Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2013, 23:43   #24
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Lynx podniósł z resztek robota niemiecki peem, jego własny Kriss w tej chwili był bezużyteczny. - Niech to szlag...! - skomentował krótko całą sytuację z bronią chowając Vectora do kabury na kamizelce. Empe pięć też był pusty, pieprzony robot wystrzelał wszystkie pestki, a zapomniał chyba skurwiel zapasowego maga zabrać. Po chwili do środka wpadła reszta ekipy, w tym nabuzowany Cutler.

Gdy wrota się otworzyły wpadł do środka jak pustynna burza Maczetoręki. W jednej z rąk miał Glocka, a jego ruchy od razu wydały się dwójce komandosów nienaturalnie szybkie. Cutler na co dzień był dość szybki, ale nie aż tak. James od razu rzucił wzrokiem po pomieszczeniu szukając najpierw zagrożenia, a potem dopiero kontaktując się z dwójką obecnych ludzi...

- Kurwa. - starał się mówić na tyle wolno aby zrozumieli. - Gdzie jest Młody? - zawołał, a w jego głosie dało się słyszeć buzujące emocje.

Tuż za Jamesem podązał Indianin. Gdy dostrzegł, że roboty są już przeszłością z rykiem rzucił się na komputery. Muzyka czy też raczej jazgot dobywający się z głośników musiał być ich sprawką. Maczetą siekał jeden po drugim aż wycie ucichło.- No już - powiedział zadowolony.

Cutler widząc szarżującego na komputery Bashara dał się ponieść emocjom. Chwycił najbliższy mebel, którym był stół do ping-ponga rzucając nim w wielki, płaski ekran. Następnie doskoczył do konsoli X Box, którą rozpieprzył jednym celnym kopniakiem. Później na cel wziął stolik, który rozbił się o ścianę. James chwytał po kolei krzesła łamiąc je o ziemię. Zauważył, że z tej całej agresji ostała się jedynie jedna, solidna noga krzesła więc zatrzymał ją w ręce i dobył ponownie klamki. Mógł iść dalej.

- Dobra Szefie wyjaśnimy potem a na razie trzeba znaleźć Młodego i zajebać Alberta. Co każesz? - Baszar zwrócił się do nowego dowódcy.

- Dopalacz - skomentował Drake spoglądając na Jamesa, następnie jednak zajął się sprawdzaniem odniesionych ran. - Znaleźć naszą broń, zabrać Młodego i najlepiej wysadzić to w pizdu. Nie wiem jak was, ale mnie Albert poważnie wkurwił.

- To było kurwa zbyt piękne... - wycedził zimno Nataniel. - Kiedy tu wchodziliśmy, obiecałem mu jesień średniowiecza z dupy, jak spróbuje jakichś sztuczek... a że nie lubię być gołosłowny, to dobierzemy mu się tak do serwera, że się posra. Drake ma rację, musimy mieć naszą broń... bo obecnie nie mamy zbytniej siły ognia.

- Yes Sir Master Chief! - powiedział Cutler do Drake’a nagle wybiegając z pokoju rekreacyjnego.

James kierował się do siłowni gdzie liczył, że znajdzie duży, metalowy przedmiot mogący mu robić za odpowiednik łoma czy łamaka. Sztangę. Cały czas miał w łapie Glocka, a nogę krzesła upuścił na ziemię przy wyjściu z pomieszczenia rekreacyjnego. On już się wybawił.

James wybiegł ciągle na dopaleniu, zaraz za nim Baszar. Znając tych dwóch to zaraz coś rozpieprzą. Staszek dziwnie spokojny wyciągnął cienkiego papierosa i odpalił go.

Lynx pytająco spojrzał na Drake’a: - Idziemy po swój sprzęt? Rozpieprzymy ten burdel po fundamenty? - Komandos ruszył w kierunku głównego korytarza, mając nadzieję, że Logan pójdzie razem z nim. Miał też nadzieję, że drzwi do pomieszczenia z szafkami z ich bronią nie są zamknięte na amen.

Drake wyciągnął nóż i odciął skrawek swojej koszuli, z tak pozyskanego materiały na prędce zaczynał robić sobie prowizoryczny opatrunek - Gdzieś pomiędzy jeszcze wyciągniemy Młodego - spojrzał na moment na Lynxa - Rozwalmy tę budę, nie ma co czekać. - Ruszył za towarzyszem.

Lynx podążał korytarzem idąc tuż pod ścianą, to samo robił równolegle do niego Drake. Rozumieli się w tym aspekcie bez słów, wyszkolenie wojskowe, poparte kilkoma latami ciężkich walk na Froncie robiło swoje. Pomimo kilku dni gnuśności, oglądania debilnych filmów, czy czytania książek nie mogło uśpić w nich instynktu zabójców. O ile Cutler był wielkim osiłkiem, który rozwałkę opierał na brutalnej sile swoich przerośniętych mięśni, o tyle oni byli jak chłodna, wypolerowana stal. Zabijali… szybko skutecznie i bez fajerwerków… niczym sztylet wepchnięty między żebra wprawną ręką assasyna.

Dotarli do końca korytarza, do miejsca gdzie składowana była ich broń, w zasadzie był to przedsionek bunkra, dalej już było tylko wyjście. Idący bardziej z przodu Lynx, trzymał w dłoniach strzelbę Mossberga, którą wręczył mu bez słów Logan. Nataniel nie potrzebował tłumaczenia, dlaczego on a nie Drake ma dzierżyć lepszą w tej chwili broń. Lepiej strzelał, mniej oberwał, miał większe szanse na trafienie jakiegoś bydlaka, niż poraniony przywódca ich watahy. Szybkie wnioski i logiczne myślenie – to ratowało życie.

Były członek Zwiadowczego uniósł dłoń w uniwersalnym geście oznaczającym niebezpieczeństwo. Drake zatrzymał się kilka dłoni od krawędzi grodzi prowadzącej do pomieszczenia z ich ekwipunkiem. Kątem oka zauważył robota trzymającego w mechanicznych łapach jego Scara. Zdążył się w ostatniej chwili cofnąć, mechaniczny pupilek Alberta nie zdążył ich zauważyć. Na migi pokazał Loganowi, co ich czeka za drzwiami.

Ten skrzywił się w lekkim ironicznym uśmieszku: - Tylko nie spudłuj stary, to nie jest dobry dzień na śmierć… - ruszył do przodu, ściągając na siebie uwagę maszyny. Ta jednak będąca niewolnikiem obliczeń, skomplikowanych mniej lub bardziej algorytmów, nie zareagowała odpowiednio szybko. Kiedy celownik jego własnego karabinu wodził za Loganem on oddał strzał ze strzelby prawie bez celowania. Odległość od wroga nie była zbyt duża, a on już z miał jednego skurwysyna dziś na koncie, wieloletnie doświadczenie w walce z maszynami podpowiedziało mu gdzie celować, by szybko wyłączyć wroga z gry.

Po chwili opróżniali szafki z ich własnej broni. Brali wszystko co mogło się przydać, priorytetem była broń i amunicja. Nataniel podszedł do wijących się jeszcze na metalowej, ryflowanej posadzce, resztek robota. Z głuchym trzaskiem pękła obudowa mózgu robota, pod ciężkim wojskowym buciorem, miękka tkanka z mlaśnięciem rozbryzgała się po podłodze. Podniósł swoją broń, przejrzał magazynek, sprawdził komorę, przeładował. Wszystko póki co działało, poczuł się bezpieczniej czując znajomy ciężar w rękach. Zamknął oczy i odetchnął z satysfakcją. „Teraz Ci kurwa pokażemy!!!” – sycił się tą myślą. Nie dość długo, z głośników popłynęły kakofoniczne dźwięki syreny alarmowej, przeplatane ze słowami alertu: - Rozpoczęto procedurę autozniszczenia. Za 30 minut bunkier zostanie zniszczony. Prosimy nie panikować i udać się do wyjścia drogą ewakuacyjną. Valut-tec dziękuje za skorzystanie ze swoich usług.

Gdzieś z oddali słyszeli wołanie Bashara. Spojrzał na Drake,a, a ten odpowiedział: - Wracamy po nich. Nataniel uśmiechnął się paskudnie: - OK, ale potem dobierzemy się temu dupkowi do dupy? Nie takie rzeczy robiliśmy w 30 minut…

Wkroczyli w korytarz, rozjaśniony błyskami syren alarmowych… Niczym dwa Anioły Zniszczenia… a jedyne co mieli dla wrogów to Ból i Śmierć…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline