Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2013, 13:57   #12
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD jakby zapadł się w sobie, obrzucony ciężarem monologu. Dla Mary wszystko było takie proste. Wampirzyca - analizując jeden dzień jego postępowania - nie zawahała się przed wyciągnięciem zdecydowanych wniosków. Ashford nie przypuszczał, by miała pełne prawo do sądzenia jego "podwójnej" moralności, i wątpił, czy w ogóle przyszło jej do głowy, że przyssanie się do tej dziewczyny nie było w pełni świadomą decyzją. Mary rzuciła do rąk mu - wampirowi z dwutygodniowym stażem - krwawiącą dziewczynę, i dziwiła się, że nie postąpił idealnie. Wiedziała, że miał problemy z samokontrolą - to okazało się już tuż po przeistoczeniu - i uznała, że czternaście dni włóczęgi z nią zmieni go o sto osiemdziesiąt stopni. Wampirzyca z dużą swobodą mówiła o małostkowości i egoizmie, ale nie potrafiła zrozumieć, że po przelaniu krwi niewinnej osoby - nie potrafił drugi raz zabić. Nie w odstępie kilkunastu minut. A chciał - dlatego podniósł z ziemi kołek. Wtedy jeszcze wierzył, że to kompetentne narzędzie mordu. Ale chcieć, a móc to różnica. Nie potrafił zmusić się do drugiej zbrodni - bez względu na to jakim snajper był grzesznikiem - a własna niemoc była czymś, na co JD nie miał wpływu. Bo dla Mary morderstwo równało się morderstwu. Morderstwo, do którego popchnęło nieopanowanie było równe wyrachowanemu zabójstwu dopiero co oskalpowanego mężczyzny.

Dla Mary idealny potomek to taki, który tuż po przeistoczeniu nie zastanawia się nad swoim nowym stanem, nie ma dylematów moralnych, nie odkrywa nowych możliwości, jakie niosą ze sobą Dyscypliny, nie dziwi się nowemu połyskowi, zauważalnemu przy tętnicach śmiertelników - do których do niedawna należał, nie kontempluje, w jaki sposób jego "nowe ciało" reaguje na każdy bodziec, choćby najbardziej zwyczajny. Dla Mary idealny potomek to taki, który już w przeciągu pierwszych dwóch tygodni wypytuje się o śmiertelne życie swojego stworzyciela. JD starał się zachowywać dyskrecję, nie naciskał, jeżeli ktoś sam nie chciał się dzielić swoimi prywatnymi sprawami. Tyle nauczyły go kontakty z szeregiem ludzi o nieciekawej przeszłości, którzy przyszli wprost do jego domu, szukając pocieszenia. Często wystarczyło zadać jedno niewłaściwe pytanie, i w ich oczach zamieniał się w gwałcącego prywatność intruza, choć to oni mieszkali w jego prywatnej posiadłości. Jednak dla wampirzycy to, że nie okazał wścibskości, oznaczało po prostu kolejną skazę na charakterze.

JD nie skarżył się na ból, który mu zadano. Gwoździe w przegubach nie przestawały - choćby na sekundę - nieludzko palić. Jednak nie rzucił ani jednej uwagi, nie poprosił, by zabrano krzyż, na którym wisiał. A tak - cholernie o tym marzył. Mary natomiast powiedziała "Skrzywdziłam Cię? Ale żyjesz", po czym sama zaczęła wymieniać całe zło, jakiego doświadczyła - tak jakby naprawdę interesowało to Ashforda, którego narzędzie tortur - wciąż sprawne - powoli spychało na skraj szaleństwa. Ostatkiem sił woli JD nie wypowiadał ani słowa - jakby był niewrażliwą na ból maszyną - a Mary i tak zachowywała się tak, jakby przyleciał do niej z wrzaskiem, płacząc z powodu - bagatela - rozwalenia klatki piersiowej i przybicia do krzyża.

JD nie potrafił odmówić krwi niewinnej kobiety, gdy pragnienie nie doskwierało tak bardzo. Jednakże chwilę temu - gdy umierał z głodu - nie napił się z kielicha Vykosa. Czy Mary to zdziwiło? Czy zapytała się go, skąd wziął niezbędną siłę i zapanował nad sobą? Jej to nie interesowało. Jedyne, na co zwracała uwagę to to, że jej nie posłuchał. Nie potrafiła tego znieść i dopuścić myśli, że może nie miała racji. Nazywała go egoistą - może to i prawda - lecz sama była jeszcze większym. Gotów był zaryzykować całe swoje życie, by Matce udało się uciec. Chyba nie próbowała mu wmówić, że we dwoje mieli większe szanse? Że jego obecność przy niej zwiększyłaby prawdopodobieństwo, by szybciej opuściła miasto? Dzięki jemu ludzie Vykosa rozdzieliliby się, poza tym nie spowalniałby Matki, która sama mniej rzucałaby się w oczy. Czy przewidział możliwość, że go złapią? Oczywiście! Jednak pełen skruchy po morderstwie dziewczyny postanowił choć trochę odpokutować - dając drugą szansę snajperowi i zwiększając mobilność Matki. Gdy już go złapano, nawet na chwilę nie pomyślał, by ją wydać. A mógł - i było to niezwykle kuszące - o co postarał się Cook. Wciąż ją chronił, choć zagrożono mu trwałym kalectwem - i choć JD robił dobrą minę do złej gry, próbując ładnie racjonalizować - naprawdę nie chciał by wyrządzono mu to, co najboleśniejsze dla mężczyzny. Jednak nie zgiął się i dalej chronił kobietę, którą znał jedynie dwa tygodnie. Tą samą, która zabiła Cassie - potwora, lecz wciąż… to była Cassie. Ashford nie zgiął się i za całą gotowość do poświęceń w nagrodę otrzymał miano egoisty. I "zbuntowanego nastolatka" - bo dla Matki jedynie "zbuntowani nastolatkowie" odmawiali popełnienia morderstwa.

JD wiele z tego mógłby powiedzieć - nie wszystko, bo krzyż za jego plecami plątał wypowiadane słowa. Uznał jednak, że nie warto. Mary już wyrobiła sobie o nim zdanie i zmienianie go rozmową… to nie mogło być możliwe. Najprawdopodobniej jedynie bardziej by ją rozgniewał i wampirzyca doszłaby do wniosku, że należy go zabić - w tej chwili JD nie wątpił, że nie miałaby z tym najmniejszych problemów. Perspektywa odesłania do domu była bardziej kusząca.

Czy powinien walczyć z nią? Błagać i prosić, by pozwoliła mu zostać? Do czego byłby jej teraz potrzebny? By miała "na kogo i na czyjego Boga srać". JD poczuł… obrzydzenie do niej. Mary myślała, że jest "fajna", bo nosi niepasujące do sukienki glany i pali elektronicznego papierosa. Lecz prawdziwa "fajność" polegała na słowach i czynach - a tego jej brakowało. Mary klasyfikowała, szufladkowało, bezlitośnie oceniała i drwiła - z jego i jego wiary. Uważała ją za jakiś element, który wcześniej podnosił jego wartość, lecz teraz był niewygodny. Czyli JD miał po prostu go usunąć? Porzucić?

- Mam tylko dwie porady na przyszłość - zaczął. Zmęczenie przebijało się przez jego głos. - Vykos chciał wiedzy na twój temat, ale jednocześnie zauroczył cię. Dlaczego miałabyś mu wszystkiego nie powiedzieć? To pierwsze zaalarmowało mnie, że coś jest nie tak. Myślałem, że złapał nie ciebie, lecz wytworzył iluzję. Jeżeli waszym celem było przetestowanie mojej wierności, to wynik byłby bardziej obiektywny, gdybym od początku do końca wierzył, że jesteś sobą. Więc gdy będziecie testować kolejnego… rekruta, a on nieszczęśliwie nie zabije odpowiednika snajpera, jak ja… Miejcie to na uwadze - dokończył. - Druga porada - jeżeli chcecie zadać ból nie tylko snajperskim strzałem, lecz… telekinetyczną burzą, to postarajcie się by ten, kto ją wywołał, był bardziej utalentowany. Wokół mnie wszystko fruwało - oprócz mnie.
 
Ombrose jest offline