Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 00:07   #101
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
post zbiorowy

Podjęli decyzje. Plan był ułożony. Teraz pozostała najniebezpieczniejsza jego część. Wykonanie.

Egzekutorzy obstawli klapę, gotowi zadziałać, jakby tylko coś z niej wylazło. Danny przyszykował pierwszą pułapkę. Vin wraz z dowódcą GSRów rozstawiają wszystko. Na dachach dachu sąsiedniego budynku rozlokowano dwóch snajperów z nabojami zapalającymi, od frontu za ckmem zamontowanym na dachu wozu zasiadł kolejny GSR i czterech innych członków Grupy Szybkiego Reagowania z automatami.
Saperzy sprawnie zainstalowali ładunki tak by na wybić dziury w piwnicznych ścianach, celem wpuszczenia słonecznego światła, a kilku GSRów powybijało szyby w piwnicznych okienkach. Reszta żołnierzy i policjantów utworzyła duży kordon wześniej ewakuując ludzi z pobliskich budynków. Przez radio dowódca Grupy Szybkiego Reagowania poinformował i ściągnął straż pozarną uprzedzając o planowanym pożarze kontrolowanym. Żagiew znlazał na górze spore zapasy alkoholu - głownie mocnej whiskey oraz benzynę w schowku przy generatorze prądotwórczym. Pierwsza część planu przebiegła bez probemów.

Daniel, Vannessa i Żagiew od “cieczy” o imieniu Teddy, zaczili się w holu, kawałek od piwnicy. Tutaj, niestety, egzorcysta nie będzie w stanie tak bezpośrednio zadziałać na potencjalne zagrożenie, ale z drugiej strony jest bezpieczniejszy.
Sinclair jest w pierwszej ilini. Czeka na moment, w którym klapa zostanie zniszczona i droga do Rzeźnika z Edenburga zostanie otworzona.
Uzbrojony w zapalającą amunicję Fox stoi na zewnątrz, w cieniu wozu bojowego Grupy Szybkiego Reagowania. Również w drugiej linii, gotowy wlączyć się do akcji, kiedy coś ich do tego zmusi.

Trzymają się planu.

BUM!

Eksplozje w piwnicy są sygnałem, że maszyna poszła w ruch. Sinclair czuje łomotanie serca, kiedy pył i gruz podnoszą się w górę. Czas zdaje się rozciągać, niczym gęsty syrop. Widzi GSRów wrzucających do powstałego otworu granaty, koktajle mołotowa, flary. Pod stopami Sinclair wyraźnie czuje wibrację wybuchów. Widzi pył i ogień buchający ze środka.

Dla Daniela jest to sygnał. Probuje zrobić coś, co nie do końca jest domeną egzorystów lecz bardziej wiedźm czy nekromantów. Znaleźć cel w krypcie, związać go, wywabić na zewnątrz. Ale, niestety, nie udaje mu się. Wyczuwa jedynie rozdarcie Całunu - wszędzie wokół niego panuje w tym nienazwanym świecie totalny chaos. Harmider, w którym egzorysta nie jest w stanie wyczuć tej wlaściwej aury, namierzyć cel.
Czwórka GSR-ów - siepaczy i dyżurni egzekutorzy i Sinclair czekają. Czeka też Fox i Teddy na zewnątrz. Czeka Vannessa.
Ale nic się nie dzieje.
Mimo, że GSRrzy wrzucają do wyrwanej klapy jeszcze kilka “niespodzianek” nie słychać żadnych krzyków, ani nie wybiega z zadymionej jamy żaden rozszalały nekrofenomen. Plan zaczyna się psuć, a oni muszą szybko podjąć jakąś decyzję.

Sinclair odczekał jeszcze chwilę z ostrzem wycelowanym w stronę ziejącego oparami otworu niczym pika naprzeciw pędzącej konnicy. Nic nie wypełzło. Czas upływał. Jego egzekutorski szał bitwewny, nawet wzmocniony miksturą Vanessyi nie będzie trwał wiecznie. Nie było na co czekać.
- Osłaniać mnie dzieciaki, schodzę tam. - Naciągnął pożyczoną od GSRów maskę na twarz, ruchem, który w połączeniu z widokiem claymora, do złudzenia przypominał opuszczanie przeyłbicy przed natarciem. Trzymając żelastwo w pozycji bojowej, ostrożnymi acz szybkimi ruchami zagłebił się w mrocznym otworze.

- Spróbujmy razem. - Vannessa powiedziała do Daniela zamykając jednocześnie oczy i starając się “zobaczyć” gdzie mógł się ukryć mieszkaniec piwnicy. Na razie bez wspomagania. Wiedźma kawałek po kawałku zaczęła przeczesywać teren w poszukiwaniu ich celu.


Sincalir ruszył po zagruzowanych, wąskich schodach czując w powietrzu ostry zapach po materiałach wybuchowych. Na dole płonęła benzyna z jednego z koktajli Mołotowa, rzucając niespokojne cienie na proste, betonowe ściany. Egzekutor MRu i dwóch siepaczy ruszyło w jego ślady.

Miecz w dłoni dodawał Sinclairowi pewności siebie. Był dobry, ale czy to wystarczy przeciwko niesławnemu Rzeźnikowi z Edynburga? Komuś, kto bez trudu pokonywał równie dobrych jak on.

W wejściu do piwnicy leżało ciało. Dopalające się, martwe, o charakterystycznym kształcie, którego Strażnik nie pomyliłby z niczym innym. Truteń. Fomorian. Plugastwo zza Muru.

Za schodami korytarz skręcał w bok, co potencjalnie mogło utrudnić wrzucanie granatów oraz osłabić efekty eksplozji. A to oznaczało, że wróg mógł czaić się dosłownie wszędzie.

I czaił!

Strażnika ostrzegł zmysł zagrożenia. Jego ciało zadziałało bezwiednie i dzięki temu sztylety tylko przecięły ubranie a nie skórę i mięśnie. Coś pojawiło się na moment tuż obok niego - jakby wynurzając z nicosci - przemknęło szybko, w burzy rozwianych rudych włosów, odskoczyło, a niesamowicie szybkie, wyprowadzone na hyperadrenalinie cięcie Sinlcaira przecięło jedynie powietrze. Dziwka Rzeźnika - bo to musiała być ona - znikła.

Za to pojawiły się Fomori.

Przez chwilę nawet Sinclair był zaskoczony tym, że jest ich tutaj aż tyle. Wychynęły z głębi piwnicznych odmetów, w ciszy, skupieniu. Trutnie, robotnicy i kilku wojowników. Cała chmara. Wylewająca się wprost na zaskoczonego Strażnika. Zaskoczonego, ale - rzecz jasna - nie bezbronnego.

Na razie nie ważne się stało, skąd ilu ich się tutaj wzięło, w tej podlondyńskiej piwnicy. Ważniejszym stało się, jak przeżyć ta konfrontację.

Daniel szybkim ruchem złożył karty które użył rozstawiając krąg i podszedł do wejścia do piwnicy. Cały plan spalił na panewce, a egzekutor właśnie pchał się w miejsce które Hensingtona napełniało irracjonalnym strachem. Egzorcysta, oglądnął się niespokojnie na resztę zespołu. Skupił się, uspokoił nieco.
Przekierował te dychy które udało mu się spętać z krzyża na szkota. Próbował utkać osłonę, coś co mogło mu dać choć ułamek sekundy przewagi. Nie było to proste, bo nie osłaniał siebie tylko inną osobę, nie miał kontaktu wzrokowego, ale starał się. Żałował tylko, że Strażnik poszedł tak szybko że nie zdołał dać mu kilku kart, by ułatwić sobie zadanie.

- Za dużo ich. - Powiedziała Wiedźma. - I są dość silne. Ze dwa nawet potężne, powiedziłabym. - Wcale nie miała ochoty opuszczać swojego w miarę bezpiecznego kręgu. Ona miała tu być wsparciem. Z bezpiecznej odległości miała co najwyżej osłabić ich przeciwników. - Trzeba tam zejść. - Powiedziała podchodząc do stojącego już nad klapą Egzorcysty. - Wyczuwam ze dwie potężne istoty. Sami nie dadzą sobie z nimi rady. A ja na odległość raczej ich nie spętam. Chociaż mogę zawsze utrudnić im ich paskudne życie. - Powiedziała już bardziej do siebie. Ponownie skupiła się na chwilę. Odszukała jedne z dwóch najsilniejszych bytów, wybrała ten bliższy niej. Następnie odszukała dwie inne istoty, będące najbliżej wybranego obiektu i korzystając ze swoich mocy chciała zmusić je do zaatakowania “swojego”.

Ale będzie rozpierdol - taka była pierwsza myśl Sinclaira. Ich imiona będą powtarzane przez lata, staną się częścią Pieśni Muru. W tej chwili oni byli murem. Na nowym froncie. Pierwszą linią, która ma szansę wyhamować impet natarcia na Londyn. Wszystko piękne, poza faktem że prawdopodobnie zginą.

Potężne cięcie miecza odrąbało pierwszą szponiastą łapę wyciągniętą w ich stronę.
- Trzymać pozycje. - Ryknął do towarzyszy. Przykucnął z bronią gotową do kolejnego cięcia, ciągnąc za sobą drugiego egzekutora, schodząc w ten sposób z linii ognia idącym za nimi GSRom z karabinami. - Napierdalać! Ogień ciągły! W szyku, tyłem do wyjścia! Już!
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline