Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2013, 21:37   #97
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
[b]SHROUD, KERENSKY[/B]


Człowieczeństwo odkrywa się w chwili, w której życie jest zagrożone. W której świadoma, ludzka istota, musi podjąć wybór – zaryzykować swoje życie, by ratować inną świadomą, ludzką jednostkę, czy raczej pozostać wiernym pradawnemu instynktowi przetrwania. Temu behawioralnemu rytowi, który kształtował ludzkość, kształtował cywilizację od zarania dziejów.
Shroud podjął decyzję. Postanowił ratować człowieka, z którym połączył go przypadek. Członka tej samej załogi.

Podtrzymując odzyskującego przytomność Kerenskyego, posiłkując się silnikami w skafandrze, poleciał w kierunku rozświetlonej sylwetki SCS HARVESTERA.

Tym razem mieli szczęście. Szybując pośród szczątków otaczających Żniwiarza niczym muchy otaczające padlinę, dotarli do kadłuba ponownie stając na jego oblodzonej, czarnej powłoce.

Silniki startowe rozgrzewały się do pełnej mocy, co było znakiem, że do startu okrętu pozostało zaledwie kilka minut. Nie musieli się jednak teraz aż tak bardzo martwić, bo przecież nim statek wejdzie w prędkość umożliwiającą mu pokonanie kosmicznych dystansów w dość krótkim czasie (zazwyczaj liczonym tygodniami, miesiącami, a nawet latami podróży – w zależności od odległości od celu), minie jeszcze kilkanaście minut. No i, przede wszystkim, HARVESTER musiał wyjść jeszcze z pola kosmicznych śmieci, w którym dryfował, gdy przybyli mu na ratunek.

Najrozsądniejszą drogą, zgodnie z pierwotnym planem, było rozdarcie w kadłubie SCS HARVESTERA. Istniała też szansa, że natkną się tam na ekipę ze SPACE DRAGONA II łatającą dziurę.

Pomagając sobie wzajemnie ruszyli w stronę zniszczonej burty, z niepokojem w sercu wyczuwając coraz silniejsze drżenie metalu pod stopami. Wibracje kadłuba przenikały ich ciała lekką falą, od której bolały zęby i oczy.
W końcu ujrzeli cel swojej eskapady. Wyrwę w kadłubie. Poszarpaną, straszną i mało zachęcającą. Ale on nie mieli wyjścia i po chwili zagłębiali się w pokryty szronem mrok kolosa.

W światłach latarek, – ponieważ ten fragment SCS HARVESTERA nadal pozbawiony był najwyraźniej zasilania mogli dojrzeć wnętrze ratowanego okrętu.

* * *


Znaleźli się w wysokiej ładowni. Pomieszczanie było, czarne i martwe a w środku unosiło się swobodnie w Zero – G wszystko, co niegdyś tam się znajdowało i nie zostało przytwierdzone. Brak ciśnienia, brak temperatury, brak tlenu. Nie było to dla nich zaskoczeniem.

Pomiędzy śmieciami dostrzegli coś, co mogło być zamarzniętą krwią oraz plamy na ścianach i podłodze.

Nigdzie nie widzieli nikogo z SPACE DRAGONA krzątającego się przy naprawie poszycia. Pomieszczenie było puste i mroczne i w jakiś sposób przyprawiało ich o lęki.


STEVENSON, PETRENKO


Czas zdawał się płynąć inaczej w sterowni SCS HARVESTERA. Sekundy trwały jak minuty. Ciapnęły się, jakby i na nie wpływała tajemnicza i zła siła, która objęła okręt w posiadanie.

Petrenko stracił przytomność , a Stevenson wpatrywała się w lśniący pistolet w swojej ręce. Taki ciężki. Taki złowrogi. Taki … śmiercionośny.
Wystarczyło unieść broń, wymierzyć, nacisnąć spust i patrzeć, jak zawartość czaszki Petrenki rozbryzguje się na zewnątrz. Ta czerwień. Ten zapach krwi. Ta niepowtarzalna, niedoceniana chwila, kiedy ciepło życia zamienia się w chłód śmierci. Kiedy powoli gorąco ustępuje pola zimnu. Kiedy ciepłe….

Ciepłe …

Tak właśnie…. Cieeepłe... cieeeepłeeeee ... ciepłe.

Stevenson potrząsnęła głową i z przerażeniem zorientowała się, że trzyma pistolet w górze kierując lufę prosto w stronę głowy Rosjanina, a jej palec prawie nacisnął spust.

Z trudem opuściła broń wyganiając z myśli obrazy masakry i śmierci. Te dziwie przyjemne myśli. Zaczęła się bać. Teraz już naprawdę drżała z przerażenia. Wiedziała, że jeszcze jeden, może dwa ataki a potem … zabije. Zabije … kogokolwiek i sprawi jej to niewątpliwie satysfakcję.

- START ZA PIĘĆ MINUT – zakomunikował komputer pokładowy SCS HARVESTERA.

- Sterówka! Sterówka! – nagle z głośników interkomu – wewnętrznej sieci komunikacyjnej statku dało się słyszeć całkiem wyraźnie męski, podenerwowany głos. – Czy ktoś mnie słyszy?! Ktoś tam jest?!

Glos nie należał do nikogo z wysłanych na HARVESTERA ratowników.

- Czy ktoś mnie słyszy?!

- Jimbo – dało się słyszeć drugi glos, chyba kobiecy i jeszcze jakieś dźwięki przypominające … wystrzały z karabinu. – Idą tutaj, kurwa! Szybciej! Nie gadaj tylko otwieraj tą pierdoloną gródź!

- Sterówka! Czy ktoś mnie tam słyszy?!

Petrenko jęknął przeciągle, boleśnie i otworzył oczy.

- START ZA CZTERY MINUTY KOMA TRZYDZIEŚCI SEKUND. ZAŁOGA PROSZĘ ZAJĄĆ MIEJSCA W FOTELACH PRZECIĄŻENIOWYCH.


- Jeśli ktoś tam jest i mnie słyszy – głos nieznajomego mężczyzny wszedł na naprawdę przerażone rejestry. - Musicie to, kurwa, zatrzymać!


NICOLAYEVA, LUVEZZI

Winda nie jechała zbyt długo i po chwili drzwi na korytarz otworzyły się z cichym szumem siłowników.

Ich oczom ukazał się szeroki, poznaczony plamami krwi korytarz.

Do sterówki mieli już niedaleko, co najwyżej jeden zakręt.

- START ZA PIĘĆ MINUT – usłyszeli mechaniczny głos wydający instrukcję załodze po angielsku.

Ostrożnie ruszyli przed siebie w stronę dziobu okrętu, gdzie znajdowała się sterówka.

Nicolayeva zauważyła go pierwsza.

W bocznym przejściu, oznaczonym plamami krwi, stał w okrwawionym kombinezonie w barwach korporacji OCTOPUS, jakie nosili na SPACE DRAGONIE, jakiś człowiek. Chwiejnym krokiem szedł w ich kierunku, a za nim … serce ratowniczki zabiło szybciej.
Za nim bowiem, pełznąc, człapiąc, maszerując, podrygując szła … liczna załoga w skafandrach MISHIMY. Co najmniej tuzin osób. Wszystkie, co można było bez trudu zauważyć, raczej nie mogły być żywe.

Szybkim krokiem ruszyli w stronę zakrętu i ujrzeli ostatni prosty korytarz.
Z lewej strony dwie pary drzwi, z prawej strony – dwie pary drzwi, w tym jedna rozdarta. I na końcu – ich cel – sterownia. Jej drzwi zostały rozprute, rozdarte. Ktoś wytopił w nich dziurę umożliwiającą wejście do środka.

- Cieeepłeeee – armia trupów prowadzone przez „Bambusa” – bo w końcu udało się im rozpoznać zmasakrowanego kumpla w kombinezonie Modliszka prosto ze SPACE DRAGONA - wyłoniła się z bocznego korytarza i .. przyśpieszyła, jakby wyczuwając ich dwójkę.

Z przerażeniem Luvezzi i Nicolayeva zauważyli, że niektóre … stwory
... są uzbrojone. Co prawda w prymitywną broń do walki wręcz … siekiery, stalowe pręty czy kawałki metalu … niemniej jednak widok broni w rękach tych … stworzeń, powodował, że żółć podchodziła do gardeł ludziom.

I nagle, kiedy zawahali się, co zrobić pierwsze drzwi po lewej stronie korytarza otworzyły się i pojawiła się w nich nieznani im kobieta. Miała krótko obcięte włosy, czarną skórę i … pistolet w ręce.

Nieznajoma, w stroju załoganta MISHIMY, zauważyła ich i podniosła broń w górę.

- START ZA CZTERY MINUTY KOMA TRZYDZIEŚCI SEKUND. ZAŁOGA PROSZĘ ZAJĄĆ MIEJSCA W FOTELACH PRZECIĄŻENIOWYCH.

- Cieeepłeeee – zawodzenie Bambusa było coraz bliższe.

-Aaatakaiii – wtórowały mu ciała załogi Mishimy maszerujące za Sanchezem.
 
Armiel jest offline