Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-07-2013, 23:26   #31
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Panie, czy ja… czy ja śnie? – wydukał z siebie niemało zaskoczony Viktor. Choć pewnym praktycznie był, że snem to nie jest, to jakoś była to pierwsza rzecz, o jakiej pomyślał. Chyba dlatego, że tak badzo oczekiwał znaku od swego boga. Dość szybko przyjął więc, że zastała sytuacja, owym znakiem jest.

- Sen? zaśmiał się ten -Nie. To nie jest sen. Wejdźcie i ogrzejdzie sie przy ogniu. Mróz nadejdzie na dniach, wiatr jest zimny. po czym cofnął się by was przepuścić.

Jeśli nie sen, to same krakanie kruka mogło tym znakiem być. A Viktor dobrze wiedział, co taki dźwięk mógł oznaczać. Większość ludzi rzekłaby krótko… nic dobrego. Nim wykonał krok do przodu, niepewnie spojrzał po podróżujących z nim kobietach, a sam rzekł do zakapturzonego.
- Skąd zatem panie me imię znacie?- zapytał.

- Ty i ja znamy się długo. No, już już, idzcie do ognia odparł ten bo czym ruszył za drzwi rzucajac do was: -Wrócę za moment

- Przypomnieć mi to spotkanie, jest jednak bardzo ciężko – odparł Viktor.

-Nie powiedziałem że się spotkaliśmy...lecz zę się znamy usłyszałeś jeszcze gdy rozpływał sie w ciemności na zewnątrz.

- Nie wiem – szepnął Viktor, po czym spojrzał na dziewczyny. Jak zwykł, nic więcej nie dodał i trudno było określić, o co dokładniej mu chodziło.
 
AJT jest offline  
Stary 22-07-2013, 16:07   #32
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Co było to było. Chłopina który wypadł z zarośli zaczął coś pojękiwać i tłumaczyć w swój dziwny okrężny sposób sytuację we wsi. W sumie Helvowi nie bardzo chciało się nadkładać drogi, ale wizja pieczystego na półmisku i zimnego piwska w kuflu, potrafiła czynić cuda. Musieli uradzić co i jak... no i co z tym tajemniczym czarownikiem ze wsi. Debata w ruinach zaszczanej farmy wzięła swój początek.

- Nie wiem jak wy, ale ja po tamtych dupkach w karczmie mam niedosyt. Idziemy wpierdolić czarownikowi? - Spytał Ragnar zerkając na resztę.

- Opóźni nas to co prawda... ale mam to w dupie. Ja mówię... by iść i utłuc dziada, a wy? - Helvgrim dołączył do Ragnara i wpatrywał się w resztę grupy.

- Nie zaatakował wieśniaków, a stanął w ich obronie. Warto sprawdzić po której jest stronie... - odparł Karl głaszcząc głownię stalowego młota. - ...i zawsze możemy go wykorzystać przeciwko orkom i wydać najbliższej świątyni Sigmara jak nie będzie miał papierka, lub wziąć sprawy we własne ręce.

- Głodnym - oświadczył Ogne ni stąd ni zowąd. - A ten ćwok mówi, że tam pomidory mają. Może by się wybrać i nieco prowiantu nazbierać, a przy okazji tego czarownika zobaczyć. Mnie się widzi, że on niegroźny skoro tych khornitów lał. Ale bym nie zaczepiał, chyba żeby go z daleka ubić. Taki musi wiele złota mieć przy sobie...

Norsmen już zapomniał, że przed zaśnięciem wzbogacił się o sporą sumę pieniędzy wydobytych z komina. Gdy chodziło o złoto, to mógł konkurować z krasnoludami. A w innych rzeczach z je przewyższał, ot we wzroście chociażby. Podrapał się po łydce, w którą właśnie coś go użarło. Pewnie pchła, jej mać. Znowu się zalęgły, więc nadchodził czas kąpieli. Aż się wzdrygnął. - Zakąchy do wódy też potrzeba. I samej wódki by się zapas przydało uzupełnić. W gąsiorze już dno widać...

Na potwierdzenie tych słów przechylił solidnie pojemnik i pociągnął spory łyk. Po raz kolejny kopnął kmiecia, delikatniej. - Ej, gadaj mi zaraz. Macie tam u siebie w tej wsi wódę? Okowitę? Gorzałę? Ten, wyrwany ze stanu błogiej nieświadomości momentalnie otworzył oczy i:

-Aaaaaaaaaaaaa. Ratunku, demony! Aaaa. wydarł się próbując uciekać na czworaka.

Gdy wszyscy skupiliście swą uwagę na czołgającym sie chłopie, jeden Helvgrim, kątem oka dostrzegł jakowyś ruch w pobliskim zagajniku, z którego to przybiegł spanikowany pierdoła.

- Patrzcie, coś tu lezie. - Helv wskazał swą uzbrojoną w młot ręką na zarośla. - Dobra, ukryj się w ruinach dziadu... ale już mi stąd! - Ryknał khazad i popędził chłopinę w stronę starego gospodarstwa.

- E tam, to pewnie jeszcze jedna taka łachudra jak ten - mruknął Norsmen.

Ragnar zaraz poważniej ujął topór i obrócił się w tamtym kierunku. Spojrzał uważnie na miśka, który obrócił się i też szykował do walki.


Z lasu zaś, powoli wyszedł powoli mężczyzna długim płaszczu i zakryty kapturem. Stanął pod jednym co większym drzewem, oparł się i zaczął w was wpatrywać.

Ogne usiadł na ziemi, tuląc do siebie na wpół pusty gąsior. Za bardzo nie pchał się do przodu, chociaż topór trzymał na podorędziu. Gdyby z krzaków wylazła jakaś maszkara, miał zamiar się bronić. Ale z krzaków wyszedł zakapturzony człowiek, co zaskoczyło Norsa. Przez myśl mu przeszło, że musi to być ów mag ze wsi, o którym bełkotał chłopina. Ogne rozluźnił się, wciągnał głęboko w płuca powietrze i spojrzał w kierunku zakapturzonej postaci, korzystając z niezwykłego daru, jakim obdarzyli go bogowie. Świat stał się szary, poprzecinany skomplikowanymi wzorami jarzących się i przelewających kolorowych nici. Ogne chciał dostrzec jak tajemnicze zawirowania zachowują się w pobliżu mężczyzny, czy i on sam emanuje jakąś aurą. To dałoby łupieżcy podstawy do ocenienia nieznajomego.

Ogne najpierw dostrzegł narastające światło. Z trudem opanował mdłości po czym jego dar zupełnie sie wyłączył, jakby chronił go przed samym sobą. Ogne zdał sobię sprawę że to ktoś wyrastający ponad jego rozumowanie. I raczej nie człowiek. Czuł się dziwnie zmęczony.

- Na dziób Tchara... Chyba czas spierdalać - powiedział nieswoim głosem do pozostałych. - Zostawcie go, to nie jest człowiek!

- A kim więc jestem, Ogne Stukillsonie? - usłyszał Norsmen donośny głos. Po nim rozległ się wesoły, o ile uszy łupieżcy nie zwodziły, śmiech. Co ciekawe każdy z obecnych słyszał głos ten w swym rodzinnym języku.

Ogne spojrzał na gąsior. Czyżby ta okowita miała jakieś uboczne działanie? Alkohol nigdy tak na niego nie działał. A może to przez to ucho, które nosił nanizane na sznurku jako naszyjnik. Może było magiczne? Tą niedorzeczną myśl szybko odrzucił, jako że nie dostrzegł wcześniej kolorowej aury wokół małżowiny. Podrapał się połamanym paznokciem po brudnym karku i popatrzył głupawo w stronę nieznajomego.

- Trzy cycki Schornaala! To gada! Tyś jest pradawnym magiem, strażnikiem owych ruin, któreśmy nieopatrznie zbeszcześcili- ni to stwierdził, ni zapytał.

Nawet ze stu metrów Ogne zdał sobie sprawę że osobnik przed dni bardzo stara się stłumić chichot. W końcu zaś ruszył on ku nic. Po parunastu krokach rzekł -Opuście broń, źle tak rozmawiać

- Ja tam się nie znam... ale młota nie opuszczę, chyba że na twój zasrany łeb... w ogóle to stój gdzie stoisz dziadu jeden. Jaki jest tu twój interes do nas, że podchodzisz jak do swego, co? - Helvgrim wymachiwał nerwowo młotem... co mu tu dziad jakiś będzie szyki psuł, a już se miał Helv pójść w krzaki na małe co nie co.

-Helvgrimie Torvaldur’ze Sverrisson, z Krak Azkahr, zawiodłem sie na tobie, ty, godny potomek swego klanu tak nieuprzejmie wita nieznajomego o przyjaznych zamiarach? odpał mężczyzna poważniejąc. Zatrzymał się kilka metrów przed wami.

- Znasz mnie? Ee...to nie jesteś nieznajomy, co? Przyjaciół i znajomych zawsze tak witam. - Khazad zaśmiał się nie szczerze, ciarki przeszły mu po plecach. Bał się tego co miał powiedzieć, a jeszcze bardziej odpowiedzi. - Powiedz. Jesteś zamrłym? Duchem przodków, że znasz me miano? - Było źle... khazadzi nie znoszą zmarłych, Helvgrim nie był wyjątkiem.

- Jestem Morr odparł chłodno nieznajomy...a gwiazdy jakby przygasły.

- He? - Sverrisson miał się zaśmiać, ale coś mu podpowiadało że może lepiej nie. - Tak masz na imię? Boś chyba nie Ten Morr, co? - Teraz Helv był w kropce, nawet bożek z brązu cofnął się w jelita.
 
VIX jest offline  
Stary 22-07-2013, 23:45   #33
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Mężczyzna uczynił jakowyś gest w powietrzu zaś oczy Helvgrima zapadły się w ciemność. Gdy po uderzeniu serca ponownie ujrzał świat, stał zdębiały. Wydawało mu się że mineło kilka godzin...które spędził ze swymi krewniakami, rozmawiając przy stole i radując się wesoło. Ostatnim co ujrzał nim świat przywrócił go na swe łono był ktoś baaardzo podobny do Valayi, próbujący dać mu cos do zrozumienia. Niestety co, umkneło jego uwadze. -Jestem Morr usłyszał ponownie.
- Odstąpcie kompania... to nie jest człowiek, ino ludzki bóg, widziałem... coś... wizję. - Helvgrim cofnął się z lękiem. - Ostrza opuście. Przyjmijmy go. Słuchajcie, dobrze radzę. - Helv znów zrobił krok w tył i spojrzał na kamratów. Gdzieś z boku zakrakał kruk.
Ragnar opuścił topór patrząc to na Helva to na “Morra”. Założył tarczę na plecy i zaczął uspokając Baragaza, który zachowywał się równie nerwowo.
- No dobra... - powiedział powoli góral - A z jakiej paki spotyka nas zaszczyt... eee... obcowania z tobą, o czcigodny?
-Uznałem że ciekawie was będzie...zobaczyć. odparł ów przybysz, z czymś co moglo wydać sie bardzo cichym chichotem. - Czy cos cie niepokoi Ragnarze?
- Znaczy ja mam pytanie odnośnie, twojej boże, jury... jurys... jurysdykcji. W sensie... my mamy umrzeć, kogoś mamy umrzeć czy niby zasnąć czy coś? I w takiej sytuacji... no my trzej przynajmniej podlegamy Gazulowi. Bo ja naprawdę nie sądzę, abyście się, boże, fatygowali taki kawał drogi ze swoich włości coby się z nami spotkać. Nie żebym mówił co wam wolno, czy nie wolno, no ale to mi się po prostu... we łbie nie mieści. - Ragnar wyrzucił z siebie potok słów.
Prawdę powiedziawszy prawie zbaraniał ze zdziwienia. No bo w sumie... czemu nie miałby wierzyć Helvowi. Ale z drugiej. Krasnolud był po prostu zmieszany. Jego niedźwiedź też nie wyglądał na pocieszonego, ale nie wiadomo czy to z powodu zachowania właściciela, czy też z powodu obecności siły wyższej.
- Ehhh. Ragnarze Ragnisonie. Ragnar usłyszał dudniący głos....gdy na miejscu Morra zobaczył brodatego krasnoluda ubranego w ciemne szaty -Ragnarze Ragnisonie. Czyżbyś za mną tesknił?. Ubrany w czarne szaty krasnolud roześmiał się, zaś zza misia zawturował mu gloś poprzedniego przybysza... który właśnie dokarmiał go jakowymś mięsem.
Aż Ragnara zgięło i powaliło na kolana z szacunku do Bogów Przodków. Na twarzy miał teraz piekielnie głupią minę.
- Eee... - to wszystko co zdołał wypowiedzieć Ragnar.
W jakiejś hali, kaplicy, świątyni... w wizji... ale tutaj w głuszy, znienacka pojawienie się Boga Przodka i jego kolegi po fachu ze strony ludzi, sprawiło że Treser nie był w stanie zachować ani kszty dostojeństwa.
- A więc? Masz jakąs sprawę że sie o mnie dopytujesz? spytała postać w czarnej szacie. - Czy tylko dziwisz się mej nieobecności tonem niezobowiązującej pogawędki?
Ragnar próbował coś powiedzieć, ale mu słowa uwięzły w gardle i ostatecznie po prostu zwiesił głowę wpatrując się gdzieś w swoje stopy nie mając odwagi spojrzeć na Gazula.
- Ja po prostu nie pojmuję co się dzieje. - wydukał w końcu.
- Oj juz dobrze, nie przejmuj sie tak...kiedys się dowiesz, albo i nie, zobaczymy. Rób swoje i wszytsko będzie jak trzeba. Nie zawsze wszytsko da się zrozumień, niestety. A rzadko od razu. Tak czy inaczej błogosławię ci. Czy ktoś chce o cos spytać, skoro już tu jestem? spytał rozglądając sie po wszytskich.
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 23-07-2013, 07:09   #34
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ogne siedział na ziemi i nie odzywał się już wogóle. Za bardzo nie miał nic do powiedzenia, a świadomość tego, że ich rozmówca jest jakimś bogiem, doszczętu go ogłupiła. Poza tym po co miał z nimi wszystkimi rozmawiać, skoro to i tak nie byli jego bogowie. W końcu jednak zdecydował się zapytać, ośmielony zachętą ze strony Morra.
- To coś w tej wódce, prawda?

“Krasnolud” ruszył ku niemu. Wyciągnął z jego zdrętwiałych dłoni bukłak, stuknął w niego dwa razy palcem, po czym napił się solidnie. Spojrzał na Norska. -Okowita jest całkowicie zwykła. po czym wręczył mu z powrotem pełny pojemnik. Morr tylko wzruszył ramionami.

- Na krew Kharnatha! Cud! - Ogne padł na twarz przed krasnoludzkim bogiem i zaczął mu bić pokłony. Odsupłał z szyi wykonany z ucha wisior i bojąc się spojrzeć na twarz boga, położył naszyjnik u jego stóp. - Przyjmij to jako dar wotywny Panie.
- Tak tak, błogosławię tobie również. odparł Gazul lekko zdziwiony.

Cyrulik miał się wycofać do właściwego obozu sprawdzić czy nikt nie podchodzi ich od tyłu kiedy usłyszał jak najbardziej dziwny odgłos zwany mową... wyraźną... od postaci która była ku jego zdziwieniu sto metrów z groszem od nich. Trzymając dłoń na młocie zaczął się rozglądać wokoło. Magia ino. Myślał, starając się znaleźć jakieś wyjście, ale jedyne co mu przyszło do pustkownicy była obserwacja.
Ostatecznie, nie rozumiał nic. Bogowie, zdecydowali się im objawić i to było coś czego nie rozumiał i nie pojmował. Stał więc zbaraniały przyglądając się całemu zajściu z boku w pewnym momencie decydując się odwiesić młot.
- Mój Panie.. - zdecydował się w końcu powiedzieć Karl nie wiedząc czy ma do czynienia z bóstwami, czy padł ofiarą podstępnych demonów - ..Pan wybaczy, ale chłop który powiadomił nas o Was, zdawał się przerażony, o przekleństwie mówił..
- Khornici zmarli. Przekleństwo mówisz? Zwij to jak uważasz odparł mu ludzki przybysz, ochładzając gwałtownie głos.
- Jaśnie Pan wybaczy, moje niedopowiedzenie. Chłop mówił, że ino jak w oczy Panu spojrzał miał takowe wrażenie że... to jego przekleństwo dotknęło. - odpowiedział cyrulik czując się nieswojo.

Helvgrim do tej pory stał jak zbaraniały, po chwili padł na kolana z poczucia majestatu, wiedział że to nie żadne czary lub wizje podstępne. Tak czuł i wierzył własnym zmysłom. Co powiedzieć, nie wiedział, ale po chwili i on odzyskał język w gębie. Każda sytuacja, nawet taka była warta by ją wykorzystać... zatem wstał i otrzepał kolana.
- Gazulu... powiedz. Odnajdę kiedyś ojca i drogę do Azkarh? To wiedzieć jeno chcę, o więcej nie śmiem prosić. -
- Spotkasz ojca, jak i Azkarh zobaczysz, lecz nie będzie to ani teraz, ani szybko, ani tak jak mógłbyś sądzić. Zaprawdę ujrzysz ich nim umrzesz, na dobre czy na złe. Lecz strzeż się, gdyż los odnajdzie cię u stóp czystych gór, gdy odbicie księżyca pochłonie wodę. Wtedy umrzesz, zwracając życie temu który żyje lecz go nie ma.
- Twe słowa są dla mnie zagadką, ale takie pewnie miały być. Ciesze się że choć raz jeszcze zobaczę dom i rodzinę. To znaczy dla mnie więcej niż honor i całe złoto świata. Dziękuję raz jeszcze Gazulu, Panie Podziemnego Królestwa. - Cóż więcej mógł powiedzieć Sverrisson? Pochylił głowę, wsparł ręce na swej broni i czekał dalszych wydarzeń.

Widząc postawę Helva, Ragnar zebrał się w sobie i w końcu powiedział.
-[i] Czcigodny... ja chcę zapytać o cele naszej podróży. Co nas czeka w Wielkich Twierdzach? I czy zdołamy dotrzeć do Zorn? Co tam znajdziemy?
- Co na was czeka? Zielonoskórzy. A czy dotrzecie zależy od was, los w tym względzie jest płynny, zależeć to będzie tylko od Was i od innych. Więcej na ten temat nie mogę Wam powiedzieć odprał Gazul. - Wiedzcie jeno że dobrze czynicie idąc tam. Jest to potrzebne.
 
xeper jest offline  
Stary 23-07-2013, 09:15   #35
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Korgan na początku przypatrywał się postaci wychodzącej z lasu, wcześniej wysłuchawszy historyjki człeka. Jakoś nie wydawała mu się ani historyjka ani postać prawdziwa. Jednak Morr - jak się przedstawił ów osobnik - znał ich imiona, lekko niepokojące. Później do niego dołączył również Gazul, co jeszcze bardziej zaciekawiło zabójce. Pomilczał chwilę, pomyślał i zaśmiał się głośno
- Taa... gadające drzewa, śpiewające kamienie... elfie chędożenie. Nie wiem kto robi wam z głowy takie łajno, ale przecież to możliwe nie jest że Morr zszedł i z nami gada. To czary jakieś są i to każdy wiedzieć winien - spojrzał się na krasnoludzkich braci - Przecież dobrze wiecie że to nie jest możliwe gadać z Gazulem. - zakończył po czym podszedł spokojnie do Morra i robiąc zamach walnął go pięścią w brzuch.
- Czy cię pierdyknęło w ten obstrzyżony czerep?! - zakrzyknął Ogne, gdy zobaczył co zabójca zamierza. Oczywiście, nie miał jakichkolwiek szans aby go zatrzymać, albo utrudnić przeprowadzenie samobójczego ataku na Morra. Poza tym miał świadomość, że gdyby się wtrącił to dostałby z pewnością po głowie od krasnoluda-wariata. Tacy nie byli normalni i Korgan właśnie to udowadniał. Machnął pełnym gąsiorem. - Nie przemawia to do ciebie?
Helvgrim dostrzegł kątem oka co się dzieję, ale było za późno by reagować. Zresztą, zabójcy chodzą własnymi ścieżkami, jeśli tak chciał zginąć, to jego sprawa, a może i racja. Być zabitym przez samego boga to była chwalebna śmierć, nie ważne w jakich okolicznościach. Sverrisson jednak jakby ruszył się, wysunął rękę która nie miała szans chwycić Korgana, ale cofnął ją zaraz. To nie była sprawa Helva by się wtrącał.
Korgan ruszył pędem, zamierzając się pędem. Gdy dotarł na trzy stop do swego celu zatrzymał się w bezruchu po czym bez świadomości opadł na ziemię z rozkrzyżowanymi rękoma. Po dwóch uderzeniach serca otworzył oczy. Ze świadomością że był martwy...i dostał w darze drugie życie.
- Sie wam tak łatwo nie dam, suczesyny - odpowiedział z wysiłkiem, po czym zaczął wstawać - Diabelskie sztuczki, czego chcecie? - zapytał
- Dokłądnie tego co rzekłem....zobaczyć Was. Nie będziemy cie dłużej meczyc skoroś nierad nasze wizycie Korganie. Kiedy umrzesz ponownie, spotkamy się znowu. PO tych słowach obaj rozpłyneli się w powietrzu.
- Niedoczekanie... - syknął po czym splunął na ziemie. - Poszli se, więc co teraz? - zapytał towarzyszy
- Na zgniłą brodę Neiglena! Cożeś zrobił? Poleźli sobie przez Ciebie! - wrzasnął na krasnoluda Ogne. Był zafascynowany spotkaniem z nieznajomymi i wierzył, że byli tymi za kogo się podawali. Dla prostego umysłu Norsmena było to coś fascynującego. Żałował, że nie pojawił sie żaden z jego bogów. Chociaż wówczas to spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej...
- Jeszcze mi będziesz dziękował za to. Ktoś chyba chciał się z nami pobawić i nastraszyć tworząc te zjawy - odparł już spokojniej krasnolud
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 23-07-2013, 11:01   #36
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Robert jak rzekł, tak też postąpił. Pogoda dopisywała bowiem słoneczko mocno świeciło, ludzie nie zawadzali i nie wchodzili rycerzowi w drogę a on mógł w ciszy i spokoju pokontemplować. Zajęty swoimi myślami, nie zauważył nawet jak przechodził koło stawu, w którym to wieśniaczki prały gacie swych mężów. Woda przemoczyła ich ubranie tak, że koszule przyklejone były do ich wielgachnych piersi, a te z pożądaniem spoglądały na rycerza. Ten jednak, szedł nie zwracając uwagi na takie drobiazgi. Bieda, ubóstwo które Robert widział trochę przejęły młodzieńca, lecz nie zdziwiły bowiem widział u siebie w Bretonii wsie w jeszcze większej nędzy i rozpaczy. Jego rodzina na szczęście mogła powiedzieć, że ten los ich ominął. Ojciec choć rządził twardą ręką, to ani jemu ani poddanym nigdy nie zabrakło chleba. Nikt nie miał pustego gara, czy musiał zimy spędzać na dworze zamarzając. Tak, to musiał przyznać ojcu. Umiał dbać o swoich poddanych, choć nie rzadko karał ich czy zapędzał do roboty ale wiedział, że tylko tak jego ziemie będą żyzne i urodzajne.
Wojna, Chaos nie oszczędziła nikogo i tylko...nie dokończył myśli bowiem cichy szloch przerwał jego rozmyślania.
Żeński płacz, zmieszany z łkaniem. Ból...Robert wyczuł w tym wszystkim ból jeszcze, więc niewiele myśląc sięgnął po miecz. Pierwsza myśl: zbójcy. Rycerz stawiał małe kroki, dzierżąc oręż w pogotowiu co by wymierzyć karę bandytom, napadającym na bezbronnych. Nasłuchiwał a potem wybiegł z krzaków, w których się przyczaił. Już myślał, że będzie ciął i rozłupywał łby bandytom gdy jego oczom ukazała się niewiasta. Leżała na drodze, trzymając się za kostkę nogi. Płakała z bólu. Miała długie ciemne włosy, opadające jej aż za ramiona i coś w oczach. Zielone oczy, załzawione, lecz nadal piękne. Twarz o dziwo nie zniszczona przez pracę na polu, choć ręce i nogi, dostały trochę w kość. Zielona, długa suknia była już poniszczona a stopy poranione, zapewne przez stąpanie boso po kamieniach.


Rycerz schował miecz do pochwy i podszedł powolnym krokiem. Dziewczyna spoglądała na nieznajomego ze strachem w oczach, jakby nie wiedząc, czego oczekiwać po rycerzu.
- Nie bój się - zaczął Bretończyk - Robert z Carcaasone jestem. Usłyszałem płacz i wybiegłem bom myślał Pani, że to jacy zbójcy. Widzę jednak, że sprawa jest dość przyziemna. Jak Cię zwą Pani ?

Dziewczyna zamrugała swoimi oczami i odpowiedziała:
- Jasmine, źle stanęła i chyba skręciłam kostkę

Rycerz podszedł bardzo blisko do dziewczyny i uklęknął przy niej. Sprawdził, delikatnie dotykając zranionego miejsca, i faktycznie dziewczyna skręciła kostkę.
- Skąd jesteś ? - zapytał i dostał odpowiedź
- Z tej wsi, o tutaj, tej w pobliżu - wskazała na miejsce skąd Rycerz przybył
- Dobrze. Złap mnie mocno za szyję, zaniosę Cię - i jak powiedział tak też uczynił
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 23-07-2013, 17:19   #37
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Cyrulik pokiwał tylko głową z namysłem. Może i byli to bogowie, choć nigdy nie słyszał by zstępowali na ziemię i kroczyli wśród ludzi, a jeżeli to skąd mogli by wiedzieć czy nieznajomy którego kiedy spotkają to bóg jest czy nie. Mogli to być i demoni, choć nie wiedział wtedy dlaczego żyli. Tak, czy inaczej, patrzał w miejsce gdzie tak niedawno stali przybysze w osłupieniu. Jeżeli ich bogowie mogą być wśród nich... to znaczyło że inni również? Potrzebował rady kapłana... takiego co by go nie uznał za wariata, a o to mogłoby być trudno.

Jakby to była jakaś niespodzianka znów zaczęło padać....

Ogne podniósł się z ziemi, z miejsca w którym siedział i podszedł do wciąż leżącego w błocie kmiecia. Po raz trzeci tego wieczora poczęstował go kopniakiem.
- To ten co tu przed chwilą stał, wyszedł z chaty i rozprawił się z bandytami? A ciebie przeklął? - zapytał pochylając się nad wieśniakiem.
- Co co?Ten co z krzaków wyszedł? Ten to, no. Ale panie, co? Bo ja chyba zasnął wystękał z siebie chłopina dość nieskładnie.
- Módl się do Morra o sny spokojne i jego błogosławieństwa szukaj, a i demony powinny odpuścić.. - odparł tylko Karl na wyraźne nierozgarnięcie chłopa
- Coo? Demony? Gdzie, jak demony? Demony? dopytywał się coraz płaczliwiej by w końcu z dzikim wrzaskiem przerażenia rzucic się w najbliższe krzaki.
- Kurwa, czekaj łamago! - wydarł się za nim Ogne. - Do tej waszej zasranej wsi to którędy droga?

W oczach imperialisty chłop był straconym przypadkiem, ale mimo wszystko rzucił się za nim w pogoń. ~“Cholera, sługa imperium, a drze się jak kobieta z wysokiej dzielnicy miejskiej widząc zarzynanego prosiaka...”~ Chłop nie biegł zbyt sprawnie ale i Karl miał chyba zły dzień, gdyż dostawszy skurczu mięśnia zgubił go zaraz za pierwszymi krzakami.

Po chwili wrócił do obozu przeklinając, widocznie nie dane mu było go złapać.
- Niedługo świt, chłop biega jakby go diabli parzyli. Lepiej ruszajmy w drogę.. nic tu po nas.
- Kontynuujemy ku górom czy zahaczymy o wioskę? - w głosie Norsa brzmiała nadzieja. Chciał zdobyć jakieś pożywienie i może jakieś łupy.
- Głodnym iść nie będę - odparł krasnoludzki zabójca - Powinniśmy wejść do tej wioski i zabrać jakieś jedzenie.
- Ide się spakować, może uda nam się coś zarobić po drodze uzupełniając zapasy.. - powiedział tylko zanim ruszył w kierunku namiotu który zostało mu złożyć. Chwila zaledwie na poukładanie myśli. Przecież to co tak niedawno się wydarzyło, nie mogło być prawdą. Zwidą, męczeniem zapewne, lub snem na jawie.

Bogowie zniknęli... chłopina uciekł... znak to był że czas ruszać dalej.
- Aye. Ruszajmy do wsi. Zobaczymy co tam się święci, odpocząć możemy i dalej w drogę. Orki same się nie zabiją za Wurmgrube. Trza nam tam być za dni kilka.
Na słowa Helva Ragnar skinął tylko głową i pogłaskał po łbie swojego niedźwiedzia. Trudno było mu się otrząsnąć z tego spotkania. Trudno mu było w to uwierzyć. Pewnie jutro będzie mu się wydawało że to był sen.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 23-07-2013, 21:37   #38
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Okoliczności przyrody sprzyjały kontemplacjom nad sensem życia, urozmaicanym co jakiś czas kolejnymi łykami wody ognistej, bez której elfka nie wyobrażała sobie swojej egzystencji. Trunek koił nerwy, rozluźniał. Może i nie likwidował problemów, lecz skutecznie pozwalał o nich zapomnieć i to było ważne. Od niechcenia przekręcała głowę z lewa na prawo, podziwiając skąpaną w słońcu osadę, oraz szemrzący strumyk po drugiej stronie drzewa. Istna sielanka.
Jakże to? Sielanka. Oczywiście rzeczywistość musiała o sobie dać znać. Bo niby jakże to. Butelka pękła...a po chwili drugi kamień musnął czoło elfki.
Zdusiła cisnące się na usta przekleństwo i szybkim rzutem oka starała się zlokalizować dowcipnisia, który śmiał zakłócić jej to piękne popołudnie. Skierowała wzrok w dół, rozglądając się pod sobą, sięgając w międzyczasie po łuk i strzałę, ot profilaktyka. Profilaktyka jeszcze nikogo nie zabiła. Do czasu.
Miedzy krzakami, nad rzeczka elfka dostrzegła niziołka, właśnie przymierzającego sie do kolejnego rzutu. Chyba niziołka. No niski był w każdym razie.
Nim natręt zdążył ponownie rzucić w nią kamieniem sama posłała w niego pocisk, tyle że użyła do tego łuku. Celowała w ziemię tuż obok stóp kurdupla. Pierwszy strzał zawsze jest ostrzegawczy, o ile przeciwnik nie wykazuje zbytnio morderczych zamiarów. W przeciwnym wypadku honor pozwalał oddać strzał ostrzegawczy od razu w głowę.
Niskie coś...znaczy ktoś..istota owa odskoczyła zaskoczona i potknąwszy się wpadła do strumyka. Następnie młócąc nogami poderwała się i rzuciła biegiem do pobliskiego lasku.
- I tylko strzały żal... - Nemeyeth z rezygnacją poczęła gramolić się na dół. Strzały na drzewach nie rosną, a w walce ów ostatni pocisk mógł uratować jej życie.
Zszedłszy na ziemię elfka zachwiała się i przewróciła. Stanęła bowiem na jakowymś stworku, padalcu konkretnie. Walnęła całym swoim bokiem o drzewo. Coś chrupnęło..na szczęście to było drzewo, widać nadpróchniałe, gdyż pod niewielką wagą elfki zaczęło sie przechylać.
Słysząc trzask serce elfki zamarło. W pierwszej chwili pomyślała że w ten oto haniebny sposób straciła kolejną część i tak wątłego zapasu alkoholu. Szczęśliwie było to tylko głupie drzewo. Nie roztrząsając dłużej tego problemu spojrzała z ciekawością pod nogi. Nie było tam nic ciekawego poza rozdeptanym padalcem. Wtedy usłyszała odległy lecz głośny grzmot.
Burza...jeszcze tego brakowało. Zadarła łeb do góry, z wyrzutem spoglądając w coraz szybciej ciemniejące niebo. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? Zrezygnowana jeszcze mocniej podeszła do miejsca w którym utkwiła strzała i poczęła wygrzebywać ją z miękkiej ziemi, starając się nie złamać drzewca.
Strzała wyszła bez problemu...razem z jakąś czerwoną wstążką w którą się wbiła....
Zaintrygowanie zajęło miejsce rezygnacji, gdy elfka próbowała wyciągnąć ową wstążkę. Ta nie chciał wyleźć, początek szedł opornie ale reszta? Już niespecjalnie. W końcu niczym dojrzałą bulwę wyciągnęła...sakiewkę. Jedwabną, wyszywaną sakiewkę zaplątaną w długą czerwoną wstążkę.
Nie widząc w tym nic złego zajrzała do sakiewki, rozplątując czerwone sploty.


Po chwili na jej dłoniach rozjaśniły się kamyczki.
Elfka podrapała się po głowie, jako że za cholerę nie znała się na kamieniach to pojęcia zielonego nie miała co właśnie spadło na jej rękę. Czy były to kawałki szkła, czy drogie kamienie? Pies to jebał, ważne że będą się ładnie komponowały z resztą trofeów, które z taką pieczołowitością zbierała w swej sakwie. Zadowolona wsypała zawartość z powrotem do woreczka i schowała go za pazuchą. Raz jeszcze zajrzała do dołka, z którego wyciągnęła niespodziewany skarb. A nuż jeszcze coś się uda znaleźć. Dołek był pusty, gdy elfka zaglądała do niego właśnie zaczęły napełniać go pierwsze strugi spadającego deszczu.
Chcąc nie chcąc skierowała się do karczmy. Myśl o kąpieli poprawiała jej humor, nawet towarzystwo reszty przestawało być takie niekomfortowe.
Wszystko lepsze od deszczu.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 24-07-2013, 05:20   #39
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Dziwne zwyczaje panujące w Imperium były dla Rupperta obce. Nie wiedział dlaczego ktoś nie może uszanować jego tradycji. Skoro jednak ten buraczany rycerzyna z Bretoni nazwał go obcym, to ... to w sumie nic. Ruppertowi w zupełności to nie przeszkadzało. Nadal miał zamiar być dla wszystkich miły i traktować ich równo. Tak jak nakazywały jego zwyczaje. Mimo wszystko od czasu do czasu zerkał ukradkiem na tę guślarkę. Nie podobała mu się. Magia jest czymś złym i wszyscy magowie tak samo. Dodatkowo sam mędrzec z "Głębokiego wschoda" bał się tej dla niego niepojętej sztuki. Kiedyś spotkał tutaj - w Imperium maga. Był bardzo miły. Nie obrzucał go kamieniami jak inni, ani nie odmówił, gdy kitajec podał mu butelczynę z ognistym trunkiem. Nawet podziękował. Był bardzo miły. Jednak gdy tylko Ruppert dowiedział się kim jest, momentalnie nabrał dystansu. Tym bardziej, że miał czerwone włosy, na które dotychczas mędrzec uwagi nie zwracał. Czarokleci miłujący krwisty kolor to najpaskudniejsi z czarowników! Tak zawsze powiadał! Okrutni i bezwzględni i łatwo się denerwują. Bardzo źli, bardzo! Ruppert jak widać był bardzo spokojny. Widział go to żeby broń wyciągnął? Nie. W ogóle nie widać żeby jakąś broń przy sobie miał. Chociaż w sumie nigdy nie wiadomo co na wózeczku jest pod jego obwiązanym łańcuchem kocykiem.

Gdy cała reszta drużyny poszła do pokoju, mędrzec wyszedł z oberży biorąc ze sobą spory zapas resztek ze stołu. Nie wracał długo. Bardzo długo...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 24-07-2013, 17:54   #40
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
W małym niebiałym domku.

Wesoło buzujący w chatce ogień kusił, szczególnie gdy alternatywą pozostawał deszczowy las. Miriahia nie bardzo wiedziała co myśleć o niepokojącym nieznajomym i zaskakującej wymianie zdań między nim, a Viktorem. Teoretycznie sami chcieli się tu wprosić, a jeżeli mężczyzna stanowił zagrożenie to wybór jaki im pozostawiał był tylko pozorny. Poza tym w lesie czyhały na nich także inne niebezpieczeństwa, a trudno byłoby go nazwać schronieniem, przed osobnikiem, który musiał doskonale znać te tereny. Trudno...
-Zostajemy...- stwierdziła niepewnie widząc pytający wzrok akolity, który raczej nie kwapił się do podjęcia decyzji.

Usłyszawszy Miriahie, Viktor przeniósł jeszcze wzrok na Nastasze. Chłopak nawet jakby miał inne zdanie, od dziewczyn, pewnie nawet by się nie sprzeciwił. Może jednak z czasem nabierze większej pewności siebie...

Ciszę panującą między nimi, co chwilę przerywały grzmoty. Deszcz i przejmujące zimno, panujące na zewnątrz, a także mokre ubranie, sprawiły, że dziewczyna postanowiła zignorować zwykłą ostrożność i powoli ruszyła w stronę ognia, rozglądając się po pomieszczeniu.

Była to średnich rozmiarów chatka. Na ścianach wisiały skóry, w sporym palenisku płonął wesoło ogień. Gotowała się na nim zupa. Na stole leżały rozłożone papiery, po kątach i meblach zaś ubrania i zwyczajowo obecne w każdym domu elementy.

Miriahia usiadła przy samym palenisku, na podłodze i zdjęła przemoczoną pelerynę. Położyła ją obok siebie, mając nadzieję, że woda choć trochę wyparuje i grzała się, wyciągając dłonie nad ogień. Jednocześnie czekała na reakcję swych towarzyszy.

Nastasza spojrzała na rozmówców, jej wzrok padł na chatę rozejrzała się. Na stwierdzenie że wchodzimy, szukała oznak czy aby mężczyzna jest samotnikiem w tej chacie czy spodziewać się ma kompanów. Ogień jak ogień ciepły i kuszący lecz w Kislevskich lasach było gorzej a i wytrzymać się dało. Przystanęła chwilę w progu. Sprawdzała również czy gdzieś jest jakaś broń na widoku i ewentualne drogi ucieczki.

Broni nie było widać. Drzwi były jedne. Chatka wyglądała cicho i spokojnie.
Nastasza rozejrzała się i na pierwszy rzut oka spokój i ciepło zachęcało do wejścia. Lecz nie dla niej. Poukładane, pusto i żadnych oznak czym się trudni ów mężczyzna mówiło że coś jest nie tak. Naczynia wskazywały na samotny tryb życia. Więc stroni od ludzi, nie sprasza znajomych, czy przyjaciół. W trójkę powinni dać sobie radę nawet z rosłą posturą. Wolała jednak spocząć przy chacie. Przynajmniej tak powiedziała. Jednak zamierzała znaleźć nieduże drzewo i tam się ułożyć. Deszcz nie deszcz a piorun prędzej trafi w wyższą chatę lub drzewo niż w niższe.

- Dziękuję ale jeżeli mogę to spocznę tutaj. Nie lubię schadzek, poza tym, za ciepło było by mi w środku. – I spojrzała jeszcze raz do izby.

Żadnych ziół jak na odludka przystało, grzybów czy mięsa z dzikiej zwierzyny. Może i gotowała się strawa na ogniu ale nie wiedziała co tam za skład dodał gospodarz i nie chciała sprawdzać. Zostawiła swych kompanów w środku i ruszyła ku okolicznym drzewom gdzie zagrzebała się w dziupli. Jej kompani spożyli zupę i poszli spać, nie niepokojeni powrotem gospodarza. Właściwie zupełnie zapomnieli o jego istnieniu, a może raczej majaczyło to na granicy znanych faktów lecz nie zwracało ich uwagi.

Obudzili się rano. Ich gospodarza dalej nie było. Właściwie chatki też nie. Obudzili się, wyspani i najedzeni w ruinach starej spalonej chatki, zarastającej krzaczorami już któryś rok. Nastasza spała w dziupli starego drzewa, parę kroków dalej. Padały płatki śniegu…


Lejbbrygada mała wiocha.

Noc nie była szczęśliwa dla Rose. Dar Morra, sen, był dziś wyjątkowo mocny. Obudził ją dopiero cios w policzek. Ból rozszedł się po jej twarzy. Z trudem odzyskała zdolność wyraźnego widzenia. Przywiązana była do drewnianego słupa, skrępowana tak za ręce jak i nogi. Po jej policzku spływała krew. Przed sobą dostrzegła lustro…była naga.

http://handcuffedgirl.com/media/imag...a-basement.jpg

Tu kończy się twój czas usłyszała, koncentrując swój wzrok na człowieku który ją uderzył. –Czas poczuć ból.


******

Robert odprowadził zbłąkaną dziewuszkę do domu, gdzie radośnie przyjęli go jej rodzice. Spożywszy razem posiłek, wypytywali rycerza kim jest, co tutaj robi i ogólnie przyjęli go względnie ciepło. Następnie udał się do karczmy by zastanowić się co dalej. Z dzieweczka umówił się na dzień następny na spacer. Z ciocia przyzwoitką oczywiście. Wychodząc z ich domu, w cieniu opodal, dostrzegł sylwetkę jakiegoś mężczyzny, który znikł szybko gdy został zauważony. Robert wrócił do karczmy.

*******

Nemeyeth siedziała we wrzącej kąpieli. Balie ustawiono w osobnym pomieszczeniu, dobrze oświetlonym ale niezbyt przestronnym. Woda, dolewana przez służąca była gorąca. Odpoczywała, obmywając ciało i relaksując się.

*******

Ruppert przysnął na drzewku, co nie udało się elfce. Odpoczął na łonie natury i posilił się zgodnie ze swym zwyczajem. Zrobiło się mu raźniej. Obudziły go pierwsze płatki śniegu oraz rozmowa pod drzewkiem. Co zapamiętał? –I wszyscy umrą, a my będzie bogaci. Nie okazywać łaski, fagasy jedne

Brygada Miś

Ruszyliście przez las. Droga była właściwie spokojna. Poza jednym drobiazgiem. Zorientowaliście się dopiero po chwili. Zabójca który wam towarzyszył jakoś się zmienił. Włosy, odrośnięte w chwilę, sięgały mu do ramion, czego sam on nie zauważył. Poza tym było całkowicie normalnie. W wiosce zdobyliście żywność i gorzałkę, choć podłej jakości. Po kilkugodzinnym pobycie udaliście się w dalszą drogę. Zaczął prószyć śnieg. Przed wami, na drodze, widać było koleiny pozostawione przez wozy, raczej świeże.

 

Ostatnio edytowane przez vanadu : 24-07-2013 o 18:36.
vanadu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172