Sesja była rozczarowująca. Erich spodziewał się, że Marcus popatrzy mu głęboko w oczy i na modłę kislevicką powie coś w rodzaju „adin, dwa, tri … tolka spokojna”. A to rach ciach i po wszystkim. Oldenbach był zdegustowany. Lecz po chwili poczuł ukłucie niepokoju, gdy zobaczył przestrach w oczach Opiela i usłyszał jego pytanie. - Acha … - pokiwał smętnie głową – Czyli nie możesz mi pomóc. Cóż, tak myślałem, ale musiałem spróbować. A co do chichotu i płaczu, to mój drogi sam się przekonasz. Jak pobędziemy trochę razem. Czasami … - przerwał spuściwszy smętnie głowę, widać było że zwierzanie się przychodzi mu z trudem. - Czasami nie jestem sobą. Czasami nie pamiętam co robiłem. Nie często. – zastrzegł się zaraz – ale zdarza się. Na ogół wtedy pakuję się w kłopoty.
Uśmiechnął się smutno. - Muszę coś z tym zrobić zanim on mnie wykończy. – stwierdził wychodząc.
Zatrzymał się w progu, by rzucić na odchodne: - Miałeś kiedyś wrażenie, że jesteś tylko zabawką w ręku szalonego, mściwego demona?
Wycieczkę ku kopalni przyjął, ku własnemu zaskoczeniu, z radością. Musiał opuścić tą cuchnącą dziurę zwaną Grisenwaldem. Na szlaku, w drodze czuł się po prostu lepiej. Zostawiać wszystko za sobą i przyjmować nowe i nieznane, z nadzieją że lepsze. Święta naiwności, której się nie wyzbył. No i jeszcze Beatka. Kobiety są takie męczące. Nie dziwił się jej, że chce się wyrwać z miasteczka. Kto by nie chciał, ale brać na siebie ciężaru opieki nad nią nie miał najmniejszego zamiaru. Było miło, ale bez przesady. Po za tym naprawdę nie chciałby się kiedyś obudzić z jej martwym ciałem u boku. Brrrr. Dopóki nie pozbędzie się swego „małego” problemu z taką ewentualnością musiał się liczyć.
Ze wspomnień o Beatce wyrwał go Marcus swoją wypowiedzią o równouprawnieniu. - To widzisz taka sprzeczność. Na co dzień trzymają baby pod kluczem. Są dla nich cenne, to i łatwo o uwielbienie, jak taka dowodzi. Niby nie powinni, a lezą za nią. Nie znam wielu krasnoludów Marcusie, ale powiem Ci, że za Gomrundem poszedłbym w ogień, to bardzo pożądny człow … znaczy krasnolud.
Wkrótce Erich mógł pokazać swoją wierność i oddanie Ghartssonowi, gdy zaczęła się dyskusja o tym jak odbić kopalnie z brudnych łap zieleńców. Na propozycję Gomrunda, by „długonodzy” zostali na zewnątrz zareagował z nieskrywanym entuzjazmem. - Tak, tak. Słuchajcie go. Mądrość prawdziwa przemawia przez usta Gomrunda. Na nic Wam się nie zdamy w kopalni. Zupełnie na nic. – pokiwał ze zrozumieniem. - Zostaniemy tu jako … jako odwód. O! Jest was ponad trzydziestka tęgich chłopów. Poradzicie sobie.
Zaiste oddanie Ericha dla krasnoludzkiego przyjaciela było wielkie. |