Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-07-2013, 09:55   #81
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
W tunelu liczyło się jedno - jak najszybsze przedostanie się na drugą stronę. Nie miało znaczenia w jaki sposób. Byle trwało najkrócej. Byle monstrum nie dosięgnęło jej. W chwili gdy jej noga prawie została złapana spięła się nagle jakby dostała skurczu i poparzyła się o coś. następnie liczyło się jeszcze szybsze przedostanie na drugą stronę. Wyglądało to jak kot uciekający z wanny w której była woda. Łapała się wszystkiego. Drapała wszystko. Kopała wszystko. W końcu jej się udało. Massimo widział ją całą trupiobladą z delikatnym przebłyskiem koloru przy ustach.

- Nmgh... - Stękała ciężko z każdym oddechem i przełknięciem produkowanej śliny.

Pompowana krew i niezwykle intensywna przemiana tlenu trzymały ciało na wysokich obrotach. Mogła zrobić więcej rzeczy w krótszym czasie. W końcu chodziło o życie. Jednak żeby móc się jeszcze kontrolować musiała chwilę przytrzymać się czegoś nieruchomego.

Po spostrzeżeniu Massimo spojrzała na swoją mapę. Niewiadome było, czy w ogóle ją przeczytała, czy tylko obniżyła wzrok na ułamek sekundy.

- Biegnij! Po prostu biegnij! - odkrzyknęła łapiąc się z pozoru przypadkowej skrzynki.

Wybrała ją jednak celowo, bo miała się dać wepchnąć do włazu. Precyzyjnej mówiąc miała się w nim zaklinować. Zaparta jeszcze jakimś metalowym śmieciem powinna dać przynajmniej parę dodatkowych sekund. Nawet jeśli monstrum bez większych problemów byłoby w stanie przedrzeć się przez klin - i tak miało jakąś przeszkodę do pokonania. Na samym wrzuceniu nie spoczęła.

- Unikaj wszystkich magazynów, miejsc gdzie kiedyś było coś, czego teraz szukasz - instruowała pośpiesznie zgodnie ze swoim przerwanym tokiem rozumowania

Wyrwała pobliską gaśnicę z uchwytów. Dyszę wetknęła w szparę swojego zatoru. Wyciągnęła zawleczkę, ścisnęła rączkę i trzymane w palcu metalowe kółeczko przełożyła na rękojeść, by nie przerywać zawartości gaśnicy w ucieczce. Kolejno sięgnęła do pasów po racę. Odpaliła ją i wrzuciła w mgłę szybu technicznego. Minęło już wystarczająco dużo czasu na zabawę z tymi wszystkimi rzeczami. Niezwłocznie po tym obróciła się i wybiła mocno obierając kierunek w którym udał się Massimo. Metalowy wydźwięk butów magnetycznych przenoszonych przez metal musiał być łatwy do wychwycenia. W trakcie lotu mogła odrobinę czasu poświęcić na rozejrzenie się po pomieszczeniu, którego tak bardzo nie chciała oglądać. Szczególnie zastanawiać się nad stanem dryfujących załogantów.

“Wirus...” Rzucała w głowie osądami na temat tego, co doprowadziło do sytuacji w której wszyscy tkwili. “Bakteria... Pa~”

Będąc w połowie drogi wyciągnęła drugą taką samą racę. Odpaliła ją i cisnęła do bocznego magazynu. Ten ruch sprawił, że zauważyła naprawdę wielki jeden szczegół, którego nie zdołała zobaczyć wcześniej. Na początku poczuła zaskoczenie. Następnie zdziwienie. Po dłuższej chwili pojawił się w jej oku błysk i jedną falą jej ciało zalał dreszcz, gęsia skórka i chłód.

- O boże... - Wydobyło się z jej słowo, które z pewnością nie zostało by dopasowane do jej osoby. Jednak dobrze oddające skalę.

Była to chwila, w której łącząc fakty zrozumiała, co tak na prawdę się dzieje, z czym mają do czynienia, skąd to się wzięło i w jakim niebezpieczeństwie się znajdują. Wielką szkodą było to, że nie było warunków, by się ze wszystkimi tym podzielić...
 
Proxy jest offline  
Stary 13-07-2013, 16:22   #82
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Przed przywróceniem systemów zasilania

- To coś cały czas nas goni. Może znaleźlibyśmy coś wśród tych skrzyń, ale chyba nie możemy ryzykować. Aby dojść do sterówki musimy iść tędy - wskazał trasę w WKP. Była to droga na tył okrętu gdzie mogli przemieścić się do poziomu na którym znajdowała się sterówka.
Usłyszał w odpowiedzi tylko :
- Biegnij, po prostu biegnij.
Nie zamierzał spierać się z decyzją Nico. Wziął nogi za pas, o ile o biegu w skafandrze ze wsparciem ze strony butów magnetycznych, można było mówić.
W pewnej chwili stanął jak wryty. Przeżegnał się a z otwartych ust wydobyło się tylko:
- Madre de Dio....

***
Po porannej modlitwie wyszli z domu. Mamma obiecywała mu, że pojadą do Rzymu. Obiecywała mu to już długi czas i w końcu nadszedł dzień spełnienia obietnicy. Wyruszyli rano. Do miasta nie było daleko ale w nim było tyle do oglądania i poznawania, że chłopiec wiedział, że nie zdążą z zobaczeniem wszystkich wspaniałości, które były dostępne w ”Mieście na siedmiu wzgórzach”.
Tym co chciał zobaczyć najbardziej był Kaplica Sykstyńska, więc to tam skierowali swoje kroki najpierw. Majestat tej budowli wywarł na chłopaku olbrzymie wrażenie. Cisza która roztaczała się we wnętrzu była wszech ogarniająca. Jedynie przyciszone głosy przewodników mąciły ten stan. Massimo czuł się onieśmielony majestatem Boga znajdując się w tym miejscu.
Dostali się do grupy z wysokim przewodnikiem, który jak jego koledzy oprowadzał po kaplicy grupy zwiedzających. Jego słowa wdzierały się w umysł chłopca i ryły się w jego pamięci niczym w miękkiej woskowej tabliczce. W pewnym momencie mężczyzna pokazał na sklepienie i zaczął opowiadać.
- Nad nami widnieje obraz ,,Stworzenie Adama''. Namalował go słynny malarz Michał Anioł Buanarroti. Dzieło to jest najsłynniejszym fragmentem wielkiego malowidła w Kapilicy Sykstyńskiej.
Na pierwszym planie widać Boga, ukazanego jako siwego starca. Ma na sobie purpurowa szatę, którą rozwiewa podmuch wiatru.
Po lewej stronie obrazu znajduje się bezwładna postać Adama. Jego spojrzenie skierowane w stronę Pana jest pełne nadziei.
Pośrodku obrazu palce Boga i Adama są niemal zetknięte. Wydaje się, że po dotknięciu dłoni istoty ludzkiej stwórcę, postać ożyje. Jest to kulminacyjny moment dzieła stworzenia człowieka.
Na drugim planie, po prawej stronie znajduje się grupka aniołów podtrzymujących Boga. Wśród nich widać kobietę, może to być Ewa.
Na tle obrazu jest zielono-brązowe zbocze - Ziemia i szare niebo - mieszkanie Pana.
To dzieło fascynuje mnie, gdyż przedstawia ,,duchowe piękno'' prawdy o stworzeniu świata i człowieka.

***

Widząc ten obrazoburczy malunek na grodzi Luvezzi nie mógł dojść do siebie. Bo przecież to co się tu działo było ponad zdolności pojmowania człowieka. “Kryształ”, “Wielkie Zło” a teraz to malowidło... To wszystko musiało być swojego rodzaju wskazówką do rozwikłania zagadki wraku i tego co się teraz działo, ale póki co młodemu Włochowi nie pomagało to w niczym.
Nico zatrzymała się koło niego i stali tak przez chwilę wpatrując się w ścianę.
- Uciekajmy - słabym głosem powiedział Włoch odciągając towarzyszkę
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline  
Stary 13-07-2013, 17:06   #83
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ZWARCIE

Musiała działać szybko. Szybciej, niż karabin w rękach ściganych przez nią ludzi. Szybciej, niż wystrzelone przez niego pociski.
Mogła odskoczyć w tył , mogła wznieść ręce w górę, mogła zrobić wiele rzeczy.

Wybrała opcję doskoczenia do drzwi. Otworzenia ich, nawet przy pomocy zaimprowizowanej broni. To nie były rozwiązana szybsze, niż naciśniecie spustu i posłanie śmiercionośnych strzałów w jej stronę przez dwójkę ludzi.

Nie mogło być szybsze.

Zdążyła zrobić dwa kroki w stronę wybranych drzwi, gdy – czego nie mogła widzieć – palec jednego z ludzi w kombinezonach – nacisnął spust karabinu. Świadczyło to o wprawie, z jaką ów człowiek posługiwał się bronią. O tym, że był albo żołnierzem, albo kimś podobnym.

Ktoś taki nie miał prawa chybić.


SHROUD, KERENSKY

Ubrani w skafandry wyszli na korytarz SPACE DRAGONA II.
SI nie odpowiedziała na pytanie Kerenskyego, co niepokoił astronawigatora bardziej, niż alarmowe oświetlenie na korytarzu. Zamiast odpowiedzi słyszał tylko … dziwne, niepokojące trzaski, szumy, piski i niekiedy, jakby bardziej zrozumiałe głosy przebijające się na powierzchnię tych niezidentyfikowanych anomalii. Zbyt jednak słabe i niewyraźne, by je zrozumieć.

Shroud uzbroił się w jedyną rzecz, która wydawała mu się dobra, jako improwizowana broń – swój długi wkrętak do śrub połączony z funkcją wstrzeliwania sworzni. Przeciwko człowiekowi mógł stanowić dość dobre narzędzie obrony.

Wizgi w eterze nasilały się. Co więcej, wracały halucynacje, które oboje tak boleśnie doświadczyli przed chwilą.

Przed oczami latały im krwawe mroczki, wydawało im się, że widzą ściany SPACE DRAGONA II ociekające krwią. Że widzą dziwne, podobne do pełzających węży esy-floresy pojawiające się na ścianach i znikające, kiedy człowiek spojrzał w tamtą stronę bardziej uważnie.

- Właz techniczny! – rzucił Shroud.

Wiedział, że skafandry, które nałożyli pozwolą im na chwile wyjść w przestrzeń kosmiczną. Stamtąd mogliby się przedostać, chociażby przez dziurę w poszyciu, na pokład HARVESTERA.

Najszybsza metoda ewakuacji.

Dziwny pisk przeszył im uszy, rozdzierając im głowy na strzępy. Zachwiali się, z trudem złapali równowagę i oddech. Awaryjne oświetlenie rozbłysło jaskrawo i eksplodowało nad ich głowami w chmurze drobnych iskierek. Czujniki alarmowe wyły i migotały informując o skażeniu promieniotwórczym, o zagrożeniu ogniem, o wszystkim, co najgorsze.

SPACE DRAGON II nie był dużą jednostką, więc do włazu technicznego dotarli szybko, ledwie trzymając się na nogach.

Zamknęli za sobą grodzie i szumy, jakby odrobinę przycichły, straciły na intensywności. Kerensy i Shroud poupychali w kieszeniach swoich skafandrów przechwycone podczas ewakuacji drobiazgi i- nawet nie słysząc procedury otwierania wyjścia przeprowadzanej w trybie awaryjnym, – co oznaczało, że SI nadal jakoś funkcjonowała – kiedy tylko właz otworzył się, wyskoczyli na zewnątrz.

Najpierw Kerensky a za nim Shroud, któremu nagle zamykający się właz o mało nie odciął stóp.

Wznieśli się kawałek ponad pokryty lodem pancerz SPACE DRAGONA II i spojrzeli w stronę kolosa, do którego podczepił ich okręt Kerensky.
Zobaczyli potężne, ciemne, stalowe cielsko SCS HARVESTERA – mroczne i w jakiś niepojęty sposób .. przerażające. I ujrzeli jeszcze tą drugą, mniejszą jednostkę i przyczepionego do niej linką, unoszącego się bezwładnie człowieka.

Pod nimi, przez kadłub SPACE DRAGONA II przeszło dziwne drżenie. Unoszący się nieco wyżej Shroud spojrzał w bok, tam gdzie znajdowała się maszynownia, w której próbował naprawić uszkodzenia i zamarł ze zgrozy. Ujrzał bowiem, wielkie, ostre kawałki pancerza HARVESTERA i innego kosmicznego śmiecia, które – jakby przyciągane niewidzialną siłą – wbijały się w pokład ich statku z niezrozumiałą, przerażającą … świadomością. Jakby każdy z tych kawałków ostrego żelastwa miał tylko jeden cel – rozedrzeć SPACE DRAGONA II na strzępy.

I wtedy, korpus SCS HARVESTERA zalśnił światłami pozycyjnymi, rozświetlił się blaskiem świateł palonych na pokładzie, widocznych przez iluminatory w newralgicznych miejscach. W postępującym po sobie procesie gry świateł. Dla Kerenskyego i Shrouda stał się niczym latarnia morska wskazująca w dawnych czasach drogę okrętom na morzach i oceanach Ziemi. Albo, jak światło żarówki przyciągające nieszczęsne ćmy nocą.


NICOLAYEVA, LUVEZZI

Uciekali przed siebie, byle dalej od potworności, która ich ścigała, kiedy coś w scenerii korytarza z dryfującym pod sufitem cargo zmieniło się.

W gwałtownym rozbłysku zapaliły się światła na ścianach i suficie, zalśniły panele świetlne pod podłogami. Potwor pędził w ich stronę z przerażającą szybkością i było już raczej pewne, że na prostym odcinku korytarza w sekcji ładowni, raczej mu nie uciekną, nawet imając się sztuczek ze sprzętem mających zapewnić im przewagę w tej nierównej walce o przetrwanie.
System sztucznej grawitacji włączył się, podobnie jak światła, bez ostrzeżenia. Nicolayeva poleciała w dół, Luvezzi o mały włos nie oberwał ciężką skrzynią z plastaluminium, która walnęła na ziemię z metalicznym hukiem, podobnie jak reszta unoszących się w korytarzu rzeczy: ciał załogi w skafandrach Mishimy, skrzyń, pojemników różnej wielkości i wagi, śmieci.

Ryk za ich plecami kazał im się odwrócić.

Ujrzeli niecodzienny, podnoszący na duchu widok.

Ścigający ich stwór miał pecha! Jedna z ciężkich skrzyń spadła wprost na niego miażdżąc i przygniatając ponad połowę cielska swoją masą. Potwór jednak żył nadal. Wie trzecie korpusu, łeb i jedna pazurzasta łapa wystawała spod skrzyni, spod której wylewała się gęsta krew. Potwór przebierał łapskiem, kłapał paszczą próbując za wszelką cenę wyrwać się na wolność.
Uśmiechnęli się mimowolnie na widok tej przerażającej, wręcz groteskowej sceny. Ale szybko miny im zrzedły, kiedy ujrzeli, że trzy ciała załogantów Mishimy unoszące się wcześniej w zero G, teraz chwiejnie unoszą się na nogi. Rozbite hełmy, pokrwawione – pozbawione życia twarze, kikut ręki jednego z załogantów czy też wielka dziura w brzuchu drugiego wyraźnie wskazywały na to, że znów mają do czynienia z czymś niewyjaśnionym i potwornym. Czymś, co ma zamiar najwyraźniej pozbawić ich życia.


STEVENSON

Stevenson poczuła smak krwi w ustach. Zachwiała się, pod wpływem przywróconej grawitacji, padła w tył i teraz – nieświadoma tego, co robi – pełzała w tył, po podłodze, byle dalej od martwego kapitana SCS HARVESTERA trzymającego manetkę statku w pozbawionych życia dłoniach.
Ale przed tym, co siedziało w jej głowie, ciężko jej było uciec.

Jej mózg zaatakowały obrazy rzezi, gwałtów, perwersyjnych okrucieństw – mikrosekundowe migawki, pozostawiające jednak w ustach smak przerażenia, graniczącego z obłędem i smak krwi.

Czuła coś wdzierającego się do jej głowy! Gwałcącego wolę, próbującego przejąć system nerwowy narzucić więzy i pęta, zmienić w żywą marionetkę. Nie miała już siły, by z tym walczyć. Przegrywała i żeby przetrwać, musiał coś szybko zrobić.

Czuła już nie tylko smak krwi w ustach, ale także przyśpieszone bicie serca.


PETRENKO


Bron dodawała otuchy. Z bronią czuł się pewniej. Bronią mógł się … bronić. Mógł zabijać. Niszczyć. Robić to, co sprawiało mu przyjemność.

System autodiagnostyki rozpoczął swoją prace wyświetlając na holowyświetlaczu koleje napisy – czerwone – sygnalizujące zniszczenia, żółte – sygnalizujące uszkodzenia , zielone – sygnalizujące sprawne systemy oraz niebieskie – sygnalizujące brak możliwości autodiagnozy bez ingerencji człowieka. Tyle tylko z tego rozumiał, bo – niestety – SCS HARVESTER miał język SI ustawiony na azjapoński – wyrosły głownie z języka japońskiego z domieszką niektórych innych azjatyckich krajów, które dzięki technologii Japonia „podbiła” na początku XXII wieku. Bezkrwawo – dominując rynek nowoczesnej technologii.

Peternko potrząsnął głową, kiedy przed oczami stanęły mu obrazy z przeszłości. Zepchnięte w podświadomość, wypływały z niego, strumieniem, którego nie potrafił powstrzymać. Zupełnie, jakby jakaś siła pootwierała zawory lub grodzie i pozwalała teraz spływać tym mrocznym, pełnym brutalności obrazom, do jego głowy.

Potrząsnął nią ponownie, ale niewiele to dało.

Spojrzał na Stevenson, by zobaczyć czy i z nią dzieje się coś dziwnego, i zobaczył, że dziewczyna pełźnie, na pół przytomnie, w stronę wyjścia, z zakrwawioną twarzą.

Nagle wizje w głowie Petrenki stały się wyraźniejsze. Nie dotyczyły już jego krwawej przeszłości, lecz … czegoś innego.

Ujrzał stację kosmiczną. Pokrwawione ciała. Martwe, lecz zarazem żywe. Okaleczone, zdeformowane lecz szukające kolejnych ofiar. Ujrzał krew. Morze krwi. I ujrzał siebie, stojącego po kolana w tym gęstym morzu czerwieni. A z cieszy, niczym topielcy, wynurzały się kolejne trupy ze znajomymi twarzami członków załogi SPACE DRAGONA II.

Zatrzęsła nim ta wizja. Pokręcił głową w rozpaczliwej, lecz daremnej próbie wyrzucenia obrazów z umysłu.

Gdzieś, na polu słyszalności, zaczynał rejestrować jakiś szept. Na razie niewyraźny, ale … z czasem .. tego Pterenko był pewien .. z czasem ten głos przybierze na sile, i Rosjanin zrozumie, czego chce.

A wtedy będzie za późno. Dla niego i dla innych.

- START ZA DZIEWIĘĆ MINUT – zakomunikował mechaniczny głos systemu SCS HARVESTER.

- CEL LOTU. STACJA ECHELON XIII W SYSTEMIE PROXIMA CENTAURI.


ZWARCIE


Najpierw gwałtowne światła, które zalały korytarz, a potem włączenie się systemu podtrzymywania życia i grawitacji uratowało życie mechaniczce.
Strzelec chybił. Kule trafiły ścianę blisko Zwarcie i dziewczyna ujrzała, że pociski rozrywają bez trudu stal korytarza, pozostawiając w niej równe dziury, dymiące i świecące czerwienią rozgrzanego metalu.

Drzwi, które wybrała Zwarcie otworzyły się gwałtownie i dziewczyna wpadła do środka niedużego pomieszczenia. Jeden rzut oka pozwolił jej rozpoznać stojące pod przeciwległą do wejścia skrzynie, mimo japońskich oznaczeń na nich.

To było pomieszczenie techniczne – zasilające. Znalazła się w jednym z dwóch pomieszczeń z bezpiecznikami, które zazwyczaj znajdowały się na każdym poziomie pokładowych okrętów tego typu, co SCS HARVESTER. Zapewne pomieszczenie pozwalało zabezpieczyć przed przeciążeniami pół tego poziomu, na którym obecnie się znajdowało.

Większość kontrolek, po tym jak przywrócono zasilanie na statku, nadal jednak świeciła się na czerwono, co oznaczało wiele uszkodzeń w całej sekcji.

Z pomieszczenia, w którym się znalazła nie było innego wyjścia, poza drzwiami, którymi tutaj weszła.
 
Armiel jest offline  
Stary 16-07-2013, 16:52   #84
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Wizje pojawiające się w głowie niepokoiły Petrenko. Brutalne, pełne krwi i mordu, napływające niepowstrzymanym strumieniem. I ten szept, na progu świadomości, szept, który (czuł to) będzie kazał mu mordować. Szept, któremu później (wiedział to) nie będzie mógł się oprzeć. Póki jednak to on w nich stał na końcu ze spluwą w dłoni, nie było tak źle. Właśnie...

Złapał za broń. Zważył w ręce. Odbezpieczył. Rosnący wskaźnik naładowania osiągnął maksimum. Uniósł ją powoli i wycelował w głowę pełznącej do wyjścia Melisy. Laserowy wskaźnik rozbłysnął wyraźnym punkcikiem na tylnej części hełmu. Dotknął palcem spustu. Jedno pociągnięcie palcem i skróci jej męki. Był panem życia i śmierci. Decydował o jej być lub nie być. Czuł tą siłę. Moc płynącą z władzy jaką miał.

ATMOSFERA ZIEMSKA. CIŚNIENIE W NORMIE.

...poinformował go Holokomunikat. Odjął z ociąganiem palec. Zabezpieczył ponownie broń. Wskaźnik naładowania zniknął. Zatknął gnata z powrotem za pas. Odpiął zatrzask hełmu i ściągnął go z głowy. Odłożył na pulpit. Odpiął zamek skafandra i sięgnął do kieszeni kombinezonu, który miał pod spodem. Wymacał dłońmi znajomy kształt. Wyciągnął piersiówkę, odkręcił i pociągnął spory łyk. Absynt rozlał się po przełyku paląc miło. Alkohol rozluźniał. Oddalał wizje. Powodował, że szept milknął. Wiedział jednak, że to wszystko do czasu, gdy głos nabierze mocy, gdy nie zdoła go zagłuszyć działaniem używki. Schował piersiówkę. Spojrzał na idącą ciągle na czworakach Melisę. Ona jest medyczką. Powinna znaleźć lekarstwo na to... Przynajmniej warto spróbować.

Podszedł do niej od tyłu. Gwałtownym ruchem odczepił zatrzask hełmu i ściągnął go. Odwrócił ją na wznak i podciągnął do pozycji siedzącej.

- Пейте девушка! - szepnął prawie czule, wlewając w jej gardło absynt.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 18-07-2013, 21:48   #85
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Syreny alarmowe zawyły pełną mocą. Przelewki się skończyły, zmuszając ostatnich członków załogi pozostających na Space Dragonie do ewakuacji. Złapał tylko jakieś drobiazgi, nic co mogłoby się przydać, ale na chwilę obecną miał większe kłopoty na głowie.
- Nie przypominaj mi, widziałem samego siebie w kapsule a potem żywcem zaczęły mnie zjadać jakieś robale, nie to odbicie które widziałem, mnie. Uwierz mi że bolało. Wyciek z reaktora nie spowodowałby halucynacji, może coś innego, nie mam pojęcia. Cholera, znowu się zaczynają. – Shroud zachwiał się pod siłą wizji, ale dążył przed siebie, byle bliżej do włazu ewakuacyjnego. Na zewnątrz, z dala od wyjących syren. Niepokoiły go trzaski w głośniku, zakłócenia na falach i umierająca SI, która na przemian działała w ostatnich podrygach, to jedynie objawiała się szumem i trzaskami.

Bieg, umierające światła i jęki metalu. Właz. Szybkie wyjście Kerenskiego i następująca zaraz po nim ewakuacja Oliviera. Zatrzaskująca się śluza niemal nie pozbawiła elektrotechnika nóg a przy okazji i życia. W próżni efekt był identyczny przy przedarciu skafandra. Ciśnienie mu podskoczyło do zabójczych wartości, oddech przyśpieszył a po sekundzie zamarł, kiedy tylko jego wzrok padł na to, co kiedyś było maszynownią. Odłamki z Harvestera zwyczajnie mieliły poszycie mniejszej jednostki. Zupełnie tak jak maszynka mieli mięso, w jednym momencie było tam twarde poszycie kadłuba, po chwili jedynie jakaś kosmiczna papka.


Kiedy odzyskał oddech, przez chwilę stał nieruchomo. Lata świetlne od domu, w chłodzie kosmicznej pustki, zawieszony pomiędzy dwoma statkami. Jednym martwym gigantem i drugą rozpadającą się łupiną, która do tej pory niosła go przez ten mroczny ocean. Czuł się samotny, mimo tego że obok niego był nawigator. Skazany na zagładę, bez szans na cokolwiek. Wiedział doskonale że jeśli paliwo osiągnie masę krytyczną, to będzie miał szansę podziwiać widok, który powinno się oglądać jedynie z dalekiej odległości. W stalowym bunkrze ze ścianami grubości kilku metrów. Nawet go to już nie przerażało. Rejestrował po prostu ten fakt. Tak samo jak dziesiątki innych, z których każdy mógł się zakończyć śmiercią.
- Mam ochotę na szkocką, zdecydowanie bez lodu. – Mruknął w przestrzeń, nie zwracając się do nikogo w szczególności. Nie oczekiwał kelnera w białym surducie z muszką, niosącego na tacy dwunastoletnią whiskey. Bardziej spodziewał się jakiegoś okruchu metalu lub kosmicznych odłamków, polujących na niego jak pociski naprowadzające.

Z otępienia wywołanego emocjami wyrwało go zapalenie świateł pozycyjnych Harvestera. Przez chwilę wyglądało to jak supernowa, gwiazda nadziei rozbłyskująca tuż obok nich. Na twarzy Oliviera zagościł uśmiech, skoro członkowie załogi wysłani na drugą jednostkę, nie tylko żyli, ale dali radę dostać się do systemów. Nawet gdyby paliwo Space Dragona przekroczyło masę krytyczną, była szansa na to, że jego załogi już dawno tutaj nie będzie.
- Skacz! – Ryknął w komunikator do Kerenskyego. – Nasz statek niedługo wybuchnie, mamy bilet w jedną stronę na Harvestera. Sam postąpił za swoją radą, zebrał się do skoku, zwolnił magnesy i z całych sił wybił się w stronę nowo narodzonego giganta.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 19-07-2013, 15:42   #86
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
Melisa usiłowała uciec od wizji w każdy możliwy sposób. Krótkie scenki pełne krwi i przemocy nie były wytworem jej wyobraźni, nie należały do niej. Były obrazami, które ktoś wkładał jej do głowy, mimo jej woli. Chciała żeby to skończyło się, chciała odciąć się od nich, ale nie mogła. Każdy kolejny obraz był gorszy, coraz krwawszy i przerażający. Nie potrafiła się przed nimi obronić, nie wiedziała w jaki sposób mogłaby się obronić i czym. Nie szkolono jej do takich sytuacji. Czuła się kompletnie bezsilna, nie mogąc nawet polegać na własnej wiedzy. Uciekała, nie potrafiąc się bronić, ale ucieczka nie dawała ulgi. Stevenson zamknęła oczy, powtarzając sobie w duchu, że to nie dzieje się naprawdę, że potwory…

nie istnieją. Melisa otworzyła oczy i usiadła na łóżku, rozglądając się po pokoju. Odgarnęła z czoła blond grzywkę i zapaliła lampkę nocną. Pokój zalało łagodne światło tłumione przez abażur w białe króliczki. Blondynka przetarła orzechowe oczy, znowu to słysząc. Nieprzyjemne drapanie, które przywodziło na myśl długie, ostre pazury okropnego potwora, który tylko czekał na to, żeby złapać jakieś dziecko. Melisa pokręciła blond główką, wiedząc, co powie babcia, kiedy ją zawoła.
- Potwory nie istnieją – wyszeptała, szukając źródła hałasu. Było nim okno, a właściwie gałęzie, które drapały o szybę poruszane przez wiatr. Babcia znowu zapomniała je zamknąć, przez co w pokoju było bardzo chłodno. Ostatnio często zapominała o różnych rzeczach. Melisa chciała, żeby babcia przestała jej pilnować i układać do snu. Kochała ją, ale wolała kiedy robiła to mama. Niestety przez jakiś czas było to niemożliwe, bo mama brała nocne zmiany, ale było to chwilowe – tak przynajmniej mówiła Melisie. Dziewczynka na czworaka podeszła na brzeg łóżka i spuściła głowę w dół, zaglądając pod nie. Nie znalazła jednak tam nic, co wyglądałoby niepokojąco. Po chwili spuściła bose stópki na podłogę, która w tym momencie wydawała jej się nieprzyjemnie chłodna i na paluszkach podeszła do drzwi, cicho je zamykając. Przyłożyła ucho do drzwi, nasłuchując, czy nikt nie idzie. Cisza…

Melisa podeszła do okna, zastanawiając się, jak ma się dostać na parapet. Jej wzrok przykuł fotel bujany, który stał w kącie pokoju. Podeszła do niego i zaczęła go przesuwać w stronę okna, co zajęło jej sporo czasu z powodu jego rozmiarów. Kiedy mebel znajdował się na swoim miejscu, Melisa podłożyła dwie maskotki i wdrapała się na niego. Stanęła na palcach, łapiąc za drewno. Wystarczyło tylko pociągnąć w dół, wszystkim dorosłym przychodziło to z taką łatwością, a babcia mówiła, że Melisa jest już taką dużą dziewczynką, czyli prawie dorosła. Okno stawiało jednak opór, a Melisa była coraz bardziej zziębnięta, stojąc na fotelu, który zaczął się niebezpiecznie kołysać. W pokoju rozległ się trzask zamykanego okna, co dziewczynka przypłaciła utratą równowagi i upadkiem. Blondynka usiadła na podłodze, czekając aż babcia przyjdzie do pokoju i nakrzyczy na nią. W całym domu panowała martwa cisza, którą zakłócało tykanie zegara i walące serce Melisy. Po chwili poczuła na ustach coś ciepłego, po dotknięciu palcami ust okazało się, że to była krew. Spadając musiała przygryźć wargę, stąd krew. Melisa oblizała usta, czując metaliczny posmak. Już wiedziała, że będzie miała kłopoty.

Wstała z podłogi i dopiero teraz to zauważyła. Otwarte drzwi od szafy, które absolutnie zawsze były zamknięte. Dlaczego nie zauważyła ich wcześniej? Ostrożnie stawiała kroki, podchodząc do niej. Melisa nie lubiła jej. Była duża, brzydka, stara, dziwnie pachniała, czasami skrzypiała i Melisa podejrzewała, że coś w niej jest, ale nikt jej nie wierzył. Mamusia obiecała jej, że jeszcze w tym tygodniu zabiorą szafę i nie będzie musiała się jej bać. Powtarzała, że jest głuptaskiem i w szafie nie ma niczego, prócz termitów, które jedzą drewno, a nie małe dziewczynki. Melisa wyciągnęła rękę, kładąc je na starych drzwiach i pchnęła lekko, obserwując, czy w ciemności nic się nie rusza. W pokoju rozległ się zgrzyt, który przyprawił dziewczynkę o gęsią skórkę, ale szafa na szczęście została zamknięta. Melisa odetchnęła z ulgą, mając zamiar wrócić do łóżka, jednak ciszę w pokoju ponownie rozdarł dźwięk skrzypienia drzwi. Dziewczynka obejrzała się przez ramię, uświadamiając sobie, że drzwi są ponownie uchylone. Czuła krew w ustach i walące serce w piersi, które znowu mąciło ciszę w pokoju. Podeszła bliżej i zajrzała do wnętrza, nie widząc niczego, prócz ciemności. Nie było tu niczego niepokojącego, prócz tego dziwnego zapachu, który niepokoił Melisę. Babcia mówiła, że tak pachną stare rzeczy, które mają dusze. Mama jednak zawsze powtarzała, że to tylko mebel i nie ma w nim niczego, prócz kurzu.
- Potwory nie istnieją – powiedziała z ulgą na głos, odwracając się plecami do szafy, której już nie musiała się bać. W ciemności nie było niczego, czego musiała się obawiać. Zrobiła krok w stronę łóżka, kątem oka rejestrując dziwny ruch. Odwróciła się w momencie, kiedy z wnętrza szafy wyłoniła się ręka, chwytając ją mocno za ramię i wciągając w ciemność. W szafie rozległ się syk…

zdejmowanego hełmu. Melisa wzięła głęboki wdech, uświadamiając sobie, że już może normalnie oddychać. Oznaczało to, że udało im się przywrócić ciśnienie i atmosferę ziemską. Nie było jej dane zaprotestować, kiedy Petrenko podciągnął ją do pozycji siedzącej, wlewając do gardła absynt. Czuła palącą, rozlewającą się po gardle gorycz, wymieszaną z krwią. Przełknęła ją niechętnie, jednak alkohol pomógł choć na chwilę stłumić krwawe wizje.
- Nie znam rosyjskiego– wychrypiała, łapiąc nadgarstek Rosjanina i odsuwając od siebie piersiówkę z absyntem. Wiedziała, że Petrenko ma wyrafinowany gust co do trunku, ale to co jej podał było jednocześnie paskudne i... skuteczne.Alkohol dał chwilową ucieczkę od wizji. Gorycz w ustach skutecznie rozpraszała jej uwagę od krwawych obrazów. Melisa jednak uważała, że alkohol nie był dobrym wyjściem. A na pewno nie na długo. Mimo to usiłowała skupić całą swoją uwagę na goryczy, którą czuła na ustach, Petrence i tym, co do niej mówił. Przynosiło jej to ulgę.
- Okropność – dodała, oblizując usta.
 

Ostatnio edytowane przez Neride : 19-07-2013 o 21:24.
Neride jest offline  
Stary 20-07-2013, 10:08   #87
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Gdyby ktoś teraz zapytał Massimo jak się czuje, odpowiedziałby zapewne, że ciężko, bo takiego kaca nie miał jeszcze nigdy w życiu. Może nawet jeszcze nie wytrzeźwiał. Bo przecież to co rozgrywało się przed jego oczyma nie mogło istnieć naprawdę. Fakt. Strach, dojmująca chęć pozostania przy życiu i to najlepiej z dala od tego miejsca, pragnienie ucieczki - to wszystko były uczucia przenikające go w tej chwili. Ale przecież kto rozsądny wierzy w duchy, zombie czy jakieś kosmiczne potwory.

Przecież Ludzkość lata w kosmos już od wielu lat i nie odkryto jeszcze żadnych śladów życia na innych planetach, a na Ziemi takie rzeczy po prostu NIE ISTNIEJĄ. Idąc tropem tej prostej analizy, to co właśnie obserwują nie może dziać się w rzeczywistości. To wszystko muszą być efekty pewnych nie wyjaśnionych dotąd zaburzeń procesów myślowych. Może nawet nie ma ich teraz na pokładzie statku, może ktoś stymuluje ich umysły a tak naprawdę śnią zamknięci w jakimś ośrodku badawczym. Może...
A może nie? Może to wszystko dzieje się naprawdę? Może w istocie trafili na zjawisko, o którym nikt do tej pory nie miał pojęcia, lub tez nikt nie przeżył dostatecznie długo by o takim czymś odpowiedzieć.
Luvezzi nie zamierzał ryzykować swojego życia by się o tym przekonać. Strach i wola przetrwania wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i realnym oglądem świata.
- Spieprzajmy stąd jak najszybciej - rzucił do Nico.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline  
Stary 20-07-2013, 13:18   #88
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Zawód ratownika jest dość specyficznym zajęciem. Tam, gdzie coś się dzieje. Gdzie jest niebezpiecznie, czy istnieje realne zagrożenie życia ludzi, którzy utknęli w pewnych okolicznościach. Gdzie wielu już zginęło a pozostała tylko garstka, dla której ktoś jeszcze ma ryzykować, by ich stamtąd wyciągnąć. Pojawiają się ludzie, którzy mają w sobie różne cechy.

Jedni są nieustraszeni. Wszelkie ryzyko to dla nich błahostka. Drudzy żyją adrenaliną, która płynie w żyłach. Kolejni robią to mając nadzieję, że któregoś dnia zginą upragnioną śmiercią. Nicolayeva należała do ludzi, którzy podejmują ryzyko z racji przeszłości, której każdego dnia żałują. Źle podjęte decyzje, chwile zawahania, brak zdecydowania czy odrobiny altruizmu, który kosztował życie najbliższych osób.

Pożar, powódź, gaz, głazy - wszystko to było zagrożeniem, które było prawdziwe. Uciekając, drogę może zablokować strach, który spowolni, albo nawet zatrzyma uciekającego. Słabość umysłu, która biegła szybciej, a gdy znalazła się przed człowiekiem, ten dostawał paraliżu. Był już niezdolny do dalszej ucieczki. Poddawał się, umierał dopadnięty przez zagrożenie.

To, co pozwalało Nicko wykonywać ten zawód to pęd, który był taki sam, jak jej strach. Nie biegła przed nim, nie była aż tak niezłomna. Nie biegła za nim, bo wciąż jeszcze żyła, dzięki czemu uratowała paru ludzi w swoim życiu. Biegła równo ze strachem, który odczuwała. To była jej metoda na to, by dostać się w miejsca, skąd wszyscy chcieli uciekać. Tak było też i na Harvesterze. Póki była w biegu miała nad sobą wystarczającą kontrolę. Nie wolno było się jej zatrzymać. Zastanawiać się nad sytuacją. Roztkliwiać się, potykać. To ona musiała podejmować decyzje, które zaważą nad większą ilością istnień jak tylko jednym. To ona rozdawała karty i ciągnęła wszystkich za sobą. Nie mogła sobie pozwolić na chwilę zastoju.

~

Szybując za towarzyszem runęła ze stęknięciem, gdy nieoczekiwanie uruchomiła się grawitacja. Krew spłynęła w dół powodując chwilowe przymroczenie i dezorientację. Natychmiast przewróciła się na plecy sprawdzając goniące ich monstrum. Z ulgą patrzyła na jego przytrzaśnięte cielsko. Musiała wstawać, nie było czasu na chwilę spokoju. Znacznie ciężej wygrzebała się z porozwieszanym na niej sprzętem.

- Zwarcie dostała się do sterówki - oznajmiła zaczynając bieg w tym samym kierunku.

Serce waliło jak kowadło, oddech pędził jak u zwierzęcia, dłonie dawno straciły swą precyzję. Trzęsła się i była mokra jak nigdy dotąd. Ale biegła dalej. Doskonale wiedziała jakie będą konsekwencje gdy się zawaha. Gdy będzie się zastawiać w tak niefortunnej sytuacji.
 
Proxy jest offline  
Stary 20-07-2013, 15:03   #89
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Ciągle zastanawiał się nad przyczynami tajemniczych halucynacji. Shroud zwrócił uwagę na ich ponowne pojawienie się.
- Też coś widzę... to dziwne, że zaczynamy mieć przewidzenia w tej samej chwili. -
Gnali jednak przed siebie i najzwyczajniej nie było czasu na tego typu dyskusje, trzeba było ratować własne tyłki. Kiedy już wydostali się przez śluzę, zazgrzytał zębami. Bennet nie cierpiał spacerów w próżni. Najzwyczajniej w świecie czuł się podczas nich nieswojo, po minie Shrouda wnioskował, że ma on bardzo podobne odczucia.
- Masz jakiś pomysł na to, co zrobimy później? Będziemy czekać na ekipe ratowniczą? -
Zapytał kiedy kolega skoczył w stronę drugiego okrętu. Bennet zamrugał jeszcze przyglądając się oświetleniu Harvastera. Zastanawiał się co jeszcze we wraku może okazać się sprawne. Ściskając mocniej przecinarkę plazmową i uchwyt apteczki skoczył za Shroudem.
- Myślisz, że kapitan jeszcze żyje? -
Miał lekkie wyrzuty sumienia z powodu tego, że uciekając nie sprawdzili co u ich dowódcy, jednak z drugiej strony facet został tak poraniony, że mógł być martwy od dłuższego czasu.
 
Komiko jest offline  
Stary 20-07-2013, 21:21   #90
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
SHROUD, KERENSKY

Pomiędzy SPACE DRAGONEM II i SCS HARVESTEREM przestrzeń kosmiczną wypełniały dziesiątki mniejszych lub większych śmieci. Kawałki metalu, asteroidy, skrzynie najwyraźniej wyssane w próżnię ze Żniwiarza. Obaj mężczyźni skoczyli w stronę większej jednostki. Najrozsądniejszym pomysłem wydawało się im dostać na kadłub HARVESTERA i przejście nim albo do jakiegoś włazu technicznego, lub dostanie się do wyrwy w burcie i tamtędy wejście na pokład.

Mieli sporo szczęścia i bez trudu ominęli wszystkie śmieci ze zrodzoną w zero G gracją lądując na kadłubie HARVESTERA. Magnetyczne zaczepy na ich butach pozwoliły bez trudu przywrzeć do oblodzonej konstrukcji.
Spojrzeli za siebie ze zdumieniem widząc, że SPACE DRAGON II odrywa się od powierzchni HARVESTERA. Z rozdartej burty ich macierzystej jednostki wydobywały się kłęby zamarzającej pary, niczym gazy z cielska wyrzuconego na brzeg morza. KOSMICZNY SMOK leciał dziobek w dół, tak że widzieli również ogień na ogonie jednego z silników. Kilka większych kawałków okalających HARVESTERA uderzyło w SPACE DRAGONA. Widzieli, jak odbijają się od kadłuba, i lecą gdzieś dalej.

Kiedy SPACE DRAGON był jakiś kilometr od nich ujrzeli, jak dysza silnika pluje ogniem, i jak silnik eksploduje. Wybuchy przesuwały się w głąb okrętu w absolutnej ciszy zamieniając większą część SPAE DRAGONA w postrzępione kawałki śmieci. Bezgłośna eksplozja wyrzuciła w przestrzeń setki odłamków, które pomknęły we wszystkie możliwe strony, zasypując również HARVESTERA kawałkami metalu.

Fala uderzeniowa przetoczyła się po nich odrywając obu od kadłuba HARVESTERA. Niczym liście niesione wiatrem, poszybowali w przestrzeń kosmiczną, wirując i krzycząc bezwiednie z przerażenia., modląc się w duchu, by któryś z licznych odłamków nie podziurawił ich, nie rozerwał na strzępy.

W końcu, kiedy przestali się obracać i wirować, i kiedy błędnik powrócił im do normy, ujrzeli przed sobą, jakieś dwa kilometry od nich, kształt SCS HARVESTERA. Nie widzieli siebie nawzajem, ale ujrzeli, jak tylne silniki SCS HARVESTERA zapłonął ogniem.

Statek przygotowywał się do startu.



STEVENSON, PETRENKO



- START ZA SIEDEM MINUT.

Komunikat rozbrzmiał w sterówce znajomym, metalicznym głosem SI SCS HARVESTERA.

Dopiero teraz dotarło do nich, że wszelkie komunikaty wydawane są po angielsku. To było dziwne zważywszy na to, że znajdowali się na okręcie należącym do korporacji MISHIMA mającej swoje korzenie w Azji.
Możliwe, że SI statku oczytała sygnały z ich WKP-ów i dostosowała się do pochodzenia ratowników.

Absynt palił gardło Stevenson, co najwyraźniej wzbudzało pewną wesołość u Petrenki.

Kobieta nadal czuła się słabo, ale nacisk na jej czaszkę minął.
Już chciała coś powiedzieć, kiedy nagle pokład pod nimi zatrząsł się, na moment przygasły światła, a potem usłyszeli metaliczne, liczne stukoty rozchodzące się po całym statku. Brzmiało to tak, jakby uderzył w nich rój meteorytów.

- EKSPLOZJA NIEZNANEGO OKRĘTU KILOMETR KOMA SIEDEM OD NASZEJ JEDNOSTKI. USZKODZENIA LEWEJ BURTY. ZNACZNY WZROST PROMIENIOWANIA.

Na pokładzie rozległy się sygnały alarmowe.

Ich serca zabiły szybciej.

Ale po chwili dało się słyszeć uspokajający komunikat.

- ZAGROŻENIE NIEWIELKIE. USZKODZENIA ZNIKOME. KONTYNUUJĘ PROCEDURĘ ROZPOCZĘCIA LOTU. URUCHAMIAM SILNIKI. STRAT ZA SZEŚĆ i PÓŁ MINUTY.


NICOLAYEVA, LUVEZZI


Zostawili zdychające, przygniecione ciężarem skrzyni monstrum. Popędzili przed siebie do wyjścia w stronę sterówki. Jeśli dotarła tam Zwarcie nadal mieli szansę się spotkać, wzmocnić swoje siły, co przy zdeformowanych i najwyraźniej martwych ludziach na pokładzie, wydawało się rozsądne.
Minęli podnoszące się z podłogi trupy – tak, trupy, bo przecież nie mogli już dłużej udawać, że z ranami na ciele, jakie widzieli, nie mogą mieć do czynienia z żywymi ludźmi – i popędzili dalej, lawirując pomiędzy skrzyniami i pakunkami.

Biegli w stronę części dziobowej, bo stamtąd było bliżej do sterówki.
Korytarz skręcił ostro w prawo i – tak jak się spodziewali – ujrzeli windę. O dziwo – była na dole, z szeroko rozwartymi drzwiami, jakby na nich czekała.

Wbiegli do środka, upewniając się, że jest bezpiecznie i wcisnęli przycisk jazdy, widząc, jak zza zakrętu wyłaniają się okaleczeni i pokrwawieni załoganci MISHIMY.

Winda zamknęła się i ruszyła w górę.

Kiedy byli mniej więcej w połowie drogi HARVESTEREM coś zatrzęsło, światła w windzie zgasły i kabina zatrzymała się.

Po chwili jednak ciemne wnętrze wypełniło łagodne, zielone światło awaryjne.
Nicolayeva ponownie wcisnęła przycisk, ale winda ani drgnęła.

I wtedy oboje ujrzeli strumyczki czerwonej cieszy spływające z sufitu po ścianach i skapujące prosto z góry na podłogę i uwięzionych w windzie ludzi. Nie mogli mieć wątpliwości, że to, co spływa im na głowy to krew.


ZWARCIE


Zwarcie siadła na ziemi, dziwnie osłabiona, niezdolna podjąć jakiejkolwiek decyzji. Nagle zalała ją fala rozpaczy i bezsilności. Gwałtowna i przytłaczająca.

A potem poczuła, że coś siłą wdziera się do jej głowy. W oczach jej pociemniało, w uszach usłyszała dziwne trzaski, piski i wrzaski – jak krzyki tysiąca udręczonych dusz.

Z przerażeniem spojrzała na swoje ręce, trzymające pewnie zaimprowizowany topór. Z grozą i bezsilnością ujrzała, jak jej dłonie zapierają broń o ścianę, a ona sama zbliża swoją twarz do ustawionego na sztorc ostrza.

Kątem oka, próbując wyrwać się z tego stanu, w którym jej umysł został zepchnięty do rangi biernego obserwatora, ujrzała jakiś cień w wejściu. To był jeden z okrwawionych ludzi, którzy ją ścigali. Przez zniszczoną wizurę hełmu, zachlapaną od środka krwią, zdawały się na Zwarcie patrzyć jakieś potworne, nieludzkie oczy. Jak oczy … diabła.

Chciała krzyknąć, ale z jej ust wydobył się jedynie chrapliwy skrzek. A potem dotknęła twarzą ostrza, wzięła szeroki zamach głową i ostatnim, co zobaczyła, było ostrze jej własnej broni zbliżające się do jej twarzy.

A potem była już tylko ciemność. Ale nie cisza. Bowiem w tej ciemności czekał na nią GŁOS. Głos, który powiedział jej, co musi zrobić.

Martwe ręce Zwarcie drgnęły, zaciskając się na rękojeści broni. Martwe ciało przesunęło się tak, że ostrze z obrzydliwym mlaśnięciem wysunęło się z rany. Krew i mózg zaczęły wypływać na skafander, a Zwarcie, niezgrabnie, lecz skutecznie podniosła się i ruszyła w stronę najwyraźniej na nią czekającego drugiego trupa.

Pokład HARVESTERA zatrząsł się od pobliskiej eksplozji, ale Zwarcie już na to nie zwracała uwagi. Szła, posłuszna GŁOSOWI, przyłączając się do kolejnych ciał.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172