Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2013, 22:49   #52
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fauligmere - bagna, dzień 2 późne popołudnie


Macka dwukrotnie uderzyła na krasnoluda mocującego się z instalacją metalowych bolców utrzymujących w skale łańcuchy. Pierwszą zauważył po cieniu który pochłonął jego własny cień czule oplatający skałę, którą właśnie ranił swym młotem. Macka opadła z niesamowitą siłą próbując zapewne bardziej zmiażdżyć niż pochwycić swą zdobycz. Być może to głośne łupanie w skałę, być może drgania które powodowało sprawiało iż działania krasnoluda stały się swoistym wabikiem na potworę. Śpiew, tuptanie , nawet tańce nie były w stanie zupełnie odciągnąć ją od pożywienia które tak intensywnie dawało o sobie znać. Z drugiej strony być może pierwotny instynkt zwierzęcia ostrzegał go przed możliwością pułapki – zwykle ofiary aż tak bardzo nie starały się jej zwabić, wręcz przeciwnie poruszały się ostrożnie , cicho, ufając iż chaotyczny stwór ich nie wyczuje... Poza tym uderzenie z ogromną siłą w kamieniste podłoże okazało się dość nieprzyjemne dla samej ośmiornicy a dla macki kaleczące. Istniało duże prawdopodobieństwo, że sama sobie zadała więcej ran przy tym uderzeniu niż ktokolwiek wcześniej zdołał jej zadać. Szereg mniejszych i większych zranień a nawet powbijane niewielkie kawałki kamienia w mackę, zdawały się to potwierdzać.

Krasnolud zdążył uskoczyć a nawet uderzyć młotem uciekającą mackę, która nie miała jak się schować na kamienistym podłożu. Mimo iż nikt nie usłyszał z jej ust słowa protestu, rozcięta tkanka i rozchlapana maź świadczyły, iż ten cios nie był dlań zupełnie obojętny. Przy jej rozmiarach niestety wciąż wyglądał jak kropla wody spuszczona na pustynię.

Podobnie było ze strzałą Alexa która momentalnie poszybowała wraz z ostrzegawczym okrzykiem w stronę macki. Naciągnięta cieńciwa tylko czekała na to aby ją zwolnić i gdy macka uniosła się w górę z zamiarem spłaszczenia Helvgrma przywitała ją strzała łowcy, być może częściowo ją spowalniając i ułatwiając unik krasnoludowi.

Nie sposób było się tego dowiedzieć ani domyśleć, tym bardziej że ośmiornica nie dawała za wygraną i czując w pobliżu ofiary przypuszczała kolejne ataki.

Siegfred miał utrudnione zadanie. W bagnistym podłożu prawie nie sposób było dostrzec macki. Prawie stanowiło jednak w tym przypadku istotna różnicę. Kilka stóp od niego podłoże bagna jak gdyby się pogrubiło. Wyglądało to na podwodny korzeń i zwykła istota przechodząc obok, nie mogłaby pomyśleć inaczej. Sigmar wspomagał jednak dzielnego woja i zwrócił nań uwagę gdy macka jeszcze się poruszała nim zastygła tuż przed ofiarą czekając aż ta podejdzie bliżej. Nie sposób było jednak odmówić instynktu łowcy ośmiornicy, gdy tylko wyczuła, że ofiara coś wyczuwa, bez wahania przystąpiła do ataku. Nie pomogło przygotowanie Sigmaryty, ledwie zdołał uniknąć ciosu, lecz szybkość z jaką zaatakowała macka i konieczny unik, utrudniły mu pogłaskaniem macki własną bronią – ta jedynie zanurzyła się w bagnistym mule, w ślad za umykająca macką. Nie był pewien, tak szybko rozegrało się to zdarzenie, ale miał wrażenie, że macka ta była o wiele węższa niż poprzednie.

Czy to możliwe ? Zastanawiał się w duchu, lecz niezbyt długo, przypomniał sobie bowiem, że w przypadku fizjologii stworów chaosu wszystko jest możliwe.

Alex i Vilis niemal jednocześnie ostrzegli krasnoluda przed kolejnym atakiem. Zbyt późno jednak, macka tym razem nie zawisła w powietrzu, aby opaść z przerażającą siłą. Wystrzeliła niczym wąż waląc jednak wprost w skałę w która uderzał Helvgrim, centymetry od niego samego. Końcówka macki rozplasła się na skale pozostawiając nań posokę po czym zwinęła się odruchowo w kierunku jej właścicielki. Zarówno Helvgrim jak i Alex zdążyli ponownie zadać jej rany, być może niewielkie, dające jednak satysfakcję, iż żaden atak ośmiornicy nie pozostanie nieodpłacony.

Po tym uderzeniu poczwara chyba dała sobie spokój z krasnoludem, gdyż kolejne ataki skupiła na Sigmarycie.

Powiadają, że ręka jest szybsza od oka, czasami bywa to prawdą. Zapewne wszystko zależy od bystrości spojrzenia i od sprawności ręki. Nim Alex i Vilis zdołali wyartykułować ostrzeżenie w kierunku Siegfryda, w stronę macki leciał już sztylet ciśnięty przez Łowczynię. Nie trafił zupełnie, ale przynajmniej pozwolił Sigmarycie ujrzeć kierunek z którego nadchodzi zagrożenie, widział bowiem jak sztylet szybuje gdzieś za jego plecy. Nie zastanawiając się długo po prostu rzucił się na ukos w przód, unikając w ten sposób macki która omal nie pochwyciła go od tyłu. Nawet Alex tym razem nie zdołał jej trafić, mimo że umiejętności mu nie brakowało. Macka ta – co widzileli zarówno Vilis jak i Alex była zupełnie już nietypowa jak na tą ośmiornice przystało. Bardziej przypominała lasso niż odnogę wielkiej poczwary. Cienka i zwinna, z pewnością służąca do chwytania ofiary, tuż obok niej sunęła jednak druga, o wiele większa, mająca zapewne chwilę później mocniej opleść ofiarę i być może ją zmiażdżyć. Gdy tylko wyłoniła się z mułu uderzyła z prędkością skorpiona, nie starając się nawet złapać ofiary a jedynie ja pacnąć w przepełnionym irytacją ciosie.

Ośmiornica nie była przyzwyczajona do tak długo i skutecznie broniących się ofiar. Tym razem jednak pomimo sztyletu, który wbił się w jej kończynę i pomimo strzały, która ją otarła rozcinając delikatnie mackę, zdołała dosięgnąć celu. Siegfryed próbował jeszcze zasłonić się mieczem, lecz było już na to zbyt późno. Gdyby nawet zdążył to zrobić to w najlepszym razie mógł poranić stwora, lecz i tak nie uniknąłby ciosu. Parowanie macki przypominało bowiem parowanie powalającego się drzewa. Nacięcie zdołasz zrobić, ale uderzenia i tak nie zatrzymasz...

Rozległo się nieprzyjemne dla ucha plaśnięcie połączone zapewne z trzaskiem pękanych kości kiedy macka uderzyła w bok Sigmaryty i odesłała go w przestworza niczym kulę wystrzeloną przez porządną krasnoludzką armatę. W locie przez przypadek dostrzegł w tej macce jakiś wbity po rękojeść miecz. Gdyby zobaczył to Helvgrim bez trudu rozpoznałby własny oręż. Siegfryd siłą pacnięcia przekoziołkował dwukrotnie w powietrzu nim plasnął w mokry bagienny grunt. Ten zneutralizował upadek z wysokości, przyszywanica zaś uchroniła Sigmarytę przed gorszymi następstwami, nie miał jednak czasu ni sposobności przyjrzeć się temu wszystkiemu gdyż odpłynął w krainę Morra , na szczęście w jego senną a nie pośmiertną domenę.

Gdyby nie pomoc Vilis zapewne dość szybko spotkałby się z Sigmarem, bagno – jak każdy narkotyk, miało bowiem to do siebie, że wciągało. Nie inaczej było i tym razem, lecz pośpieszna reakcja łowczyni uratowała go przed zatonięciem. Mogła mieć gdzieś narażanie własnego życia w obronie innych, ale gdy mogła bez narażania własnego życia, uratować towarzysza, który będzie jej jeszcze potrzebny w zabiciu ośmiornicy, nie potrzebne jej były ani zaproszenia ani dyrektywy osób postronnych. Te zresztą odebrały dość solidną i bolesną lekcję na temat udzielania pouczeń wkurzonej łowczyni.

Ośmiornica była poirytowana i głodna. Jej głodu zresztą tak łatwo zaspokoić się nie dało, a dotychczasowa walka jedynie wzmogła jej apetyt. Przez krótki czas nie wynurzała się jednak z wody, nie mając w zasięgu innej zdobyczy niż krasnolud i jednocześnie dobrze pamiętając lekcję kamienistego gruntu. W końcu jednak głód przeważył – głód zawsze skłania do desperackich działań i właśnie teraz gdy mogła skupić pełnie swych sił, czy raczej macek na Helvgrimie, wszyscy przytomni dosłyszeli głośny plusk z okolic miejsca w którym toczyli walkę z zielonoskórymi. Chwilę później kolejny, a potem już tylko człapanie w bagnie biegnących istot.

Ośmiornica zainteresowana źródłem owego plaśnięcia i wyczuwająca momentalnie łatwe pożywienie dała spokój Helvgrimowi na tyle iż ten zdołał ukończyć pracę. Łańcuchy zostały przybite do skały, dość solidnie i chociaż można by je zamontować lepiej, staranniej, krasnolud odstąpił ufając, że prędzej łańcuchy pękną niż jego mocowanie. Patrząc na siłę ośmiornicy, ta pierwsza ewentualność była zasadniczo całkiem możliwa.

Przyszykowanym do kolejnej walki bohaterom, po chwili ukazały się sylwetki … Okonia i Lisa. Dysząc i z strachem w oczach obserwując jezioro, oznajmili , że wrzucili dwa cielska do wody, aby zając czymś ośmiornicę.

Zasadniczo pozostawał więc powrót do wioski, do tej pory nieprzytomne ciała poczęły dochodzić do siebie, odczuwając ból jakiego dawno już nie zaznały.

Siegfryd czuł przeciągły i piekący ból w klatce piersiowej, a właściwie w lewej jej części – tam gdzie w bok uderzyła macka. Jesli nie miał złamanych żeber to z pewnością solidnie obite, tego zresztą bez ściągnięcia przyszywanicy nie dało się sprawdzić, a ściągnięcie jej bez odsyłania go ponownie w krainę snów i to na dłuższy czas nie było możliwe. Z trudem mógł się poruszać i bez niesienia go na noszach, idąc w jego tempie , nie mieliście szans zdążyć przed nocą do wsi. Szanse że zdążycie , gdy jego ciało zostanie poniesione także były już mizerne – w najlepszym wypadku mogliście dotrzeć tuż po zmroku i to jedynie posówając się forsownym tempem, na które obecnie praktycznie nie mieliście siły. Z całej gromady być może jedynie Helvgrim nie stracił animuszu ani nie wyglądał na tak zmęczonego jak pozostali, z pewnością była to jednak zasługa krasnoludzkiej fizjonomii przystosowanej o wiele bardziej niż ludzie do wszelkich fizycznych trudów i wysiłku.

Właściwie to z Andreą nie było wiele lepiej niż z Sigmarytą. Co prawda rana na głowie nie utrudniała jej chodzenia, jednak ból porównywalny do przeciągłego uderzenia młotem – już tak. W głowie jej huczało i była przekonana że gdyby w jakiś sposób udało jej się coś powiedzieć, to jej głowa od wewnątrz odpowiedziała by echem. Nie miała zresztą czasu ni sposobności myśleć. Ciężki świdrujący i tępawy jednocześnie ból głowy przypominał stukrotnie gorszą migrenę od najgorszej której doświadczyła , na dodatek umiejscowionej w epicentrum dni kobiecych. Miała wrażenie jak gdyby jakiś lekarz dokonywał właśnie na jej skroni operację na żywca i tak miało trwać jeszcze przez dłuższy czas. Strzępy myśli które udało jej się zebrać, dotyczyły głównie poruszania się na przód i dbania o to by któryś z powtarzających się zawrotów głowy nie wyłożył jej w bagnisku.

Niewielkim pocieszeniem był fakt, że zupełnie przestała odczuwać użądlenia komarów i innych owadów, które czując zbliżający się zmierzch nasiliły swą działalność. Ból głowy przytłumił wszystkie inne bóle stawając w epicentrum jej odczuć i zainteresowań.

Przed łowcami ośmiornicy stanął wybór podróżowania aż do dotarcia do wsi lub urządzenia noclegu na bagnach. Przed podróżą stanowczo przestrzegali łowcy, obawiając się, że nawet oni wówczas się pogubią, perspektywa noclegu na bagnach nie była wszelako bardzo zachęcająca. Jedno było pewne, nikt nie zamierzał rozbijać obozu w pobliżu jeziora, którego okolice najwyraźniej zamieszkiwała nie tylko ośmiornica. Najrozsądniej było stąd odejść, przynajmniej na możliwie bezpieczną odległość.



Po prawdzie decyzja iść do wioski czy zostać na noc na bagnach była decyzją między złym a gorszym a na ta chwilę ciężko było odgadnąć co było to "gorsze" ...
Iść narażając się na atak z zaskoczenia i zbłądzenie, czy zostać przedłużając pobyt na bagnach w mroku o kilka godzin. Śpieszyć do medyka, czy zająć się ranami na miejscu... Niektórzy mieli po prostu problem w wyborze pomiędzy dżumą a cholerą.

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-07-2013 o 23:11.
Eliasz jest offline