Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 21:21   #90
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
SHROUD, KERENSKY

Pomiędzy SPACE DRAGONEM II i SCS HARVESTEREM przestrzeń kosmiczną wypełniały dziesiątki mniejszych lub większych śmieci. Kawałki metalu, asteroidy, skrzynie najwyraźniej wyssane w próżnię ze Żniwiarza. Obaj mężczyźni skoczyli w stronę większej jednostki. Najrozsądniejszym pomysłem wydawało się im dostać na kadłub HARVESTERA i przejście nim albo do jakiegoś włazu technicznego, lub dostanie się do wyrwy w burcie i tamtędy wejście na pokład.

Mieli sporo szczęścia i bez trudu ominęli wszystkie śmieci ze zrodzoną w zero G gracją lądując na kadłubie HARVESTERA. Magnetyczne zaczepy na ich butach pozwoliły bez trudu przywrzeć do oblodzonej konstrukcji.
Spojrzeli za siebie ze zdumieniem widząc, że SPACE DRAGON II odrywa się od powierzchni HARVESTERA. Z rozdartej burty ich macierzystej jednostki wydobywały się kłęby zamarzającej pary, niczym gazy z cielska wyrzuconego na brzeg morza. KOSMICZNY SMOK leciał dziobek w dół, tak że widzieli również ogień na ogonie jednego z silników. Kilka większych kawałków okalających HARVESTERA uderzyło w SPACE DRAGONA. Widzieli, jak odbijają się od kadłuba, i lecą gdzieś dalej.

Kiedy SPACE DRAGON był jakiś kilometr od nich ujrzeli, jak dysza silnika pluje ogniem, i jak silnik eksploduje. Wybuchy przesuwały się w głąb okrętu w absolutnej ciszy zamieniając większą część SPAE DRAGONA w postrzępione kawałki śmieci. Bezgłośna eksplozja wyrzuciła w przestrzeń setki odłamków, które pomknęły we wszystkie możliwe strony, zasypując również HARVESTERA kawałkami metalu.

Fala uderzeniowa przetoczyła się po nich odrywając obu od kadłuba HARVESTERA. Niczym liście niesione wiatrem, poszybowali w przestrzeń kosmiczną, wirując i krzycząc bezwiednie z przerażenia., modląc się w duchu, by któryś z licznych odłamków nie podziurawił ich, nie rozerwał na strzępy.

W końcu, kiedy przestali się obracać i wirować, i kiedy błędnik powrócił im do normy, ujrzeli przed sobą, jakieś dwa kilometry od nich, kształt SCS HARVESTERA. Nie widzieli siebie nawzajem, ale ujrzeli, jak tylne silniki SCS HARVESTERA zapłonął ogniem.

Statek przygotowywał się do startu.



STEVENSON, PETRENKO



- START ZA SIEDEM MINUT.

Komunikat rozbrzmiał w sterówce znajomym, metalicznym głosem SI SCS HARVESTERA.

Dopiero teraz dotarło do nich, że wszelkie komunikaty wydawane są po angielsku. To było dziwne zważywszy na to, że znajdowali się na okręcie należącym do korporacji MISHIMA mającej swoje korzenie w Azji.
Możliwe, że SI statku oczytała sygnały z ich WKP-ów i dostosowała się do pochodzenia ratowników.

Absynt palił gardło Stevenson, co najwyraźniej wzbudzało pewną wesołość u Petrenki.

Kobieta nadal czuła się słabo, ale nacisk na jej czaszkę minął.
Już chciała coś powiedzieć, kiedy nagle pokład pod nimi zatrząsł się, na moment przygasły światła, a potem usłyszeli metaliczne, liczne stukoty rozchodzące się po całym statku. Brzmiało to tak, jakby uderzył w nich rój meteorytów.

- EKSPLOZJA NIEZNANEGO OKRĘTU KILOMETR KOMA SIEDEM OD NASZEJ JEDNOSTKI. USZKODZENIA LEWEJ BURTY. ZNACZNY WZROST PROMIENIOWANIA.

Na pokładzie rozległy się sygnały alarmowe.

Ich serca zabiły szybciej.

Ale po chwili dało się słyszeć uspokajający komunikat.

- ZAGROŻENIE NIEWIELKIE. USZKODZENIA ZNIKOME. KONTYNUUJĘ PROCEDURĘ ROZPOCZĘCIA LOTU. URUCHAMIAM SILNIKI. STRAT ZA SZEŚĆ i PÓŁ MINUTY.


NICOLAYEVA, LUVEZZI


Zostawili zdychające, przygniecione ciężarem skrzyni monstrum. Popędzili przed siebie do wyjścia w stronę sterówki. Jeśli dotarła tam Zwarcie nadal mieli szansę się spotkać, wzmocnić swoje siły, co przy zdeformowanych i najwyraźniej martwych ludziach na pokładzie, wydawało się rozsądne.
Minęli podnoszące się z podłogi trupy – tak, trupy, bo przecież nie mogli już dłużej udawać, że z ranami na ciele, jakie widzieli, nie mogą mieć do czynienia z żywymi ludźmi – i popędzili dalej, lawirując pomiędzy skrzyniami i pakunkami.

Biegli w stronę części dziobowej, bo stamtąd było bliżej do sterówki.
Korytarz skręcił ostro w prawo i – tak jak się spodziewali – ujrzeli windę. O dziwo – była na dole, z szeroko rozwartymi drzwiami, jakby na nich czekała.

Wbiegli do środka, upewniając się, że jest bezpiecznie i wcisnęli przycisk jazdy, widząc, jak zza zakrętu wyłaniają się okaleczeni i pokrwawieni załoganci MISHIMY.

Winda zamknęła się i ruszyła w górę.

Kiedy byli mniej więcej w połowie drogi HARVESTEREM coś zatrzęsło, światła w windzie zgasły i kabina zatrzymała się.

Po chwili jednak ciemne wnętrze wypełniło łagodne, zielone światło awaryjne.
Nicolayeva ponownie wcisnęła przycisk, ale winda ani drgnęła.

I wtedy oboje ujrzeli strumyczki czerwonej cieszy spływające z sufitu po ścianach i skapujące prosto z góry na podłogę i uwięzionych w windzie ludzi. Nie mogli mieć wątpliwości, że to, co spływa im na głowy to krew.


ZWARCIE


Zwarcie siadła na ziemi, dziwnie osłabiona, niezdolna podjąć jakiejkolwiek decyzji. Nagle zalała ją fala rozpaczy i bezsilności. Gwałtowna i przytłaczająca.

A potem poczuła, że coś siłą wdziera się do jej głowy. W oczach jej pociemniało, w uszach usłyszała dziwne trzaski, piski i wrzaski – jak krzyki tysiąca udręczonych dusz.

Z przerażeniem spojrzała na swoje ręce, trzymające pewnie zaimprowizowany topór. Z grozą i bezsilnością ujrzała, jak jej dłonie zapierają broń o ścianę, a ona sama zbliża swoją twarz do ustawionego na sztorc ostrza.

Kątem oka, próbując wyrwać się z tego stanu, w którym jej umysł został zepchnięty do rangi biernego obserwatora, ujrzała jakiś cień w wejściu. To był jeden z okrwawionych ludzi, którzy ją ścigali. Przez zniszczoną wizurę hełmu, zachlapaną od środka krwią, zdawały się na Zwarcie patrzyć jakieś potworne, nieludzkie oczy. Jak oczy … diabła.

Chciała krzyknąć, ale z jej ust wydobył się jedynie chrapliwy skrzek. A potem dotknęła twarzą ostrza, wzięła szeroki zamach głową i ostatnim, co zobaczyła, było ostrze jej własnej broni zbliżające się do jej twarzy.

A potem była już tylko ciemność. Ale nie cisza. Bowiem w tej ciemności czekał na nią GŁOS. Głos, który powiedział jej, co musi zrobić.

Martwe ręce Zwarcie drgnęły, zaciskając się na rękojeści broni. Martwe ciało przesunęło się tak, że ostrze z obrzydliwym mlaśnięciem wysunęło się z rany. Krew i mózg zaczęły wypływać na skafander, a Zwarcie, niezgrabnie, lecz skutecznie podniosła się i ruszyła w stronę najwyraźniej na nią czekającego drugiego trupa.

Pokład HARVESTERA zatrząsł się od pobliskiej eksplozji, ale Zwarcie już na to nie zwracała uwagi. Szła, posłuszna GŁOSOWI, przyłączając się do kolejnych ciał.
 
Armiel jest offline