- Panie, czy ja… czy ja śnie? – wydukał z siebie niemało zaskoczony Viktor. Choć pewnym praktycznie był, że snem to nie jest, to jakoś była to pierwsza rzecz, o jakiej pomyślał. Chyba dlatego, że tak badzo oczekiwał znaku od swego boga. Dość szybko przyjął więc, że zastała sytuacja, owym znakiem jest.
- Sen? zaśmiał się ten -Nie. To nie jest sen. Wejdźcie i ogrzejdzie sie przy ogniu. Mróz nadejdzie na dniach, wiatr jest zimny. po czym cofnął się by was przepuścić.
Jeśli nie sen, to same krakanie kruka mogło tym znakiem być. A Viktor dobrze wiedział, co taki dźwięk mógł oznaczać. Większość ludzi rzekłaby krótko… nic dobrego. Nim wykonał krok do przodu, niepewnie spojrzał po podróżujących z nim kobietach, a sam rzekł do zakapturzonego. - Skąd zatem panie me imię znacie?- zapytał.
- Ty i ja znamy się długo. No, już już, idzcie do ognia odparł ten bo czym ruszył za drzwi rzucajac do was: -Wrócę za moment - Przypomnieć mi to spotkanie, jest jednak bardzo ciężko – odparł Viktor.
-Nie powiedziałem że się spotkaliśmy...lecz zę się znamy usłyszałeś jeszcze gdy rozpływał sie w ciemności na zewnątrz. - Nie wiem – szepnął Viktor, po czym spojrzał na dziewczyny. Jak zwykł, nic więcej nie dodał i trudno było określić, o co dokładniej mu chodziło. |