Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2013, 01:25   #14
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Trax, Ruka, Gregor

- Żałosne... - wymruczał Gregor - Jeśli byłaby pani łaska polecić swoim podwładnym zaprzestanie celowania do jednego z najwyższych rangą przedstawicieli Inkwizycji w sektorze, byłbym zobowiązany. Gubernator może wywinąć się od zarzutów herezji, w pani przypadku jest to wątpliwe. - spojrzał jeszcze raz na Ardora i pokręcił głową - Żałosne. Przestaję was kontrolować na pięć minut, i siły lojastyczne zaczynają się masakrować na wzajem z moimi podwładnymi. - prychnął z irytacją. Głód powoli zaczynał mu się dawać we znaki, ale to musiało być załatwione raz na zawsze. - Od teraz to się kończy. Żadnych samowolek, żadnych błędów. Nie będę tolerować więcej niekompetencji.
- Mm-my... - urwała dziewczyna, w szoku pod wpływem słów komisarza. Wyglądała na wstrząśniętą i na skraju czegoś pomiędzy wpadnięciem w szał a usiąścia gdzie stała i rozszlochania się w rozstrzęsieniu. Senator posłał Gregorowi spokojne, stonowane spojrzenie będące tożsame z pytaniem w rodzaju “Naprawdę?” po czym zwrócił się do porucznik.
- Może sytuacja nie będzie aż tak drastyczna, spokojnie... ale prawdą jest, że ten tutaj Anioł jest sługą inkwizycji, o którego obecności was niepoinformowano, wszak normalnym jest, że Inkwizycja nie informuje o swoich działaniach i właśnie tutaj wysłała go by zbadał sprawę Arbites... zaś... - przerwał na chwilę, improwizując fałszywą wersję wydarzeń - Wasz cel... obawiam się, że był w innej fortecy Arbites i zbiegł. To znaczy, w zamieszaniu walki, zwłaszcza gdy zaraportowaliście że Astarte Chaosu jest tutaj, prawda? Czy któryś z was może coś zrobić, albo wyjaśnić sytuację? - ostatnie słowa skierował do Boryi i Jonatana.
Gregor spojrzał spokojnie na panią porucznik. Westchnął delikatnie.
- Pani porucznik Sonyan... - powiedział już spokojnym głosem - Wcześniej powiedziałem wiele ostrych słów w pani kierunku. - położył jej dłoń na ramieniu - Dołożę wszelkich starań by nie zostały wam postawione zarzuty za to co się tutaj stało. Wykazaliście się czujnością i kompetencją godną oficera Gwardii. Nie ponosicie winy za błędy swoich przełożonych. - rzucił wzrokiem na senatora, który najwyraźniej próbował wybielić rolę wyższego dowództwa w całej sprawie. Postanowił na razie grać wraz z nim. W końcu, on znał prawdę, a w końcu, to liczyło się najbardziej. - Teraz, są dwie ważne sprawy o których musicie wiedzieć, poruczniku. Na tym świecie ukrywa się obecnie dwójka niezwykle niebezpiecznych sług arcynieprzyjaciela. - patrzył na nią uważnie. Człowiek nie zostawał Lordem Komisariatu bez zdolności przekonywania i manipulowania ludźmi - Inkwizycja jest przekonana że to oni stoją za tą dezinformacją. Jest wysoce prawdopodobne że postanowili oni użyć waszych ludzi do eliminacji największego zagrożenia które stało naprzeciw nich, czyli czcigodnego brata Ardora. - wskazał na leżącego w pobliżu Astarte - jego twarz przybrała twardy wyraz, który miał uosabiać determinację - Jednakże, to nie wszystko. Na terenie tej fortecy znajdował się jeszcze jeden sługa Inkwizycji. Kapitan Sihas Blint, z Elizjańskich Formacji Powietrzno-Desantowych. Jest on głównym planującym, odpowiedzialnym za przygotowanie planów akcji bojowych na potrzeby tej komórki Inkwizycji. Jego śmierć jest nieakceptowalna. - jego głos miał przekonać porucznik do współdziałania - Potrzebuję pani pomocy, poruczniku. Musimy odnaleźć tego człowieka i nie dopuścić by plany arcynieprzyjaciela zaowocowały jego zwycięstwem. Pani współpraca będzie nieoceniona. - to akurat było prawdą. Bez pomocy obecnych tu żołnierzy sił ochrony planetarnej, było wysoce prawdopodobne że znajdą Blinta martwego. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego charakter.
-T-tak jest! Oczywiście! - porucznik zebrała się w sobie na ile to możliwe i na tyle szybko na ile to fizycznie możliwe. Natychmiast wezwała operatora vox-radiostacji.
- Przekaż wszystkim jednostkom, że poszukujemy Elizjańskiego oficera, z sił specjalnych. Potwierdzenie napotkania i czy żyje!
Dwudziestoletni najwyżej żołnierz, równie osmalony, o poszarpanym mundurze, zwęglonym naskórku na połowie twarzy i zabandażowanej głowie natychmiast zaczął rzeczowo przepytywać kolejne oddziały, razem z okrętami. W pewnym momencie zwrócił się do lorda komisarza:
- Oddział sił specjalnych melduje, że w twierdzy napotkali wychodzącego z ostatniego nieoczyszczonego pomieszczenia, podziemnego centrum dowodzenia żołnierza w ich mundurze. Wzięli ich za ocalałego z jednostki rekonesansu, która tam się udała. Zabił sześciu z dziesięciu weteranów.
- To prawdopodobnie człowiek generała Childana. Zaproponował on że udzieli nam pomocy kilku weterenów ze swoich sił. - westchnął - Jeśli to możliwe, chciałbym aby został on wzięty żywcem. - potarł w zamyśleniu brodę - Posiadacie może jakiś system nagłaśniający który umożliwiłby mi zostanie usłaszanym na całym terenie? Mógłbym wydać rozkazy, i w końcu zakończyć to szaleństwo.
Porucznik wtenczas podeszła do Ardora, któremu inni żołnierze pomogli już wstać i padła krzyżem pokutnie na metalowe podłoże przystani. Jej podkomendni obserwowali to, ale z twarzy niedoświadczonych a poddanych teraz zbyt wielu bodźcom i źródłom szoku żołnierzy nie dało się odczytać niczego składnego czy pewnego.
- Błagam Cię o wybaczenie, Aniele. - wyszeptała twarzą do podłoża - Powiedz jaka kara powinna mnie spotkać za podniesienie ostrza przeciw Tobie, a dopełnię pokuty.
Dotychczas milczący paladyn popatrzył na kobietę.
-Wstawaj z tej podłogi, tylko wykonywałaś rozkazy, nie zamierzam nikogo za to karać. Za To nowa zbroja byłaby miła.- Powiedział Ardor z lekkim uśmiechem, głosem przywodzącym na myśl starego, miłego dziadka.

Blint

Blint bardzo próbował, aby nie widać było po nim żadnych oznak zdenerwowania. Był to pojedynek dwóch oficerów i nie mógł ustąpić.
Zaśmiał się spokojnie.
- Ja mam się poddać? Twój statek należy już do nas - Spojrzał kapitanowi w oczy - Nie zastanawiało cię dlaczego całe natarcie szło tak sprawnie? Taki był plan od samego początku. W tej chwili większość twoich ludzi prowadzi natarcie w twierdzy, a tutaj, na ich tyłach, po twoim statku. poruszają się oddziały arbites. Znakomicie wyszokolone, znakomicie uzbrojone. Wybacz kapitanie, ale w tej grze to nie ty rozdajesz karty. Poza tym - słyszałem twoje rozkazy - Uśmiechnął się.
Wydawało się, że kapitanowi idzie o wiele łatwiej zatuszowanie oznak zdenerwowania. Patrzył uważnie na Blinta, jakby analizując każdy jego ruch, nie pozwalając sobie na odwrócenie uwagi choćby na moment.
- Liczy się dla nas dwóch tu i teraz. - odezwał się twardo kapitan - Jeżeli jesteś tak bardzo przekonany o zwycięstwie twoich... czemu się opierasz? W końcu słyszałeś moje rozkazy, prawda?
Blint spojrzał hardo na swojego rozmówcę.
- Daję ci prosty wybór... Życie twoich ludzi, za życie innych.
- A co niby ty możesz zrobić, aby zachować życie moich ludzi? - zapytał z powątpiewaniem kapitan.
- Tu nie chodzi o to czy ja mogę je zachować. Arbites tylko czekają, aby je odebrać. Pomyśl sobie, że jeżeli ja dostałem się tutaj bez większych problemów, to czy oni będą mieli jakikolwiek problem, żeby dostać się na przykład do maszynowni...
- Spędziłem trochę czasu na tej jednostce synu. Słyszałem co się tam dzieje. - skinął głową w stronę vox-radiostacji mostka, nie odrywając spojrzenia od komandosa. - Myślę, że blefujesz, nie rozumiem tylko, co chcesz osiągnąć. Moi chłopcy nie oddadzą statku bez walki a co do arbites mamy rozkazy, ale gdybyś TY się z nimi skontaktował i sprawił że się poddadzą... - podkreślił kwestię, zdradzając, że nie sprzeciwi się swoim rozkazom, a wedle tych arbites w ten czy inny sposób byli już martwi - Może uda się załatwić wszystkie pozostałe kwestie bezboleśnie.
- Bezboleśnie? To będzie bardzo bolało... Uwierz - Spojrzał hardo na kapitana - Zdajesz sobie sprawę na kogo właśnie podnieśliście rękę? Jestem oficerem inkwizycyjnych oddziałów, a tam w twierdzy znajduje się Paladyn... Nawet nie wiesz w jakie gówno kazałeś wdepnąć swoim ludziom i nawet jeśli przeżyją, to uwierz mi - lepiej, żeby ich ciała spoczęły dzisiaj na dnie. Nikogo nie obchodzi, że ty wypełniałeś czyjeś rozkazy, ważne jest to, że ty wydałeś swoje i teraz ty i twoja załoga walczycie po złej stronie. Na twoim miejscu wolałbym podpaść swoim przełożonym, niż zdać się na gniew Inkwizycji. Czy kiedykolwiek słyszałeś o karach dla osób, które w jakiś sposób weszły z nią w konflikt? Raczej wątpię, bo słuch o takich ludziach ginie nad wyraz szybko, więc daje ci prosty wybór. Albo ty i twoja załoga pomoże mi i moim ludziom, albo do końca życia będziesz gnił w ciemnej celi albo uciekał i ukrywał się gdzieś w przestrzeni kosmicznej jako anonimowy renegat. Dla pocieszenia powiem ci, że Inkwizycja nie patrzy na stopnie, dla nas wszyscy ludzie są tak samo winni w oczach Imperatora...
Blef Blinta był zaskakująco dobrze wymierzony. Mężczyzna wyglądał na przestraszonego, choć nie ślepo przerażonego, ale i tak było to trudne i kapitan zawdzięczał perlące się kople potu na czole kapitana i lekkie drżenie jego zbrojnej ręki wyłącznie doskonale dobranym słowom. Brakowało jednak do pełnego sukcesu czegoś jeszcze, jeszcze odrobiny.
- UDOWODNIJ! Udowodnij, że jesteś sługą Świętego Oficjum, a nie zdrajcą wycierającym sobie kłamstwa Świętą Strażą! Udowodnij, albo Cię zabiję! - jak gdyby dla podkreślenia wyciągnął nieco rękę z bronią, celując w niechronione żadnym pancerzem serce Sihasa.
Kapitan westchnął i powoli sięgnął do łańcuszka podarowanego mu przez Inkwizytor podczas jego ‘promocji’.
- Sądzę, że poznajesz ten znak?
Starszy z dwóch kapitanów nerwowo skinął głową.
- Czego chcesz? - zapytał, odkładając pistolet na konsolę przy której stał.
Blint spojrzał zdecydowanie na swojego towarzysza.
- Rozkaż swoim ludziom rozpocząć ostrzał do dwóch innych statków.
- Nie. - odpowiedział krótko i stanowczo kapitan. Spojrzenie świadczyło o ostateczności tej prostej i szybko podjętej decyzji, bez względu na konsekwencje.
Blint błyskawicznie podniósł swoją broń i strzelił w stronę wrogiego kapitana. Pocisk przebił pierś wrogiego dowódcy, spryskując krwią twarz starszego mężczyzny. Strumyk krwi pociekł z ust oficera, który jeszcze nie martwy sięgnął po swój odłożony pistolet jak gdyby sięgał po słuchawkę poprosić kogoś z mesy o przyniesienie kawy na mostek, po czym kolejny, konieczny pocisk którego wystrzelenie było głęboko wgrane w odruchy elizjańskiego kapitana rozerwał mu bok szyi, a krew trysnęła na pionowy, przezroczysty taktyczny ekran obok. Tym razem było widać efekt, dowódca upadł natychmiast na ziemię, wpatrzony pustym wzrokiem w buty kapitana, pistolet spadł obok strącony jego ręką. Krew się sączyła i gdyby znajdowała się tutaj grupa z oficio Medicae, może można by go odratować, ale w obecnej sytuacji równie dobrze był już teraz martwy.

Sihas Blint został sam na mostku, w cichym szumie maszynowni statku.
 
-2- jest offline