Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 09:24   #103
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
W piwnicy huk strzałów brzmiał jakoś tak dziwnie. Dźwięcznie i intensywnie. Pociski wystrzeliwane przez GSR zbierały żniwo śmierci pośród szarżujących bezmyślnie fomori. Miecz Sinclaira również czynił krwawą rzeź pośród tych nielicznych wrogów, którzy przedarli się przez pole ostrzału.
Ale fomori mieli inną broń, o czym londyńczycy nie wiedzieli.
Któryś plunął żrącą wydzieliną prosto w twarz jednego z Siepaczy. Zraniony człowiek zawył i złapał się za twarz . Inny, niezauważony, przebiegł gdzieś bokiem, po suficie i zaskoczył prosto na głowę drugiego GSRa przygniatając żołnierza swoim cielskiem do ziemi, próbując rozorać szponami plecy, zmiażdżyć zębiskami głowę. Zadany na hyperadrenalinie przez Duncana cios mieczem odciął potworności głowę i pozwolił podnieść się poszkodowanemu.
Szyk się zachwiał, kiedy pierwszy po prawej człowiek nagle krzyknął boleśnie i złapał się za rozwaloną szyję. Sinclair musiał przepołowić jakiegoś trutnia, który skoczył w jego stronę, a kiedy zaryzykował rzut okiem w bok, zauważył znikającą mgłę, jak wtedy, kiedy Dziwka Rzeźnika wykonywała swoje “ataki z nie wiadomo skąd”.

Na schodach zadudniły kroki. Dało się słyszeć okrzyki nadciągających posiłków.

Tymczasem Vannessa dała z siebie ile mogła. Namierzyła jedno z dziwnych stworzeń i posłała je w stronę silnego bytu. Szybko straciła kontakt. Dwa następne ataki wykonane przez jej “marionetki” ten ktoś unicestwił z równą łatwością. Druidka poczuła pierwszą falę zmęczenia, po tak szybkich powtórzeniach swojej mocy. Mimo, że stworzenia nie były silne, to coś w ich esencji stawiało jej nadspodziewany, duchowy opór. Jakby musiała wcześniej zdjąć inne kajdany lub przełamać jakiś pierwotne, niemal nieusuwalne uwarunkowanie. Dlatego też nale poczuła się bardziej zmęczona, niż sądziła.
Fox i prowadzone przez niego wsparcie weszło do budynku.

Mgła. Sinclair zareagował instynktownie i wprowadził szybkie cięcie. W miejsce, w którym jak przypuszczał chciała znów zmaterializować się Ruda.

Hensington, przełamał niepostrzeżenie dla innych swoje własne... wahanie. Mocne wahanie. W końcu jednak zszedł z grupą uderzeniową na dół. Jego moc zawsze najlepiej działała na niewielkie odległości, a kontakt wzrokowy wiele ułatwiał. Tak jak teraz, kiedy jeden z fomorian przebił się przez ogień GSRów i uniknął miecza szkota.
Daniel rzucił mu pod nogi czwórkę wyciągniętą z talii. Tak zwana podfruwajka, w żargonie egzorcystów. Mały krąg odesłania, aktywowany wstąpieniem w jego granice. Bardziej po ludzku - mina przeciwpiechotna. Bezcielesny wkraczając w zasięg karty znikał w szybkim świetle światła, kiedy przy pomocy kręgu Daniel aktywował swoją moc i pompował ją w sigil ile wlezie. Oczywiście mniejszy bezcielesny. Fomorianinowi poszło lepiej. Zakłapał zębiskami, potrząsnął głową oszołomiony, ale Hensington nie czekał na poprawkę, nie zbierał sił do kolejnego ataku za pomocą swoich mocy. Po prostu z przyłożenia wywalił w niego cały magazynek z Walthera, załadowany na przemian srebrnymi i żelaznymi kulami.
Spojrzał za siebie i ruszył w kierunku wejścia do piwnicy. Nie tutaj jego miejsce... Widział że Strażnik czai się na Cirillę. Zamierzał mu to ułatwić, tak jak potrafił najlepiej. Szybko wyjął kilka kart i korzystając z zapamiętanego wzorca i kotwicy, wrzucił z poszukiwawczy krą damę kier i asa trefl. Jej atrybut i postać. Pokaż się suko...

Sincalir kroił i ciął, powalając kolejne fomori na zbrukaną posoką posadzkę piwnicy. Nie były zbyt szybkie i zbyt silne, by podołać gniewowi Strażnika i jego hperadrenalinie. Kolejny GSR padł z ostrzem wbitym w bebechy, a jakiś fomori wgryzł mu się w twarz, nim inny żołnierz rozwalił go z przyłożenia.

Cięcia zadawane fomorom były tylko wprawką. Sinclair próbował wypatrzyć główny cel. Na schodach usłyszał jakieś kroki, ale nie tracił czasu na oglądanie się.

Vannessa namierzała kolejne stwory i posyłała gdzieś w głąb piwnicy, czując już coraz silniejsze zawroty głowy i krwawienie z nosa. Ale to było jedyne, co mogła zrobić.

Daniel cisnął kartę odwołując się do swojej egzorcerskiej mocy. Czy podziałała jego moc, czy też zwykły przypadek lub kunszt Sinclaira?

Strażnik wyczuł ją. Zdążył odskoczyć w bok, łapiąc dystans. Niezbyt szybko, jak się okazało Ostrze trafiło go w szyję, rozcinając miękką tkankę - groźnie, ale nie śmiertelnie. Karty rzucone przez Daniela zawirowały w powietrzu. Dama kier i as trefl. Ostrze miecza Sinclaira przecięło kolejno: powietrze, łeb jakiegoś trutnia, damę kier i pół twarzy Rudej.

Dziewczyna Rzeźnika z Edenburga wydała z siebie upiorny skrzek i padła na zalany posoką i krwią beton, niczym łachman. Jej niegdyś urodziwa twarz zmieniła się w maskę pogruchotanego i pociętego mięsa. Błękitna, prawie czarna krew, wylewała się na ziemię.

Podobny do żaby stwór wyskoczył w powietrze, atakując Sinclaira, ale wsparcie z tylnej linii w postaci kilku GSRów odtrzeliło go w skoku.

Falanga napastników jakby zmalała. Część nadal atakowała, ale już nie stanowiąc aż tak wielkiego zagrożenia, jak wcześniej, część jednak wycofywała się w głąb piwnicy, skąd przyszła.

Z mroku, z sykiem wystrzeliła strzała. Sincalir odskoczył, wiedziony hyperadrenalina ale kolejna osoba na schodach nie miała takiego refleksu.

Strzała przebiła ramię Daniela na wylot. Grot wyszedł przez łopatkę. Egzorcysta zbladł i zawył z bólu. Kolejna strzała wystrzelona z ciemności wbiła się w jakiegoś GSRa - przebiła kominiarkę i czaszkę. Reszta skoncentrowała ogień na miejscu, z którego prawdopodobnie szył łucznik.

Ruda zamrugała jednym okiem, jakie jej zostało, na ustach pojawił się jaj ciemny bąbel, noga zadrgała konwulsyjnie i Vannessa poczuła ... jak dziwna energia opuściła ciało. Kobieta była martwa.

Z głębi piwnicy dało się słyszeć pełen wściekłości i gniewu, męski wrzask który ... oddalał się, zanikał w przestrzeni.

Daniel zbladł jak ściana i przez chwilę był tylko w stanie odbierać jedyny dominujący bodziec w postaci bólu. Nawet nie krzyknął, był zbyt przerażony tym co się stało. Zawsze... walczył na poziomie duchowym. Owszem migreny rozsadzające czaszkę to jedno, potok krwi z nosa, ale gdy patrzył na tą wypływającą z przestrzelonego barku po prosto go sparaliżowało. Spojrzał niewidzącym wzrokiem na Vincenta i Vanessę po czym skoncentrował się na strzale tkwiącej w jego ciele. Poruszył się lekko i nowa fala bólu zalała zmysły.
~ Kurwa! - gorączkowe myśli przeleciały mu przez głowę. ~ Wyciągać czy zostawić? A jak była zatruta? Szlag, ale boli!
Popatrzył na druidkę i w głąb tunelu. Ruda leżała już na ziemi, ale do odtrąbienia zwycięstwa było jeszcze daleko. Ryk wściekłości znamionował że zambos dalej tkwił tutaj i właśnie się oddalał. Hensington zacisnął zęby i wstał z ziemi.
- Musimy go dorwać... Inaczej szukaj wiatru w polu... - zerknął znowu na druidkę. - Odłam grot i wyciąg drzewce. Nie ma czasu.

***

Wszystko działo się tak makabrycznie szybko. Za szybko by Daniel mógł ogarnąć, poukładać i wpasować w schematy po swojemu. To nie była rozgrywka przy stoliku, to był chaos, ból przesłaniał możliwość normalnego myślenia. Fox ciągnął go do auta, a Daniel pod koniec już nawet nie przestawiał nóg. Jakby ktoś odciął zasilanie. Minęła adrenalina, którą przecież nie często sobie dawkował. Znał swoje ograniczenia, nie pchał się między egzekutorów. To co zrobił dziś było czystą głupotą, z jednej strony na pewno. I zapłacił za nią tak jak się mógł spodziewać. Coś jednak pchało go za Cirillą i Zambosem. Zagadka amuletu? Chęć wyjaśnienia sprawy? Nie wiedział już sam, nie wiedział dlaczego tak napierał by gonić tego gnoja który jeszcze się tam czaił. Pomimo tego, że odkryli cholerne gniazdo niemal w sercu Londynu! Co ono tu robiło? Zakładali franczyzę czy jak? Przecież do tej pory cały to fomoriańskie tałatajstwo trzymało się Muru… Morderstwa miały z tym coś wspólnego? Amulety? To że było coś bez wątpienia wpisane w nie, miało związek z tym wszystkim? Co tam robiła cycata Danu?
Krzyknął kiedy Vincent pakował go do auta, bo strzała zawadziła o słupek przy wsiadaniu. Gorączkowe myśli powoli rozpływały się, milkły, cichły. To była,co mogło wydawać się nieprawdopodobne, pierwsza taka rana dla Hensingtona odkąd zaczął służbę jako łowca. Omdlenia, krwotoki, migreny i rzyganie po używaniu mocy i walce w ten sposób były na porządku dziennym, ale to… Spojrzał jeszcze raz na kołyszące się drzewce wystające z barku. Słyszał jak Fox coś do niego mówi, ale słowa dochodziły do niego jak spod wody, albo z głębokiej studni. Zniekształcone, spowolnione. Daniel odpływał.
 
Harard jest offline