Markus Oppel posępnie maszerował za krasnoludzkim oddziałem, pułkiem czy komandem. Niezbyt sobie cenił fachową wiedzę z zakresu wojskowości, tedy nie do końca wiedział. Zdumiał się jednak, że trzydziestu krasnoludów, chłopów na schwał z Khazid Slumbol, maszeruje pod dowództwem baby.
Nie omieszkał krytycznej, choć cichej uwagi poczynić w obecności Ericha, który zdawał się mu najserdeczniejszy z całej wesołej, choć nieco nietuzinkowej kompanii.
- No popatrz, Panie Oldenbach, jakie te krzaty mają zasady życiowe. To się chyba nazywa... równowyprawienie pomiędzy płciami, czy jakoś w ten deseń. Baba pod komendą, nie domyśliłbym się pod tą szkaradną maską. Ach, te starsze rasy... mają rozmach skurwiesyny - zacukał się Herr Oppel.
***
Starał się poznać młodego Ericha, nie tylko z uwagi na nieskrywaną życzliwość. Ostatnia sesyja, choć pozornie próba wprowadzenia w mistyczny trans się udała, przestraszyła Markusa.
- Widzisz Erichu, to jest tak... - prawił mentorskim tonem Oppel bawiąc się srebrnym medalionem dyndającym mu na łańcuszku na szyi.
- Takich prób wyjścia z obłędu poczynimy wiele. Ale chciałbym się co nieco dowiedzieć o przyczynie Twego nerwowego chichotu, tudzież jąkania. Jak do tego doszło? Cóżeś, na bogów Starszych i Młodszych, wyczyniał, hę? Jakie wspomnienie mogłoby taką reakcją powodować? Powiedzże, to łatwiej mi będzie problem rozwiązać - indagował młodzieńca.
***
- Czarne Szczyty, jego zawszona mać - zaklął po raz kolejny, gdy poślizgnął się na rozmiękłym zboczu Oppel.
- Czy te goblińskie ścierwa muszą się po jaskiniach ukrywać? - z rozmów pomiędzy krasnoludami i resztą kompanii dowiedział się, że celem będzie goblińska siedziba. Hulfi i Sylwia beznamiętnie zrelacjonowali o obecności jeźdźców wilków i ich wierzchowców.
Mimo że nie uradowała go zbytnio ta wiadomość, uznał, że w krasnoludzkim oddziale będzie bardziej bezpieczny, niż wędrując samotnie po trakcie podczas próby umknięcia z Grissenwaldu.
- Jeśli mamy już wejść do tej zielonej jamy - prawił podczas narady wojennej.
Ja bym zszedł przez te otwory w zboczu do środka. Sam atak frontalny tylko ich zaalarmuje. Mogę pójść nawet w szpicy, ale - zastrzegł się -
z Erichem. Taka kuracja dobrze mu zrobi - zaśmiał się próbując rozładować napiętą atmosferę.
- Pytanie tylko: co jest nasz głównym celem? Każda goblińska banda musi mieć wodza. Mniemam, że to jego musimy wykończyć. Czy tak?
Na wszelki wypadek starannie się do wyprawy w mroczne jaskinie przygotował. Włosy spiął w kucyk, twarz poczernił błotem, którego było wokół pełno. Sprawdził tasak przy pasie i nóż w cholewie buta. Na głowę nasunął płaszcz z kapturem. Twarz zasłonił zgrzebną chustą. Wiadomo że gobliny śmierdzą jako te diable szambo. Jako że ostatnio odnowiła mu się kontuzja kolana, zapewne przez wstrętną aurę, wystrugał sobie Herr Oppel leszczynowy kostur. W sam raz, aby się podeprzeć czy bierwiona w ognisku poprzewracać.