Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2013, 20:14   #44
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Glandir wybiegł jak rażony piorunem z jaskini spoglądając z niedowierzaniem na to, co też się przed nią działo. Orkowie zaatakowali. Tak szybko.
-To nie możliwe...- syknął zatrwożony na widok ogromnego trolla. Kompani nie czekali na rozkazy sierżanta. Zarówno podwładni Glandira jak i najemnicy, którzy niedawno przybyli do obozu doskonale wiedzieli co powinni robić. Kątem oka syn Torrina widział, jak Helvgrim i pyskaty zabójca trolli rzucają się na ogromne monstrum, błyskawicznie odciągając jego uwagę od strąconego z grzbietu wierzchowca Lothara. Żelaznoręki był pewien, że kompani uporają się z trollem. On zaś obrał sobie za cel dowódcę zielonoskórych. Orkowy wódz był charakterystyczną postacią w całej tej zbieraninie niedomytych, "zielonych ryjów", jak miał ich w zwyczaju nazywać przed laty Torrin, ojciec Glandira. Liczne blizny, największy siepacz, oraz kilka ludzkich i krasnoludzkich czaszek powieszonych na stalowych łańcucha, przywiązanych do pasa wodza. Glandir wyszczerzył zęby w grymasie złości. Nie lękał się ni trochę.

-Posmakuj mojej stali pierdolona kreaturo!- krzyknął dodając sobie animuszu. Brodaty sierżant błyskawicznie nabrał rozpędu, zaś swe kroki skierował prosto na wodza orków. Dwuręczny topór uniósł lekko w górę, wiedząc, że impet z jakim uderzy byłby w stanie powalić dorosłego dzika więc pewnie i pogruchocze pewnego siebie orka. Kątem oka dostrzegł rosłego norsmena, który również obrał sobie za cel wodza. Glandirowi to nie przeszkadzało. Nie był samolubem oczekującym poklasku i polującym na tytuły, czy co lepsze trofea. Bitwę trza było zakończyć jak najszybciej i tylko współpraca mogła do tego doprowadzić.
Zielonoskóry był jednak zwinniejszy niż mogłoby się wydawać. Tylko niesamowity refleks sprawił, że herszt zielonoskórych uskoczył w bok unikając śmiertelnie niebezpiecznego ciosu rudobrodego krasnoluda. Mimo to, brodacz zdołał rozorać ramię orka swoim toporzyskiem. Sekundę później obok znalazł się Trygve również atakując przeciwnika z wściekłością rozjuszonego roju os. I jego włócznia skutecznie dosięgła celu utaczając krwi orkowi.

Ten nie pozostawał dłużny. Pierwszym jego celem był Glandir. Cios siepaczem dosięgnął celu mimo iż khazad próbował go uniknąć. Raniony i zdekoncentrowany dwoma przeciwnikami ork zawiódł, bo choć z pod krasnoludzkiej zbroi polała się stróżka krwi, to Glandir wcale tak bardzo nie ucierpiał. Skrzywił się tylko na twarzy, bo rana przez krótką chwilę piekła jak diabli. Ork próbował zaatakować momentalnie norsmena, lecz o mały włos nie potknął się na wyboistym gruncie. Szczęście było po ich stronie. Rudobrody sierżant poczuł ból na lewym barku. Khazad od razu spojrzał przez ramię widząc przypadkowego orka, który próbował od tyłu podejść go z toporkiem, lecz zbroja spełniła swoje zadanie i po uderzeniu zielonoskórego pewnie pozostanie tylko bolący siniec. O ile w ogóle było pisane mu to przeżyć...
Kilka metrów dalej toczył się jeszcze bardziej zażarty bój, pomiędzy trollem a Wolfgrimmem walczącym ramię w ramię z Helvgrimem. Glandir czuł, że jego podwładny sobie poradzi, choć chciał mu pomóc wiedział, że wódz jest ważniejszym celem ze względów taktycznych.

Wystarczyła krótka chwila by norsmeńsko – krasnoludzki duet odesłał herszta orków w otchłań Gorka i Morka. Glandir uderzył końcówką drewnianego trzonka topora w krocze orka, który próbował zajść go od tyłu, dając sobie i Trygve kilka chwil swobody. W tym czasie rosły mąż z dalekiej północy posłał wodzowi orków dwa solidne ciosy, które sprawiły mu sporo bólu a także zamroczyły na czas uderzenia serca. Glandirowi ta krótka chwila w zupełności wystarczyła. Płynnym zamachem topora rozciął przeciwnikowi twardy i żylasty mięsień uda, tak że ten chcąc nie chcąc przyklęknął na kolano ranionej nogi. Glandir spojrzał mu głęboko w oczy i korzystając z impetu rozpędzonej broni obrócił się na pięcie o pełne koło wydając przy tym z siebie głośny, gardłowy odgłos. Krew trysnęła na twarz Żelaznorękiego a głowa wodza poturlała się pod nogi uciekającego w panice Lothara.
Sierżant miał kilka chwil by rozejrzeć się po polu bitwy. Hevgrim i zabójca nieźle pokiereszowali trolla, lecz ten jak widać nie pozostawał im dłużny. Syn Sverriego wyglądał na poważnie rannego.
Rudobrody sierżant podniósł topór, gotowy do kolejnej szarży, lecz było za późno. Potężny cios trolla uderzył Wolfgrimma z taką siłą, że ten padł jak długi nieopodal pola bitwy. ~Więc odnalazłeś swój honor przyjacielu...~ pomyślał Glandir, biorąc rozpęd. Kilku orków próbowało trafić toporem czy siepaczem biegnącego khazada, lecz ten jakby natchniony krzykiem samego Grungiego pędził unikając każdego z orkowych ataków.

-Haldur! Pomóż Lotharowi!- krzyknął biegnąc wprost na trolla. Olbrzymi stwór nie dostrzegł zbliżającej się zagłady. Był w zupełności skupiony na pokiereszowanym Helvgrimie. Na jego paskudnej mordzie pojawił się grymas przypominający uśmiech satysfakcji. Stwór uniósł drzewo, które służyło mu za broń, oburącz i już miał brać zamach, kiedy zza pleców syna Sverriego śmignął rozpędzony Glandir. Żelaznoręki skoczył przed siebie z bronią wysoko uniesioną nad głowę, tak jakby chciał przeskoczyć ogromną przepaść. Moment, kiedy niesiony własnym rozpędem pokonywał dystans do trolla ciągnął się niczym ostatnia chwila przed śmiercią. Być może taka go czekała, lecz nie było czasu myśleć nad przyszłością, nawet tą najbliższą.
Toporzysko Glandira wbiło się z wielką siłą w pierś trolla rozrywając skórę, mięśnie i kości tak, jakby nie stawiały one żadnego oporu. Cios był tak potężny, że połamał stworowi żebra i prawdopodobnie dokończył żywota stwora. Bestia zawyła żałośnie wypuszczając z masywnych łap drzewo, po czym padła jak długa na plecy z Glandirem, kurczowo trzymającym się swego topora, który wciąż wystawał z piersi monstra.

-Aaaaaaaaagrrrr!- zawył raz jeszcze, wyszarpując z truchła broń. Czy to miał być koniec bitwy? Czy orkowie dadzą nogę widząc upadek swego wodza, a następnie najsilniejszej broni w ich wątpliwej jakości oddziale? Jednooki sierżant starł niedbale spływającą po twarzy juchę przeciwników by lepiej widzieć. Prędko rozejrzał się dookoła. Helvgrim leżał nieprzytomny, tam gdzie stał, tuż pod nogami przypadkowego orka.
-Chodź tu ściero!- krzyknął Glandir widząc nieprzytomnego wojownika i stojącego nad nim zielonoskórego. Żelaznoręki miał na zakrwawionej twarzy wymalowany prawdziwy obłęd, który mógł przerażać bardziej niż rozjuszony troll, uzbrojony w wielkie drzewo, o tak. Nawet nie dostrzegł innego orka, który już do niego doskoczył z chęcią zabicia rudobrodego. Najpierw chciał pozbyć się tego, który powalił Helvgrima, by nieprzytomny od ran i bólu khazad był bezpieczny. O ile to w ogóle było możliwe...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 24-07-2013 o 20:32.
Nefarius jest offline