Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 21:49   #22
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Siłownia. Miejsce, gdzie Cutler mógł myśleć wyłącznie o treningu. Miejsce, gdzie zapominał o otaczającym go świecie - miastach pochłoniętych przez zarazy, pustyni wypełnionej dzikimi bestiami, cholernie niebezpiecznych ruinach. James uwielbiał zapomnieć przez chwilę kim jest, czym się zajmuje i po prostu działać. Pozwolić, aby praca nie przynosząca nikomu pożytku zajęła mu czas tym samym doprowadzając go do upragnionego samospełnienia. Maczetoręki nie odbiegał myślami od treningu ani na chwilę...

Gdy skończył z treningiem siłowym potrzebował się porządnie rozciągnąć i poprosić nowego towarzysza o sparing. Hegemończyk musiał przyznać, że Heinrich - mimo iż w normalnej walce pewnie ustąpiłby mu pola - był bardzo wymagającym przeciwnikiem. Techniki jakie znał ochroniarz olbrzym próbował podłapać w zamian za to ucząc mężczyzny paru sztuczek, które sam od lat szkolił. Europejczyk był na tyle w porządku, że - dość znacznie - poprawił zdanie Cutlera na temat ludzi pochodzących zza oceanu. Wcześniej nie chciał mieć z nimi nic do czynienia - pewnie z powodu paru barowych burd, w których był z nimi po przeciwnych stronach - ale w obecnej chwili był gotów się do nich przekonać.

Sparing i wspólne szkolenie technik walki były kurewsko wyczerpujące, ale James był szczęśliwy. Po wysiłku fizycznym lepiej mu się myślało. Po krótkim prysznicu dwójka wojowników poszła do jacuzzi, gdzie nawet skusiła ich odrobina whisky. Najemnik nie chciał przesadzać i skończył na jednej szklance, ale z tego co mówił blondyn on również nie przepadał za alkoholem... Olbrzym naprawdę myślał, że będą się świetnie dogadywać!

Obolałe mięśnie, zmęczony wzrok, siniaki, otarcia, rozcięcia... Czym one są w porównaniu z nowymi umiejętnościami jakie mógł nabyć James trenując z nowo poznanym mężczyzną? Niczym. Bo tak jak skutki uboczne treningu znikną tak umiejętności zostaną na długie lata. Będzie czerpał z nich profity na tyle duże na ile pozwoli mu wyobraźnia...

- Gdzie nauczyłeś się walczyć, Heinrich? - zapytał z lekkim hegemońskim akcentem Cutler.

- Wszystko fajnie i pięknie, ale ja też nie nadużywam alkoholu. Że tak powiem ten drink to wymóg chwili... A gdzie uczyłem się walczyć? Głównie od Mistrzów w Europie oraz Mistrza Woo w Long Range Mountains, gdzie przebywałem odkąd przypłynąłem do Ameryki. W sumie to jestem na początku drogi, którą Wy już idziecie.

- Całkiem dobry jesteś. - powiedział Cutler kiwając głową. - Ja uczyłem się początkowo w NY u szkoleniowców NYPD i DOG, a później na froncie. Posterunek robi tam dobrą robotę. Byłem tam ponad 10 lat. Od dzieciaka... - dodał po czym się zastanowił. - Nie ze wszystkiego co tam robiłem jestem dumny.

- Dziedzictwo, które ciąży. Tu akurat sam musisz z tym się zmierzyć by twoje Chi znów zaznało spokoju. W przeciwnym wypadku wcześniej czy później będziesz musiał zapłacić za to... Swoją drogą czy w byłej Ameryce każda paczka kolesi z giwerami ma swoją długą i zajebistą nazwę? W Europie ciężko znaleźć taką różnorodność wśród najemników. Wszystko jest bardziej scentralizowane. Jesteś z sił NY, chyba nie?

- Nie. Kiedyś byłem do tego przygotowywany, ale mój ojciec nie trawił tamtejszego prezydenta. - powiedział Cutler. - Jedyna frakcja w jakiej byłem to Posterunek. Nie pochodzę stamtąd, ale ponad 10 lat kontraktu robi swoje. - James się zastanowił. - Niektórych rzeczy, które musiał potrafić każdy nie umiem do dzisiaj. - zaśmiał się. - Myślę, że prędzej czy później moja karma mnie dopadnie, ale... - dodał już poważnie. - Do tego czasu chce pomścić przyjaciół.


James nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Co prawda był najemnikiem wyszkolonym do zabijania ludzi, mutantów, bestii. Czuł się z tym dobrze, ale nie spodziewał się, że akurat on miałby być ramieniem trzymającym miecz sprawiedliwości. Bynajmniej nigdy tak na siebie na patrzył. Zaczynając od początku sytuacja była dziwna. Dzień zaczął się nie za ciekawie, bo zaraz po śniadaniu James dostał okropnej sraczki. Zdarzało mu się to bardzo rzadko toteż zdziwił się i nie omieszkał zapytać o to Alberta, który nie miał pojęcia co to może być. Cóż... może później przejdzie się do tego elektronicznego doktorka?

Albert zaufał mu, ale wojownik nie wiedział w sumie dlaczego. Może był i miły, mało agresywny, ugodowy, ale przecież na samym wejściu niemal nie rozpieprzył najcenniejszej maszyny SI. Tak czy inaczej stało się. Albert powiedział mu, że bunkier należy do firmy, która jest odpowiedzialna za wybuch wojny. Stanisław Piotrowski - obudzony w bunkrze Polak - był ponoć kimś wysoko postawionym w hierarchii korporacji czyli - idąc drogą dedukcji - był współwinny wyrządzonemu złu. Dziesiątki wybuchów atomowych, promieniowanie, mutacje, nie mówiąc o tych wszystkich ludziach, którzy zginęli w tej nuklearnej rzezi. Albert powiedział, że mógłby ukarać Staszka - jak zabawnie nazwali go członkowie QRS - ale to by mogło wzbudzić panikę. Maszyny z automatami, gaz, wypadki mniej lub bardziej prawdopodobne... Dlatego SI wpadła na wspaniały pomysł. James Cutler - morderca z ponad dekadą stażu - miał zabić Polaka. Propozycja maszyny była dziwna ze względu na jej wcześniejsze zachowanie, ale... Cutler postanowił ją przemyśleć.


Jako, że James nie był w bunkrze sam, a z grupą przyjaciół musiał się kogoś poradzić. Zdecydowanie bliżsi od komandosów byli mu Młody i Bashar, ale nie wiedział czy zostanie dobrze zrozumiany. Młody tyle się uczył, że nie nadążał odsypiać, a Indianin... z nim mógł pogadać. Postanowił to zrobić zaraz po tym jak opuści kibel. Sraczka znowu dawała o sobie znać.


Rozwiązanie znalazło się samo, bo gdy James wszedł do jednej z dwóch kabin usłyszał jakiś dźwięk. Nie wiedział czy to umierający kojot czy też... Bashar. Mógłby być trochę bardziej dyskretny. To, że Albert nie ma tu podsłuchu nie oznacza, że od razu musiał wyć jak ćpun z Vegas na odlocie... Tak czy inaczej James mógł się komuś zwierzyć. Bashar - jak przypuszczał wojownik - starał się go od pomysłu zabójstwa odwieść. Widział w Albercie ukrytego diabła, a jeżeli SI zleciła mu morderstwo to musiało coś w tym być. Z tematu mordu Hegemończyk zboczył na bardziej życiowe. Przecież gdyby nie wojna nie byłoby go, nie byłoby Bashara, Młodego ani... nie byłoby swawolnego mordowania. Nie żeby James był szaleńcem, ale czasem trzeba. Słyszał kiedyś od jakiegoś starca, że gwałciciele, pedofile, szarlatani zamiast być zabijani na miejscu trafiali do więzienia, którego stan był niemal zawsze lepszy niż mieszkanie bogatego mieszkańca Zasranych Stanów. Szaleństwo!

Nie widząc powodu aby zabić Staszka najemnik zaczął krążyć wokół zabezpieczeń SI. Najpierw zapytał o maszyny bojowe, ale Bashar nic o tym nie wiedział, a Johny pewnie nawet jak wie nikomu tego nie wyda. W końcu tym mógłby zaszkodzić własnemu ojcu. James zaczął myśleć co by się stało gdyby wynikła walka i był gotów w krytycznej sytuacji włączyć koprocesor bojowy. Technologia tej samej firmy, która stworzyła bunkier mogła zostać sprawdzona w starciu z jego ochroną.

Gdy do toalety wpadł Polak najemnikowi nie umknął dźwięk, który doskonale znał. Odgłos odbezpieczanego pistoletu. Okazało się, że Stanisław również dostał propozycję nie do odrzucenia. Miał ich pozabijać albo sam zginie. Wybornie. Trafiła im się zajebiście sprytna SI, która chyba zaprogramowany humanitaryzm wycięła sobie z dysku twardego zaraz po zrzuceniu pierwszych głowic. W dyskusję ze zdenerwowanym Polakiem wdał się Indianin. W sumie dobrze, bo Cutler mimo iż nie chciał bez powodu zabijać Piotrowskiego to grożenie bronią jego przyjacielowi było już dostatecznym do tego powodem. Na szczęście Panowie się dogadali, a Cutler mógł spokojnie dalej robić swoje. Dupsko zaczynało go piec. Za dużo wody wyleciało nie tym otworem, którym powinno. Do tego pewnie dojdzie odwodnienie...

Gdy rozpoczęła się walka James właśnie kończył. Wytarł co powinien, założył spodnie i zaczął działać. Słyszał jak Bashar w coś uderza, a pocisk z lufy morderczej maszyny eksploduje. Robomózg został zatem wysłany aby się nimi zająć. Dobre sobie. Gdy Cutler usłyszał lejącą się wodę i poczuł zapach chemii wiedział, że może być źle. Nie zastanawiając się jednak długo wyrwał drzwi od kabiny, w której załatwił to co załatwić tutaj przyszedł. W tym samym czasie miały paść strzały z Glocka, ale Polakowi coś nie poszło. Bashar był już w mechanicznym uścisku robota. James chciał go ratować więc przebiegł pod wodospadem wrzątku nakryty drzwiami. Indianin jednak zdążył zniszczyć kopułę i mózg robota. Padł na ziemię, gdy mechaniczne łapy poluźniły uścisk.

Będąc poza zasięgiem prysznica, który szaleńczo atakował James odrzucił drzwi i dobył noża. Dokładniej noża połączonego z kastetem i wybijakiem do szyb. Cutler chciał dostać się do pomieszczenia rekreacyjnego, gdzie spodziewał się spotkać komandosów i Młodego. Oby dzieciak był z nimi. Ruszyli. James przodem, obok niego Bashar, a za nimi Polak. Kiedy z pracowni Alberta wyjechały roboty Indianin zaczął działać. Jeden z przeciwników miał pistolet maszynowy, a drugi ramiona zakończone piłami tarczowymi. Z pokoju rekreacyjnego dobiegała bardzo głośna muzyka. Jedna z maszyn - ta z piłami - nosiła ślady napraw i wcześniejszym walk. Bunkrowy gladiator im się, kurwa, trafił. Działanie Bashara nic nie dało gdyż piłoręki był za dobry na starcie w zwarciu. Miał za duży zasięg. Zgodnie z tezą, że na piłorękiego najlepszym lekarstwem jest maczetoręki James dobył Glocka 17L, którego podarował mu Młody...


Gdy padł pierwszy strzał Indianin i Polak zaczęli się wycofywać. James z uśmiechem sadysty obserwował jak szkło chroniące mózg maszyny pęka. Cutler podejrzewał, że jak zabraknie towarzyszy, a druga z maszyn ma broń zasięgową może nie dać rady... Potrzebował mocy swojego koprocesora.


- Pitt, I need you... - słowa padające z ust mężczyzny były zbyt szybkie, aby normalny człowiek zrozumiał co właśnie powiedział.

Cutler poczuł boskość wypełniającą jego ciało. Coś co samo pchało go do działania. Nie potrafił tego opisać, ale to uczucie dało się jedynie porównać do bardzo silnego, ale zgoła innego orgazmu. James po pierwszym strzale nawet nie opuścił pistoletu cały czas kierując go w stronę przeciwnika. Postanowił rozpieprzyć ten baniak. Kula trafiła w mózg, a robot rozpostarł swoje manipulatory wbijając je w ściany. Zazgrzytało. Jedna z tarcz pękła siejąc odłamkami, a druga po chwili opadła wzdłuż znieruchomiałego robota. Drzwi od pracowni Alberta właśnie się zamykały... Cutler obawiał się, że może tam być Młody, ale miał nadzieję, że jest z komandosami w rekreacyjnym. Nie zwrócił zatem na zamykające się wrota uwagi. James z jednego przeciwnika przeniósł błyskawicznie swoje przyrządy celownicze na drugiego. Ten właśnie spierdalał i najemnik wiedział, że jak teraz nie trafi to maszyna zniknie mu z oczu. A wtedy... Może stanąć twarzą w twarz z Młodym. Nie chciał tego i liczył, że go tam nie ma. Oby...

Celowanie i strzał. Dla kogoś innego wyglądałoby to jak walenie na oślep, ale James na dopaleniu zdążył przymierzyć. Prosto w środek niknącego mózgu. I tam trafił, ale kula uderzyła pod pechowym kątem i tylko zarysowała kopułę. Najemnik zaklął siarczyście. Nie widząc ani nie słysząc nic z wnętrza pracowni Alberta wojownik zdecydował się udać od razu do sali rekreacyjnej, gdzie ta pierdolona muzyka niszczyła słuch wszystkich w pobliżu. Nie chciał nawet myśleć co zrobiłaby ona ze słuchem kogoś tak czujnego jak Bashar... Cutler wyrwał w jej kierunku co dla normalnego człowieka byłoby biegiem, a dla niego było szybkim, ubezpieczonym marszem.

Po drodze James rzucił wzrokiem po korytarzu czujnie widząc jedynie ludzi. Swoich. Był tam Heinrich, Bashar i Staszek. Najemnik nie zatrzymywał się. Będąc na korytarzu dla niego na prawo Hegemończyk rzucił wzrokiem w kierunku Bashara i nienaturalnie szybko skinął mu głową. Chwilę po tym ruszył przed siebie. Do sali skąd dochodziła głośna muzyka...

- Silnoręki jak sytuacja? - zapytał Europejczyk. - Kto dowodzi i jaki jest najbliższy cel?

- Maszyny chcą nas zabić. - rzucił szybko, niemal niezrozumiale Cutler. - Najpierw rekreacyjny, a potem szukamy pozostałych. Oby Młody tam był...


Gdy wrota się otworzyły wpadł do środka jak pustynna burza Maczetoręki. W jednej z rąk miał Glocka, a jego ruchy od razu wydały się dwójce komandosów nienaturalnie szybkie. Cutler na co dzień był dość szybki, ale nie aż tak. James od razu rzucił wzrokiem po pomieszczeniu szukając najpierw zagrożenia, a potem dopiero kontaktując się z dwójką obecnych ludzi...

- Kurwa. - starał się mówić na tyle wolno aby zrozumieli. - Gdzie jest Młody? - zawołał, a w jego głosie dało się słyszeć buzujące emocje.

Tuż za Jamesem podążał Indianin. Gdy dostrzegł, że roboty są już przeszłością z rykiem rzucił się na komputery. Muzyka czy też raczej jazgot dobywający się z głośników musiał być ich sprawką. Maczetą siekał jeden po drugim aż wycie ucichło.

- No już. - powiedział zadowolony.

Cutler widząc szarżującego na komputery Bashara dał się ponieść emocjom. Chwycił najbliższy mebel, którym był stół do ping-ponga rzucając nim w wielki, płaski ekran. Następnie doskoczył do konsoli X Box, którą rozpieprzył jednym celnym kopniakiem. Później na cel wziął stolik, który rozbił się o ścianę. James chwytał po kolei krzesła łamiąc je o ziemię. Zauważył, że z tej całej agresji ostała się jedynie jedna, solidna noga krzesła więc zatrzymał ją w ręce i dobył ponownie klamki. Mógł iść dalej.

- Dobra szefie wyjaśnimy potem a na razie trzeba znaleźć Młodego i zajebać Alberta. Co każesz? - Bashar zwrócił się do nowego dowódcy.

- Dopalacz... - skomentował Drake spoglądając na Jamesa, następnie jednak zajął się sprawdzaniem odniesionych ran. - Znaleźć naszą broń, zabrać Młodego i najlepiej wysadzić to w pizdu. Nie wiem jak was, ale mnie Albert poważnie wkurwił...

- To było kurwa zbyt piękne... - wycedził zimno Nataniel. - Kiedy tu wchodziliśmy, obiecałem mu jesień średniowiecza z dupy, jak spróbuje jakichś sztuczek... a że nie lubię być gołosłowny, to dobierzemy mu się tak do serwera, że się posra. Drake ma rację, musimy mieć naszą broń... bo obecnie nie mamy zbytniej siły ognia.

- Yes Sir Master Chief! - powiedział Cutler do Drake’a nagle wybiegając z pokoju rekreacyjnego.

James kierował się do siłowni gdzie liczył, że znajdzie duży, metalowy przedmiot mogący mu robić za odpowiednik łomu. Sztangę. Cały czas miał w łapie Glocka, a nogę krzesła upuścił na ziemię przy wyjściu z pomieszczenia rekreacyjnego. On już się wybawił. Zaraz za nim wybiegł Baszar. Znając tych dwóch to zaraz coś rozpieprzą. Staszek dziwnie spokojny wyciągnął cienkiego papierosa i odpalił go...


Poczucie winy dało prawie takiego samego kopa jak koprocesor. James w biegu złapał sztangę i zaczął wracać. Nie do pokoju rekreacyjnego. Do sali, w której zwykle był Młody. Gdy wbiegał do prawidłowego korytarza okazało się, że z 5 metrów od niego jest robot z automatem. Wycelowanym w Cutlera. W ręku miał sztangę i klamkę...


Już w chwili, gdy się dopalał myślał tylko o innych. Klamka, PM czy nawet wyrzutnia rakiet wycelowana w niego mobilizowały go do pracy. Mógł wcześniej tam wejść i uratować Młodego. On strzelił w robota głupio wierząc, że dzieciak będzie z szefem i ich najlepszym strzelcem przy sprzęcie filmowym. Głupi. Ze sztangą w jednej łapie, klamką w drugiej James nie zastanawiał się długo. Wybiegając zza rogu nie miał na to czasu. Tak mała odległość dla kogoś dopalonego to ułamek sekundy. Tak mała ilość czasu, że program maszyny przewidujący ruchy standardowego człowieka się pomyli. Bardzo się pomyli. Najemnik jak biegł tak pobiegł dalej unosząc jedynie sztangę jakby ta była kopią, a on jeźdźcem na pięknym, białym rumaku ze zdrową grzywą. Kawał metalu wbił się w kopułę z jednej strony, a mózg robota się rozsadził. Pancerne szkło poszło na boki. Najemnik schował klamkę zabierając PM robota. Drugą ręką wyszarpnął ze sterty złomu sztangę i zaczął biec. Bez chwili na złapanie oddechu. Nie miał na to czasu. Nie teraz...

Drzwi od pomieszczenia nie otworzyły się. Żeby je podnieść James potrzebowałby czegoś cienkiego. Czymś spłaszczyć końcówkę sztangi. W tej chwili wiedział, że ta radę zrobić to stopą lub pięścią. Cenne dla niego sekundy uciekały. Maczetoręki nawet się nie zastanawiał, a pobiegł w stronę robota. Nie był tak mądry jak Młody, ale wiedział, że jak zrobi to stopą to już sobie nie pochodzi w tym życiu. Widząc cielsko robota z piłami uderzył mocno sztangą w jego manipulator. Potem drugi raz. Piła wraz z ramieniem się urwała, a James ułożył sztangę pod podwoziem robota, aby ta się nie przesuwała. Uniósł piłę i zaczął z całych sił napierdalać w koniec sztangi... Musiał ją spłaszczyć.

Po dłuższej dla Cultera chwili w końcu się udało. Akurat jak Baszar wbiegł w korytarz ten wsadzał wygiętą sztangę pod drzwi i naparł. Dopiero, gdy użył całych swoich sił te zaczęły się podnosić.

- Klamka. - powiedział James szybko. - Ja mam MP5. Bierz klamkę zza mojego pasa. - dodał z całych sił walcząc z wejściem Cutler.

Baszar chwycił niewprawnie pistolet.

- Strzelałem tylko z karabinów. - powiedział czerwonoskóry.

- Dasz radę. - powiedział James nie za głośno cały czas napierając na wrota.

Bashar poprawił chwyt i przyjął pozycję podpatrzoną u kolegów celując w drzwi. James widząc, że wrota zostały uchylone gdzieś na ćwierć swojej wysokości błyskawicznie puścił sztangę i chwycił je gołymi rękoma. Wiedział, że jak coś robi na dopaleniu nie czuje bólu i może sobie uszkodzić ręce. Wiedział też, że może stracić palce. Może, ale mimo to, dla Młodego, ciągnął do góry te pierdolone wrota tak mocno, że Basharowi mogło się wydawać, że zaraz jego mięśnie pleców wyjdą na spacer.

- Nie ma czasu. Wskakuj tam, Bashar. - zawołał James walcząc z wejściem. - Właź. - dodał pomimo ogromnego wysiłku.

Bashar wtoczył się przez wejście, gdy tylko szczelina mu to umożliwiła. James spojrzał do środka pracowni. Pomieszczenie było duże. Prostokątne. Na wysięgniku zwisał automat, ale Bashar bardzo szybko się tym problemem zajął. W pokoju były narzędzia. Dużo narzędzi. Jakieś mechanizmy. Telewizor z wyświetlonym męskim ryjem. Zapach smaru, spirytusu, prochu. I krwi. Młody leżał w kałuży krwi. Swojej. Dostał w tors. W ciele Jamesa zawrzało...

Bashar i każdy kto tylko mógł to zobaczyć bez problemu dostrzegł, że wrota uniosły się jeszcze wyżej. Większość postaci Cutlera była widoczna na chwilę przed tym jak ten założył sobie je na barki. Jedną ręką nie mógł zapakować sztangi pod nie więc zdecydował się na ten dość desperacki krok. Sztanga trafiła na miejsce blokując wejście, a najemnik schylił się i od razu rzucił w stronę Młodego. Nakrył go własnym ciałem na chwilę przed tym jak zrobiło mu się przed oczami czarno. Przez ułamek sekundy poczuł ból, ale to nic. Zrobiłby to jeszcze raz. Dla przyjaciela. Stracił przytomność…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 21-07-2013 o 22:17.
Lechu jest offline