Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 22:12   #127
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Skoroście Iorweth’cie z klanu Harlene tak mało biegli w prawie, obyczajach i tej tam polityce możecie się zdać na tych bieglejszych od siebie. A najlepiej na twoją panią Moraud, której jesteś rzekomo poddanym. I której jak mi się widzi zależy znacznie bardziej na przyjaźni Straży niż tobie. - Septa mówił spokojnie… tak spokojnie, że aż złowrogo. Nie klną jak szewc… znak to był dla wszystkich jego olbrzymiej złości. Głos wydobywał się z niego niczym warkot wilka gotowego rozszarpać czyjeś gardło. Był wściekły na wszystkich. Nawet ostatni przydupas wiedział jak to musiało się skończyć. Bo nie mogło się skończyć inaczej. Zwiad Kruka. Szarża Kamyka. Czy pchanie się szlachetnej Lady Alysy w łapska dywersyjnej grupy Skagosów. To była cisza przed burzą… - Zatem pojedźmy tam i ją zapytamy, co o tym wszystkim myśli i jakie ma rozwiązanie tego problemu. No chyba, że jako iż znowu jesteście w przewadze liczebnej zamierzacie nas ponownie zaatakować. Jednak tym razem w obecności uszu i oczu Moraud… Erlanda Szepczącego.
- Jak na razie, to klan Harlene został zaatakowany - oznajmił łagodnie Skagos, a uśmiechał się przy tym jak kot, który nauczył się otwierać drzwi do spiżarki.
Jednooki basior gdzieś zniknął w krzakach. Septa miast zbić się z braćmi w kupę odszedł od nich w kierunku jednorożca. Przelotnie acz dość znacząco popatrzył na ochroniarza ich skarbeńka… Tytusa. A potem wydał rozkaz. – Na koń! – Do Długiego Kurhanu! Sam jednak nie drgnął wpatrując się w tego przystojniaka jakby udzieliła mu się siła i ospałość stojącego nieopodal mocarza.

Alysa Qorgyle nie zdążyła odezwać się pierwsza. Fakt że stanął przed nimi człowiek z jej snu sprawił, że jedynie otworzyła usta. Septa mówił gniewnie, ale stanowczo i wydawało się, że osiągnie zamierzony cel. Niestety zaraz popsuł dobre wrażenie zwracając się do Tytusa gdzieś ponad nią. Dornijka stanęła przed koniarzem, tak, że nie mógł ominąć jej wzrokiem.
-Willamie. Nie pozbawiaj mnie przybocznego. Tytus pojedzie tam gdzie ja. A ja na razie tu zostaję. I proszę, zamknijmy ten temat. – Alysa mówiła łagodnie, ale patrzyła twardo. Jak zwykle nie znajdując ani krzyny zrozumienia w oczach Willama. Zeskoczyła z konia i to samo nakazała zrobić Tytusowi. Odwiązała troki sakwy z ziołami i maściami i przerzuciła ją sobie przez ramię.
- Pani. Rozkazuje Braciom nie tobie i twemu przybocznemu. Na koń! - Powtórzył raz jeszcze rozkaz. - Kto nie może wejść o własnych siłach pomóc mu.
Skagoski wojownik z miękkim uśmiechem obserwował dziejące się szopki. Wodził spojrzeniem od Alysy do Willama, i w sposób widoczny bawił się doskonale.
- Na medycynie też się nie znasz – Alysa zwróciła się do rozbawionego mężczyzny,który przyjechał na jednorożcu i przed chwilą poderżnął rannemu gardło.– Pozwól więc innym zająć się resztą rannych.
- Ależ... – Ioreth żachnął się. - Pozwalam, moja pani.

Nie przedstawiała się nie przez pomyłkę. Choć Erland wydawał się nie pałać miłością do tego Skaaga z pewnością zrobił już to za nią. No i była nieziemsko wkurzona. Na Septę, któremu najwyraźniej coś się poprzestawiało w tej bękarciej główce, na Engana, za tę strzałę w piersi i niepotrzebne ryzyko, na zbyt wielką ilość oglądanych ostatnio trupów. Na dodatek wciąż czuła na policzku dotyk dłoni Ioretha. Wystraszyła się tego gestu niczym mała dziewczynka, wbrew sobie, jakby udzieliła jej się trwoga wyspiarzy. Była pewna że chciał go wywołać, ten jej strach.

Ruszyła w stronę Roddarda, omijając łukiem jednorożca.
- W klanie Harlene zabrakło koni? – pytanie zabrzmiało głośno, nasycone rozbawioną kpiną.
- Sprzedaliśmy wszystkie za potrójną cenę naszym braciom i siostrom, którzy pragnęli udać się na Długi Kurhan - poświadczył Iorweth śmiertelnie poważnym tonem, któremu przeczyły roześmiane, przymrużone oczy.
Nie odpowiedziła bo już badała ranę Kruka. Udo wygladało kiepsko. Wysmarowała ranę wyciągniętym z sakwy specyfikiem i ciasno obwiązała. Chęć Septy by opuścić to miejsce natychmiast rozumiała znakomicie. Można powiedzieć nawet że ją podzielała i gdyby nie rany obu wron nigdy nie zsiadłaby z konia. Ale zbyt dużo wiedziała o truciznach, żeby się ich nie bać. Chciała mieć pewność, że te którymi potraktowano Roddarda i Kamyka nie zabiją żadnego z nich.
-Dasz radę wsiąść na konia? –zapytała na tyle cicho żeby inni nie słyszeli.
Skinął tylko głową, blady i drżący, uwieszony kurczowo na ramieniu małoletniego podopiecznego.

Jako że Engan zachowywał się jakby nic mu się nie stało i już dawno dosiadł wierzchowca i Alysa posłuchała skierowanego nie do niej rozkazu. Wcześniej widziała jak Kamyk wyrywał sobie strzałę z piersi i przyjrzała się towarzyszącym jej liściom. Podjechała bliżej, chcąc jeszcze obejrzeć samą ranę. W tym czasie słowa przelatywały nad jej głową niczym strzały. Nie musiała odpowiadać nawet na te skierowane do niej, bo i tak było zbyt wielu mówiło na raz. Pomyślała właśnie, że Kamyk zaczynając bitwę jednak miał rację. Że sama postać Iorwetha jest obietnicą kłopotów Straży i dziś jeden jedyny celny cios w jego serce zapewne uratowałby wiele istnień, może nawet tak wiele, że warto by ich wszystkich poświęcić. Wtedy właśnie a ust Kamyka padła sławetna propozycja. Choć był na to bardzo zły monet, Dornijka z trudem pohamowała śmiech.
- Na dziś dość figli, panowie. - Alysa wjechała między Kamyka i Ioretha. - Nie wypomnę ci Iorethcie z klanu Harlene, że wbrew umowom miedzy Moruad a Czarną Strażą podjeżdżasz dużym oddziałem zbrojnym prawie pod sam Mur na wierzchowcu, który sam jest machiną bojową. Że twoi ludzie atakują wronę prawie pod samym Murem. Że kpisz z nas żądając wydumanych rekompensat. Bo po co. Uznajmy że pożartowaliśmy sobie już dość. Może przy następnym spotkaniu, nie będzie okazji do żartów. A teraz żegnaj.

Odwróciła się żeby odjechać, Erland jeszcze próbował nadać chaosowi jakieś granice, ale wtedy wydarzenia eksplodowały. Nie zdążyła się wystraszyć faktu, że Iorweth ruszył w jej stronę, kiedy do akcji wkroczył jednorożec.
Chwilę tkwiła nieruchomo pośrodku huraganu, nawet nie próbując wpływać na wydarzenia. To jednak jest już wojna, myślała, nie ma początków, nie ma końców, nie ma planów i kolejności. Szkoda tylko, że ojciec nie zostawił Septy w Zamku i sam nie pojechał na spotkanie z Moruad. Wysyłał pionki przeciw figurom, to miało sens tylko wtedy, jeśli z góry przeznaczył ich na stracenie.

Ruszyła w stronę Harlena bez konkretnej myśli. Erland szamotał się w cudzej sieci, gotów zabić Iorwetha w imię wiary we własne znaczenie, jednorożec ryczał i szedł w ich stronę, Septa znowu wydawał rozkazy.
Gdyby była ranna pomyślałaby, że jakimś cudem działa na nią skaagoska trucizna. Znieczula. Patrzyła na Erlanda z pozbawioną emocji ciekawością. Zdążyłby przed jednorożcem. Jeśliby naprawdę chciał.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline