Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2013, 23:45   #33
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Mężczyzna uczynił jakowyś gest w powietrzu zaś oczy Helvgrima zapadły się w ciemność. Gdy po uderzeniu serca ponownie ujrzał świat, stał zdębiały. Wydawało mu się że mineło kilka godzin...które spędził ze swymi krewniakami, rozmawiając przy stole i radując się wesoło. Ostatnim co ujrzał nim świat przywrócił go na swe łono był ktoś baaardzo podobny do Valayi, próbujący dać mu cos do zrozumienia. Niestety co, umkneło jego uwadze. -Jestem Morr usłyszał ponownie.
- Odstąpcie kompania... to nie jest człowiek, ino ludzki bóg, widziałem... coś... wizję. - Helvgrim cofnął się z lękiem. - Ostrza opuście. Przyjmijmy go. Słuchajcie, dobrze radzę. - Helv znów zrobił krok w tył i spojrzał na kamratów. Gdzieś z boku zakrakał kruk.
Ragnar opuścił topór patrząc to na Helva to na “Morra”. Założył tarczę na plecy i zaczął uspokając Baragaza, który zachowywał się równie nerwowo.
- No dobra... - powiedział powoli góral - A z jakiej paki spotyka nas zaszczyt... eee... obcowania z tobą, o czcigodny?
-Uznałem że ciekawie was będzie...zobaczyć. odparł ów przybysz, z czymś co moglo wydać sie bardzo cichym chichotem. - Czy cos cie niepokoi Ragnarze?
- Znaczy ja mam pytanie odnośnie, twojej boże, jury... jurys... jurysdykcji. W sensie... my mamy umrzeć, kogoś mamy umrzeć czy niby zasnąć czy coś? I w takiej sytuacji... no my trzej przynajmniej podlegamy Gazulowi. Bo ja naprawdę nie sądzę, abyście się, boże, fatygowali taki kawał drogi ze swoich włości coby się z nami spotkać. Nie żebym mówił co wam wolno, czy nie wolno, no ale to mi się po prostu... we łbie nie mieści. - Ragnar wyrzucił z siebie potok słów.
Prawdę powiedziawszy prawie zbaraniał ze zdziwienia. No bo w sumie... czemu nie miałby wierzyć Helvowi. Ale z drugiej. Krasnolud był po prostu zmieszany. Jego niedźwiedź też nie wyglądał na pocieszonego, ale nie wiadomo czy to z powodu zachowania właściciela, czy też z powodu obecności siły wyższej.
- Ehhh. Ragnarze Ragnisonie. Ragnar usłyszał dudniący głos....gdy na miejscu Morra zobaczył brodatego krasnoluda ubranego w ciemne szaty -Ragnarze Ragnisonie. Czyżbyś za mną tesknił?. Ubrany w czarne szaty krasnolud roześmiał się, zaś zza misia zawturował mu gloś poprzedniego przybysza... który właśnie dokarmiał go jakowymś mięsem.
Aż Ragnara zgięło i powaliło na kolana z szacunku do Bogów Przodków. Na twarzy miał teraz piekielnie głupią minę.
- Eee... - to wszystko co zdołał wypowiedzieć Ragnar.
W jakiejś hali, kaplicy, świątyni... w wizji... ale tutaj w głuszy, znienacka pojawienie się Boga Przodka i jego kolegi po fachu ze strony ludzi, sprawiło że Treser nie był w stanie zachować ani kszty dostojeństwa.
- A więc? Masz jakąs sprawę że sie o mnie dopytujesz? spytała postać w czarnej szacie. - Czy tylko dziwisz się mej nieobecności tonem niezobowiązującej pogawędki?
Ragnar próbował coś powiedzieć, ale mu słowa uwięzły w gardle i ostatecznie po prostu zwiesił głowę wpatrując się gdzieś w swoje stopy nie mając odwagi spojrzeć na Gazula.
- Ja po prostu nie pojmuję co się dzieje. - wydukał w końcu.
- Oj juz dobrze, nie przejmuj sie tak...kiedys się dowiesz, albo i nie, zobaczymy. Rób swoje i wszytsko będzie jak trzeba. Nie zawsze wszytsko da się zrozumień, niestety. A rzadko od razu. Tak czy inaczej błogosławię ci. Czy ktoś chce o cos spytać, skoro już tu jestem? spytał rozglądając sie po wszytskich.
 
Stalowy jest offline