- Chodźcie, idziemy do domu - powiedział Jost.
- Nie, nigdzie nie idę. - Gotte stanął jak wryty, ledwo słowo “dom” padło z ust Josta. Zaparł się obiema nogami. - Nigdzie nie idę!
- Chcesz tu zostać? - Jost był naprawdę zdumiony.
- Nie, nie, nie. - Gotte pokręcił głową. - Idę. Ale nie pod dwunastkę. Przecież od razu się zorientują, że żyję.
- Tak, tak. Pan hrabia ma rację. - Alex zwany też Młodym poparł Gotte. - Obserwują dom. Mnie też nie mogą tam zobaczyć.
- No właśnie. Sam widzisz, Jościku, że nie mogę tam iść - powiedział Gotte. - Co gorsza, muszę wracać bokiem, muszę unikać strażników.
- No wiesz... - mówił dalej Gotte. - Strażnicy są źle. Bardzo źli. Jak tylko mnie wyprowadzili z tej gospody, to od razu te draby po mnie przyszły. Od razu mnie do nich doprowadzili. Strażnicy do tych drabów, co mnie zabrali.
- Młody - Gotte najwyraźniej nadrabiał zaległości w mówieniu, spowodowane długim pobytem w niewoli. I w trumnie. - Znasz jakieś schronienie? Miejsce, gdzie mógłbym się schować, aż nie opuścimy wszyscy miasta?
- Znam, znam, panie hrabio. - Młody się skłonił. - Ale to nie jest odpowiednie miejsce dla waszej dostojności. Ale skoro pan hrabia chce się schować, to zaprowadzę wielmożnego pana.
- Jościku... Rzuć mi jakąś monetę ładną - poprosił Gotte. - Bo wiesz, zabrali mi wszystko, co do miedziaka.
Ładną monetę? Jot się skrzywił. W sakiewce miał, prawdę mówiąc, niewiele. Ale czegóż nie robi się dla druha. Sięgnął do mieszka i wyciągnął parę srebrników.
- Musi ci starczyć do chwili, aż się znów nie spotkamy. - Podał pieniądze, które Gotte natychmiast schował.
- Młody da wam znać, jak się ze mną skontaktować - powiedział Gotte.
- Tak, tak. Dam znać - zapewnił Młody. - Ale już musimy iść, panie hrabio. Poprowadzę pana.
Gotte i Młody zniknęli w mroku, a Jost ruszył szybkim krokiem pod dwunastkę. |