Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 14:57   #8
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bandyci... Kuro lubił bandytów. I to bardzo.
Odrębną kwestią było to, że lubił owych bandytów zabijać.
Zabawnie było patrzyć na ich twarze, gdy orientowali się że kataną trzeba się jeszcze umieć posługiwać, a nie tylko ją mieć w dłoni.
I że przewaga liczebna niewiele daje, gdy się nie umie jej wykorzystać.
Bandyci byli zabawni.
Ale... wpierw inna przyjemność.
- Nie moim przywilejem jest decydować o rodzaju kary. Solidne przetrzepanie skóry powinno jednak zrobić swoje.- wyjaśnił ronin podążając za Kobo Fuse do owej gospody. Po drodze zaś spytał. - A ile płaci się od głowy? Za bandytów.
- Pięć ryo od czerepu. Sporo można zarobić, bo szacujemy, że jest ich około pięćdziesięciu. Mimo to jakoś mało łowców nagród się zjawiło - podeszli pod karczmę, akurat kiedy przez zasłonę, jeden po drugim wylecieli nędzni bandyci. Wylądowali w piachu i próbowali gramolić się z ziemi, ale strażnicy, którzy ich wyrzucili, szybko otoczyli nieszczęsną czwórkę i skierowali w ich stronę ostre szpikulce włóczni. Ostatni wyniósł miecz Kuroichiego. Podszedł do samuraja, ukłonił się i wręczył mu ostrze.
- O cholera! Toż to ten ronin z gospody! Tarasuke! Idioto! Mówiłem, nie okradać takiego! - krzyknął jeden z bandytów, skacząc na swojego kompana.
- Co?! Ty?! Ja żem ci odradzał! - odpowiedział mu kopniakiem.
- Spokój! Leżeć nędzne psy! - uciszył ich strażnik, waląc ich obu tępym końcem włóczni pod żebra.
- Bądźcie tak uprzejmi i zabierzcie ich na główny dziedziniec, spuśćcie łomot ku przestrodze innych, ale tak koło południa. Potem wrzucić do więzienia - rozkazał Kobo.
- Tak panie! - odparli chórem strażnicy, kłaniając się.
- Ha...- ronin uśmiechnął się wesoło trzymając ulubiony oręż. Pochwycił za rękojeść i wysunął sprawdzając czy ostrze nadal gładko wychodzi z pochwy. Burczenie w brzuchu przypomniało mu o tym, że wczorajszy posiłek był jego ostatnim. Westchnął.- Czy byłoby nieuprzejmością, gdybym prosił cię o opowiedzenie co nieco o owych bandytach?
Przy obecnym stanie finansów Kuroichiego, każda robota była pożądana.
- Kryją się w górach, które dobrze znają. Wymordowali całą jedną osadę i ją sobie zajęli. Próbowaliśmy wysyłać tam oddział, ale przygotowali pułapki na ścieżkach i duża grupa nie ma szans przejść bez sporych strat. Dlatego liczymy na pojedynczych, lepiej wyszkolonych wojowników. Poza tym nie mogę ostatnio wysyłać strażników, bo odwiedzić ma nas sam szogun, więc wszystko i wszyscy mają być na miejscu. Ale jacyś bandyci pod nosem też nie mogą się kręcić. Nie są głupi, a ich przywódca to dezerter wojskowy, niegdyś wysoki stopniem Minoru Anzai. Za jego głowę dodatkowe sto ryo.
- Aaach... ale takie sprawy najlepiej omawia się przy posiłku.- odparł z uśmiechem ronin, wsuwając miecz za obi.- Ne, Kobo Fuse -an?
- A i prawda. Jestem wciąż o pustym żołądku, ale w dobrym humorze. Zafunduję nam śniadanie... niech już będzie i gospoda pana Hary, skoro tu jesteśmy - powiedział wchodząc do środka, gdy strażnicy kopniakami popędzali bandytów.

Kuroichi wszedł za nim i usiadł więc na macie w kącie tuląc swój miecz niczym dziecko i czekając na posiłek. -Ten Minoru Anzai, kto to?
Kobo już otworzył usta by odpowiedzieć, ale wtrącił się gospodarz, gruby mężczyzna o wesołej twarzy, ze strasznie małymi oczkami. Wyglądał pociesznie i głupkowato.
- Witam inspektorze! - ukłonił się nisko. - Podać śniadanie dla ciebie i towarzysza, szanowny inspektorze?! - spytał miło, ale zdecydowanie za głośno.
- Tak, poprosimy - Fuse pokiwał głową.
- Dobrze inspektorze! Już się robi inspektorze! W razie czego wie pan gdzie mnie znaleźć, inspektorze! - ukłonił się jeszcze trzy razy i dwa odchodząc. Na szczęście nie powtarzał tego, kim był Kobo. Ten tylko westchnął raz i uśmiechnął się.
- Minoru był generałem klanu Atanai. Zorganizowali nieudane powstanie przeciw szogunowi, całkowicie idiotyczne i bezcelowe. Liczyli na poparcie innych klanów, ale te żeby wkupić się w łaski nowego jeszcze wtedy szoguna Iemitsu, wydali Atanai i stanęli przeciw nim. Anzai zdążył się we wszystkim połapać i uciekł zanim pobliscy daimyo, rozszarpali chciwie ziemie Atanai, zachowując sobie jej skrawki. Jest więc zdrajcą podwójnym, bo i przeciw szogunowi, jak i przeciw swemu panu. Wcześniej jednak odznaczał się sporymi umiejętnościami walki i dobrym zmysłem taktyka. Z tego co słyszałem... - powiedział, a Hara przyniósł dwie miski ryżu i sporo marynowanych owoców. Dodatkowo postawił przed nimi po czarce sake na głowę.
- A to gratis, panie...
- Inspektorze. Tak wiem i dziękuję Haro - Kobo pokiwał głową, odsyłając gospodarza.
- Generał, ha? To... kłopotliwe.- Kuroichi upił nieco sake przyglądając się rozmówcy.- Ambitny człowiek nie poprzestanie tylko na komenderowaniu bandą przydrożnych bandytów.
- Też tak myślę, szczególnie że zbliża się powoli zima. Będą musieli sobie znaleźć jakąś kryjówkę. Pewnie kolejną wioskę, bo taka położona wysoko w górach, daje dodatkowe trudności na zimę.
- A dużo jest takich wiosek w okolicy? Z dala od głównych szlaków i rzadko odwiedzanych przez bushi tych ziem?- spytał Kuroichi po chwili namysłu pocierając nieogoloną twarz dłonią.


- W górach, ale niżej położone są jeszcze dwie. Później jest już tylko las, z którego bodajże przyszedłeś. Wydaje się to być dość łakomy kąsek, dla takiej bandy.
-To dość... wygodna sytuacja dla mnie. Którędy do nich dojść? - spytał uśmiechnięty Kuroichi.
- Jeśli wyjdziesz najbliższą bramą, na trakt którym przyszedłeś, skręć w stromy szlak. Później będzie trochę łatwiejszy choć kręty. Po godzinie trafisz na drogowskaz. Na zachód i północny zachód. Bandytom bliżej będzie zaatakować tę drugą wioskę.
- Iiii tak zrobię. Możesz być pewien.- odparł Kuroichi był wielce uradowany tą sytuacją. Przy obecnym stanie zawartości kiesy, każda robota była pożądana.
- To dobrze, ale chyba nie sam... - zmarszczył brew. - To jednak spora banda chłopa. Już jakieś doświadczenie mają, część to znajomi Anzaia z wojska...
- A kogo byś polecił? Obcy jestem w tych stronach.- zamyślił się ronin, który bynajmniej nie był przerażony ich liczebnością, wszak nie musiał ich zabić wszystkich od razu. Planował raczej ich łowić jak rybki w stawie... pojedynczo.
- Nie wiem czemu, ale jakoś mało łowców nagród się zbiegło... - mruknął drapiąc się po brodzie. - Sporo roninów tędy przechodzi, ale jakoś nie są zainteresowani. Nie wiem czy mogę polecić kogoś kto będzie dostępny, wszyscy samuraje Izakiego, tutejszego władcy, ledwo wychodzą z zamku. Musztrują ich cały dzień, by jak najlepiej wypadli na wizycie szoguna. Podobno ma się odbyć turniej... Jestem jednak pewien, że ktoś się zgłosi - pokiwał głową, uśmiechając się.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline