Mężczyzna uczynił jakowyś gest w powietrzu zaś oczy Helvgrima zapadły się w ciemność. Gdy po uderzeniu serca ponownie ujrzał świat, stał zdębiały. Wydawało mu się że mineło kilka godzin...które spędził ze swymi krewniakami, rozmawiając przy stole i radując się wesoło. Ostatnim co ujrzał nim świat przywrócił go na swe łono był ktoś baaardzo podobny do Valayi, próbujący dać mu cos do zrozumienia. Niestety co, umkneło jego uwadze. -Jestem Morr usłyszał ponownie. - Odstąpcie kompania... to nie jest człowiek, ino ludzki bóg, widziałem... coś... wizję. - Helvgrim cofnął się z lękiem. - Ostrza opuście. Przyjmijmy go. Słuchajcie, dobrze radzę. - Helv znów zrobił krok w tył i spojrzał na kamratów. Gdzieś z boku zakrakał kruk.
Ragnar opuścił topór patrząc to na Helva to na “Morra”. Założył tarczę na plecy i zaczął uspokając Baragaza, który zachowywał się równie nerwowo. - No dobra... - powiedział powoli góral - A z jakiej paki spotyka nas zaszczyt... eee... obcowania z tobą, o czcigodny?
-Uznałem że ciekawie was będzie...zobaczyć. odparł ów przybysz, z czymś co moglo wydać sie bardzo cichym chichotem. - Czy cos cie niepokoi Ragnarze?
- Znaczy ja mam pytanie odnośnie, twojej boże, jury... jurys... jurysdykcji. W sensie... my mamy umrzeć, kogoś mamy umrzeć czy niby zasnąć czy coś? I w takiej sytuacji... no my trzej przynajmniej podlegamy Gazulowi. Bo ja naprawdę nie sądzę, abyście się, boże, fatygowali taki kawał drogi ze swoich włości coby się z nami spotkać. Nie żebym mówił co wam wolno, czy nie wolno, no ale to mi się po prostu... we łbie nie mieści. - Ragnar wyrzucił z siebie potok słów.
Prawdę powiedziawszy prawie zbaraniał ze zdziwienia. No bo w sumie... czemu nie miałby wierzyć Helvowi. Ale z drugiej. Krasnolud był po prostu zmieszany. Jego niedźwiedź też nie wyglądał na pocieszonego, ale nie wiadomo czy to z powodu zachowania właściciela, czy też z powodu obecności siły wyższej.
- Ehhh. Ragnarze Ragnisonie. Ragnar usłyszał dudniący głos....gdy na miejscu Morra zobaczył brodatego krasnoluda ubranego w ciemne szaty -Ragnarze Ragnisonie. Czyżbyś za mną tesknił?. Ubrany w czarne szaty krasnolud roześmiał się, zaś zza misia zawturował mu gloś poprzedniego przybysza... który właśnie dokarmiał go jakowymś mięsem.
Aż Ragnara zgięło i powaliło na kolana z szacunku do Bogów Przodków. Na twarzy miał teraz piekielnie głupią minę.
- Eee... - to wszystko co zdołał wypowiedzieć Ragnar.
W jakiejś hali, kaplicy, świątyni... w wizji... ale tutaj w głuszy, znienacka pojawienie się Boga Przodka i jego kolegi po fachu ze strony ludzi, sprawiło że Treser nie był w stanie zachować ani kszty dostojeństwa.
- A więc? Masz jakąs sprawę że sie o mnie dopytujesz? spytała postać w czarnej szacie. - Czy tylko dziwisz się mej nieobecności tonem niezobowiązującej pogawędki?
Ragnar próbował coś powiedzieć, ale mu słowa uwięzły w gardle i ostatecznie po prostu zwiesił głowę wpatrując się gdzieś w swoje stopy nie mając odwagi spojrzeć na Gazula. - Ja po prostu nie pojmuję co się dzieje. - wydukał w końcu.
- Oj juz dobrze, nie przejmuj sie tak...kiedys się dowiesz, albo i nie, zobaczymy. Rób swoje i wszytsko będzie jak trzeba. Nie zawsze wszytsko da się zrozumień, niestety. A rzadko od razu. Tak czy inaczej błogosławię ci. Czy ktoś chce o cos spytać, skoro już tu jestem? spytał rozglądając sie po wszytskich. |