Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2013, 22:34   #91
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Pewnie że dziwne, wszystko tutaj jest dziwne. Nie mam pomysłu co zrobimy, ale nawet czekanie na ekipę ratunkową będzie bezpieczniejsze od zostania na naszym statku. – Olivier wstrzymał się z odpowiedzią na pytanie odnośnie Trampa. Skoncentrował się bardziej na manewrowaniu poprzez pustkę, która wbrew powszechnej nazwie była pełna mniejszych i większych śmieci oraz odłamków. Większość z nich mogła okazać się śmiertelna, gdyby nieopatrznie rozdarły lekkie poszycie skafandra, zupełnie nieprzystosowane do takich niebezpiecznych warunków.

Udało mu się w końcu stanąć na zewnętrznym poszyciu Harvestera, Bennet wylądował tuż obok Shrouda.
- Nie wydaje mi się żeby jeszcze żył, a nawet gdyby, nie mielibyśmy szans mu pomóc na czas. – Elektromechanik spojrzał na Space Dragona, zdawało się że statek podrygiwał w konwulsjach. Odrywając się nawet od większej jednostki. Tego się nie spodziewał, był przecież dobrze zabezpieczony. Czy to odłamki go tak przesunęły, czy też wewnętrzne prężenia zaczynały robić swoje, wynik był jeden. Statek badawczy oddalał się od kolosa. Olivier zasalutował łupinie, którą przebył daleką drogę z ziemi, patrząc jak kolejne odłamki i fragmenty odbijają się od Dragona. Niczym prawdziwy smok, buchał ogniem i parą, ktokolwiek ochrzcił go tym imieniem, zapewne nie spodziewał się jak trafne się okaże.
- Chyba nieistotne czy był żywy czy nie, nie dalibyśmy rady go wsadzić w skafander i wyciągnąć przez śluzę na czas. – Shroud próbował zdusić w sobie poczucie winy, które przelotnie się w nim pojawiło. Możliwe że gdyby nie opuścił maszynowni i dalej próbował ją naprawiać, nic by się nie stało, tyle że w tedy Temparillo wykończyłby zarówno kapitana jak i Benneta, a potem zapewne jego samego. Jego rozterki moralne przerwał piękny a jednocześnie przerażający widok. W ostatnim spazmie i podrygu swego istnienia, Dragon zapłonął niczym kometa i rozprysł się na miriady kawałków, rozsyłając je na wszystkie strony. Niczym prochy rozrzucone na słoneczny wiatr.
- Kurwa. – Tyle tylko zdołał z siebie wyrzucić zanim fala dotarła i do nich.

Siła eksplozji wyrzuciła Shrouda niczym szmacianą lalkę. Tak się zresztą czuł , obracając się dookoła własnej osi. Przed oczyma na przemian widział gwieździsty kosmos, to cień molocha. Iskierki nadziei będące słońcami odległych systemów, to mrok statku, którego obietnice bogactw doprowadziły ich do tej sytuacji. Dziesiątki malutkich kolizji z odłamkami, doprowadzające Oliviera niemalże do zawału serca, każda z nich mogła skończyć się rozdarciem, dekompresją i rozerwaniem przerażonego inżyniera. Na koniec bezruch, kiedy energia jaką nadała mu fala wybuchu, wyczerpała się w starciu z morzem fragmentów, jakie zapełniały okoliczną przestrzeń. Olivier również zamarł nieruchomo w skafandrze, jedynie nabierając powietrza, które na co dzień smakowało jak z odzysku, niczym ambrozję. Patrzył z nadzieją na światełka gwiazd. Skoro przeżył to wszystko, to przecież nie mogło już być gorzej, teraz musiało być już tylko lepiej. Trzeba było tylko wziąć sprawy we własne ręce.

Odwrócił się w kierunku Harvestera i serce w nim zamarło. Statek był oddalony od nich o jakieś dwa kilometry. To zapewne nie byłoby aż takim problemem, bardziej przeraziły go ognie w dyszach silnikowych. Najwyraźniej członkowie załogi przejęli kontrolę nad kolosem... i przygotowywali go do podróży. Musieli uznać że wszyscy na Space Dragonie są martwi, co zresztą było faktem. Nie mogli przecież wiedzieć że elektromechanik i technik opuścili sypiącą się jednostkę. Na początku był strach, paraliżujący i przejmujący. Następnie rezygnacja i czarna rozpacz. Ta również szybko przeszła. Obecnie Shroud był wściekły, miał dość tego że świat bawi się z nim w kotka i myszkę. Nie miał zamiaru się poddać po tym co właśnie przeszedł, trzeba było działać. Włączył silniczki manewrowe i ruszył w stronę Harvestera.
- Kerensky, żyjesz? Trzeba się wyrwać z tej czarnej dupy w której jesteśmy. Kerensky... Bennet, do diabła, słyszysz mnie? – Rzucił w eter, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, jednocześnie nie przerywał lotu w kierunku statku.

Przedzierał się między szczątkami i fragmentami kosmicznych skał, manewrując niczym lekarz wsuwający igłę przez żyły pacjenta by poszerzyć ich światło. Czuł się zarówno igłą, jak i pacjentem, sam się operował a jakikolwiek zły ruch, mógł sprawić że operacja skończy się fatalnie. Gdyby tego mu było mało, jego oczom ukazał się unoszący się kształt, niepowtarzalny w tych okolicznościach. To musiał być Kerensky, martwy czy jedynie nieprzytomny, ciężko było stwierdzić. Na dodatek musiał jeszcze zdążyć na statek zanim ten zakończy sekwencję startu. Zwłoka mogła kosztować go życie, z drugiej strony, czuł że na pewien sposób nawigator uratował mu życie na Dragonie, pomagając z Temparillo i skanem.
- Kurwa, Bennet, jeśli jesteś martwy, to cię zamorduję. – Rzucił schrypniętym od wcześniejszych krzyków głosem i ruszył w stronę unoszącego się kształtu, miał nadzieję że uda się go docucić lub pomóc. Gdyby się udało, może nawet daliby radę sprząc nieco silniczki manewrowe dla większej prędkości i zdążyć zanim Harvester zostawi ich na pastwę bezlitosnej próżni.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 22-07-2013, 21:06   #92
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
ZAGROŻENIE NIEWIELKIE. USZKODZENIA ZNIKOME.
KONTYNUUJĘ PROCEDURĘ ROZPOCZĘCIA LOTU.
URUCHAMIAM SILNIKI. STRAT ZA SZEŚĆ i PÓŁ MINUTY.

Melisa nie wierzyła własnym uszom. Komunikat o eksplozji okrętu dotyczył ich statku, czy to oznaczało, że zostali sami? Kapitan, Shroud, Kerensky i Temparillo nie żyją?

Rosjanin jakąś szmatą śmierdzącą olejem wytarł dziewczynie twarz z krwi.

- Musisz się pozbierać! Musisz znaleźć lekarstwo na to... - uderzył otwartą dłonią w czoło - bo w przeciwnym przypadku wszyscy się pozabijamy. Myśl! Jesteś w końcu do kurwy nędzy lekarką!

- Myślisz, że nie wiem? - wycedziła przez zęby. Wiedziała, jak ogromny ciężar spoczywał na niej.
- Jak mam znaleźć lekarstwo na coś, czego nie potrafię logicznie wytłumaczyć? Jak wytłumaczysz chodzące zwłoki? I nie! Nie mów mi nic o falach zdolnymi kierować zwłokami, to teoria zbyt grubymi nićmi szyta. Wiem tyle, że sprzęt wariuje za każdym razem, kiedy dzieje się coś dziwnego. I to się nasila. Medycyna nie ma tu nic do rzeczy. To jest jak atak na psychikę i wolę! Za każdym razem silniejszy, jakby chciał ją złamać. Nie mam zamiaru się poddawać, ale nie mam punktu zaczepienia, zrozum to! - ostatnie zdanie niemal wykrzyczała mężczyźnie w twarz, zapominając o tym, że przed chwilą ponownie jej pomógł. Obwiniał ją, jakby miała przed sobą coś oczywistego, z czym nie może sobie poradzić.

START ZA SZEŚĆ MINUT

Petrenko potrząsnął głową jakby chciał się pozbyć czegoś, co wwierciło mu się w mózg. Raz, drugi. Nie pomogło. Otwartą dłonią na odlew zdzielił dziewczynę w twarz aż upadła na podłogę.

Melisa złapała się za policzek, który piekł ją niemiłosiernie, patrząc z niedowierzaniem na Rosjanina. Patrzyła na mężczyznę, nie rozumiejąc, co zrobiła źle, przecież powiedziała tylko prawdę. Wstała z podłogi, próbując pozbierać myśli.

- Блять! Zamknij mordę suko! Zacznij myśleć!
- potrząsnął znowu głową.

- Chcesz przeżyć?! Więc sam zacznij myśleć, cholerny pijaku!
- wrzasnęła kobieta, zaciskając pięści ze złości. Wypuściła powietrze ze świstem, próbując uspokoić się. Emocje nie były dobrymi doradcami, a tutaj bardzo łatwo górowały nad rozsądkiem.

Wyszarpnięta zza pasa broń powędrowała do góry. Rosjanin niczym rozjuszony buhaj naparł na dziewczynę przygniatając ją do kokpitu. Poczuła na skroni chłód metalowej lufy.

- Zabiję cię kurwo - Petrenko syczał przez zaciśnięte zęby.

W jego oczach widziała szaleństwo.

- Zab... - słowa uwięzły mu w gardle.

Broń wypadła z ręki. Złapał się za głowę, przycisnął ją obiema rękami. Ryknął jak ranne zwierzę. Zatoczył się do tyłu. Opadł na czworaka i zaczął ciężko dyszeć.

Melisa zasłoniła ręką usta, czując napływające łzy do oczu. Zamrugała parę razy i szybko schyliła się, podnosząc broń, którą upuścił Petrenko. Wycelowała ją drżącymi rękami w mężczyznę i czekała, patrząc na niego z przerażeniem. Starała się uspokoić oddech, chociaż czuła, jak serce jej wali w piersi. Opanowała w końcu drżenie rąk, jak i łzy, zaciskając mocniej drobne palce na chłodnym metalu. Nie chciała zabijać, ale sama też nie miała zamiaru zginąć. Obawiała się, że Rosjanin może zaraz zmienić się w chodzące, bezmyślne zombie.
- Dimitrij? – z jej ust wyrwał się jedynie szept.
 
Neride jest offline  
Stary 22-07-2013, 21:13   #93
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Petrenko podniósł zabłąkany kawałek zaolejonej szmaty i wytarł nią zakrwawioną twarz dziewczyny.

- Musisz się pozbierać! Musisz znaleźć lekarstwo na to... - uderzył otwartą dłonią w czoło - bo w przeciwnym przypadku wszyscy się pozabijamy. Myśl! Jesteś w końcu do kurwy nędzy lekarką!

Był zły. Był kurewsko wściekły na swoją własną nieporadność. Na niemożność poradzenia sobie z sytuacją. I tą wściekłość wyładowywał na jedynej osobie, którą miał pod ręką. A ta suka jeszcze się odszczekiwała.

START ZA SZEŚĆ MINUT.

Przyciski na konsoli zaczęły migotać a w głowie Petrenki nagle wybuchła kakafonia dźwięków, wizgów, szumów i chrobotania. Potrząsnął głową, tak jak poprzednio, starając się wyrzucić z siebie te dźwięki, jak pies zrzuca z sierści wodę po kąpieli w rzece. Nie pomagało.

Do tego wszystkiego doszły obrazy. Krwawe strzępy ciał przemykały mu przed oczami. Część z nich rozpoznawał. Część z nich znał. I ten szept. Rosnący na sile szept.

“Zabij ją... zabij ją... zabij ją...”

Nagle Melisa zaczęła z niego drwić i go opluwać, wyszydzać od nieudaczników. Zagotowało się w nim. Zdzielił ją na odlew w roześmianą gębę. Wstała i drwiła dalej obrzucając stekiem wyzwisk. Suka pierdolona. Zawrzało w nim. Krzyknął coś. W ostatnim odruchu jeszcze potrząsnął głową, próbując się pozbyć natrętnego:

“Zabij ją... zabij ją... zabij ją...”

Lecz czuł, że nie wytrzyma, że bariera pęka. W końcu wstrzymywana rządza mordu wydostała się z klatki. Już nie on, bo nie panował nad swym ciałem, nad stanem swojego umysłu, który przejął nad nim kontrolę, wyszarpnął broń i wyskoczył do przodu, napierając i grożąc. Jego usta wypowiadały słowa wciśnięte mu do gardła przez kogo innego. Palec naciskał na spust odbezpieczonej broni.

“Zabij ją... zabij ją... zabij ją...”

Nowa seria obrazów przemykała przez głowę. Karykaturalne, krwawe sceny i on triumfujący, skąpany we krwi. Adrenalina. Krew. Śmierć. Triumf. Nadmiar bodźców i informacji, świsty, łoskoty, zgrzyty i wizgi zaczęły rozsadzać mu czaszkę od wewnątrz. Potworny ból. Świat zawirował, zamglił się, zalany czerwienią. Chyba krzyknął. Zachwiał się. Upadł trzymając głowę w dłoniach, żeby nie eksplodowała. Z trudem łapał powietrze.

Żądza mordu zniknęła równie nagle jak wcześniej się pojawiła, zastąpiona euforią czegoś, czego nie rozumiał. Czegoś, co było obce, nieznane. Dzika i okrutna radość płynąca z faktu, że polecą ku nowym, zamieszkanym przez ludzkość obszarom. Przeraził się. Zrozumiał, że ta radość była chora i pokrętna. Że za tą radością kryło się nieuzasadnione pragnienie zabijania, takie same jakiego doznał przed chwilą. I zrozumiał, że jego celem jest zagłada ludzkości. I zrozumiał, że uruchamiając Harvestera skazuje ECHELON XIII na piekło, którego doświadczają w tej chwili. Spadło na niego zrozumienie. Poczuł się jakby dostał obuchem w potylicę.

W jednym, ostatnim przebłysku świadomości zobaczył jeszcze wysoki, przypominający diament kryształ, jakby wykonany z płynnej krwi rozjaśnionej od środka. Pulsował, emanując ledwie wyczuwalne ciepło.

Stracił przytomność.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 24-07-2013, 20:48   #94
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Nagłe zatrzymanie się windy i brak światła.
- Co jest? Dlaczego stoimy? - rzucił w przestrzeń Massimo
Zapaliło się delikatne zielone światło awaryjne. Nico próbowała uruchomić ja ponownie ale nic to nie dało.
Harvesterem cały czas trzęsło. Mimo tego, że statek był wielki, Luvezzi zastanawiał się czy się zaraz nie rozpadnie.
Wtem szok... niedowierzanie...
Komunikator podaje, że stracili statek...
Ale jak to możliwe? Co z resztą która została na pokładzie? Czy wszyscy zginęli? To miała być zwykła misja badawcza do cholery...
Rozpacz zaczęła ogarniać Włocha.
Jak teraz wrócimy do domu...
Powędrował spojrzeniem w górę. Jakaś ciecz zaczynała spływać z sufitu.
Co to za makabra! - krzyczał umysł Massimo.
Przyjrzał się uważniej i zobaczył, że to krew. Jakaś dziwna krew. Krew, która zaczyna reagować z metalem. Kwas to przy niej małe piwo. Było jej coraz więcej. Poczęła skapywać na podłoże i wyżerać dziury w materiale z którego wykonana była winda. Massimo był przerażony. Żrące krople spadały coraz gęściej a w miejscach gdzie stykały się z metalem pojawiał się dym. Strach wzmógł się jeszcze gdy krew zetknęła się ze skafandrami i poczęła wyżerać w nich dziury.
Kap, kap, kap. Coraz gęściej i gęściej. Plask... to kropla która wylądowała na wizjerze hełmu Włocha. Sparaliżowany ze strachu Luvezzi widział jak gęsta ciecz niszczy jedyną granicę między nim a wnętrzem windy. Po chwili smród gryzącego dymu. Oznaczało to, że bufor bezpieczeństwa jakim jest skafander został zniszczony. Dym przesłania oczy i powoduje. Podrażnia spojówki. Powoduje łzawienie i duszności. Poprzez łzy i spazmy kaszlu Massimo dostrzega jak ściany windy zaczynają się wgniatać do środka. Czuje ból gdy kropla krwi strawiwszy część skafandra dociera do skóry. W ustach posmak żółci dopełnia całokształtu umierania. Bo przecież to już koniec. Żrącej cieczy przybywa i nie ma gdzie się przed nią schronić. Winda zgniata się. Może to i lepszy sposób na śmierć. Przynajmniej nie zostanie zjedzony przez zombie ani nie zmieni się w jednego z nich.
Zawsze gdy zastanawiał się nad śmiercią miał nadzieję, że zastanie go gotowego, po przeżytym życiu, po osiągnięciu w nim czegoś, po założeniu rodziny. Takiego czegoś nie spodziewał się w najgorszych marach sennych.



Wtem jak gdyby nigdy nic wzrok wrócił do normy. Szybka, która jeszcze przed momentem była strawiona przez żrącą krew teraz była cała, bez najmniejszego nawet śladu uszkodzenia. Spojrzał w górę. W zielonkawym świetle awaryjnych lamp sufit również nie wyglądał inaczej niż w statystycznej windzie. Czym było to wszystko co przed chwilą przeżył? Przecież nie mogło mu się wydawać. Praktycznie czuł jeszcze echo bólu poparzenia na twarzy.
- Madre de Dio - wyszeptał.
Oprał się plecami o ścianę i zjechał do pozycji siedzącej. W hełmie było niezmiernie gorąco i pot lał się z niego strumieniami. Czuł, ze musi go ściągnąć bo inaczej się udusi.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline  
Stary 25-07-2013, 14:09   #95
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Póki biegła, miała nad sobą kontrolę. Póki biegła wiedziała, co robić. Póki biegła panowała nad sytuacją.

W końcu slalomem zabiegła do windy. W rozpędzie wylądowała na tylnej ścianie. Odbiła się od niej natychmiast, by wystartować windę. Rzuciła się do panelu jak do ostatniego elementu układanki, który nie był już pod jej kontrolą. Nie mogła mu ufać, nie wiedziała, jak się zachowa. Dlatego musiała aktywować go najwcześniej jak się dało. Przycisk piętra sterówki i przycisk zamykania drzwi. Trzymany tak długo, aż drzwi w upragnieniu nie zamknęły a winda nie ruszyła.

Stres, napięcie, presja spłynęły wraz z osunięciem się do pozycji siedzącej przy tylnej ścianie. Zostało tylko zmęczenie, po ciągłej ucieczce, szybki oddech, wielkie oczy i ciągły strach. Na szczęście byli bezpieczni przez parę chwil.

W windzie Nicko już nie biegła. Nie miała już nad sobą takiej kontroli, jak chwilę wcześniej. Trzęsła się trzymając głowę między rękoma i zgiętymi kolanami. Z osoby, która była w stanie prowadzić siebie i jeszcze kogoś, został człowiek, który nie chciał już nigdy wychodzić z miniaturowego pomieszczenia.

"Sielanka" nie trwała nawet dobre kilkanaście sekund, gdy całym okrętem zawieszonym w kosmosie zatrzęsło. To musiało być coś na prawdę dużego, by zrobić takie wrażenie na martwym kolosie. Nicko skuliła się, chcąc bardziej odizolować się. Gdy zgasły światła a winda stanęła, po omacku odszukała reflektor, który włączyła. Mocny snop światłą uwięziony w tak małej klitce raził w oczy. Nie był też potrzebny na długo, po chwili zapaliły się lampki awaryjne, które dawały dostatecznie dużo światła, by reflektor był zbędny. Wyłączyła go.

- Co jest? Dlaczego stoimy? - rzucił w przestrzeń Massimo.
- Kur*a... - odpowiedziała rozpaczliwie - Wiedziałam, ze tak będzie...

Ratowniczka wstała, zrobiła krok, by raz jeszcze zażądać swojego piętra - bez żadnej odpowiedzi. Westchnęła ciężko z rezygnacją. Utknęli ponownie. Stali gdzieś w połowie szybu między piętrami, mając tylko do dyspozycji górną klapę. Nicko obróciła się, podniosła wzrok, by obejrzeć, co trzeba otworzyć, by się wydostać.

Los na prawdę nie chciał, by dostali się do tej sterówki. Im nie pozostało nic innego jak próbować dalej...

Im dłużej patrzyła się w tamtym kierunku, tym dłużej poddawała wątpliwości, że jednak chce się stamtąd wydostać i tym bardziej coś dziwnego działo się z całym sufitem. W końcu zainteresowanie przeszło na przebarwienia, które gromadziły się a skraplając lądowały na dole. Z chwili na chwilę było tego co raz więcej. Była pewna, że to krew. Spadało jej coraz więcej. W kontakcie z czymkolwiek zaczynała parować. Wyżerać dziury i parować, przebijając się na wylot. Sztywna jak kłoda ze strachu wylądowała na bocznej ścianie, starając się uniknąć kontaktu ze żrącą cieczą. Wpadając w panikę z braku jakiejkolwiek drogi ucieczki nie była w stanie zrobić nic, tylko co raz mocniej naciskała na ściankę. Nie opłaciło się to zupełnie, bo krew zaczęła spływać również po bokach. Widząc dym blisko swojej głowy, czując błyskawicznie narastające ciepło na barkach odskoczyła ze strachu jak poparzona. Odskoczyła w sam środek żrącego deszczu. Zroszona krwią zaczęła cała parować, a cały kombinezon był roztapiany. Odbiła się znowu, wylądowała na podłodze, tarzając się na niej, starała się ściągnąć z siebie śmiercionośny kwas. Zaczęła wrzeszczeć z bólu, widziała dziury w swojej izolacji. Widziała roztopioną skórę na swoich rękach i nogach, widziała gotujące się własne mięśnie. Widziała przeżarty cały swój wizjer, nie mogła oddychać, dusiła się, krzyczała i krztusiła się. Miotała się w spazmach bólu umierając zostając żywcem roztopiona.

Nie zauważyła nawet, że winda była jeszcze zgniatana jak cienka aluminiowa puszka. Nie miała nawet już świadomości obecności Massimo.

Nagle i nieoczekiwanie zamiast dymu, krwi i kwasu, widziała tę samą nie ruszoną niczym windę. Wszystkie ściany były całe jak podłoga i sufit. Leżała skulona i wciśnięta do brzegu. Była przerażona jak jeszcze nigdy w życiu.

Czyżby przeżyła swoją śmierć?

Leżała zacięta i w bezruchu jeszcze długą chwilę, zanim odezwał się Massimo.

- Czy... Czy… Ty też... Miałaś te okropne wizje? - skierował pytanie do Nico.

Nie była w stanie się ruszyć. Oddychała z trudem. Była cała sztywna. Musiała dać sobie trochę czasu, by świadomość zorientowała się, co to tak naprawdę było. Jej twarz była mokra od łez.

- Nie wiem czy to była część z nich ale dostałem informacje że Space Dragon II przestał istnieć...
- Co? - ocknęła się słysząc jeszcze bardziej przerażającą myśl - Co Ty mówisz? - dochodziła do siebie będąc tak, czy siak w letargu

Nie zginęła. Żyła. Żyła cały czas. Krwawa masakra była tylko projekcją. To była tylko i wyłącznie niesamowicie realna halucynacja. Przecisnęła ciężko powietrze przez płuca i spojrzała na towarzysza.

- Nie! - wrzasnęła nagle rzucając się w jego kierunku.
- Co robisz?! - krzyknął Massimo

...nie zdążyła...

- Luvezzi, ściągnąłeś hełm... - mówiła w strachu i z wielkimi oczami uciekajac na drugą stronę windy - nie wiemy, czy zarodki są w powietrzu... - zrobiła dłuższą przerwę - Pomyśl, rusz lepetyna do cholery... - mówiła sama nie będąc tego pewna - to coś nie jest bakterią ani wirusem. To jakiś je*any pasożyt. Znasz takie coś? Nawet nasza fikcja literacka nie wymyśla takich rzeczy. To cos nie jest od nas. Nie mamy pojęcia jak to się roznosi. Póki jesteśmy odizolowani nic nam nie będzie.
- [i]Gdyby to działało tak jak mówisz to nie byłoby tych zwidów przed chwilą. Widziałem... widziałem jakieś popieprzone rzeczy. Ginęliśmy rozpuszczeni przez krew która skapywała z sufitu. Jeśliby ten "pasożyt" jak go nazywasz, przenosił się z powietrzem, to tego by nie było, bo cały czas byłem w nieuszkodzonym skafandrze.

Gdy towarzysz opisywał dokładnie to samo, co widziała Nicko, jej stres rósł. Nie miała pojęcia, co się działo. Nie była w stanie tego wytłumaczyć.

- To może rozchodzić się czymkolwiek. Zranieniem, powietrzem, wszystkim! Musi być gdzieś jakaś dziura, przetarcie... - Wstała - Sprawdź mnie.

Włoch wstał niepewnie a następnie obejrzał skafander towarzyszki z każdej strony.

- Nie widzę żadnych uszkodzeń - powiedział.
- To jest kur*a nie możliwe. Musi coś gdzieś być. Po prostu tego nie widzimy... - mówiła szybko i bardzo nerwowo.

Złapała się za głowę starając zebrać się w garść.

- Teraz połącz fakty Luvezzi. Przypomnij sobie malowidło. Myślisz, że ktoś z nudów takie coś zrobił? Że ten ktoś był normalny? Trup tego nie zrobił. W jakim stanie był pierwszy, którego spotkaliśmy? On żyl, jestem tego pewna. Był zarażony. Na naszych oczach w kilka sekund zmutował. Ilu jest załogantów na takim okręcie? Ile trupów widzieliśmy? Pięć? Gdzie jest reszta? Nie ma jej ku*a, rozumiesz. Oni nie wyparowali, nie uciekli. Gdyby ktoś spier*olil wiedzielibyśmy o tym okręcie. Cała załoga jest na miejscu. Niech zginie połowa na samym początku. Mamy tutaj setki zmutowanych przez jednego pasożyta ciał. Wiesz, gdzie oni są? To zobacz na ostatni ekran tłumacza w WKP... - zalewała słowotokiem będąc w prawie panicznym stanie - Myśl Luvezzi, jesteś je*anym analitykiem, je*anym analitykiem...
- Myślę, k*rwa, myślę, ale to się w ogóle nie trzyma kupy. To co się dzieje nie jest racjonalne! Jak przeanalizować coś co nie ma sensu? Malowidło? Cholera wie czy to nie dzieło kogoś, przyjmijmy twoją nomenklaturę, zainfekowanego, któremu coś "kazało" to zrobić. Wyrazy na ścianach. "Wielkie zło" i "Kryształ" to jakieś wskazówki od tych co jeszcze nie sfiksowali doszczętnie. Ch*j wie wie, co się stało z resztą załogi. Są gdzieś zahibernowani, zamknięci, ich trupy walają sie w jakiejś komorze? Nie wiem.
Jedyne co wiem to to że ktoś uruchomił systemy na statku i że to nie mogła być Zwarcie bo po prostu nie zdążyłaby dotrzeć tak szybko do sterówki tym bardziej, że miała dwóch martwych na ogonie. Oznacza to, że ktoś inny musiał tam dotrzeć przed nami. Musimy ich znaleźć. Może oni będą wiedzieli co się tu dzieje...


Nicko w bezradności zrobiła parę obrotów chodząc w miejscu.

- To jest transportowiec. Wyłowili jakieś h*jstwo z kosmosu, wsadzili do Harvestera. Byliśmy w kwaterach, jesteśmy w magazynach. Nikogo tutaj nie ma. Wszyscy są w ładowniach razem z tym czymś. Samo brzmienie "kryształ" jest na tyle niecodzienne, że nie muszą być to wskazówki, tylko stwierdzenia. Musimy iść dalej - rzuciła a następnie zaczęła klikać na panel.
- Zostaw - odsunął ją od panelu Luvezzi - Ja to zrobię.

Podpiął się pod interface windy. Wpisał kilka linijek kodu i nagle światło zapaliło się ponownie. Wcisnął guzik oznaczający poziom sterówki. Tym razem maszyna "posłuchała" i ruszyła bez problemów dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 25-07-2013 o 14:11.
Proxy jest offline  
Stary 25-07-2013, 20:24   #96
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Kerensky miał wrażenie, że za chwilę dosłownie zesra się w skafander ze strachu. Starał się manewrować tak, żeby lecieć tuż za Shroudem, ewentualnie obok niego by mogli zachowywać kontakt wzrokowy. Miał wrażenie, że za chwilę akiś ostry kawałek metalu wryje mu się w poszycie skafandra i ten straci swoją szczelność. Zdawał sobie sprawę, że to raczej mało prawdopodobne, większość z tych odłamków po prostu dryfowało, lub trwało bez ruchu. Drobne otarcie z kolei nie powinno zniszczyć ich uniformów. Ale strach był, niezależnie od tego jak długo powtarzał sobie, że jest mało uzasadniony. Po chwili jednak wyrósł przed nim kawałek metalu większy niż mógł się tego spodziewać. Modlił się by coś takiego nie miało miejsca, kawał pokrytej oskrobanym lakierem blachy jednostajnym, powolnym lotem wynurzył się znad niego, dokładnie przecinając tor jego lotu. Bennet nie zdążył wyhamować, i na wyłączając silniczki manewrowe zbyt późno, przywalił głową prosto w kosmiczny śmieć. Zapadła ciemność...

Lądując na pokładzie Harvestera Shroud napewne zauważył, że kolega, który leciał tuż za nim w pewnym momencie gdzieś się zatrzymał. Przynajmniej taką miał nadzieję Bennet. Nie wiedział czy śni, czy być może nie żyje... Zdał sobie jednak sprawę, że chociaż nic nie widzi, ciągle myśli, czy to życie po śmierci? Nie, to przebłysk świadomości, który właśnie go wybudził. Otworzył oczy, wciąż miał przed nimi kosmiczne gruzowisko. Ile tak dryfował? Nie miał pojęcia... Fakt faktem, że jego skafander wytrzymał, szyba hełmu była cała, chociaż czuł straszny ból w czaszce. Najwyraźniej od środka uderzył własną głową o wewnętrzną stronę hełmu. Zważywszy na to, że właśnie zaliczył knock down, śmieci wygrały pierwszą rundę na punkty, jakieś dziesieć do ośmiu. Miał wrażenie, że jego ciało jest jak z gumy, albo z galarety. Miał kłopoty z koordynacją ruchową, jakby ciągle będąc nieco otępiałym. Zauważył też, że Harvaster ciągle znajduje się na swoim miejscu, a jego silniki zaczynały emanować coraz mocniejszą poświatą... Zwiększały moc napędową. Od startu dzieliły ich zapewne minuty....
- Shroooud...! -
Jęknął błagalnie do mikrofonu, mając nadzieję, że kolega go usłyszy.
- Nie zostawiajcie mnie! Kurwa, błagam! -
Spróbował skupić swoje myśli i ocknąć się, wylewając na siebie wyimaginowany kubeł zimnej wody. Musiał się rozbudzić, nie mógł zginąć w taki sposób, to byłoby gorsze niż pocięcie przecinarką plazmową, pierwszy nawigator miał przynajmniej szybką śmierć. Musiał się ruszyć, więc spróbował ponownie uruchomić silniki manewrowe by jak najszybciej ruszyć w stronę gotującego się do statku okrętu. Kiedy starał się pozbierać czuł jakby bolały go wszystkie mięśnie. Zupełnie jakby przed chwilą znów był dzieckiem i spadł z drzewa na trawę, która była twardsza niż się z początku wydawało, jego oczom ukazała się jednak iskierka nadziei. Zobaczył zarys postaci Shrouda, chłopak go nie zostawił.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 25-07-2013 o 20:26.
Komiko jest offline  
Stary 25-07-2013, 21:37   #97
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
[b]SHROUD, KERENSKY[/B]


Człowieczeństwo odkrywa się w chwili, w której życie jest zagrożone. W której świadoma, ludzka istota, musi podjąć wybór – zaryzykować swoje życie, by ratować inną świadomą, ludzką jednostkę, czy raczej pozostać wiernym pradawnemu instynktowi przetrwania. Temu behawioralnemu rytowi, który kształtował ludzkość, kształtował cywilizację od zarania dziejów.
Shroud podjął decyzję. Postanowił ratować człowieka, z którym połączył go przypadek. Członka tej samej załogi.

Podtrzymując odzyskującego przytomność Kerenskyego, posiłkując się silnikami w skafandrze, poleciał w kierunku rozświetlonej sylwetki SCS HARVESTERA.

Tym razem mieli szczęście. Szybując pośród szczątków otaczających Żniwiarza niczym muchy otaczające padlinę, dotarli do kadłuba ponownie stając na jego oblodzonej, czarnej powłoce.

Silniki startowe rozgrzewały się do pełnej mocy, co było znakiem, że do startu okrętu pozostało zaledwie kilka minut. Nie musieli się jednak teraz aż tak bardzo martwić, bo przecież nim statek wejdzie w prędkość umożliwiającą mu pokonanie kosmicznych dystansów w dość krótkim czasie (zazwyczaj liczonym tygodniami, miesiącami, a nawet latami podróży – w zależności od odległości od celu), minie jeszcze kilkanaście minut. No i, przede wszystkim, HARVESTER musiał wyjść jeszcze z pola kosmicznych śmieci, w którym dryfował, gdy przybyli mu na ratunek.

Najrozsądniejszą drogą, zgodnie z pierwotnym planem, było rozdarcie w kadłubie SCS HARVESTERA. Istniała też szansa, że natkną się tam na ekipę ze SPACE DRAGONA II łatającą dziurę.

Pomagając sobie wzajemnie ruszyli w stronę zniszczonej burty, z niepokojem w sercu wyczuwając coraz silniejsze drżenie metalu pod stopami. Wibracje kadłuba przenikały ich ciała lekką falą, od której bolały zęby i oczy.
W końcu ujrzeli cel swojej eskapady. Wyrwę w kadłubie. Poszarpaną, straszną i mało zachęcającą. Ale on nie mieli wyjścia i po chwili zagłębiali się w pokryty szronem mrok kolosa.

W światłach latarek, – ponieważ ten fragment SCS HARVESTERA nadal pozbawiony był najwyraźniej zasilania mogli dojrzeć wnętrze ratowanego okrętu.

* * *


Znaleźli się w wysokiej ładowni. Pomieszczanie było, czarne i martwe a w środku unosiło się swobodnie w Zero – G wszystko, co niegdyś tam się znajdowało i nie zostało przytwierdzone. Brak ciśnienia, brak temperatury, brak tlenu. Nie było to dla nich zaskoczeniem.

Pomiędzy śmieciami dostrzegli coś, co mogło być zamarzniętą krwią oraz plamy na ścianach i podłodze.

Nigdzie nie widzieli nikogo z SPACE DRAGONA krzątającego się przy naprawie poszycia. Pomieszczenie było puste i mroczne i w jakiś sposób przyprawiało ich o lęki.


STEVENSON, PETRENKO


Czas zdawał się płynąć inaczej w sterowni SCS HARVESTERA. Sekundy trwały jak minuty. Ciapnęły się, jakby i na nie wpływała tajemnicza i zła siła, która objęła okręt w posiadanie.

Petrenko stracił przytomność , a Stevenson wpatrywała się w lśniący pistolet w swojej ręce. Taki ciężki. Taki złowrogi. Taki … śmiercionośny.
Wystarczyło unieść broń, wymierzyć, nacisnąć spust i patrzeć, jak zawartość czaszki Petrenki rozbryzguje się na zewnątrz. Ta czerwień. Ten zapach krwi. Ta niepowtarzalna, niedoceniana chwila, kiedy ciepło życia zamienia się w chłód śmierci. Kiedy powoli gorąco ustępuje pola zimnu. Kiedy ciepłe….

Ciepłe …

Tak właśnie…. Cieeepłe... cieeeepłeeeee ... ciepłe.

Stevenson potrząsnęła głową i z przerażeniem zorientowała się, że trzyma pistolet w górze kierując lufę prosto w stronę głowy Rosjanina, a jej palec prawie nacisnął spust.

Z trudem opuściła broń wyganiając z myśli obrazy masakry i śmierci. Te dziwie przyjemne myśli. Zaczęła się bać. Teraz już naprawdę drżała z przerażenia. Wiedziała, że jeszcze jeden, może dwa ataki a potem … zabije. Zabije … kogokolwiek i sprawi jej to niewątpliwie satysfakcję.

- START ZA PIĘĆ MINUT – zakomunikował komputer pokładowy SCS HARVESTERA.

- Sterówka! Sterówka! – nagle z głośników interkomu – wewnętrznej sieci komunikacyjnej statku dało się słyszeć całkiem wyraźnie męski, podenerwowany głos. – Czy ktoś mnie słyszy?! Ktoś tam jest?!

Glos nie należał do nikogo z wysłanych na HARVESTERA ratowników.

- Czy ktoś mnie słyszy?!

- Jimbo – dało się słyszeć drugi glos, chyba kobiecy i jeszcze jakieś dźwięki przypominające … wystrzały z karabinu. – Idą tutaj, kurwa! Szybciej! Nie gadaj tylko otwieraj tą pierdoloną gródź!

- Sterówka! Czy ktoś mnie tam słyszy?!

Petrenko jęknął przeciągle, boleśnie i otworzył oczy.

- START ZA CZTERY MINUTY KOMA TRZYDZIEŚCI SEKUND. ZAŁOGA PROSZĘ ZAJĄĆ MIEJSCA W FOTELACH PRZECIĄŻENIOWYCH.


- Jeśli ktoś tam jest i mnie słyszy – głos nieznajomego mężczyzny wszedł na naprawdę przerażone rejestry. - Musicie to, kurwa, zatrzymać!


NICOLAYEVA, LUVEZZI

Winda nie jechała zbyt długo i po chwili drzwi na korytarz otworzyły się z cichym szumem siłowników.

Ich oczom ukazał się szeroki, poznaczony plamami krwi korytarz.

Do sterówki mieli już niedaleko, co najwyżej jeden zakręt.

- START ZA PIĘĆ MINUT – usłyszeli mechaniczny głos wydający instrukcję załodze po angielsku.

Ostrożnie ruszyli przed siebie w stronę dziobu okrętu, gdzie znajdowała się sterówka.

Nicolayeva zauważyła go pierwsza.

W bocznym przejściu, oznaczonym plamami krwi, stał w okrwawionym kombinezonie w barwach korporacji OCTOPUS, jakie nosili na SPACE DRAGONIE, jakiś człowiek. Chwiejnym krokiem szedł w ich kierunku, a za nim … serce ratowniczki zabiło szybciej.
Za nim bowiem, pełznąc, człapiąc, maszerując, podrygując szła … liczna załoga w skafandrach MISHIMY. Co najmniej tuzin osób. Wszystkie, co można było bez trudu zauważyć, raczej nie mogły być żywe.

Szybkim krokiem ruszyli w stronę zakrętu i ujrzeli ostatni prosty korytarz.
Z lewej strony dwie pary drzwi, z prawej strony – dwie pary drzwi, w tym jedna rozdarta. I na końcu – ich cel – sterownia. Jej drzwi zostały rozprute, rozdarte. Ktoś wytopił w nich dziurę umożliwiającą wejście do środka.

- Cieeepłeeee – armia trupów prowadzone przez „Bambusa” – bo w końcu udało się im rozpoznać zmasakrowanego kumpla w kombinezonie Modliszka prosto ze SPACE DRAGONA - wyłoniła się z bocznego korytarza i .. przyśpieszyła, jakby wyczuwając ich dwójkę.

Z przerażeniem Luvezzi i Nicolayeva zauważyli, że niektóre … stwory
... są uzbrojone. Co prawda w prymitywną broń do walki wręcz … siekiery, stalowe pręty czy kawałki metalu … niemniej jednak widok broni w rękach tych … stworzeń, powodował, że żółć podchodziła do gardeł ludziom.

I nagle, kiedy zawahali się, co zrobić pierwsze drzwi po lewej stronie korytarza otworzyły się i pojawiła się w nich nieznani im kobieta. Miała krótko obcięte włosy, czarną skórę i … pistolet w ręce.

Nieznajoma, w stroju załoganta MISHIMY, zauważyła ich i podniosła broń w górę.

- START ZA CZTERY MINUTY KOMA TRZYDZIEŚCI SEKUND. ZAŁOGA PROSZĘ ZAJĄĆ MIEJSCA W FOTELACH PRZECIĄŻENIOWYCH.

- Cieeepłeeee – zawodzenie Bambusa było coraz bliższe.

-Aaatakaiii – wtórowały mu ciała załogi Mishimy maszerujące za Sanchezem.
 
Armiel jest offline  
Stary 29-07-2013, 20:09   #98
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Dimitrij odzyskał przytomność, zrozumienie, którego doznał tuż przed omdleniem spłynęło na niego nową falą. To coś chce się dostać na ECHELON XIII, żeby zniszczyć tam życie.

Zauważył Melisę celującą do niego.

- Stevenson, kurwa odłóż tą broń! - wrzasnął w kierunku dziewczyny wyrywając jej spluwę i zasadzając ją z powrotem za pas. - Odjebało ci? Musimy zatrzymać Żniwiarza.

Rzucił się na deskę.

- Mi odjebało?! Cudem nie wpakowałeś mi kulki w łeb! - odwróciła się w stronę kokpitu - Wyłącz silniki, odłącz dopływ paliwa, nieważne co zrobisz. Tu są jeszcze żywi ludzie i... - przerwała, patrząc na swój WKP - Jest łączność!

- Nie teraz Stevenson, kurwa, nie teraz!

Petrenko odbezpieczył przycisk wyłączający awaryjnie silniki. Stęknięcie Harvestera i wytłumiające się drżenie całego korpusu poinformowało go o tym, że silniki zostały odcięte.

SILNIKI ODŁĄCZONE AWARYJNIE. SEKWENCJA STARTU PRZERWANA.

Potwierdziło SI.

Dimitrij przysiadł na kokpicie i sięgnął pod skafander. Wlał w gardło kilka szybkich łyków. Na stres zawsze najlepszy był alkohol.

- Masz! - wyciągnął rękę z piersiówką do Melisy.

- Powiedz, co się działo zanim straciłeś przytomność - powiedziała kobieta, ignorując wyciągniętą piersiówkę - Muszę mieć pewność, czy wtedy byłeś świadomy tego, że trzymasz mi broń przy skroni, czy nie.

Wzruszył ramionami. Golnął sobie raz jeszcze, po czym schował butelkę.

- Coś sobie przypominam ale... chyba nie byłem sobą. Jak to mówią u nas na wschodzie - klepnął Melisę mocno w ramię - co złego to nie ja!

Uśmiechnął się rozbrajająco.



- To coś - zamachał ręką w powietrzu wskazując... nie wiadomo co - chce dotrzeć do stacji Octopusa, żeby pozabijać tam wszystkich. Zaraz... mówiłaś coś o ludziach i łączności?


- To nic osobistego - podeszła do mężczyzny, policzkując go - Teraz jesteśmy kwita.
Melisa cały czas była spokojna i opanowana, a policzek był raczej symboliczny. Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi na uśmiech mężczyzny, była usatysfakcjonowana.

Spojrzał na nią ciągle śmiejąc się. Ta kobieta miała jednak pazurki. A on lubił takie przyczajone kocice. Gdyby tylko okoliczności były inne...

- Mamy łączność z drugą grupą, poza tym na statku są ludzie, którzy bronią się i uciekają. Nie jesteśmy tu jedynymi żywymi. Ci ludzie mają broń, chyba karabin, nie wiem, ale uciekali przed czymś. Słyszałam dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Nazwała go Jimbo....Spróbujmy wywołać ich, drugą grupę i...ludzi ze statku, może się uratowali.

- Dopiero teraz mi o tym mówi...?

- SEKWENCJA STARTOWA PRZYWRÓCONA. - zakomunikował niespodziewanie głos z interkomu. - DO STARTU ZOSTAŁO PIĘĆ MINUT.

-Co?! Petrenko, wcisnąłeś coś? - spojrzała w górę z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.

- Stevenson?! Petrwnko?! Zyjecie?! Gdzie jestescie?! Co z Sanchezem?! - zaskrzeczał ponownie interkom.

Petrenko ignorując głosy w radio rzucił się ponownie na deskę rozdzielczą, naciskając co tylko przyszło mu do głowy.

- Nic kurwa nie nacisnąłem!

Zatrzymał się nieruchomo myśląc intensywnie. “Odcięcie silników z poziomu ekipy ratunkowej musiało przerwać sekwencję startu. Co ją wznowiło? Myśl, kurwa myśl! Przerwa w obwodzie, spięcie? Gówno tam! Spięcie nie spowodowałoby wznowienie procedury, co najwyżej...” Prawda, choć absurdalna, musiała być tylko jedna.

- TO musiało przejąć władzę nad SI, w jakiś pierdolony sposób...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 29-07-2013, 22:42   #99
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
- Petrenko… Błagam! Zombie-haker? Skup się! To musi być błąd w systemie, luka, zwarcie czy coś. Spróbuj jeszcze raz wyłączyć silniki tym samym sposobem – zdenerwowana kobieta przeczesała palcami włosy, wpatrując się w mężczyznę, jak w ostatnią deskę ratunku – Albo opóźnij start.

- Tu Stevenson! Z Petrenko jesteśmy w sterówce, Sanchez nie żyje. Co z wami?! Shroud, Kerensky i kapitan odzywali się? – rzuciła szybko do interkomu, obserwując z niepokojem poczynania mężczyzny. Od niego teraz wszystko zależało.
“Tu Shroud i Kerensky! Jesteśmy w jakiejś ładowni na Harvesterze, przy dziurze w poszyciu. Space Dragon przed chwilą wybuchł i została z niego jedynie kupa kosmicznego złomu. Kapitan i Temparillo nie żyje, mechanik odgryzł kapitanowi twarz, próbowaliśmy się z wami skontaktować cały czas! “ - Melisa potarła skroń, słuchając odpowiedzi mężczyzny. Była zaniepokojona. To oznaczało, że to całe szaleństwo działo się również na statku. Tylko w jaki sposób wirus, bądź bakteria przedostały się tam?
- Shroud, nieważne jak absurdalnie to brzmi, ale omijaj każde zwłoki. Powtarzam, omijaj zwłoki! Jeżeli nie możesz, to bądź ostrożny - powiedziała do interkomu, nie mając w zanadrzu lepszej rady.

- Stevenson do kurwy nędzy przestań trajkotać! Daj się skupić!

Petrenko pstryknął jeszcze raz przełącznikiem unieruchamiającym silniki mając świadomość, że to nic nie da.

"- To ktos z Dragona przezyl?! Jak Dobrze... Od samego poczatku staramy sie dotrzec do sterowki zgodnie z planem. Ciagle napotykamy jakies trupy, czy ich wieksze mutacje. Zwarcie odbilo, odciela nas i nie ma z nia zadnego kontaktu. Musiala miec uszkodzony kombinezon. Jestesmy paredziesiat metrow od sterowki razem z Luvezzim, cali i zdrowi"
- głos Rosjanki ponownie rozbrzmiał w interkomie.
- Nie sądzę, żeby Sanchez miał uszkodzony kombinezon, a zmienił się... - odpowiedziała Melisa.
“-Temparillo po tym jak go zrzuciliśmy z Trampa i załatwiliśmy zmienił się w coś, musieliśmy go pociąć spawarką plazmową po tym, jak już nie miał w sobie żadnej krwi, bo dalej chodził. Ktoś wie co tu się do diabła dzieje? “
Melisa nie odpowiedziała, patrzyła jedynie na interkom, próbując coś wymyślić. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć mężczyźnie.
“ - Można spróbować wysadzić drzwi do sterówki materiałami wybuchowymi, o ile ktoś takie jeszcze posiada... Starajcie się myśleć racjonalnie, część rzeczy, które widzimy to tylko halucynacje, które po chwili znikają, nie robią na krzywdy.... Na Space Dragonie tak naprawdę narozrabiał tylko pierwszy nawigator, myślę, że jeśli nie pozabijamy się nawzajem, to może jakoś z tego wyjdziemy... Znaleźliście coś co mogło być źródłem skarzenia, albo jakiegoś nietypowego promieniowania? Kerensky odbiór. “

- Petrenko, mamy kontakt z elektromechanikiem i analitykiem. Nie wiem na jak długo, więc zrób z tego dobry użytek!

- Кусок дерьма! - wrzasnął Rosjanin łapiąc za wolne krzesło i tłukąc nim w deskę rozdzielczą.
Pulpit odpowiedział sykiem iskier na takie traktowanie.
- Блять! - dodał odrzucając krzesło. - Sterowanie nie działa.
Wyjaśnienie było chyba niepotrzebne, bo tak potraktowany pulpit rzeczywiście nie wyglądał na funkcjonujący.
- Musimy odciąć zasilanie silników.

Melisa kiwnęła głową, zgadzając się z mężczyzną. Musieli wyłączyć silniki.
 

Ostatnio edytowane przez Neride : 30-07-2013 o 11:08.
Neride jest offline  
Stary 30-07-2013, 00:17   #100
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nareszcie winda dotarła na wyznaczone piętro. Drzwi otworzyły się i zamiast od razu ruszyć, Nicko stała w bezruchu. Nie chciała nigdzie wychodzić. Po co opuszczać bezpieczne miejsce w takich tragicznych warunkach?

Sama narzucała tępo, lecz sama się pod nie nie podporządkowywała. Puściła Luvezziego przodem. Minęło trochę czasu zanim niechęć opuszczania malutkiej klitki przegrała ze strachem pozostania samemu. Ociągała się ale musiała kontynuować.

Od razu gdy wykonała pierwszy krok na korytarzu, jej interface medyczny w hełmie, ustawiany przed wejściem na okręt, obudził się. Oznaczenia braku łączności z załogantami znikały na rzecz odczytów.

"Melisa", stan podwyższonego tętna, obecność alkoholu we krwi, odpięty hełm.
"Bambus", brak tętna, uszkodzenia skafandra.
"Ten zapijaczony sukinkot", spokojne tętno, obecność alkoholu we krwi, odpięty hełm.

"Nicko", stan podwyższonego tętna.
"Zwarcie", brak łączności.
"Luvezzi", stan podwyższonego tętna.

Nie czekała ani chwili, momentalnie zaczęła krzyczeć przez interkom.

- Stevenson?! Petrenko?! żyjecie?! Gdzie jesteście?! Co z Sanchezem?!

- Tu Stevenson! Z Petrenko jesteśmy w sterówce, Sanchez nie żyje. Co z wami?! Shroud, Kerensky i kapitan odzywali się?

- Tu Shroud i Kerensky. Jesteśmy w jakiejś ładowni na Harvesterze, przy dziurze w poszyciu. Space Dragon przed chwilą wybuchł i została z niego jedynie kupa kosmicznego złomu. Kapitan i Temparillo nie żyje, mechanik odgryzł kapitanowi twarz, próbowaliśmy się z wami skontaktować cały czas!

- Shroud, nieważne jak absurdalnie to brzmi, ale omijaj każde zwłoki. Powtarzam, omijaj zwłoki! Jeżeli nie możesz, to bądź ostrożny - odpowiedziała mu Stevenson.

- To ktoś z Dragona przeżył?! Jak Dobrze... Od samego początku staramy się dotrzeć do sterówki zgodnie z planem. Ciągle napotykamy jakieś trupy, czy ich większe mutacje. Zwarcie odbiło, odcięła nas i nie ma z nią ąadnego kontaktu. Musiała mieć uszkodzony kombinezon. Jesteśmy parędziesiąt metrów od sterówki razem z Luvezzim, cali i zdrowi.

- Nie sądzę, żeby Sanchez miał uszkodzony kombinezon, a zmienił się... - odpowiedziała Melisa.

- Temparillo po tym jak go zrzuciliśmy z Trampa i załatwiliśmy zmienił się w coś, musieliśmy go pociąć spawarką plazmową po tym, jak już nie miał w sobie żadnej krwi, bo dalej chodził. Ktoś wie co tu się do diabła dzieje? - rzucił Shroud.

- Można spróbować wysadzić drzwi do sterówki materiałami wybuchowymi, o ile ktoś takie jeszcze posiada... Starajcie się myśleć racjonalnie, część rzeczy, które widzimy to tylko halucynacje, które po chwili znikają, nie robią na krzywdy... Na Space Dragonie tak naprawdę narozrabiał tylko pierwszy nawigator, myślę, że jeśli nie pozabijamy się nawzajem, to może jakoś z tego wyjdziemy... Znaleźliście coś co mogło być źródłem skażenia, albo jakiegoś nietypowego promieniowania? Kerensky odbiór.

W tym czasie znalazła się już paręnaście metrów dalej na zakręcie. Niemając nawet czasu na przeanalizowanie wypowiedzi towarzyszy, tętno po raz kolejny musiało się podnieść, gdy ujrzała, co zostało z Shanceza, jego braku funkcji życiowych i uszkodzeń skafandra. Śmierć załoganta, którego przez większość czasu trzeba było znosić, była czymś niezwykle przytłaczającym i ciężkim dla Nicko, nawet będąc w takim zawodzie. Stała przez dłuższą chwilę oglądając bezradnie nową sytuacje zagrożenia.

I po cholerę trzeba było wyłazić z windy?!

Krew znowu zaczęła pulsować. Ciało, które nawet nie zdążyło odsapnąć po ostatniej traumie, wpadało na następną. Znowu goniło ją zagrożenie. Znowu trzeba było uciekać. Na domiar złego zamiast jednego wroga była ich cała gromada. Wszyscy na tyle przytomni by dzierżyć broń.

Wystarczający poziom adrenaliny rozpoczął ucieczkę, przed trupami jak i przed strachem. Rzuciła się wreszcie w drugą stronę, panicznie prawie szukając ratunku. Na tym okręcie nie było mowy o prostocie czegokolwiek. Wszystko musiało się komplikować. Nie było mowy, żeby tym razem będzie inaczej.

Nie oddalając się o wiele stanęła nagle początkowo wystraszona jeszcze bardziej. Nie miała zamiaru czekać aż padnie strzał w jej kierunku. Zaczęła od przedstawienia się.

- [i]Starszy ratownik Marija Nicolayeva okrętu badawczego SPACE DRAGON II. Pół godziny temu pojawiliśmy się tutaj po odebraniu SOS. Jesteśmy nieuzbrojeni, więc łaskawie nie celuj tym je*anym pistoletem we mnie! Kto ty?! - mówiła szybko, wyraźnie i z mocnym stanowczym akcentem.

- Jaka korporacja?! - zapytała szybko murzynka, nadal nie opuszczając broni.

- Jak to jaka?! Ta, która chce ci, kur*a, uratować, życie! Zabieraj ten je*any pistolet z mojej twarzy! - prowadziła krzykliwą dyskusję wraz z nerwowym spojrzeniem w kierunku świty Shancheza.

- Jaka korporacja!? - palec drgnął na spuście. Strzał świsnął koło ucha Nicko i trafił Sancheza prosto w głowę rozbryzgując ją na wszystkie strony. Ciało zwaliło się na ziemię, by po chwili zacząć pełznąć w ich stronę powoli i niezdarnie.

Nicko cofnęła się na krok z bardziej nerwowym wyrazem twarzy.

- OCTOPUS, kur*a, OCTOPUS! - odrzuciła starając się rozgryźć powód stawiania tego pytania jako tak bardzo ważnego.

- Szanowne panie, proponuję odejść od protokołu i wszystkich uprzejmości i SPIEPRZAĆ STAD W PODSKOKACH!!!! - wtrącił się Massimo.

- Octopus - wyraźna ulga pojawiła się na twarzy murzynki - Nie VITELL. Dobrze. Bardzo dobrze. Chodźcie za mną. Trzeba wyłączyć silniki statku. Do sterówki, załatwić tych skurczsynów, co uruchomili procedurę startu. Czy wiecie, co może się stać!

Trupy były coraz bliżej. Już prawie czuli ich "oddech" na karku.

- W sterówce są nasi towarzysze. Nikogo nie będziemy więc załatwiać jeśli o to chodzi - odezwał się ponownie Massimo.

Zbyt bliska obecność trupów spowodowała, że Nicko pozwoliła się zbliżyć do ocalałej kobiety bez większego uprzedzenia. Spojrzała na napis plakietki znajdujący się przy jej piersi.

- Lean! - krzyknęła przywołując jej nazwisko - Do h*ja! Musimy ich odciągnąć, bo nie będzie komu wyłączyć tych je*anych silników! Massimo, dołącz do tamtych i wyłączcie to!

Korytarz, w którym byli nie dawał wiele możliwości do manewrowania. Najszybsze były tylko dwie. Wycięta dziura w śluzie sterówki albo wciąż otwarte drzwi z których pojawiła się ocalałą kobieta. Sytuacja nie dawała innej możliwości jak i czasu na znalezienie czegoś lepszego. Ratowniczka nie mogła pozwolić uzbrojonej kobiecie wtargnąć do pomieszczenia w którym byli jej towarzysze. Ona nie znała ich zamiarów. Źle je interpretując mogło dojść do kolejnej tragedii, w której mógł zginąć człowiek. Nicko musiała kolejny raz ryzykować, by kogoś ratować. Musiała odciągnąć całą grupę umarlaków. Musiała zrobić to z ocalałą kobietą. Była świadoma, że było to wbrew jej woli i oczekiwaniom. Nie miała wyboru.

Skoczyła blisko wychudzonej kobiety, objęła ją w torsie i razem rzuciła się przez drzwi z których wyszła tamta. Po drugiej stronie nie liczyło się nic innego jak ich najszybsze zatrzaśnięcie.
 
Proxy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172