Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2013, 07:56   #43
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Wędrówka przez opuszczony sektor, gdzie na ścianach światło latarki prześlizgiwało sie co jakiś czas po napisie A-0776, była pełna niewidzialnego napięcia. Atmosfera na korytarzach była grobowa. Skorodowane tunele przenikał nieprzyjemny przejmujący ubrania i chwytający za kości, kłujący gardła i płuca chłód. Para tworzyła się z oddechu lecz nie było widać widocznych oznak mrozu. Praha nie widział ani szronu, ani lodu, ani sopli. Może dlatego, że nauczył się patrzeć nie dostrzegając zbędnych szczegółów.

Wnętrze tętniącego niegdyś życiem sektora przypominało teraz zatopiony wrak łodzi podwodnej lub dryfującego przez głębię przestrzeni kosmicznego molocha - duh! Praha odkrył Gehennę! Pozbawione więźniów cele i korytarze jak nawiedzony dom trwało w posępnym milczeniu jakby z pogardą obserwując intruzów. A może i ściany były już martwe? Rozkładające się żelazne trupy pochłaniane przez nicość, popadające w zapomnienie. Praha wiedział, choć nie chciał się zakładać ze sobą czy przypadkiem bardziej nie podejrzewał i czuł, że w tym ogarniętym beznadziejną pustką miejscu, gdzie za krawędzią światła czaił się mrok, mieszkają nowi gospodarze. Ugięci na wyżymanie z ich umysłów nadziei, odwagi i pokoju. O tym ostatnim, to raczej mowy być nie mogło już od czasu przekroczenia przez więźnia progu międzygwiezdnego krążownika karnego Gehenna i to jeszcze sprzed czasów Anomalii. Jednak nie każdy był taki sam, niektórzy mogli znaleźć pokój ducha w przeróżnych miejscach i choć szczur do takich osób nie należał, to wiedział, że są tacy. Na pęczki. Jedni lgnęli do wiary w Boga, drugiego człowieka, technologę, ideologię czy innego idola jak to w sektach bywa. Inni oddawali się w bezpieczne ramiona dragów, hedonizmu, szaleństwa lub śmierci. Praha uczepił się nadziei choć była pełna prześwitujących obaw jak nie do zdarcia, nieśmiertelne, wypierdziane kalesony bezdomnego Sylwestra z 676. Tak, nawet na Gehennie można było być na wyzwolonym sektorze śmierdzącym kloszardem.

Szczur najbardziej bał się ślepego zaułka. Oczywiście w przenośni. Wielokrotnie we śnie przychodził do niego koszmar obracający się wokół jednego i tego samego motywu. Sytuacji bez wyjścia. Nagłe olśnienie, poznanie prawdy, która druzgoce swym brutalnym absolutem beznadziei wszystkie sztuczne zabezpieczenia psychiki. Kilkakrotnie na Gehennie Praha budził się zlany potem na mokrym materacu z nieopisanym uczuciem wszechogarniającego szczęścia, że to był tylko zły, niedorzeczny, nierzeczywisty sen. Wtedy życie na sektorze było tego dnia znośne, przynajmniej do pierwszego rozczarowania w zderzeniu z realiami tego brutalnego świata, gdzie normalny człowiek uczy się znieczulicy na każdym kroku jak małe dziecko chodzenia. Do przetrwania hoduje się skorupę obojętności. Pancerz z wypranych emocji, zabitych uczuć wyższych i zamordowanego sumienia. Praha udusił swoje gołymi rękoma łkając przy tym jakby przeprowadzał eutanazję na kimś ważnym i bliskim lub odcinał od maszyny podtrzymującej życie taką osobę. Ale zabite sumienie nie umierało. Nie odchodziło na zawsze w jakieś inne, pewnie lepsze od tego, miejsce, gdziekolwiek by nie miało być. Nie. Ono powracało przypominając sobą nieszkodliwego żywego trupa. Pozbawionego agresji zombie. Przynajmniej tak Praha wyobrażał sobie wypaczone sumienie. Jak gdyby patrzył w martwe oczy ożywieńca z nadzieją i strachem, że tam może być uwięziona świadomość losu i wspomnień do których nie da się wrócić, stanu z którego nie ma powrotu. A więc tak, Praha lubił myśleć o sobie, że jest nowym człowiekiem, który ewoluował jak wirus. Lubił tak myśleć, bo wierzył, że jak długo będzie sobie powtarzał to kłamstwo, to stanie się w końcu prawdą. Bo w rzeczywistości jego sumienie skopane i obite solidnie, leżało w ciemnym dole dna jego serca wsłuchane we własny bezgłośny krzyk niemego zdziwienia, że już nie pamięta do kogo należy. Ale jeszcze wciąż żyło zwieszone na cienkiej nitce. Jak duszący się od braku powietrza w niekończącym się momencie konania; w tej ostatecznej chwili na krawędzi świadomości, że choć jeszcze nie umarł to już jest trupem.

Więzień 4413615 musiał się dostosować żeby żyć. Aby przeżyć należało poddać się lub zmusić do ewolucji. Ten, kto tego nie robił był nie znającym dnia ani godziny samobójcą. Tylko tak można nazwać kogoś, kto da się zabić przez własną głupotę. Chociaż po tych paru brzydkich latach na Gehennie zdarzały się i samobójstwa z prawdziwego zdarzenia. I Praha wiedział, że tak skończy jeśli usłucha najbardziej utajone lęki, te demony wyzierające z ukrycia czarnych kątów gmachu jego ciemnej duszy, które szeptały, że nie ma nic. Nic nie ma. Nie ma dokąd uciekać. Nie ma po co uciekać. Nie ma statków transportowych. Nigdy nie było planów kolonizacji a raczej szansy na nią daną przez pacyfistów w humanitarnym geście aspołecznym, podatnym na agresję wygnańcom z Terry. Że bezpłodność nie jest na czas lotu zaszczepionym środkiem antykoncepcyjnym. Że to wszystko to propaganda. Kłamstwo.
Okrutny żart...

Jest Gehenna
Nie ma nic

Nie ma przyszłości
Nadziei
Ucieczki

Jest wieczne dziś
Nicość
Nic


Uciekaj od siebie
Można tylko uciec od siebie
W śmierć

Praha wiedział, że nie chce takiego życia. Podświadomie czuł, choć nie przyznał się przed sobą do tego jeszcze nigdy, że gdy uwierzy w beznadziejność... kiedy pozna prawdę o kłamstwie... jeśli już nic go innego nie czeka prócz wegetacji o przetrwanie... to wtedy...

Na miejscu tego odkrycia strzeli sobie w łeb.
Otworzy żyły.
Przedawkuje dragi.
Cokolwiek byle natychmiast.

Bez żalu dla tych nędznych ostatnich chwil, w tym przeklętym padole skurwienia, którego tak głęboko nienawidzi całym sobą, że aż czasem czuł, że mógłby gołymi rękoma rozszarpać wszystkich jego mieszkańców na krwawe strzępy. Wyrwać jak chwasty.

Szczur otrząsnął się z natrętnych myśli, gdy zdało mu się, że słyszy znowu zawodzący płacz dziecka przeszywający ciszę pustych korytarzy na granicy ludzkiego słuchu. Zatrzymał się. Nasłuchiwał. Sektor wsiadał na psyche. Nie słyszał nic prócz ciszy. Takiej która nawet nie krzyczy już i nie piszczy w uszach. Martwa. Taka, że wpełza pod skórę wywołując tym dreszcze. Która zdechła w samotności bezgłośnie i wpychając się do ust chce zatkać sobą już i tak ściśnięte gardło. Udusić.
Wzdrygnął się.

Zdał sobie sprawę, że na jakiś czas zapomniał, że nie jest sam. Że idzie w grupie towarzyszy złączonym tym samym celem. Że razem z Torchem prowadzą ich wszystkich po szczepionkę.
No dobrze, niech będzie, że tak niby było.
Praha nigdzie nie szedł dla elity gangerów, lecz uciekał z sektora śmierci. Bynajmniej zamierzał tam wracać. Szedł po szczepionkę dla siebie a każdy, kto będzie chciał mu w tym przeszkodzić awansuje z nie bycia przyjacielem na wroga jego przetrwania. Jebać cały sektor. Niech zdychają wysrywając przełyki, migdały i języki. Nie mogłoby go to chyba mniej obchodzić.

Szedł cicho i ostrożnie niczym cień własnego cienia rzucony na ciemność przez mrok. Rozglądał się, węszył, nasłuchiwał. Oby było przejście Wędrowca. A jak nie, to prowadzić będzie trasą, która oznajmił wszystkim przed spuszczeniem do Kibla. Droga, której bał się chyba z nich wszystkich najbardziej wiedząc co czeka na dole... Prowadził ich niemal jak w darze ofiarnym, bo ta krwawa rzeź mogła kupić czas, odwrócić uwagę, dać szansę na przetrwanie. To była wszak część planu ucieczki bezimiennego więźnia i tym razem nie zamierzał dać się złapać nikomu...

Praha obrócił się i uśmiechnął do Netaniasza i Torcha, który uciszał przed chwilą mędrkującego obojnaka. Szczur przyłożył palec do ust pojednawczo nakazując Jonaszowi ciszę poniżej dziesięciu decybeli. Puścił oczko. Taki był szczur tunelowy skromny, troskliwy, łagodny i serdeczny.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline