Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 22:34   #91
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Pewnie że dziwne, wszystko tutaj jest dziwne. Nie mam pomysłu co zrobimy, ale nawet czekanie na ekipę ratunkową będzie bezpieczniejsze od zostania na naszym statku. – Olivier wstrzymał się z odpowiedzią na pytanie odnośnie Trampa. Skoncentrował się bardziej na manewrowaniu poprzez pustkę, która wbrew powszechnej nazwie była pełna mniejszych i większych śmieci oraz odłamków. Większość z nich mogła okazać się śmiertelna, gdyby nieopatrznie rozdarły lekkie poszycie skafandra, zupełnie nieprzystosowane do takich niebezpiecznych warunków.

Udało mu się w końcu stanąć na zewnętrznym poszyciu Harvestera, Bennet wylądował tuż obok Shrouda.
- Nie wydaje mi się żeby jeszcze żył, a nawet gdyby, nie mielibyśmy szans mu pomóc na czas. – Elektromechanik spojrzał na Space Dragona, zdawało się że statek podrygiwał w konwulsjach. Odrywając się nawet od większej jednostki. Tego się nie spodziewał, był przecież dobrze zabezpieczony. Czy to odłamki go tak przesunęły, czy też wewnętrzne prężenia zaczynały robić swoje, wynik był jeden. Statek badawczy oddalał się od kolosa. Olivier zasalutował łupinie, którą przebył daleką drogę z ziemi, patrząc jak kolejne odłamki i fragmenty odbijają się od Dragona. Niczym prawdziwy smok, buchał ogniem i parą, ktokolwiek ochrzcił go tym imieniem, zapewne nie spodziewał się jak trafne się okaże.
- Chyba nieistotne czy był żywy czy nie, nie dalibyśmy rady go wsadzić w skafander i wyciągnąć przez śluzę na czas. – Shroud próbował zdusić w sobie poczucie winy, które przelotnie się w nim pojawiło. Możliwe że gdyby nie opuścił maszynowni i dalej próbował ją naprawiać, nic by się nie stało, tyle że w tedy Temparillo wykończyłby zarówno kapitana jak i Benneta, a potem zapewne jego samego. Jego rozterki moralne przerwał piękny a jednocześnie przerażający widok. W ostatnim spazmie i podrygu swego istnienia, Dragon zapłonął niczym kometa i rozprysł się na miriady kawałków, rozsyłając je na wszystkie strony. Niczym prochy rozrzucone na słoneczny wiatr.
- Kurwa. – Tyle tylko zdołał z siebie wyrzucić zanim fala dotarła i do nich.

Siła eksplozji wyrzuciła Shrouda niczym szmacianą lalkę. Tak się zresztą czuł , obracając się dookoła własnej osi. Przed oczyma na przemian widział gwieździsty kosmos, to cień molocha. Iskierki nadziei będące słońcami odległych systemów, to mrok statku, którego obietnice bogactw doprowadziły ich do tej sytuacji. Dziesiątki malutkich kolizji z odłamkami, doprowadzające Oliviera niemalże do zawału serca, każda z nich mogła skończyć się rozdarciem, dekompresją i rozerwaniem przerażonego inżyniera. Na koniec bezruch, kiedy energia jaką nadała mu fala wybuchu, wyczerpała się w starciu z morzem fragmentów, jakie zapełniały okoliczną przestrzeń. Olivier również zamarł nieruchomo w skafandrze, jedynie nabierając powietrza, które na co dzień smakowało jak z odzysku, niczym ambrozję. Patrzył z nadzieją na światełka gwiazd. Skoro przeżył to wszystko, to przecież nie mogło już być gorzej, teraz musiało być już tylko lepiej. Trzeba było tylko wziąć sprawy we własne ręce.

Odwrócił się w kierunku Harvestera i serce w nim zamarło. Statek był oddalony od nich o jakieś dwa kilometry. To zapewne nie byłoby aż takim problemem, bardziej przeraziły go ognie w dyszach silnikowych. Najwyraźniej członkowie załogi przejęli kontrolę nad kolosem... i przygotowywali go do podróży. Musieli uznać że wszyscy na Space Dragonie są martwi, co zresztą było faktem. Nie mogli przecież wiedzieć że elektromechanik i technik opuścili sypiącą się jednostkę. Na początku był strach, paraliżujący i przejmujący. Następnie rezygnacja i czarna rozpacz. Ta również szybko przeszła. Obecnie Shroud był wściekły, miał dość tego że świat bawi się z nim w kotka i myszkę. Nie miał zamiaru się poddać po tym co właśnie przeszedł, trzeba było działać. Włączył silniczki manewrowe i ruszył w stronę Harvestera.
- Kerensky, żyjesz? Trzeba się wyrwać z tej czarnej dupy w której jesteśmy. Kerensky... Bennet, do diabła, słyszysz mnie? – Rzucił w eter, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, jednocześnie nie przerywał lotu w kierunku statku.

Przedzierał się między szczątkami i fragmentami kosmicznych skał, manewrując niczym lekarz wsuwający igłę przez żyły pacjenta by poszerzyć ich światło. Czuł się zarówno igłą, jak i pacjentem, sam się operował a jakikolwiek zły ruch, mógł sprawić że operacja skończy się fatalnie. Gdyby tego mu było mało, jego oczom ukazał się unoszący się kształt, niepowtarzalny w tych okolicznościach. To musiał być Kerensky, martwy czy jedynie nieprzytomny, ciężko było stwierdzić. Na dodatek musiał jeszcze zdążyć na statek zanim ten zakończy sekwencję startu. Zwłoka mogła kosztować go życie, z drugiej strony, czuł że na pewien sposób nawigator uratował mu życie na Dragonie, pomagając z Temparillo i skanem.
- Kurwa, Bennet, jeśli jesteś martwy, to cię zamorduję. – Rzucił schrypniętym od wcześniejszych krzyków głosem i ruszył w stronę unoszącego się kształtu, miał nadzieję że uda się go docucić lub pomóc. Gdyby się udało, może nawet daliby radę sprząc nieco silniczki manewrowe dla większej prędkości i zdążyć zanim Harvester zostawi ich na pastwę bezlitosnej próżni.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline