Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2013, 21:10   #87
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Nareszcie jakaś cywilizacja. Pomyślała Jeanne na widok eleganckiego mężczyzny. Uśmiechnęła się odwzajemniając uścisk dłoni na powitanie.
- Jeanne Øksendal. - Ruszyła za nieznajomym. Raver też z nimi poszedł.
- Nie, nie mówiłam panie Damir dla kogo pracuje. - Ona również pokazała rząd równych, białych i zadbanych zębów gdy mężczyzna puszczał ją w drzwiach.
- Czy mój towarzysz mógłby liczyć na coś do picia?? - Zapytała się czarnoskórego mężczyzny gdy stanęli przed jego gabinetem. I nie czekając na odpowiedź zwróciła się do Ravera. - Czego się napijesz Felix?? Poinformuj O'Harę gdzie jesteśmy.
Damir skrzywił się delikatnie, gdy zapytała Foxa, choć przykrył to szybko uśmiechem.
- Oczywiście. Dziwi mnie troszkę pani podejście do ochroniarzy, nie można być zbyt miłym. Rozleniwią się.
Mrugnął do niej, gestem dając znać jednemu ze swoich ludzi.
- Dajcie mu coś do picia.
- Dziękuję, ale nie jestem spragniony - odpowiedział, nietypowo grzecznie, Fox. - Natomiast jeżeli Pani życzy sobie porozmawiać z zastępcą dyrektora w cztery oczy, to oczywiście poczekam na zewnątrz. Przekażę stosowne informacje O'Harze. - Wszystko zostało wypowiedziane poważnym tonem, bez cienia drwiny, jak na pieska przystało... a przynajmniej tak pewnie odbierał to ktoś, kto nie wiedział, jak wyglądają ich typowe rozmowy.

Jeanne wzruszyła lekko ramionami słysząc wypowiedź Ravera. Chciała być zwyczajnie miła. Dobrze zdawała sobie sprawę, że o ile jej zostanie zaproponowane coś do picia, o tyle najemnikowi nikt nic by nie zaoferował. Ale widocznie nie był spragniony, jego sprawa.
- Może tutaj panie Damir. Może tutaj. - Zwróciła się do swojego rozmówcy.
Wprowadził ją do swojego gabinetu, wskazując z uśmiechem na sofę. Zamknął za nimi drzwi.
- Damir, bardzo proszę. Nie jest pani moją pracownicą, by tak oficjalnie... - podszedł do barku. - Coś mocniejszego?
Jego oczy zatrzymały się na niej, spojrzenie niemal wwiercało się, jakby chciał zajrzeć jednocześnie do jej duszy i poprzez ubranie. Ale patrzył w oczy.
- Jaki powód odwiedzin naszego... nie ukrywajmy tego, niezbyt pięknego obecnie kraju?
- Kawa w zupełności wystarczy. Czarna. - Usiadła na sofie. Starała się nie reagować na jego natarczywe spojrzenie. - Interesy panie Damir. A interesy rządzą się pewnymi prawami, prawda?
- Kawa? - to go trochę zbiło z tropu, ale jedynie na moment. - Niestety brak mi tu znanych z tak zwanych, bardziej cywilizowanych krajów, asystentek, by spożywać świeżo zmieloną kawę.
Wyjął szklankę i nalał do niej czegoś czarnego i gęstego, stawiając na stoliku przed Jeanne. Sam usiadł na fotelu naprzeciwko. Trunek pachniał kawą, ale był zimny i gęściejszy, jak likier.
- Oczywiście, że się rządzą. Pani pragnie czegoś ode mnie, więc pozwolę sobie zadać pytanie. Nie, nie o jakie interesy, to przecież pani sprawa. Raczej: w czym mógłbym pomóc?
Ton jego głosu był miły, spokojny i opanowany. Akcent i sposób mówienia także sugerował, że musiał posługiwać się językiem angielskim od dawna.
Pani biolog podziękował za poczęstunek. W smaku było jak likier kawowy, z niewielką domieszką alkoholu, raczej gorzki.
- Ten tu przybytek świadczy usługi w zakresie medycyny. Zapłacimy oczywiście za to. Tylko proszę mi nie mówić, że mam zejść na dół i poczekać w kolejce. Jesteśmy zainteresowani również wynajęciem sprzętu jakim dysponuje ta placówka.
- Nie wyglądają państwo na zwykłych pacjentów, ma się rozumieć - Damir uśmiechnął się, w swoim mniemaniu czarująco. Jak widziała go kobieta, tego mógł jeszcze nie wiedzieć. - Mamy kilku zdolnych medyków. Natomiast co do urządzeń... nie wszystkie są tutaj, a niektórych nie mamy w ogóle. Musiałbym więc poznać dokładną listę potrzeb.
- O medyków proszę się nie martwić. Nie potrzebuję ich. Sama się tym zajmę. Potrzebuję na razie aparatury rentgenowskiej. Co później, to się okaże po tym prostym badaniu. - Odparła przyglądając się mężczyźnie. Przeszło ją dziwne, niepokojące uczucie. Wzdrygnęła się. Ale obiecała sobie zachować się chłodno i profesjonalnie. Bez względu na to jakim spojrzeniem obdarzyć mógł ją jej rozmówca. Jeanne zdawała sobie doskonalę sprawę z tego jak ów mężczyzna na nią patrzy. Nie do tego była przyzwyczajona. I nie tego oczekiwała po partnerze w rozmowach. - Drugą sprawą jest laboratorium. Je też chcę wynająć. - Walnęła prosto z mostu pani biolog, przestając na chwilę rozmyślać o spojrzeniach posyłanych jej przez rozmówcę.
Mężczyzna rozłożył dłonie, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Ależ oczywiście. Nie żąda pani czegoś niezwykle skomplikowanego. Rentgen to żaden problem, chociaż przyznam się szczerze, że nie posiadamy najnowszego typu urządzenia. A laboratorium... tu już będziemy bardziej omówić, bo różne rzeczy można badać, prawda?
Łatwo było zauważyć, że temat ten lekko go poruszył, jak gdyby właśnie to pragnął usłyszeć. Wstał nagle, dwoma szybkimi krokami podchodząc do barku i nalewając sobie do szklanki brązowawego płynu.
- Jest oczywiście całkowicie bezpieczne. Zwykle jednakże staramy się nie badać tutaj niebezpiecznych próbek. Czy stanowić będą zagrożenie? Chemiczne, biologiczne?
- Jeżeli na początku XX wieku mogli wykonywać takie zdjęcia, to wasza aparatura nie powinna być gorsza. - Odparła spokojnie pani biolog. Po czym nastąpiła krótka przerwa, w trakcie której kobieta układał sobie coś w myślach, patrząc gdzieś przez okno gabinetu. - Pani Damir, ja chcę wynająć laboratorium bez ludzi. Czy substancja jest niebezpieczna?? Być może, a być może nie. Proszę podać waszą cenę.
- Ah, droga pani Jeanne - przez chwilę stukał palcem w szklankę, milcząc. Upił spory łyk. - To ogromna różnica, czy substancja jest niebezpieczna. Sama pani powinna o tym wiedzieć. Wyjaśnijmy sobie te najprostsze sprawy, bowiem nie chciałbym wyjść na ignoranta.
Wrócił na swoje miejsce, siadając i nachylając się. Patrzył teraz prosto w jej oczy.
- Bez oznaczeń. Bez munduru. Bez podania firmy - wyliczał. - Zapewne również bez monitoringu, bowiem nasze laboratorium ma pełen, wraz z rejestracją wyników. Może lepiej pani powie, co może zaoferować, pani Øksendal. Bo przecież nie mówię, że to niemożliwe.
Wyprostował i znów uśmiechnął, unosząc szklankę w toaście.
- Widzę, że taka sytuacja to nie nowość dla pana. - Odparła pani Øksendal. - Trochę dziwny sposób prowadzenia negocjacji, - Wzruszyła ramionami obracając w dłoni szklankę z likierem. - ale co kraj to obyczaj. Tego typu placówki mają olbrzymie potrzeby i małe budżety. - Spojrzał nagle w oczy mężczyźnie. - Znam ludzi wydających miesięcznie więcej na swoje zachcianki niż wynosi pański roczny budżet. Czasem kupią nową kolię czy konia żonie, a czasem przeznaczą tę sunę na organizacje dobroczynne. Cóż więcej mogę panu zaoferować?? - Uśmiechnęła się do niego. - Po za gotówką teraz i wsparciem w przyszłości. - Uśmiech nagle znikł z jej twarzy. Zastąpił go wyraz całkowitego skupienia i chłodnej kalkulacji. - Musze tylko poznać pańskie potrzeby.
Zaśmiał się krótko, z lekkim zdaje się niedowierzaniem spoglądając w jej oczy.
- Pani naprawdę uważa, że tutaj to wszystko działa tak jak w pani kraju? Nie, proszę mi wierzyć. Wydatki to sprawa oczywista, w Somalii pieniędzmi nie można wszystkiego załatwić. Zwłaszcza, gdy się jest tylko kobietą, o ile będąc nią nie próbuje się wykorzystać swoich niewątpliwych wdzięków w żaden sposób.
Rozłożył dłonie w przepraszającym geście, jakby mówiąc "proszę wybaczyć, ale taka jest prawda".
- Oczywiście nie ma pani wielkich wymagań, więc wystarczy oferta pieniężna, lub jeszcze lepiej technologiczna albo związana z wiedzą, która mogłaby nam się przydać. Nie jestem dyrektorem tej placówki, swoją drogą. Pełnię tylko rolę... reprezentanta.
- Technologie albo wiedza?? Słucham dalej. - Zignorowała dalszą część jego wypowiedzi, która zresztą bardzo, ale to bardzo jej się nie spodobała. Niestety osobiste antypatie trzeba było zostawić za sobą. Przynajmniej na razie. - Człowiek uczy się całe życie, nawet jeżeli jest tylko kobietą.
Nagle machnął ręką, upijając większy łyk.
- Nie będę pani zamęczał, pani Jeanne. To o co pani prosi nie jest przecież tyle warte, prawda? Tysiąc waszych eurodolarów starczy. Żadnych kamer i rejestrów. Tylko niestety, tam nie można wnosić broni. Zapewniamy pełne bezpieczeństwo, pieski będą mogły zostać tutaj, na górze.
- Niech będzie. - Podniosła się odstawiając niedopity alkohol. - Kiedy możemy zacząć??
- Choćby i zaraz - klasnął w dłonie, wyraźnie zadowolony. - Każę przygotować laboratorium. Mogę nawet przydzielić kogoś do pomocy. Większość etykiet jest w tutejszym lub arabskim języku. Pracuje u nas taka jedna. Amerykanka. Łatwo się dogadacie.
Damir wstał, podając dłoń, choć raczej do pomocy we wstawaniu, niż na przypieczętowanie umowy.
Przyjęła pomoc.
- Nie potrzebuję pomocnika. Poradzę sobie i z językiem. Najpierw jednak sprawa udostępniana aparatury rentgenowskiej. My na Zachodzie dbamy o podwładnych i nie wymieniamy ich gdy się uszkodzą.
- Tutaj łatwiej i taniej jest wymienić - zaśmiał się, otwierając drzwi do gabinetu. - Proszę poczekać przy recepcji, za chwilę kogoś do państwa poślę.
Uruchomił holofon i zaczął coś mówić w tutejszym zdaje się języku.
- Fakturę dostanę po badaniu? Prawda? - Stanęła w drzwiach odwracając się do Damira. - W recepcji czy mam tutaj kogoś wysłać??
Spojrzał na nią, nie przerywając rozmowy, a potem pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem, machając ręką w kierunku recepcji.
Wzruszyła ramionami.
Jeanne wyszła z gabinetu czarnoskórego mężczyzny.
Kiwnęła głową by najemnik poszedł za nią.
Gdy już się zrównali odezwała się do niego.
- Idziemy do recepcji. - Przystanęła na chwilę. - Możesz zawiadomić swojego szefa, że będziemy tam na niego i Wingfelda czekali. Najpierw prześwietlenia, później sprawa laboratorium. Możesz mu wspomnieć, że zawarłam umowę z panem Damirem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline