Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 12:40   #44
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Co od nich chciała Marianka? Po co się wdała w awanturę z jakimiś wozakami? Trudno było zgadnąć, a pytać? To akurat nie był moment na rozmowę z zakuwaną w kajdany dziewczyną. Ale wóz... trzeba było to jakoś sprawdzić, a nuż było to coś ważnego?

- Na razie spróbuj wybronić Mariankę - powiedział Jost do Berta. - A my biegniemy za wozem.
Ruszył w kierunku, w którym popędził wóz, mając nadzieję, że Eryk pobiegnie razem z nim.

***

Pędzący ulicą wóz rzuca się w oczy... Dopóki pędzi. A gdy tylko zwolni, staje się podobny do innych.
Jak znaleźć wóz, którego nie widziało się na oczy, pośród setek podobnych wozów, które poruszają się po takim sporym mieście jak Kemperbad? W dodatku gdy ludzie bardziej patrzą pod nogi, a na wozy tylko wtedy, gdy chcą woźniców obrzucić stekiem wyzwisk i życzeń z dziedziny mało sympatycznych?
To nie Biberchof, gdzie każdy każdego znał, to nie leśne dróżki, gdzie przejazd jednego wozu pozostawia ślad widoczny przez parę dobrych godzin.
Nie mogła Marianka wysłać tego ptaka w pościg za wozem, jeśli to takie ważne było? Co prawda miała własne problemy, ale mimo wszystko ptaszyna nie mogła jej pomóc w ich rozwiązaniu. A nawet mogła zaszkodzić.



Szukanie wozu w mieście to niczym szukanie igły w stogu siana. Albo wypatrywanie jednej mrówki wśród wielu innych. trzeba mieć szczęście. Takie, jak miał Rudi. Nie dość, ze miękkie lądowanie w atrakcyjnym nader miejscu, to się jeszcze z tego wyłgał bez szwanku. Farciarz jeden.
On sam z pewnością w takiej sytuacji dostałby po głowie i od piersiatej niewiasty, i od towarzyszących jej mężczyzn, a Rudiemu nic się nie stało.

***

- Widział pan pędzący wóz? - Jost zagadnął jedną czy drugą osobę. - Przejeżdżał tędy wóz, co gnał jak szalony?
Cóż... Większość z tych, co nawet widziała ów wóz, więcej uwagi zwracała na taplającą się w błocie cycatą niewiastę, niż na konny zaprzęg. Czemu się Jost nawet nie dziwił, jako że wozów dokoła dostatek, a takiej jakości piersi nieczęsto można zobaczyć. A jak toś w nich ląduje, to już wcale niemal.

- A tam pojechał - Jakaś starsza niewiasta udzieliła w końcu sensownej odpowiedzi. - W stronę mostu. Jaki? Ano normalny, jak do przewozu towaru. Czarny koń, dwaj ludzie w czerni na koźle. No i z tyłu otwarty był, to żem widziała, że jakąś skrzynię wieźli. Coś jakby trumnę, ale kto by trumnę woził takim wozem.
- Dziękuję pani serdecznie. - Jost skłonił się uprzejmie, po czym ruszył we wskazanym kierunku.


***

- Na demony... - mruknął Jost. - Szukaj wiatru w polu.

Wóz jakby się rozpłynął w powietrzu.
Wytłumaczenie było proste - woźnica zwolnił i od razu przestał się rzucać w oczy.
Strażnicy, którzy biegli początkowo za wozem również zniknęli Jostowi z oczu.

- Trzeba chyba wracać - powiedział do Rudiego - i zobaczyć, co z Marianką.

Po paru krokach jednak zatrzymał się.
Kolor czarny nie był aż tak popularny. jasne, ze nosiła go i szlachta, i złodzieje, ale ci pierwsi nie woziliby się takim podłym pojazdem, a ci drudzy poczekaliby do nocy i dopiero wtedy poszliby na robotę.
Za to w czerni chadzali ci, co z Morrem mieli do czynienia. Jost też, gdy czas obrzędu przyszedł i ojcu pomagał, w czarne giezło się oblekał. A ci od Marianki to kapłani być nie mogli, bo ci by nie szarpali się z dziewczyną, ani też nie pędziliby wozem jak szaleni. Ale może jacyś pomagierzy?
No i, Jost o mały włos walnąłby się w czoło, tacy mogli mieć dostęp do ciała, co w przechowalni leżało. A to prostsze było nawet, niż grób rozkopać. Podejść, ciachnąć i nikt nie zauważy. Raczej.

- Gdzie tu jest cmentarz? - zagadnął kolejnego przechodnia.
- A który? Bo dwa są - jeden stary, przy świątyni. Ale ten już pełen jest. No a drugi, ten nowy, za miastem jest zaraz. Za podgrodziem dokładniej.

Jost podziękował, a potem do Rudiego się zwrócił.

- Wróć do naszych - poprosił. - ja się za tym cmentarzem rozejrzę. Może wóz wypatrzę i się dowiem, co tam wieźli. Ale wrócę w czas, by do was dołączyć.

Nie czekając na odpowiedź ruszył jak najszybciej we wskazanym kierunku.
 
Kerm jest offline