Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 12:21   #43
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Winkel gnał co sił uliczkami Kemperbadu. Na jego szczęście Eryk z Jostem nie zdążyli odejść za daleko, bo Bert wyplułby płuca zanim by ich dogonił. Pierwsze kroki gawędziarz łapał oddech i poprawiał swoje podróżne ubranie. Może to było niczym w porównaniu do kolorowych szat Gotte, ale jak na podróżną odzież było bardzo wysokiej jakości. Wojownicy pochodzący z Biberhof cały czas kierowali się w kierunku malutkiego jastrzębia unoszącego się wysoko nad dachami budowli. Zgodnie z wiedzą całej trójki coraz bardziej zbliżali się do portu.

Patrol straży, o którym wspomniał Eryk szedł jakby w tym samym kierunku co oni. Albo był to zbieg okoliczności albo Ci strażnicy naprawdę byli przekupieni przez porywaczy. Bo jak inaczej Gotte trafiłby w ich ręce? Został odbity z rąk stróżów prawa? Niemożliwe. Gdy grupa była już niedaleko nagle pustułka zapikowała w dół. Bert - podobnie jak dwójka jego towarzyszy - miał co do tego złe przeczucia i - wraz z towarzyszami - przyspieszył kroku. Szedł tak szybko jak się dało aby nie budzić niechcianych podejrzeń wśród ewentualnych gapiów.

W pewnym momencie Jost zaczął biec, zaraz za nim Eryk, a na końcu Bert. Winkel początkowo nie odstępował od grupy, ale im dłużej biegli tym bardziej zostawał w tyle. Nie chciał tracić sił na wołanie więc po prostu biegł. Biegł ile sił w nogach...

Gdy Winkel pojawił się na uliczce, która była centrum całego zamieszania zaczął łapczywie łapać oddech. Musiał szybko przeanalizować sytuację i doprowadzić się do lepszego stanu fizycznego. Doszedł do wniosku, że jako dzieciak miał znacznie lepszą kondycję. Niedaleko siebie gawędziarz zobaczył brudną i zalaną posoką Mariankę. Millerówna trzymała zakrwawiony sztylet. Winkel bez zawahania ruszył ku niej. Poza dziewczyną w uliczce był łysy olbrzym, który z pomocą dwóch strażników odganiał atakującą go pustułkę i... kogoś tarzającego się w błocie. Tłum poruszonej gawiedzi też przybierał na sile rzucając coraz to wymyślniejsze komentarze.


- Dziwka poróżniła się z klientem i z kosa chciała ożenić chędożnika!

- W jednej chwili na wozie stali a w drugiej walczyć zaczęli! A ich woźnica jak szalony mało mnie nie rozsmarował jak ten mój kosz! Gońcie ten wóz mówię! Wszystkie jaja mi potłukli skurwysyny!

Mały drapieżnik musiał unieść się wyżej, bo cała salwa kamieni niemal nie strąciła go na ziemię. Jeden z nich chyba nawet trafił biednego ptaka. Strażnik rozkazał Mariance wyrzucić nóż uspokajając ją. Łysy darł się w niebogłosy, że była drwalka i jej zwierzęca przyjaciółka to zabójcy. Co więcej gadał sobie ze strażnikiem jakby byli znajomymi! No na pewno się znali. Bert zapamiętał to i już podejrzewał co tutaj jest grane. Ich sierżant ze sporą, rudą brodą kazał zakuć w kajdany i łysego i Mariankę za co też się strażnik po chwili zabrał.

- Jeszcze tego brakowało... Bert, musisz iść za strażnikami, i jak tylko będzie szansa, pogadasz z jakimś... Kruca, kto tam nimi rządzi? Sierżant? Pogadasz z kimś takim i powiesz wszystko o porwaniu Gottego, o rudym i innych strażnikach, co go z karczmy wzięli zabrali. I Mariankę wytłumaczysz, a i ona powinna cosik wiedzieć, w końcu wysłała do nas chłopaka. Może uwierzą i pomogą... Ja biegnę za rudym, do tego woza, może zaprowadzą mnie do Gottego. I Jost, chciałbym, żebyś poszedł ze mną. A ty Bert... - Eryk położył rękę na ramieniu gawędziarza. - ... uważaj na siebie, wara od kłopotów.

- Hmm... - zastanowił się chwilę Bert. - To trochę niebezpieczne zważając, że nie wiemy jak głęboko idzie ta podejrzana siatka. A co jak oni mają w garści więcej niż samego sierżanta i jego ludzi? - zapytał Winkel. - Jak pójdę sam mogę skończyć jak Gotte i będziecie szukać już dwóch kompanów, nie jednego. - dodał zatrzymując na chwilę Eryka.

- To na razie spróbuj wybronić Mariankę. - powiedział Jost. - A my biegniemy za wozem.

Bert jedynie skinął głową mając nadzieję, że uda mu się pomóc Mariance. Nie. To było coś więcej niż nadzieja. To była siła, która pchała go naprzód. Siła, która nakazywała mu wyjść na wyżyny swoich umiejętności aktorskich i zrobić wszystko co w jego mocy aby uwolnić z kajdan przyjaciółkę.

- Na Sigmara! - zawołał Bert do Marianki ruszając w jej kierunku z wyciągniętą wcześniej jedwabną chusteczką. - Jest Pani cała? - dodał głośno. - Spokojnie. Straż już tu jest! Nic już Pani nie grozi. Niewiele brakowało, a by Panią zabił, ten łysy olbrzym. - z tymi słowy Winkel podał Millerównie chusteczkę.

- Panie strażniku praworządny... - powiedział Bert przejęty. - … Widziałem jak ten łysy próbował ją zamordować! Białogłowa jest niewinna powiadam. - dodał pokazując na Mariankę. - Ona bronić się tylko musiała! Gdyby nie to dobre zwierzę już do Morra by jej dusza pognała. Proszę jej nie zabierać! To ona jest tu poszkodowana! - Winkel objął delikatnie ramieniem Mariankę. - Już wszystko w porządku... - powiedział do niej ciszej, ale tak aby wygolony strażnik słyszał.

Tłum gapiów zafalował podniesionymi głosami i gestami oskarżycielskich wytknięć uniósł się na łysego.

- Zostaw to dziewczę! Dobrze mówi!

- Mało jej nie zabił drań!

Strażnik zmieszał się i zaczął tłumaczyć.

- Ludzie, ja tylko rozkazy wypełniam. - spojrzał nawet na Berta jakoś tak przepraszająco. - Nie utrudniajcie już i tak trudnej służby... - próbował po dobroci.

Z tłumu wystąpił niewysoki mężczyzna w wieku średnim.

- Znam ją! Toć to Anka! Sąsiadka moja. Dziewczę proste, na umyśle, ludzie łysy chciał jak nic ją wykorzystać! Widzicie te blizny Anki? Już ją jeden hultaj poharatał!

Kobiety w tłumie rzuciły kamieniami w łysego. Jeden trafił nawet strażnika.

- Łgają! - jęknął łysy. - Łgają jak Sigmara kocham...

- Odprowadzimy Anke z tym świadkiem nieszczęścia dziewczyny do jej rodziców ręcząc za nią. - zaproponował mężczyzna patrząc od Berta do strażnika.

- Dobra. - odpiął kajdany z rąk Marianki. - Adres podajcie gdzie mieszka w razie pytań kapitana. - pospiesznie mówił chcąc jak najszybciej ulotnić się z uliczki pełnej rozzłoszczonej gawiedzi.

Bert uśmiechnął się surowo jednak z radością poczekał aż "sąsiad Anki" wyjaśni strażnikowi, gdzie mieszka dziewczyna. Bez mrugnięcia okiem. Kłamał lepiej niż Winkel co było nie lada osiągnięciem. Gdy grupa oddaliła się zarówno od rozjuszonego tłumu jak i od samych przedstawicieli prawa Bert zaczął chcąc wybadać człowieka. Może ten mężczyzna mu pomógł licząc na wynagrodzenie, a może miał w tym jakiś głębszy cel...

- Dobrze, że jegomość się akurat pojawił w okolicy. - powiedział Bert przyjacielsko. - Sam bym chyba tej niewiasty spod nacisku straży nie wydostał. Aż żal, gdy osoby poszkodowane trafiają do lochów. Pożałowania godne prawo... - dodał z niesmakiem. - Może ja pójdę z Anką do medyka, a Pan poczeka na nas w tawernie “Głodny wilk”? Taki sukces należy zdrowo świętować! - Bert wyciągnął z jednej z sakw tuzin srebrników i podał mężczyźnie.

Będąc już za winklem uliczki mężczyzna wyglądający nijako jak zwykły mieszkaniec Kemperbadu uśmiechnął się szeroko patrząc żywo w oczy Berta. Jego spojrzenie było tak świadome, że Winkel się obejrzał zmieszany.

- Nie trzeba. - odsunął sakiewkę poklepując Winkla po ramieniu. - Jutro o zmroku w Wilku oddacie przysługę. Bywaj Anno. - ukłonił się szczerze i odszedł raz tylko oglądając się przez ramię rozbawiony.

W Wilku? Oddadzą przysługę? O zmroku? Bert stał chwilę zastanawiając się czy aby nic mu nie umknęło. Musiał o tym opowiedzieć reszcie. Mariance wspomniał jedynie, że nie znał gościa i był pewien, że widzi go pierwszy raz w życiu. Z dziewczyną musiał udać się do medyka. Mały jastrząb z czarnym kapturkiem na główce trafił na rękawicę Millerówny. Marianka wspomniała, że nazywa się Blitz. Opowiedziała też Bertowi jak dowiedziała się o porwaniu Gottego i jak wpadła w te niesmaczne tarapaty. Bert musiał przyznać, że dziewczyna się zmieniła. Dawno jej nie widział, a bardzo miło było spotkać przyjaciółkę. Chciałby jej trochę opowiedzieć co u niego, ale ostatnio mieli tyle problemów, że nie miał na to czasu. Pocieszył ją, że na tropie Gotte są już Eryk i Jost. Powiedział też o całej sprawie z porwaniem chłopca. Jak tak dalej pójdzie staną się światowej klasy specjalistami od rozwiązywania tego typu spraw...


Zakład medyka był zamknięty, ale lekarz mieszkał na piętrze nad nim. Winkel popisując się przed Marianką elokwencją porozmawiał ze starcem przekonując go aby zgodził się pomóc dziewczynie. Szycie łuku zajęło jakiś kwadrans. Po zabiegu gawędziarz nie targował się i zapłacił cztery sztuki złota. Dużo. Normalnie zapłaciłby może i połowę z tego, ale na zdrowiu przyjaciół się nie oszczędzało. Bandaż na skroni dziewczyny wyglądał niczym opaska, którą częściowo zakryły bujne loki. Gawędziarz się uśmiechnął, bo dziewczyna przypominała mu teraz nieco piratkę...

Na miejscu gnom i krasnolud nadal zajmowali się obserwacją. Bert nie zapomni szczęśliwej facjaty krasnoluda objaśniającego, że jego plan się udał. Ekipa porywaczy niemal nie nadążała do wychodka, a wiadra z odchodali tworzyły mniejszą wersję brązowego wodospadu. Okropny widok. Detektyw pocieszył ekipę po opowieści Marianki, ale Bert nadal miał nadzieję. Wierzył, że uda im się uwolnić Gotte. Miller musiał wytrzymać!

Do wejścia do domu porywaczy zostały jakieś dwie godziny. Winkel musiał się uspokoić. Skoro mieli Mariankę to zaproponował aby ta oglądała sytuację zza okularu teleskopu, a on pójdzie na drugą stronę domu porywaczy - do opuszczonego budynku. Musieli uratować tego chłopca…
 
Lechu jest offline