Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2013, 00:18   #34
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wygrali, po nieporozumieniu w kantynie można się w zasadzie było tego spodziewać. Byli oportunistami, w dodatku nie biorącymi poprawki na zaistniałe warunki. Znali doskonale ekipy Bauhausu, ich metody szkolenia, ale rozsypywali się w zetknięciu z mieszaniną z każdej korporacji. Jak pieczołowicie ułożony domek z kart pod naciskiem motyla. Najwyraźniej Weiland nie był w stanie tego znieść, ciężko było powiedzieć, czy był zbyt zaślepiony indoktrynacją korporacji, wpajaną od najmłodszych lat, czy też po prostu był tępy i ślepy na to co się wkoło niego działo. Sam wspominał o ciężkich stratach kartelu w operacjach skierowanych głównie przeciwko legionowi. Nie rozumiał najwyraźniej że to było największym problemem, brak dostosowania taktyki. Legion miał ogromne zasoby i taktykę pełną chaosu oraz niespodziewanych zwrotów. Ukochany Bauhaus Weilanda z kolei wyćwiczone odruchy. Stąd też zamknięcie wcześniej kantyny, jedynie po to, żeby uniemożliwić im oblanie zwycięstwa. Cortez skwitował to jedynie wzruszeniem ramion i wcześniejszym położeniem się spać. Już dawno nauczył się wykorzystywać na to praktycznie każdy możliwy czas. Armia miała dziwne poczucie humoru i nie obchodziło jej że ktoś był na nogach od trzydziestu sześciu godzin, zwłaszcza kiedy wyskakiwały niezapowiedziane nocne manewry wywołane wygraniem zawodów przez kogoś, kto w oczach dowódcy jednostki był warty mniej niż rozdeptany robak.

Pierwsze dźwięki alarmu wywołały u Cervantesa uśmieszek dzikiej satysfakcji. Przejrzał majora jak szklany paciorek, całkowicie pusty w środku i pozwalający z lekkim zniekształceniem zobaczyć to co leży za nim. Uśmieszek spełzł w momencie, kiedy okazało się że to nie ćwiczenia a przejście w pełną gotowość bojową i zrzut na akcję.

Mroczna harmonia, atak na miasto, nieznane siły, odnalezienie biskupa, zakaz angażowania się w walkę. Puszka niemalże zgrzytnął zębami, zdawało się że kardynał przyniósł na gwiazdkę worek prezentów a jedyne co dostała ich grupa to jakieś resztki opakowań. Po wyjściu z Sali odpraw splunął soczyście i skomentował majora.
- Palant. – Rozkazy Rustyego były jasne i sensowne, Cortez nie mógł jednak się puścić na miasto bez czegoś gorącego w łapie. Uzupełnił ekwipunek o ciężki pancerz, wybrał żółwia mimo ciężaru, Gehennę, Punishera, zapas amunicji jak na wojnę a nie krótki wypad po biskupa i zapas pakietów żywieniowych na trzy dni. Tym razem wybrał S-2 z kawą i mlekiem skondensowanym jako pewnymi elementami. Granaty miał w siatkownicy na biodrach. Upewnił się żeby znajdowały się wśród nich przynajmniej dwa zapalające.

Wyszczerzył się szeroko, kiedy zobaczył spojrzenia rzucane mu przez niektórych towarzyszy z jednostki, co poniektórzy zwyczajnie pukali się w czoło widząc jak Cervantes truchta w kierunku ważki. Nie ruszało go to, uwielbiał kiedy wszystko wokół niego wybuchało lub płonęło, kluczowym słowem było wokół. Sam wolał pozostawać bezpieczny i w jednym kawałku. Zwłaszcza jeśli mieli dostarczyć biskupa żywego.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline