Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2013, 20:24   #96
Komiko
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Kerensky miał wrażenie, że za chwilę dosłownie zesra się w skafander ze strachu. Starał się manewrować tak, żeby lecieć tuż za Shroudem, ewentualnie obok niego by mogli zachowywać kontakt wzrokowy. Miał wrażenie, że za chwilę akiś ostry kawałek metalu wryje mu się w poszycie skafandra i ten straci swoją szczelność. Zdawał sobie sprawę, że to raczej mało prawdopodobne, większość z tych odłamków po prostu dryfowało, lub trwało bez ruchu. Drobne otarcie z kolei nie powinno zniszczyć ich uniformów. Ale strach był, niezależnie od tego jak długo powtarzał sobie, że jest mało uzasadniony. Po chwili jednak wyrósł przed nim kawałek metalu większy niż mógł się tego spodziewać. Modlił się by coś takiego nie miało miejsca, kawał pokrytej oskrobanym lakierem blachy jednostajnym, powolnym lotem wynurzył się znad niego, dokładnie przecinając tor jego lotu. Bennet nie zdążył wyhamować, i na wyłączając silniczki manewrowe zbyt późno, przywalił głową prosto w kosmiczny śmieć. Zapadła ciemność...

Lądując na pokładzie Harvestera Shroud napewne zauważył, że kolega, który leciał tuż za nim w pewnym momencie gdzieś się zatrzymał. Przynajmniej taką miał nadzieję Bennet. Nie wiedział czy śni, czy być może nie żyje... Zdał sobie jednak sprawę, że chociaż nic nie widzi, ciągle myśli, czy to życie po śmierci? Nie, to przebłysk świadomości, który właśnie go wybudził. Otworzył oczy, wciąż miał przed nimi kosmiczne gruzowisko. Ile tak dryfował? Nie miał pojęcia... Fakt faktem, że jego skafander wytrzymał, szyba hełmu była cała, chociaż czuł straszny ból w czaszce. Najwyraźniej od środka uderzył własną głową o wewnętrzną stronę hełmu. Zważywszy na to, że właśnie zaliczył knock down, śmieci wygrały pierwszą rundę na punkty, jakieś dziesieć do ośmiu. Miał wrażenie, że jego ciało jest jak z gumy, albo z galarety. Miał kłopoty z koordynacją ruchową, jakby ciągle będąc nieco otępiałym. Zauważył też, że Harvaster ciągle znajduje się na swoim miejscu, a jego silniki zaczynały emanować coraz mocniejszą poświatą... Zwiększały moc napędową. Od startu dzieliły ich zapewne minuty....
- Shroooud...! -
Jęknął błagalnie do mikrofonu, mając nadzieję, że kolega go usłyszy.
- Nie zostawiajcie mnie! Kurwa, błagam! -
Spróbował skupić swoje myśli i ocknąć się, wylewając na siebie wyimaginowany kubeł zimnej wody. Musiał się rozbudzić, nie mógł zginąć w taki sposób, to byłoby gorsze niż pocięcie przecinarką plazmową, pierwszy nawigator miał przynajmniej szybką śmierć. Musiał się ruszyć, więc spróbował ponownie uruchomić silniki manewrowe by jak najszybciej ruszyć w stronę gotującego się do statku okrętu. Kiedy starał się pozbierać czuł jakby bolały go wszystkie mięśnie. Zupełnie jakby przed chwilą znów był dzieckiem i spadł z drzewa na trawę, która była twardsza niż się z początku wydawało, jego oczom ukazała się jednak iskierka nadziei. Zobaczył zarys postaci Shrouda, chłopak go nie zostawił.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 25-07-2013 o 20:26.
Komiko jest offline