Nim Jost zdążył dotrzeć do cmentarza zrobiło się już ciemno. Jedynie światło Mannslieba pozwalało na zorientowanie się w okolicy.
Cmentarz, bez względu na to, czy nowy, czy stary, nie jest najlepszym miejscem na spacery. I to nie tylko ze względu na strażników, co strzegą miejsca pochówku przed rabusiami zwłok.
Umarli nie są najlepszymi towarzyszami żywych. Co gorsza niekiedy okazuje się, że niektórzy z tych, co powinni spoczywać w grobach, nie do końca umarli.
Jost rozejrzał się dokoła, w poszukiwaniu wozu lub odzianych na czarno mężczyzn, lecz okolica była pusta.
Odmówiwszy krótką modlitwę do Rhyi odetchnął głęboko i przekroczył bramę cmentarza.
Ten, choć ponoć nowy, już w tym momencie był dużo większy niż w Biberhoff. Długimi szeregami ciągnęły się groby. Niektóre były li tylko zwykłymi kopczykami, tu i ówdzie porośniętymi trawą, inne przykrywały kamienne płyty. Tu marmurowa tablica, tam posąg, a gdzie indziej budowla przypominająca niemal kapliczkę.
Jost ponownie rozejrzał się dokoła.
Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Z jednym wyjątkiem - ktoś rozkopywał ziemię. Był tak zajęty swoją pracą, że nawet nie zauważył, jak Jost, przemykając się od nagrobka do nagrobka, zaczął się do niego zbliżać.
Chłopak, na oko piętnastolatek, brudny i spocony, z zapałem machał łopatą.
O tej porze nikt rozsądny nie zajmował się kopaniem grobu na pogrzeb, który miałby się odbyć najbliższego dnia. Hiena cmentarna? Chyba trochę za wcześnie.
Nie chodziło oczywiscie i wiek, tylko o porę dnia.
jednak zbyt czystego sumienia chłopaczek nie miał, bowiem co chwila przerywał pracę i rozglądał się na wszystkie strony, zmuszajac Josta do zachowania zdwojonej ostrożności.
On sam też się rozglądał. Wolał nie zostać zaskoczony na cmentarzu przez kogokolwiek - ani przez żywych, ani - tym bardziej - przez nieumarłych.
Jost podkradł się jeszcze bardziej.
Skulony za pokaźnym nagrobkiem obserwował poczynania chłopaka. A Ten sapał, dyszał, ale nie przestawał kopać.
Wreszcie łopata stuknęła o drewno.
Chłopak zdwoił tempo kopania, nie zważając na to, że część ziemi osuwa się z powrotem do dołu. W końcu przyklęknął na brzegu, na wykopanym piasku i zaczął za coś ciągnąć.
Po chwili przestał i podniósł głowę.
- Wybacz, panie Chmuro! - jeknął nastolatek z przejęciem. - Weź mnie na służbę! Jam sierota, wiernie jak pies służyć ci będę panie!
Chmura? Josta zatkało. Kogo ten chłopak odkopywał? Czyżby sam Arnold herbu Różowa Chmura, w skrócie Gotte? Zakopali go?
Postanowił cierpliwie poczekać, aż ten ktoś wylezie z grobu. Jeśli wylezie i nie okaże się ożywionym truposzem - Jost powita go z otwartymi ramionami.
Jeśli to nieboszczyk? Cóż, chłopak będzie mieć pecha.