Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-07-2013, 13:36   #11
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

- To chyba tyle.
– rzekł Vykos, odsuwając się od Mary, która nagle przestała wyglądać jak zauroczona. Kobieta roztarła kark, po czym przysiadła na stosie starych skrzyń. Niespiesznie sięgnęła do kieszeni po srebrną, zdobioną papierośnicę i wyjęła z niej papierosa. Odpaliła go zapalniczką, która również wyglądała na ekskluzywną. Zaciągnęła się i dopiero kiedy dym opuścił jej płuca, spojrzała na JD. Uśmiechała się do potomka tym swoim uśmiechem.

- Podsumujmy. – odezwał się potwór – Wolisz być dobrym czy złym gliną?
- Złym
– odpowiedziała Krwawa Mary, ponownie zaciągając się papierosem.

- Ok, to zaczynasz. Ja się muszę pozbyć tego gówna. – to rzekłszy Vykos zrzucił z siebie z niemałym obrzydzeniem ciężki frak, przy okazji zamieniając się… w całkiem zgrabną przedstawicielkę płci piękniejszej.


- Przede wszystkim, podstawowy zarzut – złamanie maskarady.Mary patrzyła na JD, marszcząc brwi - Zabicie śmiertelnika. Zabiłeś tą dziewczynę w kawiarni, chłopcze i co gorsza – nie polizałeś jej rany. Gdyby to się zdarzyło w trakcie akcji, w kostnicy już by się zastanawiali co to za dziwne ślady na szyi.
- Tu ciężko mi stanąć w obronie
– przyznała po chwili druga kobieta męskim głosem – To podstawowa zasada – nie zabijamy śmiertelnych. Nawet umierających. – chwila ciszy, po czym dodała – A jeśli już to robimy, to zacieramy ślady. Na plus mogę powiedzieć tylko, że młody zreflektował się w przypadku Sabatnika…
- … Co było bez sensu.
– dokończyła ostro Krwawa MaryZignorowanie polecenia rodzica jest czymś niewybaczalnym. Totalny brak szacunku, czyli…
- … Czyli całkiem jak mamusia.
– tym razem wtrąciła druga kobieta, posyłając Mary znaczące spojrzenie. – On nie ma przy kim nauczyć się karności.
- Ale jest związany ze mną obietnicą do cholery. 5 jebanych lat służby! Służby, a nie kurwa partnerstwa!
- Był lojalny wobec Ciebie. I nie chciał Cię obarczać swoim wyborem.
- No i co z tego? Przez to mogliśmy oboje zginąć. To ja mówię, kiedy się rozdzielamy a kiedy idziemy razem. Smarkacz uważa, że wie lepiej choć nigdy nie pracował w terenie. A ja ile już zajmuję się tym gównem? Przez taką samowolkę w końcu gówniarz zginie… i zabierze ze sobą nas wszystkich.
- Ale jak już wpadł, to musisz sama przyznać, że był dzielny. Niczego nie wygadał. A na dodatek opanował Bestię.
- Taaa opanował Bestię…
– w oczach Mary pojawiło się coś na kształt cienia szacunku. Paląc papierosa, powoli zlustrowała JD, jakby dopiero teraz dostrzegła jego nagość. Znów się uśmiechnęła.

Na początku JD uznał, że to kolejny trik Vykosa. Dziwna sztuczka, która miała przynieść rezultaty - choć Brujah nie wiedział jakie, ani w jaki sposób. Dopiero wtedy, gdy rozwinęła się rozmowa pomiędzy stojącą przed nim dwójką, Ashford zrozumiał. Zwiesił głowę - częściowo z powodu bólu tętniącego w przebitym gwoździami ciele, częściowo z powodu… przepełniających go uczuć. Gniewu, żalu, irytacji. Nie potrafił uwierzyć, że to wszystko było jedynie przedstawieniem. Urządzoną z niepotrzebnym przepychem maskaradą, przez którą tyle osób ucierpiało. Ashford mógł jeszcze przeboleć, że zabawiono się z nim. Ale z całą resztą…?

- Było warto? - zapytał, lekko podnosząc głowę. Nie potrafił spojrzeć im w oczy. Vykosa mógł znieść, tkwiło w nim zło wcielone, do którego tak łatwo się ustosunkował. Lecz Matka i jej przyjaciółka…? Myślał, że stoją po właściwej stronie barykady. Tak bardzo się pomylił. - Wasz snajper postrzelił tę zupełnie niewinną dziewczynę. Ja… pomogłem jej umrzeć, lecz ta śmierć… to i tak była kwestia minut. Gratulacje, zorganizowaliście cholernie realistyczne przedstawienie, lecz jakim kosztem? - zapytał.

Wypowiadał słowo po słowie tym samym tonem. Monotonna artykulacja, szczątkowa dynamika. JD doszedł do posępnego wniosku, że Kainici - choć byli od niego co najmniej kilka lat starsi - zachowali się jak rozwydrzone dzieci z bezwzględnymi zachciankami. Lub jak - co gorsze - aroganci, którzy bez skrupułów zabawili się w Boga. Strzały w samym centrum miasta tak łatwo mogły zaowocować ogłoszeniem ataku terrorystycznego i zablokowaniem lotnisk. Bestialskie skalpowanie na rogu jednej z uliczek… to mogło zakończyć się źle na tyle różnych sposobów. Co zrobiłaby Mary, gdyby stróżowie nocni - lub choćby przypadkowi turyści - natknęli się na to?

- Dlaczego akurat Wenecja, z wszystkich możliwych miast? - dodał. - I co na to miejscowa Rodzina?

Czyżby stojąca przed nim dwójka naprawdę dysponowała immunitetem wystarczającym, by wystawić taki spektakl? Pod wpływem jego wzroku nieznajoma zachichotała, tymczasem Mary zeskoczyła ze skrzyni i podeszła do JD. Stojąc teraz naprzeciw niego, paliła papierosa, którego żar... irracjonalnie niepokoił mężczyznę.

- Ty ciągle nie rozumiesz, prawda? - zapytała nadzwyczaj spokojnie - Myślisz, że udałoby nam się ukrywać istnienie wampirów i innych nadnaturali, gdybyśmy nie mieli wpływu na jakąkolwiek ludzką organizację? CIA, FBI, SWZR, ONZ, nawet Czerwony Krzyż... wszędzie są przedstawiciele Camarilli. Nasza organizacja stoi ponad ludzkimi i wiesz co? My jesteśmy jej tajnymi służbami. Próbowałeś kiedyś dowiedzieć się o moim ludzkim życiu czy byłeś zajęty wyłącznie sobą? Cóż, jeśli nawet chciałbyś, gwarantuję Ci, że moje prawdziwe nazwisko zostało wymazane ze wszystkich dostępnych Ci źródeł. Tymczasem ja jestem tylko Archontem, wciąż mam nad sobą Egzekutora, czyli obecnego tu Robina. - wskazała piękność, która zamachała radośnie w odpowiedzi - Tak, to facet. W dodatku Nosferatu. Przy czym niewiele osób wie już, jak wygląda naprawdę. Pamiętasz naszą pierwszą wycieczkę do Pragi? Przyglądał Ci się, oceniał Cię i to on wybrał dla Ciebie zadanie. Księżna Wenecji nie miała wiele do gadania. Egzekutor odpowiada tylko przed najwyższymi - Radą Camarilli. Rozumiesz już? Całe to miasto zostało przygotowane na test dla Ciebie, a Ty... zjebałeś. Jesteś tak bardzo skupiony na swoim ludzkim bólu, że nie umiesz wyjść poza niego. Skrzywdziłam Cię? Ale żyjesz. Widzisz, ja nie pamiętam już ile razy mnie postrzelono... na pewno 11 razy próbowano mnie torturować, raz wbito mnie nawet na pal, cztery razy przebito mi czymś szyję, 8 razy klatkę piersiową, 2 razy byłam zakołkowana, raz zmiażdżono mi rękę i raz odrąbano nogę. A jednak stoję tu przed Tobą cała i zdrowa. Człowiek, którym byłeś, umarł, JD. Myśląc dawnymi kategoriami, sam się ograniczasz. Jesteś małostkowy i egoistyczny, a to co miałam za Twoją dobrą cechę - Twoja wiara - stanowi tylko fortel dla podwójnej moralności. Chciałeś ocalić wampira, który zabijał śmiertelników! Jak myślisz, ilu ten snajper zabił ludzi wcześniej? Ile zabił wampirów, które działały w imię symbiozy ze śmiertelnymi? Tymczasem Ty zamordowałeś zupełnie niewinną dziewczynę. Dziewczynę, którą pewnie byśmy ocalili, podając jej wampirzą vitaę... Myślisz, że kto był w tych karetkach i radiowozach, jakie zaraz się zjechały? Poza tą dziewczyna nie odnotowano ofiar śmiertelnych, zgadnij czemu? Ty sam zresztą mogłeś ocalić ją, podając jej odrobinę własnej krwi, a jednak poddałeś się instynktowi i nawet nie zatuszowałeś śladów. Czy wbijając kły, pomyślałeś o jej rodzicach? Młodszej siostrze? O chłopaku i koleżankach, którzy zorganizowali teraz żałobę w szkole, do której ta dziewczyna chodziła? Nie, znalazłeś wygodne tłumaczenie, że dziewczyna i tak umrze. Skąd niby taka pewność? Gdybyś zrobił to, co Ci mówiłam i ruszył w pościg, natychmiast dziewczyną zajęliby się nasi i zrobiliby wszystko, by ją ocalić. Ty jednak nie możesz po prostu posłuchać, nie? Gówno wiesz o tym świecie, a podejmujesz decyzje na ślepo jak zbuntowany nastolatek. Złe decyzje, JD. To Ty odebrałeś tej dziewczynie to, co miała najcenniejsze - życie i nadzieję. Jeśli takich wyborów każe dokonywać Ci Twój Bóg, to ja sram na Ciebie i na niego. Odsyłam Cię do domu!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-07-2013, 13:57   #12
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD jakby zapadł się w sobie, obrzucony ciężarem monologu. Dla Mary wszystko było takie proste. Wampirzyca - analizując jeden dzień jego postępowania - nie zawahała się przed wyciągnięciem zdecydowanych wniosków. Ashford nie przypuszczał, by miała pełne prawo do sądzenia jego "podwójnej" moralności, i wątpił, czy w ogóle przyszło jej do głowy, że przyssanie się do tej dziewczyny nie było w pełni świadomą decyzją. Mary rzuciła do rąk mu - wampirowi z dwutygodniowym stażem - krwawiącą dziewczynę, i dziwiła się, że nie postąpił idealnie. Wiedziała, że miał problemy z samokontrolą - to okazało się już tuż po przeistoczeniu - i uznała, że czternaście dni włóczęgi z nią zmieni go o sto osiemdziesiąt stopni. Wampirzyca z dużą swobodą mówiła o małostkowości i egoizmie, ale nie potrafiła zrozumieć, że po przelaniu krwi niewinnej osoby - nie potrafił drugi raz zabić. Nie w odstępie kilkunastu minut. A chciał - dlatego podniósł z ziemi kołek. Wtedy jeszcze wierzył, że to kompetentne narzędzie mordu. Ale chcieć, a móc to różnica. Nie potrafił zmusić się do drugiej zbrodni - bez względu na to jakim snajper był grzesznikiem - a własna niemoc była czymś, na co JD nie miał wpływu. Bo dla Mary morderstwo równało się morderstwu. Morderstwo, do którego popchnęło nieopanowanie było równe wyrachowanemu zabójstwu dopiero co oskalpowanego mężczyzny.

Dla Mary idealny potomek to taki, który tuż po przeistoczeniu nie zastanawia się nad swoim nowym stanem, nie ma dylematów moralnych, nie odkrywa nowych możliwości, jakie niosą ze sobą Dyscypliny, nie dziwi się nowemu połyskowi, zauważalnemu przy tętnicach śmiertelników - do których do niedawna należał, nie kontempluje, w jaki sposób jego "nowe ciało" reaguje na każdy bodziec, choćby najbardziej zwyczajny. Dla Mary idealny potomek to taki, który już w przeciągu pierwszych dwóch tygodni wypytuje się o śmiertelne życie swojego stworzyciela. JD starał się zachowywać dyskrecję, nie naciskał, jeżeli ktoś sam nie chciał się dzielić swoimi prywatnymi sprawami. Tyle nauczyły go kontakty z szeregiem ludzi o nieciekawej przeszłości, którzy przyszli wprost do jego domu, szukając pocieszenia. Często wystarczyło zadać jedno niewłaściwe pytanie, i w ich oczach zamieniał się w gwałcącego prywatność intruza, choć to oni mieszkali w jego prywatnej posiadłości. Jednak dla wampirzycy to, że nie okazał wścibskości, oznaczało po prostu kolejną skazę na charakterze.

JD nie skarżył się na ból, który mu zadano. Gwoździe w przegubach nie przestawały - choćby na sekundę - nieludzko palić. Jednak nie rzucił ani jednej uwagi, nie poprosił, by zabrano krzyż, na którym wisiał. A tak - cholernie o tym marzył. Mary natomiast powiedziała "Skrzywdziłam Cię? Ale żyjesz", po czym sama zaczęła wymieniać całe zło, jakiego doświadczyła - tak jakby naprawdę interesowało to Ashforda, którego narzędzie tortur - wciąż sprawne - powoli spychało na skraj szaleństwa. Ostatkiem sił woli JD nie wypowiadał ani słowa - jakby był niewrażliwą na ból maszyną - a Mary i tak zachowywała się tak, jakby przyleciał do niej z wrzaskiem, płacząc z powodu - bagatela - rozwalenia klatki piersiowej i przybicia do krzyża.

JD nie potrafił odmówić krwi niewinnej kobiety, gdy pragnienie nie doskwierało tak bardzo. Jednakże chwilę temu - gdy umierał z głodu - nie napił się z kielicha Vykosa. Czy Mary to zdziwiło? Czy zapytała się go, skąd wziął niezbędną siłę i zapanował nad sobą? Jej to nie interesowało. Jedyne, na co zwracała uwagę to to, że jej nie posłuchał. Nie potrafiła tego znieść i dopuścić myśli, że może nie miała racji. Nazywała go egoistą - może to i prawda - lecz sama była jeszcze większym. Gotów był zaryzykować całe swoje życie, by Matce udało się uciec. Chyba nie próbowała mu wmówić, że we dwoje mieli większe szanse? Że jego obecność przy niej zwiększyłaby prawdopodobieństwo, by szybciej opuściła miasto? Dzięki jemu ludzie Vykosa rozdzieliliby się, poza tym nie spowalniałby Matki, która sama mniej rzucałaby się w oczy. Czy przewidział możliwość, że go złapią? Oczywiście! Jednak pełen skruchy po morderstwie dziewczyny postanowił choć trochę odpokutować - dając drugą szansę snajperowi i zwiększając mobilność Matki. Gdy już go złapano, nawet na chwilę nie pomyślał, by ją wydać. A mógł - i było to niezwykle kuszące - o co postarał się Cook. Wciąż ją chronił, choć zagrożono mu trwałym kalectwem - i choć JD robił dobrą minę do złej gry, próbując ładnie racjonalizować - naprawdę nie chciał by wyrządzono mu to, co najboleśniejsze dla mężczyzny. Jednak nie zgiął się i dalej chronił kobietę, którą znał jedynie dwa tygodnie. Tą samą, która zabiła Cassie - potwora, lecz wciąż… to była Cassie. Ashford nie zgiął się i za całą gotowość do poświęceń w nagrodę otrzymał miano egoisty. I "zbuntowanego nastolatka" - bo dla Matki jedynie "zbuntowani nastolatkowie" odmawiali popełnienia morderstwa.

JD wiele z tego mógłby powiedzieć - nie wszystko, bo krzyż za jego plecami plątał wypowiadane słowa. Uznał jednak, że nie warto. Mary już wyrobiła sobie o nim zdanie i zmienianie go rozmową… to nie mogło być możliwe. Najprawdopodobniej jedynie bardziej by ją rozgniewał i wampirzyca doszłaby do wniosku, że należy go zabić - w tej chwili JD nie wątpił, że nie miałaby z tym najmniejszych problemów. Perspektywa odesłania do domu była bardziej kusząca.

Czy powinien walczyć z nią? Błagać i prosić, by pozwoliła mu zostać? Do czego byłby jej teraz potrzebny? By miała "na kogo i na czyjego Boga srać". JD poczuł… obrzydzenie do niej. Mary myślała, że jest "fajna", bo nosi niepasujące do sukienki glany i pali elektronicznego papierosa. Lecz prawdziwa "fajność" polegała na słowach i czynach - a tego jej brakowało. Mary klasyfikowała, szufladkowało, bezlitośnie oceniała i drwiła - z jego i jego wiary. Uważała ją za jakiś element, który wcześniej podnosił jego wartość, lecz teraz był niewygodny. Czyli JD miał po prostu go usunąć? Porzucić?

- Mam tylko dwie porady na przyszłość - zaczął. Zmęczenie przebijało się przez jego głos. - Vykos chciał wiedzy na twój temat, ale jednocześnie zauroczył cię. Dlaczego miałabyś mu wszystkiego nie powiedzieć? To pierwsze zaalarmowało mnie, że coś jest nie tak. Myślałem, że złapał nie ciebie, lecz wytworzył iluzję. Jeżeli waszym celem było przetestowanie mojej wierności, to wynik byłby bardziej obiektywny, gdybym od początku do końca wierzył, że jesteś sobą. Więc gdy będziecie testować kolejnego… rekruta, a on nieszczęśliwie nie zabije odpowiednika snajpera, jak ja… Miejcie to na uwadze - dokończył. - Druga porada - jeżeli chcecie zadać ból nie tylko snajperskim strzałem, lecz… telekinetyczną burzą, to postarajcie się by ten, kto ją wywołał, był bardziej utalentowany. Wokół mnie wszystko fruwało - oprócz mnie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2013, 09:05   #13
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nosferatu zachichotał, jednak Matce wyraźnie nie było do śmiechu. Całe opanowanie gdzieś zniknęło, cała jej... zmysłowość. Stanowiła teraz ognisko wielkiego, nieposkromionego gniewu.

- Ja też mam dla Ciebie radę.

Żarzący się papieros został wycelowany w pierś JD. Mężczyzna poczuł ból i zapach własnej, przypalanej tkanki.

- Radzę Ci żebyś nie zapomniał. Ona miała na imię Monica. Nigdy! Nigdy tego nie zapomnij. Twoja pierwsza ofiara miała na imię Monica.

- Wystarczy.
- głos Robina wcale nie był donośny, jednak Mary odskoczyła nerwowo. Nawet papieros wypadł jej z ręki i zgasł teraz w kałuży krwi JD.

- Mary, skończyliśmy test. Nie ma potrzeby męczyć chłopaka. Idź przygotuj torebki z krwią i każ przygotować kąpiel dla swojego potomka.

Kiedy Matka chciała coś powiedzieć, kobieta zmarszczyła lekko brwi.

- Tak. On wciąż jest Twoim potomkiem, nie zapominaj o tym. A jeśli chodzi o jego przyszłość w naszych szeregach, to ja o tym zdecyduję.

- Jasne... teraz wyjdzie, że jestem złą mamusią!


Emanując furią, Krwawa Mary ruszyła w stronę wyjścia. Nim drzwi zamkneły się za nią, wymruczała jeszcze kilka przekleństw pod nosem.

Kiedy zostali sami, Nosferatu wyciągnął klucz z kieszeni i zaczął rozkuwać Ashforda.

- Nie chowaj urazy, JD. Wiem, że ta nauka, która Cię spotkała, była bardzo bolesna i została Ci zaaplikowana metodą szokową. W normalnych warunkach młodego wampira oswaja się z nowym życiem kilka lat i poza zwykłym testem lojalności, jest on w tym czasie pod skrzydłami rodzica, który w razie czego własną głową odpowiada za jego czyny i wychowanie. W normalnych warunkach jednak taki młodziak jest neonantą i nie ma znaczenia w mieście. Często uznaje się, że nie jest godzien nawet poznać księcia miasta. Ot może sobie w nim żyć, ale ma być grzeczny. Ty... dostałeś znacznie więcej.

Kobieta przerwała na moment w chwili, gdy ciało JD osunęło się z krzyża, by złapać go i nie pozwolić upaść. Pomimo drobnej postury, uchwyt Nosferatu był pewny. Podprowadził młodego mężczyznę do skrzyni, gdzie mógł wreszcie usiąść. Po chwili też JD został okryty frakiem, który nosił wcześniej domniemany Vykos.


- Nie przejmuj się, żaden Sabatnik nie miał go na sobie - Robin uśmiechnął się - Musisz jednak wiedzieć, że prawdziwy Sascha Vykos... byłby 10... nie, 100 razy bardziej okrutny niż ja wydawałem się być. Wracając jednak do wątku. Po pierwsze, jesteś potomkiem potężnej wampirzycy. Kiedy nauczysz się rozumieć swoją nową naturę, odkryjesz, że jesteś dalece bardziej potężny niż inne dzieci. Po drugie, od razu stałeś się pomocnikiem Archonta - o to stanowisko spokrewnieni zabiegają nawet stulecia. Choć oficjalnie nie ma dekretu na temat funkcji pomocnika, możesz być pewien, że nie tylko żaden wampir w mieście, gdzie aktualnie się znajdziesz, nie będzie chciał Ci podpaść. To samo dotyczy starszyzny i księcia - tak, każdego księcia i każdej księżnej. Zobowiązani są oni wszak współpracować i pomagać w śledztwach Egzekutorów i Arrchontów, a Ty, jako reprezentant tej władzy, masz prawo rządać od nich wglądu w największe sekrety. To wielka moc, mój chłopcze, ale i wielka odpowiedzialność. Dlatego poddanie Cię testowi na kartce czy w warunkach, które wiedziałbyś, że zostały specjalnie wykreowane... nie pokazałoby mi tego, co zobaczyłem dzisiaj. I cokolwiek sobie myślisz, i cokolwiek powie Mary, ja widziałem więcej niż tylko niewykonane zadanie.

Kobieca postać wampira przysiadła obok. Jej mina była zatroskana.

- Widzę, jak bardzo podobni jesteście. Ona byłaby już Egzekutorem, gdyby ciagle nie buntowała się i nie robiła wszystkiego po swojemu. Twoja Matka ma paskudny charakter, ale wierz mi, jest najlepszym Archontem, jakiego znam. I nie chodzi tylko o powodzenia misji, nie chodzi o jej zdolności i odporność na ból... ona zawsze myśli, robi więcej niż się od niej wymaga. Jeśli to tylko możliwe, pamięta również o tych, których wcale nie musi ochraniać. Przykładowo, w Iraku, gdy natknęła się przypadkiem, sledząc jednego Assamitę, na plany ataku na zjazd NATO w Lizbonie, nie zostawiła tego jako “ludzki problem”, choć wielu Archontów tak by postąpiło. Mimo że sama ledwo spłoneła wtedy, zawinięta w bandaże poleciała do Portugalii, by ostrzec tamtejszą Rodzinę i nakierować wywiad NATO na kryjówkę terrorystów. Tak samo było z tajnymi obozami pracy w Serbii czy eksperymentami na dzieciach w Kazachstanie. Twoja Matka w przeciągu ostatniego tylko roku ocaliła kilkaset tysięcy ludzi, a zatem pół takiej Wenecji. Oczywiście, nie mówię, że jest święta. My wszyscy mamy krew niewinnych na rękach, jednakże widzisz... w tym świecie nie ma dobra i zła. Czasem trzeba wybrać po prostu mniejsze zło. Czasem też się mylimy... Jednakże lata doświadczenia zmiejszają prawdopodobieństwo pomyłki. Dlatego warto byś obserwował i uczył się, póki masz ku temu możliwość. Nie mówię Ci, żebyś nie oceniał Matki, ale spróbuj jej posłuchać. Spróbuj zaufać jej wyborowi. Masz prawo do wyrażenia wątpliwości, masz prawo kłócić się z nią i okazywać dezaprobatę, jednakże wróg tylko czeka na wasz wewnętrzny rozłam. Jeśli Ty i Mary nie będziecie w takich misjach stanowić jedności, to nawet dysponując potężniejszymi mocami, niewiele zdziałacie, szarpiąc każde w swoją stronę. Rozumiesz?


- Ona nie jest w stanie zgrać się z nikim. Ty, jako wybrany przez nią potomek, z tym właśnie zestawem zalet i wad masz szansę dokonać niemożliwego. Wasza więź jest już teraz silna. Troszczycie się o siebie oboje. Nie przesłyszałeś się - oboje. - kobieta puściła zalotne oczko - Myślisz czemu ona chce Cię odesłać do bezpiecznego domu? Gdyby naprawdę jej nie zależało, pozwoliłaby Ci robić co chcesz i zginąć na jakiejś misji w wyniku własnych wyborów. Tymczasem ona się o Ciebie naprawdę boi... to niebywałe. Dlatego chciałbym prosić cię, byś dalej jej towarzyszył. To silna kobieta, ale... tylko wsparta na silnym ramieniu może stać się naprawdę potężna. Oboje możecie.


JD czuł się aż nieswojo. Ta sama osoba, która teraz wydawała się tak sympatyczna, chwilę temu przystawiała mu ostrze do krocza. Nie mógł wyjść z podziwu dla umiejętności aktorskich Cooka. Nosferatu twierdził, że prawdziwy Vykos byłby o wiele bardziej kreatywny na polu tortur i zastraszania, lecz Ashford wierzył, że Robinowi też nic nie brakowało. Być może nawet czerpał z tego niezdrową przyjemność.


Brujah poczuł ulotny i irracjonalny żal, że to Mary go przeistoczyła, a nie obecny rozmówca. To nie było sprawiedliwe - tak łatwo demonizował Matkę… Jednak Cook zaszczepił w nim ziarenko prawdziwego szacunku oraz podziwu dla niej. I rosło z każdą sekundą.


- Mówisz, że jedynie ja mam szansę zgrać się z nią… - zaczął. - Więc dlaczego tego nie widać? - wskazał na drzwi, za którymi zniknęła Mary. - To dobry człowiek, lecz właściwie… nie wiem, czego we mnie potrzebuje. Nigdy nawet nie wspomniała, dlaczego wybrała akurat mnie. Jest tyle osób lepiej wykształconych, czy bardziej sprawnych fizycznie, którzy byliby doskonałymi sługami. Powiedziała, że nie chce partnerstwa, lecz… co to znaczy dla mnie? Mam podejmować decyzje, które uważam za złe? Mam założyć klapki na oczy i ślepo trzymać się rozkazów? Mówisz, że pasuję do niej, gdyż sprzeciwiłem się, poszedłem własną drogą - jestem więc do niej podobny. Ale ona nie chce podobieństwa. Chce żołnierza. Co czyni zgranie niemożliwym. To paradoks. Chce sługi, nie partnera, a ty mówisz o partnerstwie.

Robin roześmiał się dźwięcznie, rzec by można perliście, rozpromieniając na chwilę to ponure miejsce kaźni swoim własnym blaskiem.

- Chyba nie miałeś za wiele do czynienia z kobietami, co? One już takie są - jedno mówią, drugie myślą, a jeszcze co innego czują. Chodzące paradoksy. A Krwawa Mary pod tym względem jest naprawdę... kobieca. Mówisz, że chce żołnierza, ale nie przemieniła żołnierza. Mówisz, że chce sługi, ale nie przemieniła sługi. Swoją drogą, wiesz, ilu jest nawiedzonych okultystów, którzy nie dość, że obiecaliby ślepe posłuszeństwo w zamian za przemianę, to jeszcze dopłacili do interesu? A jednak Mary nie wybrała nikogo takiego. Wybrała Ciebie, bo prosiłem, by posłuchała intuicji. Myślę, że ona sama jeszcze nie wie, czego od Ciebie chce. Myślę, że ona sama jest tego ciekawa, kim możesz się dla niej stać.

Zawisła krótka chwila ciszy, którą JD wykorzystał na przełknięcie śliny.

- Jeżeli teraz stanę się bezwzględnie posłuszny, to nie będzie tak, jakbym wyzbył się jednej z zalet? A z drugiej strony… mówisz, że gdyby jej nie zależało, pozwoliłaby robić mi co chcę i zginąć na jakiejś misji w wyniku własnych wyborów. Jest ode mnie mądrzejsza i mogę wyrażać dezaprobatę, lecz w końcu i tak posłuchać. Więc powinienem zmienić się w robota. A jedno z drugim się wyklucza. I nie wiem co robić - rzekł nieco zbyt bezradnie. - Tak łatwo zagubić się w tym. Gdzie jest most pomiędzy zachowaniem własnej moralności, a słuchaniem rozkazów? Bo wiem, że ona nigdy nie ustąpi. I już nawet nie wiem, czy powinna.

- Nie pomogę Ci, chłopcze. Mogę najwyżej poklepać Cię po plecach. Twoja Matka jest samotnym łowcą. Jest egoistyczna, humorzasta, ale... ale jest bardziej ludzka niż niejeden z nas. Ona nigdy nie zrezygnowała z ludzkiej umiejętności odczuwania. Widzisz... większość z nas z czasem wygasza człowiecze emocje - zwykle wtedy, gdy nasi bliscy umierają ze starości, a nowe pokolenie ludzkiej rodziny wydaje się obce. Śmierć, inny sposób egzystencji, okaleczanie, morderstwa wokół... to wielki ból. I dlatego wycofujemy się, odgradzamy od naszych uczuć. Stawiamy barierę, by nie słyszeć, jak nasze dawne “ja” wyje z przerażenia. Krwawa z jakiegoś powodu wciąż przeżywa swoje emocje. I tym przeraża wielu spokrewnionych. Potężne wampiry boją sie jej, bo nie są w stanie przewidzieć jej posunięć. Widzisz, to się wiąże - im mniej emocji Tobą kieruje, tym bardziej jesteś przewidywalny. Twoja Matka tymczasem nawet dla mnie jest wielką niewiadomą...

Nagle Cook urwał, a gdy JD na niego spojrzał, mrugnął porozumiewawczo. Po chwili do piwnicy weszła Krwawa Mary. Była już spokojna, lecz gdyby wzrok mógł zabijać...

- Wszystko gotowe. - burknęła, po czym spojrzała najpierw na Robina, a potem na JD - Obrabialiście mi dupę, co?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-07-2013, 00:58   #14
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Ashford uśmiechnął się lekko do Cooka - pełen nadziei, że Mary tego nie zauważy. Domyślność wampirzycy była godna podziwu, choć natury samej rozmowy nie zrozumiała. Nosferatu nie tyle plotkował na jej temat, co ratował wizerunek. JD jeszcze przed chwilą miał fatalne zdanie na temat Matki, lecz teraz wyglądało ono zupełnie inaczej - jedynie dzięki Robinowi. Brujah nawet nie zastanawiał się, czy wampir mówił prawdę - wydawało się to oczywiste. Każde jego słowo płynęło prosto z serca, chyba że... było to serce genialnego manipulatora. Jednak JD nie potrafił podważyć szczerości, dobrych intencji i troski Cooka. Obecność starego Egzekutora wszystko zmieniała.

Niestety Ashford wciąż odczuwał niechęć do Matki. Rany, które zadała mu słowami, nie przestawały piec - a wadziły bardziej, niż dziury w nadgarstkach. Wiedziała, gdzie uderzyć, by zabolało. Monica. Imię, które wypowiedziały karminowe usta, niemiłosiernie dźwięczało w uszach Ashforda. Niczym kościelny dzwon, wzywający na pokutę. Dzwon, którego rezonans miał pozostać z Brujahem aż po kres wieczności.

Nagle JD wyprostował się jak struna. Poczuł - być może jako jedyny obecny - wagę tej chwili. Chciał wyciągnąć dłoń do Matki - bo w przeciągu ostatniego roku ocaliła kilkaset tysięcy ludzi. Bo, razem z nią, mógł ocalić ich o wiele, wiele więcej. Jeżeli Cook nie mylił się, i Ashford - niesforny syn - stanowił katalizator ewolucji Krwawej Mary w prawdziwego zbawiciela… to nie miał nic przeciwko. Więcej - pragnął tego z całego serca.

- Poczekaj… - zaczął, ignorując zarzut wampirzycy. - Oboje wiemy, ty i ja, że nie możemy się teraz rozstać. Nie porzucisz mnie, gdy jeszcze nic nie wiem o świecie - dodał, przywołując jeden z zarzutów Matki pod swoim adresem. - Mogę ci się przydać. Bez względu na to, jaka dobra jesteś, nie rozdwoisz się.

Ashford na chwilę zwątpił. Jeżeli diabeł potrafił przemienić się w atrakcyjną blondynkę, to zapewne i bilokacja mieściła się w granicach możliwości.

- Chcesz posłać tak młodego wampira do domu. Po co? By go ukarać? Żadna kara. Bo ci się nie przyda? Kłamstwo. By go chronić? Jeżeli komuś przyjdzie do głowy zaszantażować cię, to ma mnie podanego na tacy. Możesz być na mnie zła, ale jestem przekonany, że wiesz, gdzie tak naprawdę jest moje miejsce. A raczej… przy czyim boku.

Nie, żeby wizja samolotu do Bristolu nie kusiła. JD nie musiał wiele przestawiać w swoim dawnym życiu, by powrót do niego był możliwy. Bliskiej rodziny praktycznie nie miał - więc nie zauważyłaby zmian, które w nim zaszły. Nie pracował, nie uczył się - dalej pozostawałby w domu. Po pewnym czasie mógłby pożywiać się na wiernych - gdyby korzystał z odpowiednich słów i wszystko odpowiednio aranżował. Poprosiłby gosposię, aby za dnia nikt mu nie przeszkadzał. Jak by to uzasadnił? Mógł wymyślić cokolwiek. Właściwie nie musiał niczego wymyślać - tak długo, jak z konta wychodził przelew.

Czy powinien sięgać po dawne życie, które stało na wyciągnięciu ręki? Po sny w pokoju, w którym krew Cassie dopiero co skrzepła? Jako pomocnik Archonta mógł osiągnąć więcej - choć rola przewodnika duchowego też miała znaczenie. JD zastanowił się. Jak pomógł tamtym ludziom? Choć starał się, osiągnął tylko… jedną śmierć - miłej dziewczyny, która umarła z przedawkowania. Wierzył, że z Mary mógł więcej.

Wampirzyca wygląda przez chwilę tak, jakby przemowa potomka zbiła ją z tropu, szybko jednak wróciła do skwaszonej miny.

- Nie wiem, co on Ci nawkładał do łba - popatrzyła piorunująco na Robina, który uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi. - Ale skoro on już decyzje podjął, to moje zdanie na ten temat nie ma znaczenia. Tak, zostajesz ze mną. Tak, postaram się więcej Cię uczyć.

Westchnęła. Nagle wykonała szybki ruch ręką i coś z jej dłoni wyleciało w stronę JD. Wampir odruchowo złapał pakunek, który okazał się... torebką z krwią!

- Zalecz rany, żebyś nie wyglądał jak ostatnie nieszczęście. I zmykaj na górę. - mówiła Matka o dziwo bez tego charakterystycznego tonu wyższości. - Jesteśmy w podziemiach włoskiego hotelu, który mieści się w starym zameczku Napoleona, a Ty na jednej z wież masz wynajęty królewski apartament tylko dla siebie. Są tam już Twoje rzeczy. Jak wyjdziesz z piwnicy, przy drzwiach będzie czekała na Ciebie służąca. Ma na imię Bella. Możesz się nią pożywić. Ale tylko jak już będziecie w pokoju i z umiarem. Dziewczyna ma jeszcze kilka godzin do końca zmiany. I nie zapomnij o zalizaniu ugryzienia, kapiszi?

Kiedy JD miał się zbierać, Nosferatu podszedł jeszcze do niego i położył mu dłoń na ramieniu.

- Prędko się nie zobaczymy, więc życzę Ci powodzenia. Ten hotel należy do mojej przyjaciółki, dlatego wszystko co w jego ofercie, jest do naszej dyspozycji. Możesz zażyczyć sobie wszystkiego... w granicach Maskarady oczywiście. Korzystaj młody JD. Dziś w nocy nie musisz się już niczym martwić. To noc należnego Ci odpoczynku. Nie zadręczaj się. Nie dziś. Na udrękę będziesz miał jeszcze wiele lat. Bądź zdrów!


JD ogarnął się, niepewnie wygładził włosy, zaciągnął głębiej odzienie otrzymane przez Cooka, po czym zastanowił się, czy już wygląda jak człowiek. Z zadowoleniem spostrzegł, że mankiety przykrywały rany. Uśmiechnął się na wzmiankę u luksusach, po czym pożyczył wszystkiego najlepszego, pożegnał się i zniknął za wskazanymi drzwiami.

Matka na pewno oczekiwała, że wysączy krew z torebki. Uleczenie ran stanowiło wystarczającą motywację i choć na początku JD zamierzał tak uczynić, po chwili zrezygnował. Szanował, a także podziwiał wampirzycę, lecz nie znaczyło to, że jej ufał. Skoro tak długo odpędzał kołatający w podniebienie głód, to mógł wytrzymać jeszcze trochę.

Pociągnął za klamkę, zrobił krok, i uderzyło go spojrzenie dużych, czarnych oczu. Zanim Ashford odwrócił wzrok, spostrzegł w nich miniaturę swojego odbicia. Co ta kobieta pomyślała sobie, gdy go zobaczyła? Że jest jednym ze zwykłych gości hotelowych - bogatych snobów nie troszczących się o ilość pieniędzy ubywających z sakiewki? JD tak nie wyglądał. Choć od urodzenia opływał w luksusach, ich piętno zostało przykryte wydarzeniami ostatnich tygodni. Twarz zmieniona przez głód zbladła, ciemne cienie, których zaczątków Ashford wcześniej nie spostrzegł, zarysowały się pod oczami. Ciało pozostało sprężyste i gibkie - po przemianie wydawało się nawet bardziej plastyczne, lepiej dopasowujące się do poleceń umysłu.

JD przyglądał się kobiecie o wiele za długo. Ta nie przemówiła, zapewne onieśmielona. Wampir jednak nie myślał o niej. Przed oczami stanęła mu Mary, lustrująca jego nagie ciało zawisłe na krzyżu. Czy oczekiwała, że będzie się pieprzyć się z tą dziewczyną? Czy dlatego ze wszystkich służących wybrała najpiękniejszą? Uroda Belli olśniewała. Czystość, niewinność, młodzieńczy urok zamknięty w ciele pulsującym słodką, lepką krwią. Cera o nieco jaśniejszym odcieniu, rysy twarzy pozostające w idealnej harmonii i symetrii. Wszystko to okraszone czarem nieśmiałości i świeżości. Imię współgrało perfekcyjnie z osobą, która kryła się za nim.

- Rozumiem, że pokażesz mi mój pokój? - zapytał.

Dziewczyna jedynie pokiwała głową, najwyraźniej bojąc się podnieść wzrok. Nie śmiała poprawić Ashforda - nie pokój miała wskazać, lecz królewski apartament. Kapiący przepychem, złotem, lecz także i nowoczesnością. JD ze smutkiem pomyślał, że nic z tego nie potrzebował.

Bella ani myślała stać jak strach na wróble, więc pospieszyła wzdłuż hotelowego korytarza.

Cook wspomniał, że wszystko, co w ofercie hotelowej, było do jego dyspozycji. JD wybrał więc marzenie. Niewinne śnienie na jawie. Nic złego nigdy się nie przytrafiło. Nigdy nie posmakował krwi Mary i znajdował się w Wenecji - tym pięknym mieście - jako człowiek. Podążał za Bellą, wpatrując się kuszące biodra, które opinała jedynie cienka tkanina hotelowego uniformu. Ashford zamknął oczy i materiał przemienił się w… połyskliwą satynę sukni ślubnej. Jej biel - prawie namacalna - świadczyła o niewinności. Czystości, której JD tak bardzo pożądał.


Bella - jego małżonka - prowadziła do gości weselnych. Rodziny - zdrowej matki, na której policzki wróciły kolory, ojca stojącego tuż obok bez żadnej kochanki. Niedaleko młodszy brat - koniecznie z wybranką serca - i gromadką ich wspólnych dzieciaków. Nigdy nie molestowana przez ojca Amy Thomson wręczyła mu prezent, jej imienniczka - córka kucharki - pożyczyła wszystkiego najlepszego. Warren i Lydia Johnes - z gromadką tak bardzo wyczekiwanych pociech - również stali obok, promiennie uśmiechnięci. Andy Warms, który nigdy nie wywołał wypadku samochodowego, wypakowywał właśnie kwiaty dla panny młodej, a Elijah Foster - już nie bezdomny, ani zadłużony - trzymał za rękę piękną, wysoką brunetkę. Pozostali przyjaciele ze wspólnoty stali gdzieś w tle. Kobiety ocierały łzy wzruszenia, mężczyźni gratulowali wspaniałej żony.

Jedynie dla Cassie nie było miejsca w tym pięknym obrazku.

JD zamrugał oczami - scena weselna znikła. Pozostał jedynie pusty korytarz z nienagannie wypolerowaną podłogą i ozdobnym lustrem, które optycznie powiększało przestrzeń.


- Proszę wejść do windy - wyszeptała Bella. JD poczuł, jak rozkoszny dreszcz przebiega mu po plecach na dźwięk cichego, dziewczęcego głosu.

- Oczywiście - odparł. Służąca nacisnęła przycisk, a winda poszybowała w górę. Prosto do luksusowego, bajkowego królestwa.


- Jeżeli będzie pan czegoś potrzebował, to proszę nacisnąć ten przycisk - Bella wskazała na przełącznik na pilocie.

W odpowiedzi JD skinął głową. Wszystko dokładnie przemyślane i zaprojektowane. Jej Królewska Wysokość nie musi nawet staczać się z łóżka, by poprosić o trufle z bitą śmietaną.

- Mam nadzieję, że miło będzie wspominać pan pobyt w naszym hotelu - dodała.

JD pokiwał głową, nie patrząc na Bellę, która wnet wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.


Apartament zachwycał. Cook w żadnej mierze nie przesadzał, wychwalając walory hotelu swojej przyjaciółki. Melanż ciepłych barw w zupełności pochłonął Ashforda - czerwień wyszukanej tapety, beż miękkiego dywanu, mahoń dostojnych antyków. Miły półmrok czule oblekał wampira, pozostawiając błogie uczucie na skórze. JD sądził, że przyjemności życia doczesnego nie mają żadnego znaczenia, a jednak - wolałby nie zmieniać lokalu.

Podszedł do barku, otworzył szafkę, po czym wyciągnął wysoki kielich. Naczynie odpowiedziało odpowiednim tonem, gdy JD postukał o nie paznokciem. Szlachetne szkło. Mężczyzna wypełnił je butelką dopiero co otwartego szampana - truskawki spoczywały obok na srebrnej tacy. Następnie Ashford obrócił się, i spoglądając na kompana skrytego za lustrem - wzniósł toast. Czara wzleciała do nieba, po czym zastygła w pewnym uścisku. Tylko chwilę trwał jej lot ku podłodze. Jeszcze krócej jęk tłuczonego arcydzieła sztuki użytkowej.

Gdy musujący płyn dotknął stóp Ashforda, dopiero wtedy zauważył, że przez cały ten czas był bosy.

Kciukiem posmakował fakturę zielonego guzika - wzrokiem posmakował piękno powracającej do pokoju Belli. Trzymała w ręku marzenie każdego mizofoba - profesjonalne odczynniki do walki z drobnoustrojami, kurzem i plamami. Gdyby JD nacisnął brązowy przycisk, pojawiłaby się z talerzem przepięknie przystrojonej wołowiny Kobe oraz iskrzącymi się sztućcami.

Gdy służąca pozbywała się nieczystości, JD siadł na precyzyjnie wyperfumowanej, czarnej, lejącej się aż do podłogi narzucie. Liczył, że do pokoju zawita inna pokojówka, nie Bella, w której krwi mogły krążyć zbyteczne, dodane przez Mary specyfiki. Westchnął - czym niezamierzenie przyciągnął uwagę dziewczyny. Adrenalina i niepewność miała dodać pożywianiu się ponadplanowego posmaku.

Niechcący strącił kryształową lampę, stojącą tuż przy łożu. Bella nie poskarżyła się.

JD - ze splątanymi włosami, skrwawionymi mankietami i nieco za dużą marynarką - wyglądał jak siedem nieszczęść. Pochylona tuż przed nim Bella, z obnażonym przez niewygodną pozycję dekoltem oraz wachlarzem swych wybornych cech - oszałamiała.

Wampir nie spodziewał ujrzeć się drobnego krzyżyka, który wychylił się spod ubrania.

Zanim Bella zdołała zauważyć, palcem wskazującym podniósł jej podbródek, przez co symbol wiary, zawieszony na łańcuszku, podniósł się do góry. JD zauważył lekki strach u dziewczyny, który objawił się nerwowym drżeniem i zaczerpnięciem gwałtownego haustu powietrza.

- Wierzysz? - zapytał. - Wierzysz w Boga?

Grawitacja posklejała niektóre pasemka ich ciemnych włosów.

- Nie wstydzę się swojej wiary - odpowiedziała słabym głosem.

JD zbliżył się tak prędko, że jeszcze zdążył poczuć na policzkach słodki oddech ostatnich zgłosek.

- A kochasz? - zapytał, wodząc wargami w odległości marnych milimetrów od jej ust. - Kochasz Boga?

Poczuł na policzkach wilgotne łzy, które spłynęły z tych czarnych, okrągłych oczu.

- K-kocham - zająknęła się.

JD przeczesał dłonią jej gęste ciemne włosy, by w chwilę później zacisnąć uchwyt na czaszce. Bella poddawała się mu tak, jak topielec poddawałby się morskim falom.

Pocałował ją.

- Ale to Bóg stworzył... potwory. To on stworzył zło.

Rozpiął pierwszy guzik, a następnie drugi. W chwilę później półnaga pokojówka wstydliwie skrywała przed nim piersi. Przeniósł ją na łoże, po czym pogładził zwichrzone włosy. Następnie pochylił się nad sutkiem, by go pocałować. Ashford nie poznawał siebie. Nie poznawał tych zdecydowanych, odważnych ruchów, które wykonywał. Czy Głód go do tego pchał? A może wspomnienie nieludzkich tortur, jakim był poddawany w piwnicy?

- Bez światła nie ma cieni - nieśmiało odparła, niepewna czy powinna się odzywać.

JD zszedł niżej, nie przestając wodzić językiem po skórze. Zostawiał wilgotny, ciepły ślad na linii łączącej piersi, brzuch, podbrzusze... Bella pięknie pachniała. Jakby rumiankiem, różą... Słońcem.

- Nie... - jęknęła, gdy JD delikatnie rozchylił jej nogi. Drugi raz westchnęła, gdy przesunął palcem po połysku bielizny, na dłużej zatrzymując się w jednym miejscu.

Ashford zastanowił się, czy aby lustro, które wisiało w pokoju, nie jest lustrem weneckim, za którym skrywa się podekscytowana Mary.

- Czego nie chcesz? - odparł, podnosząc głowę do góry. - Czy ty... Jesteś...? - zawiesił głos. Bella pokiwała głową. Nie wytrzymała jego spojrzenia i schowała twarz w jedną z poduszek. Szlochała.

JD przesunął na bok materiał skrywający płatki kobiecości, po czym wpił się w nie. Dziewczyna zawyła, miotając się na łóżku. Wydawało się, że dostała ataku nieznanej jej wcześniej choroby. Zespołu traconego dziewictwa. Z każdą sekundą JD coraz głębiej penetrował ją językiem. Jeszcze nie zauważył, że pokojówka wciąż trzyma jedną rękę zaciśniętą na ścierce, a drugą na środku czyszczącym. Gdy już nie mógł wejść głębiej, wyszedł, po czym wpił się w tętnicę udową dziewczyny. Bella cały czas krzyczała z rozkoszy.

- Tracisz dziewictwo z wampirem, pomocnikiem Archonta, dziedzicem fortuny i sługą bożym w jednej osobie - wyszeptał wystarczająco cicho, by nie nadwyrężać Maskarady. - Nie byle co.

Zalizał miejsce, w które się wpił, czując jak jednocześnie zasklepiają się rany zadane przez Cooka. Po chwili jego ciało stało się na powrót gładkie, niczym skóra niemowlaka, nie licząc jednego szczegółu - oparzenie od papierosa Mary, choć zabliźniło się, nie znikło.

Wystarczyło zrzucić frak, aby znów być zupełnie nagim. JD odchylił twarz Belli od poduszki, zauważając groteskowe smugi maskary na twarzy i pościeli. Gdy całował piękne, pełne usta, kierował Vitae do dolnych partii ciała.

Po chwili wszedł w nią, głusząc krzyk kolejnym pocałunkiem. Miarowo poruszał lędźwiami, mimowolnie dziwiąc się, jak kobieta na niego reaguje. Jej tracona niewinność, niepewność, walka z odczuwanym bólem i formujące się zawiązki prawdziwej rozkoszy... JD chłonął to tak, jakby sam wszystko odczuwał.

Wyszedł z niej, by zlizać z ud dziewiczą krew.

JD nie mógł nie porównać dziewczyny do Cassie, a różnica była uderzająca. Nie chodziło jedynie o pewność siebie. Z zamordowanej wampirzycy biło wyuzdanie, ale także - jak dopiero teraz Brujah uświadomił sobie - fizyczne doświadczenie. Z iloma pieprzyła się, po tym, jak uciekła? Czy uciekła dlatego, bo nie chciał pieprzyć się przed ślubem? Czy wróciła do niego tylko po to, by go... zaliczyć?

Ashford zaspokoił głód i poczuł, że obecność Belli jest zbędna. Myśl o Cassie jeszcze bardziej go wybiła z rytmu.

- Wyjdź stąd.

Bella zdawała się nie słyszeć.

- Mówię, żebyś stąd wyszła…! - krzyknął. - Co z tobą nie tak?

Wtedy naszło go bardzo złe przeczucie.


Puls był wyjątkowo niski, dziewczyna nie odpowiadała. To nie mogło tak się skończyć. JD potrząsał dziewczyną. Czuł się taki... samotny. Bella nie mogła umrzeć. Nie, jak... nie jak Monica.

- Słyszysz mnie? - zapytał, zaszokowany. Równie dobrze mógł rozmawiać z wyłowioną z rzeki Marzanną. Rozglądnął się dookoła. - Mary? Jesteś tu... gdzieś? - zapytał rozpaczliwie.

Chciał uciec pod fartuch Mamusi.

Przypomniał sobie jeden szczegół. Krew. Mary wypomniała mu, że nie uleczył dziewczyny krwią. Podniósł z podłogi kawałek rozbitego szkła, rozciął własny nadgarstek, po czym przysunął do ust dziewczyny.

- Pij. Nie umieraj.


- Teraz wyjdź.

Bella niemrawo rozglądnęła się.

- Wyjdź.

- Czuję się...

- Wyjdź.

- Ale...

- Nie martw się, sam posprzątam - wskazał na rozbity kieliszek szampana i lampę. - Nie doniosę na ciebie do szefostwa.

Udało się odprowadzić ją na korytarz i zatrzasnąć drzwi.

- Kurwa.

To było pierwsze przekleństwo, jakie kiedykolwiek padło z jego ust. JD odwrócił się, czując jak drzwi przylegają do pleców, po czym osunął się na dół. Oparł ciążącą głowę o dłoń i zaszlochał.

Po pewnym czasie poszedł do łazienki, by zmyć krew z penisa.
 
Ombrose jest offline  
Stary 07-08-2013, 21:35   #15
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Gdy otworzył oczy, już tu była. Czekała na niego. Swoim zwyczajem usadowiona na parapecie, delektowała się smakiem elektrycznego papierosa.

Najwyraźniej siedzenie w miejscach do tego wyznaczonych było dla Krwawej Mary zbyt pospolite. Ta kobieta musiała mieć naturalną potrzebę wyróżniania się. Dziś choćby ubrana była w krótkie, potargane szorty, elastyczny podkoszulek i ciężkie, wojskowe glany – trudniej o bardziej kontrastujące zestawienie z eleganckim wnętrzem apartamentu i samym zameczkiem, w którym się znajdowali.

- Dobry wieczór, Romeo – powitała JD z kpiną w głosie, co mogło zwiastować tylko kłopoty.

Wampir rozejrzał się wokoło, lecz w pokoju nie było nikogo więcej prócz ich dwojga. Bo czego oczekiwał? Belli przywiązanej do krzyża? Cooka stojącego za zasłoną? Nie, został sam z Matką i czuł, że jest… w niebezpieczeństwie.

- Witam, pani Capuletti - odparł dziarskim tonem, którym miał dodać sobie odwagi. - Czy już wszystko gotowe? Opuszczamy Wenecję?

Chciał zaświecić światło, lecz na stoliku obok brakowało kryształowej lampy. Oczywiście. Wsparł się na ramieniu i przetarł oczy tak, jakby tego potrzebował.

Nie wątpił, że Mary wie o wszystkim, co wydarzyło się w tym apartamencie i - pod żadnym pozorem - nie chciał z nią o tym rozmawiać. Nie było o czym. Bella przeżyła i choć w ogóle nie powinien narażać jej na żadną krzywdę, wszystko dobrze się skończyło. Happy ending, z którego czerwonowłosa wampirzyca powinna być zadowolona.

- Tak, opuszczamy. Najpierw jednak upomnienie mamusi. Skoro żyjemy w świecie ludzi, winniśmy respektować ich zasady. To ja mam 200 lat, nie Ty. Tymczasem zachowałeś się jak XV-wieczny szlachcic, co to uznał, że za sprawą urodzenia może odbierać wiejskim dziewkom wianki. Naprawdę jesteś zbyt tępy żeby, już pomijając krzywdę psychiczną, zastanowić się dlaczego taka ładna lasencja w tych czasach i w tym wieku jest dziewicą? Jej rodzina jest w sekcie. Bardzo... restrykcyjnej sekcie katolickiej. Jeśli ktoś dowiedziałby się, że ta dziewczyna współżyła przed ślubem, zostałaby wykluczona. Ba, ona sama chciała się do tego przyznać. I zrobiłaby to, gdybym nie zatroszczyła się o jej wspomnienia. Teraz pozostaje tylko liczyć, że przyszły małżonek nie przywiąże uwagi do śladów krwi na prześcieradle.
- Krwawa Mary uśmiechnęła się lisio - Zresztą zasugerowałam dziewczynie marzenie, by zrobić to po raz pierwszy w wodzie.

- Podałem jej moją Vitae. Myślałem, że to ją uleczy wszędzie… Także tam - nieśmiało skłamał, doskonale odnajdując się w roli dziecka przyłapanego przez matkę na jednej z zakazanych rzeczy.

Jeden szczegół zainteresował JD. Po co Mary dowiadywała się tak wiele o każdym człowieku, z którym się ostatnio zadawał? Wiedziała o żałobie w szkole Moniki, poza tym jak się zdawało - wszystko o Belli. Dlaczego jej na tym zależało? Z jakiego powodu poświęcała na wywiady tyle własnego, cennego czasu?

Po chwili zrozumiał. Matka uważała, że jest za niego odpowiedzialna. Przemieniła go, przez co odczuwała ciężar każdego zła, które od tego czasu wyrządził. W umyśle Ashforda zapalił się obraz Mary wykrzykującej w furii imię Moniki. Może wampirzyca zatroszczyła się o wspomnienia Belli, gdyż w swym mniemaniu była współwinna? Obserwowała otoczenie, próbując gasić wywołane pożary do czasu, aż JD ukształtuje się w kogoś w pełni rozsądnego, opanowanego i samowystarczalnego.

- Bardzo za to przepraszam - szepnął. Prędko odłożył pościel na bok, uklęknął na łóżku i nawiązał kontakt wzrokowy z Mary. Nie przejmował się nagością; gdy wisiał na krzyżu, wampirzyca zdążyła już przywyknąć do widoku jego obnażonego ciała. - Nie wiem, co we mnie wczoraj wstąpiło. Być może zobaczyłem w niej odbicie siebie… i mimowolnie wszedłem w rolę Cassie. To wielka ironia.

Ashford przez cały czas dusił w sobie przestrach, który drążył w nim, niczym rzeka w kamieniu. Wczorajszy wieczór… to co zrobił, zupełnie do niego nie pasowało. Gdzie podziała się bogobojność i moralność? JD wypłynął na zupełnie nowe wody i nie miał pojęcia w jakie miejsce może go zepchnąć nurt. Jakim wampirem zostanie. Jakim… "człowiekiem".

Wzrok Krwawej Mary jakby złagodniał, lecz jej mina się nie zmieniła. Mówiła dalej, odwróciwszy wzrok, jakby nagość JD jednak w jakiś sposób ją krępowała. A może to tylko przypadek?

- Nie musisz przepraszać. Nie osądzam cię. Chcę tylko, abyś był świadomy, że każdy twój wybór niesie za sobą konsekwencje, które można optymalizować. Rozumiem, że kwestia wampirzej seksualności może być dla Ciebie ciekawa. Starczyło jednak poprosić o jakąś kobietę do towarzystwa. Tutaj korzysta się z usług luksusowych, najlepszych prostytutek. Mogłeś nawet zwrócić się z tym do mnie, choć pewnie zależało Ci by posunąć coś żywego.
- wzruszyła ramionami - Tak czy inaczej, musisz zacząć planować. Jesteś potężny i wiele możesz, ale tym różnią się spokrewnieni od Lupinów, że my w przeciwieństwie do tamtych, poza instynktem potrafimy kalkulować i wyznaczać strategie działania.

Ashford czuł, że się rumieni, choć wątpił, żeby było tak w rzeczywistości. Zastygł jak sparaliżowany, gdy usłyszał pomiędzy wersami… erotyczną propozycję. Mary sugerowała coś, na co JD był co najmniej chętny, żeby nie powiedzieć - palił się do tego. Ale… najpierw musiałby przełamać nieśmiałość. To nie była pierwsza lepsza kobieta, to była Ona.

Co nie znaczy, że wypędziłby ją, gdyby wsunęła się pod kołdrę.

- Tu nie chodziło tylko o seks. Ani też o krew - dodał prędko. - Tu chodziło o… nieskalanie. Bella była taką czarnowłosą nimfą w białej szarfie, tańczącą beztrosko po zielonych polach. Ja ją… zerwałem, niczym świeży kwiat - mówiąc to, opadł na dłonie, nieco przybliżając się do Mary. Wygiął plecy w łuk, po czym delikatnie rozchylił uda, tak by męskość wciąż tkwiła w zasięgu jej wzroku. Kolana pozostawały za biodrami, co stworzyło iluzję chodzenia na czworakach. - Luksusowe prostytutki, choć bez wątpienia piękne, nie miałyby mi nic do zaoferowania; oczywiście oprócz krwi - dodał. - Tak myślę… może ten jeden jeszcze raz pozwolisz mi porzucić kalkulowanie i wyznaczanie strategii działania… - zawiesił głos. - …być może.

Na końcu zdania czaiło się pytanie.

Naprężył się, by po chwili przylec udami do łoża i całym ciałem delikatnie opaść na wyperfumowaną tkaninę - niczym fala stapiająca się z morzem. Zaplótł dłonie, kładąc je na drewnianym wykończeniu - po chwili spoczął na nich podbródek, nad którym rozciągał się delikatny uśmiech. Uśmiech, na który jedynie kamień by nie zareagował.

Zielone oczy spojrzały na niego. Czuł się pod ich wpływem jeszcze bardziej nagi, bo te oczy nie wyrażały nic... i wszystko zarazem. Były stare.

- Uważam, że dość sobie sam pozwoliłeś.. - jej głos był słodki i zarazem niski, jak u mruczącej kocicy - Jeśli chcesz pozwolenia ode mnie... zasłuż na nie.

Wtem kobieta zeskoczyła z parapetu i podeszła do drzwi.

- Za godzinę wyjeżdżamy na lotnisko. Tym razem to będzie prawdziwe zadanie dla Archonta, a nie test. W domenie jednego księcia notorycznie giną dzieci, raz go prawie znaleźli, ale gość cechował się nadludzką szybkością. To tak w skrócie. Mamy to wyjaśnić. Jeśli mi pomożesz... - pomalowane fioletową szminką usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu - nagrodzę Cię... spełnię jakieś Twoje pragnienie. Bez kalkulowania. Bez strategii.

JD pokiwał głową. Nową sprawę traktował jak kość, rzuconą przez szczodrą rękę. Należy się wgryźć i zapomnieć o innych problemach.

- Powiesz mi więcej później? - zapytał. - Może w samolocie?

Trudno było nie zauważyć, jak bardzo mu zależało. Pilny, uczynny, z pozoru idealny pomocnik Archonta. Krwawa Mary tylko skinęła głową, po czym zniknęła za drzwiami. Gdy wychodziła, na jej wargach wciąż igrał delikatny uśmieszek.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 07-08-2013 o 21:45.
Mira jest offline  
Stary 18-08-2013, 17:30   #16
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Rozdział 2 – Pożarte dzieci

Po dwóch godzinach jazdy w wynajętym Mercedesie klasy C, wyposażonym w przyciemniane szyby i wzmocnioną blachę, wreszcie dotarli na miejsce.


Rostock było niedużym, ale bardzo ładnym niemieckim miastem, głównym (choć wcale nie największym) portem nadbałtyckim Niemiec. Historia jego powstania sięgała XII wieku, choć wielu historyków podkreśla, że prawdopodobnie już w VI w. teren ten zasiedlali osadnicy słowiańscy. Nie mylili się.

Obecny książę wampirzej domeny w Rostock - Mścisław z Niklotów - został przemieniony w X w. a wywodził się właśnie z tych ziem. Wedle opowieści Krwawej Mary dwieście lat temu odmówiono mu starania o stanowisko archonta, przez co wampir wycofał się z „polityki” i postanowił założyć własną koterię na rodzinnych ziemiach. Pozwolono mu na to, aby uładzić jego gniew i nie doprowadzić do przejścia na stronę Sabatu potężnego bądź co bądź Ventrue z 8 pokolenia.

Poprzedniej nocy, gdy wylądowali w Hamburgu i nocowali w tamtejszym Elizjum, Matka pokazała Ashfordowi akta zgonów.

5 dziewczynek, wszystkie w wieku od 9 do 11 lat, żadna z nich nie przeszła jeszcze pierwszej menstruacji. Zabójstwa były popełniane co 5-6 miesięcy z wyjątkiem odstępu między 1 a 2, kiedy to minął rok. Co je łączyło? Ciała znaleziono w Rostock lub w promieniu 100km od miasta. Na początku były porzucone, ale po 2 przypadku próbowano tuszować ślady zbrodni – zakopywać w lesie, masakrować… ostatnie ciało nosiło ślady ognia, na szczęście deszczowa pogoda ugasiła płomienie w porę, by dokonać identyfikacji. Wszystkie ofiary łączyło jedno – brak krwi i rozszarpana rana na szyi (tak, że kark został złamany, a głowa ledwo trzymała się na skórze. To wskazywało na działanie ogromnej siły i… apetytu.


- Normalnie taką sprawą winien zająć się książę, jednakże czujność Rady obudziły 3 czynniki. Po pierwsze – książę nie zgłosił seryjnych morderstw. Dwa – na tych terenach nie ma wilkołaków, a żadne zwierzę nie jest w stanie rozszarpać gardła z taka siłą i precyzją za jednym ciosem. Musiał to być więc ktoś z nas. Po trzecie – akta policyjne były niekompletne a wszystkie zdjęcia obdukcyjne ofiar jakieś takie rozmazane lub skupiające się na nieinteresujących nas fragmentach ciała. 5 razy brano tego samego, kiepskiego fotografa? Raczej mało prawdopodobne. Jest jeszcze czwarty czynnik, ale ten zachowam dla siebie. Zależy mi żebyś poprowadził niezależne śledztwo wśród ludzi. Jeśli faktycznie ktoś z koterii stoi za tą sprawą, mógł przewidzieć, że w końcu zainteresuje się nią archont… i ze archont będzie działał jak archont, skupiając swoją uwagę na Rodzinie. Tymczasem ty, który zostaniesz im przedstawiony jako mój potomek i wrzód na dupie, powinieneś szybko zostać zignorowany, jeśli nie będziesz się kręcił obok spokrewnionych. Chcę żebyś dotarł do rodzin tych dzieci. W dwóch przypadkach będzie to niemożliwe, ponieważ dziewczynki były zagranicznymi turystkami, a ich rodziny już dawno opuściły to miasto. Pozostają jednak rodziny ofiar 1 i 2 oraz rodzina adopcyjna ofiary 4. Dam Ci ich adresy. Wypytaj o okoliczności zabójstw, o charakter tych dzieci i… generalnie miej oczy i uszy otwarte. Gdyby jakimś cudem udało Ci się zdobyć prywatne zdjęcia ciał czy coś takiego – ozłociłabym Cię, synku.

Mary roześmiała się, lecz jej oczy były bardzo poważne gdy to mówiła... bardzo „serio”. Ten wyraz skupienia JD dostrzegał w jej spojrzeniu także teraz, gdy zaparkowała auto koło Placu Uniwersyteckiego.

- Dobra, robimy tak.Matka obróciła głowę w jego stronę. Była tak blisko, ze czuł zapach jej szamponu do włosów – Ja melduję się w Elizjum i skupiam na sobie uwagę księcia. Moim obowiązkiem jest przedstawić również Ciebie, ale… noc jest młoda i nikogo nie zbawi kilka godzin, prawda? Elizjum to ta secesyjna kamienica na prawo od Ratusza. Widzisz?


- Przyjdź tam do Elizjum powiedzmy za 2-3 godziny. Wejdź bez pukania i stań w holu. Gdy ktoś do Ciebie podejdzie, przedstaw się imieniem i powiedz, ze jesteś moim pomocnikiem i przyszedłeś złożyć hołd księciu. Hołd to słowo-klucz. Mścisław ma głęboko zakorzenioną miłość własną. Jak każdy Ventras zresztą. Ten czas, który chcę żebyś miał zanim oczy koterii zwrócą się na Ciebie, wykorzystaj na znalezienie nam schronienia. Tu masz lokalne pieniądze
Krwawa Mary podała JD gruby plik banknotów – Wynajmij na tydzień 3 różne miejsca dla nas na nocleg. Niech każde w razie czego nadaje się do zamieszkania przez nas, czyli wiesz... utrudnione wejście dla postronnych osób, żaluzje w oknach i do tego najlepiej jeszcze zasłony. Możesz też wynająć jakąś piwnicę lub garaż. Najważniejsze, żebyś zostawiał jak najmniej śladów i podawał fałszywe dane… lub w ogóle ich nie podawał. Rozumiesz?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 20-08-2013, 18:46   #17
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Na początku JD pomyślał, że Mary wybrała tę sprawę po to, by wypomnieć mu śmierć Moniki. Kobiety, która umarła z powodu jego pożądania do skrytego w niej lepkiego płynu. Był mordercą i miał szukać kogoś podobnego sobie - wampira nie mogącego oprzeć się kolejnej porcji Vitae krążącej w żyłach swoich młodych ofiar. Bo czym oboje się różnili? Ilością mordów? To miało znaczenie, lecz niewystarczające, by całkowicie odebrać Ashfordowi poczucie winy.

Po chwili jednak napomniał się - nie tkwił w centrum uniwersum i Mary nie czyniła wszystkiego z myślą o nim. Bardzo szybko zaszufladkował sprawę, przypisując mordercy wymyślone przymioty. W rzeczywistości to nie mogło być takie proste. Te regularne, półroczne odstępy i specyfika dobieranych ofiar - wyglądało to na jakiegoś rodzaju rytuał, o którym Książę tego miasta najwyraźniej wiedział. Jednakże z drugiej strony działanie zdawało się nie być skrupulatnie zaplanowane - tak sugerowało to, że z czasem zmienione taktykę pozbywania się zwłok. Taki stan rzeczy znowu wskazywał na zbrodnię w afekcie i Kainitę niepotrafiącego poradzić sobie z Głodem. Ashford uznał, że czas pokaże, jak jest naprawdę.

Przyjął pieniądze od Mary i wyszedł z samochodu. Postanowił, że nie będzie nadmiernie komplikował i po prostu zapyta pierwszą napotkaną osobę o najbliższy hotel.


Pierwsze mieszkanie mieściło się w apartamencie nad bankiem w centrum miasta. Zamontowane w nim rolety antywłamaniowe chroniły nie tylko przed złodziejami, ale i przed światłem - szczelnie nachodzące na siebie płyty z tworzywa sztucznego stanowiły nieprzepuszczalną barierę. JD nawet nie zwrócił uwagę na umeblowanie - nie to się teraz liczyło. Ociężały właściciel przyjął kilka pokaźnych banknotów, przepisał informacje z podrobionego dowodu osobistego, następnie przekazał klucze, po czym wrócił do niespiesznego onanizmu do taktu azjatyckiego pornosa. Ashford uznał, że Mary byłaby zachwycona.

Następny przystanek znajdował się przy szpitalu, położonym w pewnym oddaleniu od centrum miasta. JD wybrał go ze względu na łatwość w uzyskaniu pożywienia - mnóstwo ludzi przewijało się przez oszklone, nowoczesne drzwi zarówno w ciągu dnia, jak i nocy. Po wmieszaniu się w tłum pozyskanie krwi nie stanowiło żadnej trudności - paczki z drogocennym płynem bez cienia wątpliwości spoczywały w lodówkach, tak samo jak pacjenci z wyeksponowanymi tętnicami na kozetkach. Właśnie to stanowiło prawdziwą wartość dwupokojowego apartamentu z pralnią w piwnicy i siłownią na poddaszu. Ashford wyszperał drugi z otrzymanych od Mary dowodów tożsamości i jako Hans Stickentrottel uśmiechnął się do kobiety po czterdziestce, która nie szczędziła pieniędzy na olbrzymi baner informujący o wolnych pokojach. Po chwili w kieszeni nowej marynarki gnieździła się druga para kluczy na jaskrawym, pomarańczowym breloczku.

Trzeci pokój znajdował się w dzielnicy portowej, niedaleko przystani, do której cumowały statki. Po wynajęciu mieszkania JD został zmuszony do wizyty w sklepie z banerem Do It Yourself, w której zakupił młotek i gwoździe. Po powrocie do dopiero co wynajętej kawalerki zasunął prześwitujące rolety po czym przybił do ściany ciężką, brązową narzutę, która powinna odeprzeć promienie Słońca.

Choć Mary powiedziała wyraźnie, że oczekuje trzech wynajętych pokojów, JD uznał, że dobrze byłoby posiadać klucze do jeszcze jednego - na obrzeżach miasta. Zwłoki znajdywano w pewnym oddaleniu od Rostocka, więc być może będę potrzebowali kryjówki położonej nieco na uboczu.

Zostało jeszcze pół godziny do spotkania w Elizjum, więc Ashford udał się do Kościoła. Korzystając z Akceleracji ukradł sutannę i koloratkę, po czym prędko uciekł. Uznał, że z tymi atrybutami będzie mu o wiele łatwiej rozmawiać z rodzinami przybitymi śmiercią swych córek.

Zadowolony z siebie, wrócił do punktu wyjścia - kamienicy, stanowiącej kwaterę główną lokalnych Spokrewnionych.
 
Ombrose jest offline  
Stary 27-08-2013, 12:07   #18
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tym razem JD postępował tak, jak kazała mu Mary. Po wejściu do kamienicy zatrzymał się w holu i czekał aż ktoś po niego wyjdzie. Minuty mijały. Gdyby nie ruch kamer, zawieszonych pod sufitem, mężczyzna myślałby, że robi z siebie durnia. Wreszcie po jakimś kwadransie w korytarzu pojawiła się mała dziewczynka.

- Dobry wieczór! – Przywitała się, po czym dygnęła jak panienka z dobrego domu.


- Jestem Katarina, primogen klanu Torreador.

Primogen… to pojęcie nie było już obce Ashfordowi. Czyżby właśnie spotkał najstarszą z rodu Torreadorów? Dziewczynka była uosobieniem niewinności i świeżości. Patrzyła na JD z fascynacją dziecka. Czy naprawdę mogła być starsza od niego.

- Ty musisz być pomocnikiem Archonta. Chodź więc, książę czeka na Ciebie.

Nim zdążył zareagować, mała rączka wsunęła się w jego dłoń, a dziewczynka poprowadziła go plątaniną korytarzy aż do wielkich, dębowych drzwi. Zapukała cichutko. Nic się nie stało. Katarina nie wydawała się jednak zaniepokojona brakiem reakcji, uśmiechnęła się promiennie do JD, nie wypuszczając jego ręki.

W końcu zamek zgrzytnął a mężczyzna monumentalnej postury otworzył im drzwi.

- Dziękuję, Hans. – Dziewczynka zwróciła się do olbrzyma, na co ten nawet nie zareagował. Stanął wyprostowany, umożliwiając im przejście i tylko jego oczy czujnie śledziły każdy ruch JD.

Tutaj przeszli przez jeszcze jedno pomieszczenie, które musiało być prywatną poczekalnią księcia, po czym kolejne drzwi otworzyły się przed nimi – tym razem automatycznie - i wreszcie znaleźli się w gabinecie najważniejszego wampira Rostock.

Pierwsze, co można było powiedzieć o Mścisławie, nim jeszcze się go spotkało, że z pewnością był wielkim fanem polowań. Jego biuro niemal pobrzegi wypełnione zostało trofeami łowieckimi.


W pomieszczeniu poza wielkim biurkiem, zza którego zerwał się teraz przystojny mężczyzna około 40s-stki, znajdowały się półki z wypchanymi zwierzętami oraz 3 fotele. Na jednym z nich siedziała Mary, a wyraz jej twarzy przywodził na myśl kogoś, kto właśnie zjadł pół cytryny… niedojrzałej cytryny.

- Ty musisz być JD! – mężczyzna, najpewniej sam Mścisław, okrążył biurko i podszedł do Ashforda, by uściskać go jowialnie.


- Piękny JD! Witaj, witaj w moich skromnych progach! Niech no spojrzę na ciebie – odsunął się nieco, lecz tylko po to, by po chwili wycałować policzki młodzieńca – Och! Jaka piękna postawa, ta arystokratyczna twarz i ten dystans… jesteś piękny! Widać że jesteś synem swojej matki! Masz ten sam dziki błysk w oku, jaki ona miała w młodości! Och, Mary! Jak ten czas płynie, dokładnie cię pamiętam. Byłaś taka słodka w tej swojej niepewności i hardości zarazem… Pamiętam jak wczoraj!

- To było 47 lat temu
. – Krwawa najwyraźniej nie była szczęśliwa z powodu tych wspominków – Spotkaliśmy się z księciem, gdy byłam jeszcze uczniem Robina. – dodała, najwyraźniej kierując wyjaśnienie do potomka.

- Zupełnie jak w twoim przypadku, piękny JD. – książę jeszcze raz go uścisnął - To była pierwsza misja Twojej Matki!
- Druga.
– sprostowała lakonicznie Mary, lecz Mścisław nawet nie zareagował.

Oderwał się wreszcie od młodego Brujaha i wrócił na swoje miejsce. Mała Katarina, o której w chwili powitania chyba wszyscy zapomnieli, znów złapała Ashforda za rękę i wskazała mu wolny fotel. Kiedy usiadł, bezceremonialnie wgramoliła mu się na kolana.

- To wielkie szczęście was gościć!- kontynuował książę – Strasznie się cieszę, że akurat teraz udało wam się przybyć, gdy za 2 noce będziemy obchodzić 600-tny jubileusz urodzin naszej słodkiej Katariny. Na jej cześć wydajmy zresztą przyjęcie.
- Oczywiście, jesteście obydwoje zaproszeni.
– Zaświergotała dziewczynka, bawiąc się w drobnej rączce palcami mężczyzny, na którym usiadła. – Odmowa byłaby obrazą – dodała, zauważywszy mało radosne spojrzenie Krwawej Mary.
- Jak Ci się podoba moja domena, piękny JD? – Zapytał Mścisław, zmieniając temat.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 08-09-2013, 15:28   #19
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Zapach. Ciemny, jakby łaskoczący podniebienie. Żurawina, jeżyna, fiołek, peonia. Piękna woń niczym szal otulała drobną szyję, a następnie wznosiła się, niknąc w jego nozdrzach. Chłonął ją jak najcenniejszy skarb, choć pozostało mu na tyle zdrowego rozsądku, by się z tym nie ujawniać. Kontrolował mimikę, odruchy. Pragnął poczuć najczystszy ekstrakt zapachu, posmakować go. Wgryźć się, skonsumować. Piękno zbyt przytłaczające, by móc pozwolić mu dalej trwać. Kolejne aromatyczne akordy przeplatały się niczym nici w najdroższym i najpiękniejszym gobelinie - po to, by stworzyć cud. Brązowe, poskręcane loki opadały na drobne ramiona, aby wrażenie estetyczne nie ustępowało zmysłowemu.

Wyglądała jak dziecko, lecz dzieckiem nie była.

To oszałamiało. Rzucało się w oczy, niczym pulsujący wykrzyknik. Wątłe ramiona i nóżki nie dreptały do przodu na dziecięcą modłę, lecz płynęły w powietrzu. Jak gdyby ich właścicielka zaopatrzona w magiczne trzewiki unosiła się o cal nad ziemią. Zmiany pozycji każdej części ciała były ze sobą idealnie zestrojone, jak gdyby obmyślone i wyreżyserowane przez genialnego choreografa. Nawet tkanina kompletnie podporządkowywała się woli swej właścicielki - lśniąca, gładka, satynowa tafla nieskalana ani jedną niepotrzebną zmarszczką. Prosta sylwetka, głowa trzymana wysoko. Mała księżniczka, do której należy świat. Do której świat chce należeć.

Jej oczy pozostawały żywe, kryła się w nich moc. Patrzyły na niego z fascynacją, na którą nie potrafił odpowiedzieć. Przedstawiła się, ukazując swój głos - niższy niż przypuszczał. Idealnie komponował się z brązem tęczówek oraz loków. Ka-ta-ri-na. Cztery sylaby, za którymi kryła się perfekcja, świeżość, niewinność i czar. Cztery sylaby, które zaprowadziły go do Księcia tego miasta.

Teraz siedziała mu na kolanach, a JD odniósł wrażenie, że jego jedynym przeznaczeniem jest zapewnienie jej wygody. Chłonął zapach, piękno oraz czar, jaki roztaczała. Czy takie same były dziewczynki, które zaginęły? Też wszystkich wokoło onieśmielały swoim wdziękiem? Czy to stwórca Katariny - o ile jeszcze żył - na jej wzór upodobał sobie ofiary w okolicznych dziewczętach? Tyle niewiadomych. Gdyby tak mógł ją zapytać. Gdyby ona zechciała odpowiedzieć zgodnie z prawda.

Katarina wzięła do swojej drobnej rączki jego dłoń, po czym zaczęła bawić się palcami. Pocierała paznokieć wskazującego, co sparaliżowało mężczyznę. Gdyby była trochę starsza... fizycznie... być może wziąłby to za pewną aluzję, czy nawet propozycję.

- Jak Ci się podoba moja domena, piękny JD?

Był to pretekst, by uwolnić się od uroku wampirzycy. Ashford jednocześnie za to pobłogosławił i przeklął Mścisława.

- Twoja domena jest atrakcyjna oraz urokliwa, lecz nie aż tak bardzo, jak ty, Książę - gładko odparł JD, mając na myśli Katarinę.

- Haha, no proszę - książę roześmiał się serdecznie - Widzę, że jednak jesteś lepszą wersją swej Matki. Powinnaś się od niego uczyć, kochana, to złotousty chłopak. - ostatnie słowa skierował do Archonta.

- Ja jestem od roboty, a nie od kłapania dziobem - odparła lekko Mary, nawet nie podnosząc wzroku znad papierów.

Teraz roześmiała się również Katarina swoim dziecięcym, perlistym śmiechem. Jej oczy znów łowiły spojrzenie JD, a małe, zgrabne paluszki nie przestawały wędrować po jego dłoni.

- Skoro tak pięknie mówisz - dziewczynka zwróciła się do młodego Brujaha. - Opowiedz nam coś o sobie, jak poznałeś Matkę, prooooszę.

I Ashford roześmiał się, idealnie wpasowując się w dyplomatyczną konwencję słodkiego szczebiotania. Jednakże odniósł wrażenie, że tak naprawdę jedynie Mary wie, co robi. Pochylona nad dokumentami przyswajała ważne informacje, podczas gdy on uczestniczył w konwersacji, która zapewne nie miała ukazać im niczego związanego ze sprawą.

Nawiązał kontakt wzrokowy z Katariną, starając się nie myśleć o tym, ile razy wiekiem przewyższała Matkę.

- Obawiam się, że moja opowieść cię nie zainteresuję - odpowiedział Ashford, niepewny czy słusznie zwraca się per ty do primogenu. - Już na pierwszy rzut oka widać, że historia twojego przemienienia jest o niebo ciekawsza. Jednakże… jeżeli tylko będziesz chciała, wszystko opowiem ci przy odpowiedniej atmosferze - w noc twojego święta. Być może… jeżeli będziesz dostatecznie łaskawa… może i ty opowiesz mi coś o sobie. Jesteś zbyt fascynująca, bym mógł powstrzymać się i nie poprosić.

- Och, tak dawno nikt mnie o to nie pytał. To bardzo miłe z Twojej strony. - zaszczebiotała dziewczynka.

Ashford wierzył, że może z tego wyjść coś dobrego. Co prawda wcześniej Mary miała dla niego inne plany - dotyczyły przepytywań rodzin zaginionych. Jednak od przyjęcia dzieliła jeszcze jedna noc, którą można było wykorzystać. Poza tym Matka nie zaprotestowała na wieść o zaproszeniu dla nich obojga, więc nie powinna mieć do niego pretensji.

Nagle podniosła się ze swojego miejsca tak gwałtownie, że wszyscy zgromadzeni poza JD drgnęli. To zdradziło ich ciągłą czujność. Nawet mała Katarina zdawała się gotowa do... no właśnie, czego? Ataku czy obrony?

Krwawa Mary udała, że tego nie zauważyła. Odłożyła dokumenty na biurko Mścisława.

- Dziękuję, książę, za możliwość zapoznania się z aktami - rzekła sucho bez śladu faktycznej wdzięczności, kierując się do wyjścia.

- Ależ cała przyjemność po mojej stronie. Nie zamierzasz zrobić kopii?

- Nie, wszystko już mam w głowie. - pozwoliła sobie na lekki uśmiech, będąc już przy drzwiach - Jutro będę kontynuować śledztwo. Teraz jednak czas byśmy trochę odpoczęli. Do widzenia.

- Moja oferta noclegu w Elizjum wciąż jest aktualna, gdybyś... - Mary wyszła z gabinetu, nie słuchając dalszej części, przez co Mścisław zwrócił się do JD - Gdybyście chcieli skorzystać z mej gościny.

Jedynym świadectwem jego oburzenia zachowaniem Archonta było drganie lewej brwi.

Ashford głośno westchnął, odciągając uwagę zebranych od drzwi, za którymi zniknęła Mary.

- Być może moja Matka nie wykazuje wielkiej znajomości etykiety, ale… - JD zawahał się. - W ten sposób ukazuje troskę o twoją domenę, Książę. Jeżeli chcesz wysłuchać mojej opinii, to jest ona sprzymierzeńcem na tyle wartościowym, by warto było wybaczyć jej kilka grymasów.

Pogłaskał delikatnie ramię Katariny, czując jak wampirzyca nieco rozluźnia się. Jednak w tym czasie myśli Ashforda krążyły nie wokół Toreadorki - koncentrowały się na Matce. Przypomniał sobie, jak nie tak dawno usprawiedliwiał ją Cook. Teraz sam tłumaczył jej zachowanie przed obcymi Spokrewnionymi. Był nie pierwszą i zapewne nie ostatnią osobą, która starała się uratować jej wizerunek.

Pochylił się nieco do przodu, posyłając zaniepokojone spojrzenie Mścisławowi.

- Książę, Katarino, proszę… powiedzcie mi, co o tym myślicie. Czy moja Matka przesadza i podchodzi do sprawy z nadwrażliwością? Czy jej ingerencja w losy waszej domeny jest konieczna? Przyznam, że ostatnio zacząłem się wahać, gdyż… czy to możliwe, żeby któryś ze Spokrewnionych takiej spokojnej i pięknej domeny mógł kierować się złymi intencjami? Brzmi nieprawdopodobnie. Jednakże Mary jest jedną z najmądrzejszych osób, jakie znam, więc może mieć trochę racji i… trudno mi wyrobić własne zdanie.

Czyż nie brzmiało to żałośnie? Po takiej wypowiedzi oboje powinni podejść do niego z mniejszą, lub większą rezerwą i pobłażliwością. Już wcześniej dziwił się, że tacy wiekowi Spokrewnieni zdają się traktować go - młodzika w porównaniu - na równi. Czy to z powodu wpływowego rodzica - Archonta? Częściowo - być może tak. Jednak Ashfordowi zależało na tym, by nie dostrzegli w nim jakiegokolwiek zagrożenia. Uznali, że jest niekompetentny do pomocy Matce. Rozluźnili się przy rozmowie - i rzucili jedno niezręczne słowo, które odkryje karty i ukaże, kto jest po czyjej stronie. Już sama ich odpowiedź na dopiero co postawione pytanie mogła dostarczyć kilku ważnych wskazówek.

- To wszystko jeden wielki spisek. - książę wydął wargi z pogardą - Jestem pewien że nie ma żadnego potwora, tylko ktos próbuje podkopać moją wiarygodność. Ta cała wampirza polityka... osiadłem w małym mieście, by od niej uciec, a teraz gdy udało mi się rozwinąć ekonomicznie Rostock, nagle pojawił się tu potwór. To czysta kpina!

Katarina przytaknęła, po czym spojrzała poważnie wielkimi oczami na JD.

- Chociaż jesteś młody, wierzę, że potrafisz zachować obiektywizm. Twojej Matce... czasem go brakuje. Nie zrozum mnie źle, ale najbardziej boimy się, że zostaniemy źle osądzeni.

- W imię gierek! I tego żeby jakiś nowy pupil Etriusa zajął moją domenę! - reszta słów Mścisława utonęła w nerwowym pomruku. Najwyraźniej Ventrue miał jakieś zwady z Radą Camarilli.

- Według twojego punktu widzenia, Książę, Wewnętrzny Krąg spiskuje, aby usunąć cię z miasta. Swoją drogą czyniłoby to moją Matkę oszukiwanym pionkiem, z czego bez wątpienia nie byłaby zadowolona… Jestem przekonany, że gdyby została wtajemniczona w intrygę, nie podjęłaby się misji. Nie chciałaby na to tracić czasu. Znaczyłoby to, że ją oszukują i to niezwykle efektywnie. Być może jest i tak. Ale… czy podjąłeś jakieś prywatne śledztwo? Widać, że działania Kręgu są niebezpośrednie i dość zawiłe. Jeżeli zgromadzisz dowody, Książę, że to Krąg stoi za morderstwami, będziesz w idealnej pozycji. Może już teraz posiadasz interesujące poszlaki? Czy poinformowałeś moją Matkę o swojej hipotezie?

Książę wstał ze swojego miejsca i podszedł do JD. Katarina widząc jego ruchy, dyskretnie umknęła. Ventrue położył dłoń na ramieniu mężczyzny.

- Wybacz, ale jesteś jeszcze bardzo młody. Wiem, że... wierzysz w swoją matkę i ja nie mam dowodów, by było inaczej. Jednak jest ona psem gończym tych, którzy od wieków kryją do mnie urazę. I choć nie zaatakują bezpośrednio, wykorzystają każdą okazję do podkopania mego autorytetu. To jednak nie twój problem, chłopcze. Idź do swej Matki, bo pewnie z nudów demoluje już moją poczekalnię - znaczący uśmieszek. - Odpocznij i wiedz, że będziesz miłym gościem w mej siedzibie, a zaproszenie, byś tu zatrzymał się podczas pobytu w Rostock jest wciąż aktualne.

Ashford skinął głową, uśmiechając się promiennie.

- Dziękuję za propozycję, ale wydaje mi się, że moje miejsce jest u boku Matki.

JD nie ufał Mścisławowi i Katarinie. Nie podobały mu się ani odpowiedzi Księcia, ani jego postawa. Zastanowił się, w czym tkwił problem. Może Ventrue był zbyt życzliwy dla "psów gończych"? Nie wiedział wiele na temat zdarzeń, choć był Księciem miasta? Mścisław musiał być lepiej poinformowany. Kainita, który przez tak wiele lat zdołał utrzymać się na stanowisku, nie zawdzięczał tego biernemu obserwowaniu. Zapewne więc i teraz nie był bierny, choć… właśnie takie wrażenie sprawiał. JD nie usłyszał ani jednej deklaracji czy wizji przyszłych działań ze strony Księcia.

Właściwie nie było powodu, by Mścisław miał mu się spowiadać. JD zastanowił się, czy nie zbyt prędko osądza.

Przykucnął, aby spojrzeć w oczy Katarinie.

- Szykuje się wielkie święto… na cześć wspaniałej osoby - szepnął. Złapał dwie dziecięce rączki i uścisnął je, nie myśląc wiele. Nabrał do płuc ostatnią porcją wyjątkowego zapachu, pożegnał się z Księciem, po czym wyszedł z gabinetu.

Ruszył przed siebie, wciąż czując na plecach ciężkie, martwe spojrzenie trofeów myśliwskich.
 
Ombrose jest offline  
Stary 16-09-2013, 12:07   #20
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Niewiele rozmawiali w drodze do mieszkania przy szpitalu. Matka wysłuchała relacji JD i skwitowała ją wyrażeniem „dobra robota”. Wydawała się jednak nieobecna myślami. Równie dobrze mógłby jej powiedzieć, że podlał kwiaty przed wyjazdem, żeby nie zwiędły… gdyby jakieś mieli. Gdyby w ogóle mieli miejsce, które mogliby nazwać domem...

Zamyślił się. Czy taka osoba jak Mary miała miejsce, które mogłaby nazwać domem? Potomek rodu Ashfordów miał swój „śmiertelny” dom, do którego mógł wrócić. Od kiedy jednak rozpoczął tę podróż u boku wampirzycy, czuł jak nitka po nitce pękają więzi z tamtym życiem.

Nim udali się na spoczynek, Krwawa Mary wezwała jeszcze recepcjonistę. Nieszczęśliwy z tego powodu student, który pewnie w ten sposób opłacał swój czynsz, burkliwym głosem zapytał czego im potrzeba.

I wtedy nagle coś się zmieniło. Jego spojrzenie dosłownie zostało wessane przez kocie oczy Mary. Mężczyzna był nią całkowicie pochłonięty. Gdyby JD oddychał, wstrzymałby powietrze. Matka używała mocy prezencji.

- Jak Ci na imię? – spytała miękko.
- Rafael, proszę pani.
- Bardzo pięknie. Co robisz jutro Rafaelu?
- Mam wykłady i seminarium, i…
- Nie masz na to czasu, Rafaelu.
- Nie?
- Nie. Jutro zostaniesz tutaj aż do zmroku. Będziesz przez cały dzień czytał książki i obserwował okolicę. Jeśli ktoś by mnie szukał, zmylisz go. Zrobisz wszystko, żeby nie dopuścić, by mi przeszkadzano w ciągu dnia, dobrze?
- Tak, zrobię wszystko.
- Będę Ci za to niezmiernie wdzięczna. Muszę skupić się na pracy, nie wolno mi przeszkadzać, pamiętaj.
- Dobrze, proszę pani.
- Chodźmy.
– te słowa Krwawa Mary wypowiedziała do JD i skierowała się do wynajętego przezeń mieszkania.

Potem nie odzywała się już w ogóle. Nie zdejmując nawet ubrania, położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Trudno powiedzieć czy rozmyślała, czy usnęła od razu.




Nadeszła kolejna noc.
Powieki JD rozchyliły się, a on sam spojrzał na świat wokół – bardzo spokojny świat. Jedyny dźwięk, jaki doń dochodził, to odgłos grającego gdzieś radia oraz strumienia wody, rozbijającego się o łazienkowe kafelki. Mary nie było w pokoju. Najwyraźniej postanowiła wziąć orzeźwiający prysznic, nim oboje rzucą się w wir maskarady.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 16-09-2013 o 12:10.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172