Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2013, 17:54   #40
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
W małym niebiałym domku.

Wesoło buzujący w chatce ogień kusił, szczególnie gdy alternatywą pozostawał deszczowy las. Miriahia nie bardzo wiedziała co myśleć o niepokojącym nieznajomym i zaskakującej wymianie zdań między nim, a Viktorem. Teoretycznie sami chcieli się tu wprosić, a jeżeli mężczyzna stanowił zagrożenie to wybór jaki im pozostawiał był tylko pozorny. Poza tym w lesie czyhały na nich także inne niebezpieczeństwa, a trudno byłoby go nazwać schronieniem, przed osobnikiem, który musiał doskonale znać te tereny. Trudno...
-Zostajemy...- stwierdziła niepewnie widząc pytający wzrok akolity, który raczej nie kwapił się do podjęcia decyzji.

Usłyszawszy Miriahie, Viktor przeniósł jeszcze wzrok na Nastasze. Chłopak nawet jakby miał inne zdanie, od dziewczyn, pewnie nawet by się nie sprzeciwił. Może jednak z czasem nabierze większej pewności siebie...

Ciszę panującą między nimi, co chwilę przerywały grzmoty. Deszcz i przejmujące zimno, panujące na zewnątrz, a także mokre ubranie, sprawiły, że dziewczyna postanowiła zignorować zwykłą ostrożność i powoli ruszyła w stronę ognia, rozglądając się po pomieszczeniu.

Była to średnich rozmiarów chatka. Na ścianach wisiały skóry, w sporym palenisku płonął wesoło ogień. Gotowała się na nim zupa. Na stole leżały rozłożone papiery, po kątach i meblach zaś ubrania i zwyczajowo obecne w każdym domu elementy.

Miriahia usiadła przy samym palenisku, na podłodze i zdjęła przemoczoną pelerynę. Położyła ją obok siebie, mając nadzieję, że woda choć trochę wyparuje i grzała się, wyciągając dłonie nad ogień. Jednocześnie czekała na reakcję swych towarzyszy.

Nastasza spojrzała na rozmówców, jej wzrok padł na chatę rozejrzała się. Na stwierdzenie że wchodzimy, szukała oznak czy aby mężczyzna jest samotnikiem w tej chacie czy spodziewać się ma kompanów. Ogień jak ogień ciepły i kuszący lecz w Kislevskich lasach było gorzej a i wytrzymać się dało. Przystanęła chwilę w progu. Sprawdzała również czy gdzieś jest jakaś broń na widoku i ewentualne drogi ucieczki.

Broni nie było widać. Drzwi były jedne. Chatka wyglądała cicho i spokojnie.
Nastasza rozejrzała się i na pierwszy rzut oka spokój i ciepło zachęcało do wejścia. Lecz nie dla niej. Poukładane, pusto i żadnych oznak czym się trudni ów mężczyzna mówiło że coś jest nie tak. Naczynia wskazywały na samotny tryb życia. Więc stroni od ludzi, nie sprasza znajomych, czy przyjaciół. W trójkę powinni dać sobie radę nawet z rosłą posturą. Wolała jednak spocząć przy chacie. Przynajmniej tak powiedziała. Jednak zamierzała znaleźć nieduże drzewo i tam się ułożyć. Deszcz nie deszcz a piorun prędzej trafi w wyższą chatę lub drzewo niż w niższe.

- Dziękuję ale jeżeli mogę to spocznę tutaj. Nie lubię schadzek, poza tym, za ciepło było by mi w środku. – I spojrzała jeszcze raz do izby.

Żadnych ziół jak na odludka przystało, grzybów czy mięsa z dzikiej zwierzyny. Może i gotowała się strawa na ogniu ale nie wiedziała co tam za skład dodał gospodarz i nie chciała sprawdzać. Zostawiła swych kompanów w środku i ruszyła ku okolicznym drzewom gdzie zagrzebała się w dziupli. Jej kompani spożyli zupę i poszli spać, nie niepokojeni powrotem gospodarza. Właściwie zupełnie zapomnieli o jego istnieniu, a może raczej majaczyło to na granicy znanych faktów lecz nie zwracało ich uwagi.

Obudzili się rano. Ich gospodarza dalej nie było. Właściwie chatki też nie. Obudzili się, wyspani i najedzeni w ruinach starej spalonej chatki, zarastającej krzaczorami już któryś rok. Nastasza spała w dziupli starego drzewa, parę kroków dalej. Padały płatki śniegu…


Lejbbrygada mała wiocha.

Noc nie była szczęśliwa dla Rose. Dar Morra, sen, był dziś wyjątkowo mocny. Obudził ją dopiero cios w policzek. Ból rozszedł się po jej twarzy. Z trudem odzyskała zdolność wyraźnego widzenia. Przywiązana była do drewnianego słupa, skrępowana tak za ręce jak i nogi. Po jej policzku spływała krew. Przed sobą dostrzegła lustro…była naga.

http://handcuffedgirl.com/media/imag...a-basement.jpg

Tu kończy się twój czas usłyszała, koncentrując swój wzrok na człowieku który ją uderzył. –Czas poczuć ból.


******

Robert odprowadził zbłąkaną dziewuszkę do domu, gdzie radośnie przyjęli go jej rodzice. Spożywszy razem posiłek, wypytywali rycerza kim jest, co tutaj robi i ogólnie przyjęli go względnie ciepło. Następnie udał się do karczmy by zastanowić się co dalej. Z dzieweczka umówił się na dzień następny na spacer. Z ciocia przyzwoitką oczywiście. Wychodząc z ich domu, w cieniu opodal, dostrzegł sylwetkę jakiegoś mężczyzny, który znikł szybko gdy został zauważony. Robert wrócił do karczmy.

*******

Nemeyeth siedziała we wrzącej kąpieli. Balie ustawiono w osobnym pomieszczeniu, dobrze oświetlonym ale niezbyt przestronnym. Woda, dolewana przez służąca była gorąca. Odpoczywała, obmywając ciało i relaksując się.

*******

Ruppert przysnął na drzewku, co nie udało się elfce. Odpoczął na łonie natury i posilił się zgodnie ze swym zwyczajem. Zrobiło się mu raźniej. Obudziły go pierwsze płatki śniegu oraz rozmowa pod drzewkiem. Co zapamiętał? –I wszyscy umrą, a my będzie bogaci. Nie okazywać łaski, fagasy jedne

Brygada Miś

Ruszyliście przez las. Droga była właściwie spokojna. Poza jednym drobiazgiem. Zorientowaliście się dopiero po chwili. Zabójca który wam towarzyszył jakoś się zmienił. Włosy, odrośnięte w chwilę, sięgały mu do ramion, czego sam on nie zauważył. Poza tym było całkowicie normalnie. W wiosce zdobyliście żywność i gorzałkę, choć podłej jakości. Po kilkugodzinnym pobycie udaliście się w dalszą drogę. Zaczął prószyć śnieg. Przed wami, na drodze, widać było koleiny pozostawione przez wozy, raczej świeże.

 

Ostatnio edytowane przez vanadu : 24-07-2013 o 18:36.
vanadu jest offline