Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 02:55   #49
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Mulch przeszedł się wesoło z jednego końca dachu na drugi. Pod jego stopami rozciągał się Seoul. Stolica południowej Korei. Chłopak gwizdnął z podziwem na widok tej przestrzeni. W porównaniu z Nuuk, nie widział nawet drugiego końca miasta, a przecież był to najwyższy wieżowiec, jaki dał radę znaleźć!
- Tch. A zaczynał się robić zabawnie. - nagłe warknięcie naukowca wyprowadziło lekko czarnowłosego z równowagi. Patrząc w oczy Soekiemu, Mulch podniósł rękę i wskazał na niebo. Posłusznie Yami podążył wzrokiem za wskazówką.
Tuż nad nimi zaczęła rozrastać się wielka, czarna kula. Przypominała odcieniem czarny tusz. W dodatku maź z jej powierzchni momentami opadała, roztrzaskując si ę gdzieś na ledwo widocznej ziemi.
Profesor westchnął siadając na miejscu. - Otworzymy teraz Hades. Mamy pilnować aby nic się nie stało z tą kulą póki jej czas nie dojdzie końca. To będzie jakieś osiem godzin, może więcej, może mniej. Najszybciej pójdzie jak pozabijamy ludzi...W sumie nie ma się o co obawiać, nawet jeżeli do niej dotrą i tak nie będą mieli pojęcia jak ją unieszkodliwić.
Matka powolnym krokiem doszła do krańca dachu, rozglądając się po okolicy. - Idźcie. - mruknęła, profesor tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi, po czym zeskoczył z dachu. Mulch po prostu zniknął. Soeki został sam z kobietą.
- Jesteś wolny. - powiedziała. - Rób co chcesz, ale nie wchodź nam w drogę. - podyktowała bez większych emocji.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ILuXiAiTYXQ[/MEDIA]
W dole, masa ledwo widocznych punktów tłoczyła się pod nogami chłopaka niby gromada mrówek, niepewna gdzie mają podążać i co mają począć. To byli ludzie, przerażeni i zrezygnowani uciekali w głąb miasta.
Ale czy na pewno? W oddali, możliwe. Pod samą wieżą zaś...oni się zbierali. Zbliżali się, jak gdyby chcieli oddać się matce. Niewiele zainteresowani olbrzymią armią, oddziałami mężczyzn i kobiet, ludzi, cyborgów, androidów. Zainspirowanych pieniędzmi bądź wyższymi ideałami z całej siły pragnącymi ocalić Seoul przed zagładą jaka miała miejsce w Nuuk. Przeciwko tym właśnie ludziom będą stawać..."bogowie".
I faktycznie jak bóg mógł się Soe...nie, Hodohi...Z drugiej strony, czy Hodohi
nie był martwy? Rosnąć w siłę do akademii wyruszył jako Soeki. Jako Soeki został bogiem, jako Soeki czuł tą siłę. Kim był jako Hodohi? Warzywem o mniejszej wartości niż ludzie wijące się w dole? Było to interesujące pytanie męczące obserwującego chłopaka gargulca. Zastanawiało go, do jakich rewelacji i postanowień dojdzie ten niezbadany element wyjęty z sideł przeznaczenia i postawiony ponad kajdanami zasad. Pytaniem było jak szybko zda sobie sprawę z swojej postawy i ile pozostało w nim moralności.
Olbrzymia siła wojskowa podążała w głąb miasta, nie chcąc tracić nawet momentu.

20:21
Lądowisko dla helikopterów

- Ruszać się, ruszać! Macie obstawić każdą z dróg i każdy z szpitali! Niech żadne dziecko nie zostanie oddzielone od rodziców, niech żadna matka nie zgubi swojego syna, niech żadne mąż nie umrze w amoku! Do roboty!
- Nie tak prędko.
Mężczyzna zaprzestał swojego okrzykiwania do krzątającej się między namiotami bandy najemników jak i wojskowych zarazem.
Dzięki temu Borys mógł mu się przyjrzeć. Był on całkiem wysoki, świetnie zbudowany i pewnie starszy niż wyglądał. Miał na ustach cwany uśmiech a jego oczy były ostre w kształcie, choć odbijające się w nich światło wskazywało na jakiś ukryty smutek.
- On zajmie się ewakuacją cywili. - rzekł Roland schodząc na bok i ukazując młodemu dowódcy Rosjanina.
- Eh..."Rosyjski wilk", ta? A pan jest...prezydentem? Co tu się dzieje?
- Po nieudanej obronie Nuuk chcę wziąć sprawy w swoje ręce. - objaśnił wzruszając ramionami. - Pana gdzieś widziałem?
- Byłem popularnym kaskaderem. Ale wolę pomagać ludziom niż ich zabawiać. Jason Eater. Miło mi. Czego oczekuje biały dom?
- Że skupicie się na powstrzymaniu tego. - Roland uniósł dłoń wskazując palcem na czarną kulę formującą się w oddali, choć całkiem dobrze widoczną na przyciemnionym niebie Korei. -Resztą zajmie się mój bohater. Zrozumiano, Auroro?
Zza pleców Jasona pojawiła się dwójka dość niespodziewanych postaci. Wyglądająca dość młodo kobieta w białym ubraniu oraz...towarzysząca jej Nikita.

20:23
Namiot niemieckiego zespołu technologii wojskowej

- Wybaczcie, że od razu zgarniam was na bok, ale i tak nie dotyczą was rozkazy Rolanda. Jak ja mówię, to tak będzie. Te badania są zbyt istotne. - tłumaczył Zolf prowadząc zarówno Henriego jak i Tanu do olbrzymiego namiotu pełnego ludzi w białych kitlach oraz różnych mechanicznych urządzeń, zaczynając od pancerzy wspomaganych a kończąc na robotach bojowych, które ledwo się tutaj mieściły. Na samym końcu namiotu znajdował się podłużny, metalowy pojemnik.
- Oto i on. - odezwał się wesołym głosem doktór, otwierając zamek odciskiem swojego palca.
Z środka uniosła się mała podstawka, na której spoczywała błękitna kula.
- Projekty egzoszkieletów i cyborgów bojowych były w użyciu od dawna. Ci nowi terroryści dali mi jednak nową, ciekawszą ideę. Ludzi zawsze limitowały formy, ta jednak jest czymś więcej, miała nawet lepsze odczyty niż Borys. Pierwszy bio-cybernetyczny rdzeń. - zaczął tłumaczyć, powoli unosząc przedmiot. - jednakże nie był poddawany testom. Potrzebuję kogoś, w kim mógłbym go umieścić, a co może być bardziej efektywne przeciw naszemu obecnemu wrogowi jeżeli nie jego własna broń? Jesteś już przyzwyczajony do łączenia swojego organizmu z urządzeniami, powinieneś być zdolny je zastosować. Zwłaszcza jeżeli Kansatsu ci ufa. - uśmiechnął się do siebie. - Więc? Wciąż, zainteresowany?

Najważniejsze pionki w obliczu nadchodzącej zagłady Korei, miały dopiero wejść na pole walki.

Monochromatyczna historia
Gdziekolwiek:kiedykolweik.

Czerń. Biel. Tyle pojawiało się przed oczami młodego chłopca który miał wrażenie, że przeszedł przez bramę do jakiegoś niezbadanego, nieznanego obszaru ni to świata ni to snów. Tak samo jak nie mógł zdać sobie sprawę z tego, czym była nieznana pigułka przekazana mu przez starca z chin, tak samo nie mógł określić swojego otoczenia.
Czy znajdował się na czarnej przestrzeni, gdzie wszystkie obiekty miały białe kontury, czy też na odwrót? Czym był ten rzeczywisty świat snów?
Nie tylko Fi nie był tego świadom. Nikt nie wiedział.
Osoby znajdujące się na tym terenie szybko przyzwyczajały się do niego mimo świadomości jego absurdu, groteski i grozy, o której wiedzieli, jednak nie odczuwali.
Najzwyczajniej w świecie odczuł, że ta lokalizacja nie jest żadnym konkretnym miejscem, a częścią jakiegoś większego obszaru. Nieopisanego i pierwotnie złożonego z jakiegoś innego konspektu.
Jego ubranie jak i włosy zafalowały niby zaatakowane przez nieobecny wiatr. Powoli zaczynał kojarzyć obecną scenerię, choć dwukolorowy charakter nie pozwalał mu natychmiastowo określić na co spogląda. Tak. To był pierwszy dzień piątego miesiąca dwa tysiące dwieście dwudziestego drugiego roku. Czyżby właśnie zebrani rozeszli się po oficjalnym apelu na cześć rozpoczęcia nauki? Możliwe.
Nie.
Pewne. Tak samo jak i pewnym było, że po zrobieniu kroku Fi może znaleźć się gdziekolwiek, kiedykolwiek i nie mieć na to wpływu. Jak w takim miejscu śledzić przebieg przeznaczenia jednego osobnika jakim był Soeki Yami? Z drugiej strony, czy w ogóle powinien?
To miejsce na pewno było niebezpieczne. Mimo że się nie bał, był w stanie stwierdzić to bez najmniejszego problemu. Został wrobiony i jego sytuacja jest niepewna. Pytaniem było, czy zdoła wyjść bez pomocy starca, który nie zjawi się, póki Fi nie znajdzie Yamiego.
To nie była przyjemna sytuacja.
 
Fiath jest offline