraz troje, przeciwko rudemu. Teraz nie mogli przegrać - nie mogli!

Sara i Cortez spotkali się z Mallorym. Nie było jeszcze po ćwiczeniach, mieli coś do dokończenia. Jednak ich dowódca jako wyeliminowany, nie mógł już pełnić swojej funkcji. Sara nie planowała wcześniej pchać się na jego zastępcę, ale jakoś tak samo wyszło, że odziedziczyła po nim stołek.
W pierwszej kolejności poleciła zabrać całą amunicję poległych. Była to podstawowa zasada przetrwania - brać wszystko co przydatne, nie zostawiając nic przeciwnikowi. Teoretycznie możliwe było, że będą się ostrzeliwać z rudym aż nie skończą im się naboje... aż jemu się one nie skończą.
Potem ustanowiła szyk bojowy. Cortez na przedzie jak poprzednio, Sara za nim ubezpieczając, Mallory za nią osłaniając tyły. Ruszyli dalej całą trójką, w zwartym szyku, polując na pewną rudą mysz, która najwidoczniej schowała się gdzieś pod miotłą.

Przeszukiwanie zaczęli oczywiście od regionów, których dotychczas nie zbadali. Jeszcze przez kilkanaście minut łazili po killhouse, zanim znaleźli rudego. Siedział w pomieszczeniu B, teoretycznie zajmując pozycję obronną, co w praktyce oznaczało chowanie się za dużą drewnianą skrzynią.
Wychylił się na chwilkę, aby do nich strzelić. Nie trafił jednak idącego na przedzie Corteza, gdyż sam jednocześnie został nakryty ogniem i wpłynęło to na jego celność. Oni też go nie trafili, w dużej mierze z uwagi na osłoniętą pozycję rudego.
Sara dała szybko znać gestem, aby zaatakowali go flankami, a następnie pobiegła łukiem zachodząc przeciwnika z prawej strony. Ufała, że Mallory pobiegł na lewą, ale nie traciła czasu ani koncentracji, aby go sprawdzać. Cortez, zaś został po środku i ich osłaniał. Zanim zajęła pozycję do strzału, wymienił się ogniem z rudym, który jak widziała wychylił na chwilę czubek głowy i karabin. Musiał lekko oberwać po hełmie, ale nie dość mocno, aby wyłączyło go to z gry.
Wtedy to Sara zajęła już odpowiednią pozycję. Posłała rudemu krótką serię na korpus i zobaczyła jak ten padł na podłogę zdezorientowany. Leżał na boku przodem do niej, z dość niewyraźną miną i ruszył ręką w której trzymał karabin, w ostatniej próbie obrony. Sara była jednak szybsza, przycelowała w ochraniacz poniżej pasa i posłała mu krótką serię w krocze. W efekcie, Werfel jęknął głośno i zgiął się w pół, aż wystawiając cztery litery za drugi brzeg skrzyni.
Gdyby oberwał ostrą amunicją, leżał by teraz w kałuży krwi. Nic takiego jednak nie miało miejsca, skoro były to ćwiczenia z użyciem gumowej amunicji. Zamiast krwi, mógł jednak leżeć w kałuży czegoś innego. Sara z nutką nadziei zerknęła na nieprzytomnego rudzielca, czy czasem nie zlał się w gacie, ale niestety nic takiego mu się nie stało.
Dostrzegła za to, że Mallory zgodnie z planem zajął stanowisko po drugiej stronie pomieszczenia, choć teraz cała trójka dotarła już do jego centrum, aby nad nieprzytomnym rudzielcem pogratulować sobie zwycięstwa.
Wygrali! Nie tylko ten mecz, ale całe zawody killhouse!
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 19-07-2013 o 16:15.
Mekow jest offline