Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 18:04   #22
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Solidnie przygotowany Nethadil postawił stopę w wyższej wieży. Zrobił krok, drugi, potem kolejne. Sądząc po parterze budynek był równie opuszczony i martwy jak reszta okolicy, lecz to go nie zwiodło. Nie na darmo mówiono, że czarodzieje mieli swe pracownie, biblioteki i laboratoria właśnie w wieżach. Mogły kryć się tu pułapki, ukryte wejścia, tajemne skrytki i uwięzione duchy, demony czy chowańce. Mogły też leżeć cenne magiczne przedmioty, lecz tym półelf nie zawracał sobie na razie głowy. W końcu COŚ powstrzymywało do tej pory łupieżców i COŚ sprawiło, że Przeklęta Polana cieszyła się sławą miejsca, które przynosi zgubę ciekawskim wędrowcom. Pytanie tylko - co?

Parter wieży początkowo nie zrobił na nim wielkiego wrażenia. Był podobny do reszty okolicy - pokryty szarym pyłem, z porozbijanymi sprzętami, podartymi kotarami i dywanami, i wybitymi oknami. Ale... gdy Nethadil uważniej rozejrzał się po salach zauważył, że w wielu miejscach na ścianach są ślady po pnączach - jak gdyby jakaś winorośl czy inny bluszcz wdarł się do wieży i próbował zapuścić w niej korzenie, chwytnymi wąsami wedrzeć się między kamienie i posiąść ten obcy pradawnej puszczy twór na własność. Poskręcane patyki leżące na ziemi były zapewne pozostałością tych roślin; nie wyglądało jednak, by zostały one przyzwane przez jakiś czar. Przeczesał okolicę chcąc znaleźć źródło, macierzysty korzeń na podstawie którego mógłby spróbować ustalić choć gatunek, lecz na zewnątrz leżało zbyt wiele śmieci. Rad nie rad ruszył na piętro wijącą się klatką schodową, na której również leżały pozostałości pnącz; wkrótce okazało się, że są w całej wieży.

Pierwsze i drugie piętro wypełniały księgi; spleśniałe, zakurzone, zniszczone przez czas i wilgoć. Ewidentnie nie były magiczne, lecz z pewnością cenne. Nethadil nie był zapalonym bibliofilem, lecz książki cenił i zrobiło się żal wiedzy, która przepadła wraz ze zniszczonymi tomami. Wodząc palcami po próchniejących okładkach odkrył, że właściciel - prócz teorii magii rzecz jasna - interesował się bardzo biologią i wszystkim, co z naturą związane. Były i tomy o gatunkach drzew, krzewów i pomniejszych roślin, o zwierzętach i ptakach wszelakich, o rozmnażaniu, zwyczajach, kryjówkach - słowem raj dla tropiciela. Ale też sporo ksiąg traktowało o potworach i mutacjach, o baśniowych istotach, o innych planach i ich mieszkańcach, o... Widać było, że mieszkał tu elf, gdyż człowiekowi i paru żyć nie starczyłoby, by przeczytać i przyswoić tą wiedzę.

Póki co nic nie wskazywało na to, by mieszkał tu okrutnik pragnący zatruć okolicę, ale półelf zwiedził dopiero dwa piętra. Trzecie zajmowało duże biurko, wybebeszony fotel i sporo regałów. I tu walało się pełno zniszczonych ksiąg - głównie o magii oczarowań oraz baśniowych istotach. Wokoło biurka Nethadil zauważył rozsypane pergaminy z notatkami, lecz próby odczytania spełzły na niczym; paranoiczny jak większość osób jego profesji czarodziej szyfrował swoje zapiski.

Kolejne piętro wyglądało najgorzej. Ten poziom stanowił najpewniej laboratorium lub magazyn, gdyż podłogę zaścielały rozbite naczynia, różnorakie składniki, księgi i zwoje (tym razem na pewno magiczne, bo nie nosiły śladów aż takiego zniszczenia) oraz sprzęty i przedmioty, których przydatności Nethadil nie mógł sobie wyobrazić. Ostatnie piętro było praktycznie nietknięte i służyło chyba za pokój do odpoczynku. Ktokolwiek lub cokolwiek zniszczyło wieżę skupiło się właśnie na tym pomieszczeniu. Ciężko było rzec, czy czegoś szukało i nie znalazłszy obróciło komnatę w ruinę, czy odbyła się tu walka. Chyba raczej to pierwsze; kamienie nie nosiły śladów krwi czy niszczących zaklęć, choć gdy półelf zbadał poziom “Wykryciem magii” wyczuł wyraźnie pozostałości wielu silnych zaklęć. Czy jednak były to pozostałości walki, czy po prostu pracy maga - nie wiedział. Wiele przedmiotów (głównie ksiąg i zwojów) lśniło także bladym światłem.

Czy Nethadil spodziewał się, że wieża maga - wierna mrocznym legendom i podaniom ze wszystkich stron świata - będzie leżem jakiegoś demona? Resztek maga, który zmienił się w licza a wraz z sobą całą okolicę? A może chociażby resztek innych poszukiwaczy przygód? Właśnie! Do tej pory nie natrafił na żadne szkielety - nie licząc nieszczęsnych zwierząt właściciela obejścia, które zmarły uwięzione w swoich zagrodach. Gdzie szczątki ludzi, elfów czy choćby jakichś zwierząt, które przez te lata przecież musiały czasem zaplątać się na Polanę! Młodzieniec ponuro spojrzał na zadaszone przejście prowadzące do dworu. Wobec katastrofalnego stanu mniejszej wieży wizyta w budynku mieszkalnym była logicznym wyborem.

Półelf ostrożnie skradał się w stronę bocznego wejścia, a suche pnącza towarzyszyły mu i tu, ocierając się niekiedy o włosy czy ręce z cichym szelestem. I tu nie było niczyich śladów i tropiciel począł się obawiać, że nie spotka nic żywego, czy choćby nieumarłego, a zabójcza jest tu sama polana, jakiś rodzaj kłębiącej się tu magii, którego dotąd nie spotkał (co nie było szczególnie trudne zważywszy na jego młody wiek). Lecz wtedy okolica usiana byłaby szczątkami... Zgrzyt szkła pod stopami wyrwał go z rozmyślań; rozbity witraż chrzęścił mu pod stopami i nijak nie szło go ominąć. Rad nie rad ruszył do środka, mijając kolejne zwyczajne pokoje, noszące znaki magicznej i niemagicznej walki. Gdy był - według swojej oceny - mniej więcej pośrodku domostwa, kątem oka dostrzegł ruch; potem drugi i kolejny. Dom był jasny, jak wszystkie elfie siedziby, lecz wszechobecna szarość i cień wykluczały, by to co widział było jedynie grą światła. Mocniej złapał broń... i naraz poczuł na ramieniu lodowaty dotyk. Odwrócił się gwałtownie, lecz dojrzał tylko umykający cień; a drugie ramię również zdrętwiało z zimna. Tym razem dojrzał napastnika... a raczej napastniczkę. Nie wierząc do końca w to, co widzi patrzył w oczy widmowej driady; wielkie i puste jak dziuple w uschniętym drzewie. Duszyca westchnęła, przeleciała przez ciało półelfa i westchnęła raz jeszcze. W jej głosie wyraźnie znać było rozkosz.

Na ten dźwięk, jakby na umówione hasło, ze wszystkich pokoi, ścian, nawet z sufitu wyroiły się duchy driad. Nie zważając na słowa Nethadila dotykały go, przenikały, chwytały za ręce i nogi, czepiały się rozpaczliwie... Wszystko to trwało może minutę, a młodzieniec już czuł, jak drętwieją mu kończyny, jak opuszcza go energia potrzebna do życia. Równocześnie czuł, jak namiastka życia wstępuje w martwe driady, jak wraz z życiem wysysają one z niego pamięć o szumiących, zielonych drzewach, chropowatej korze, ciepłym słońcu, płynącej wodzie, tętniących życiodajnych sokach, żyznej ziemi, baraszkujących w konarach wiewiórek i ptaków siadających na gałęziach; o wszystkim, czego nie było na Przeklętej Polanie - koszmarze każdej driady.
 
Sayane jest offline