Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2013, 19:40   #51
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raz, dwa, trzy, polujesz ty...
Od dawna było wiadomo, że myśliwy może stać się ofiarą. Że potencjalna ofiara może zapolować na myśliwego. Ale kto by pomyślał, że taka wielka bestia potrafi się tak szybko poruszać. I że ma taki wielki zasięg macek. Cholerna przerośnięta przystawka.

Alex obrzucił wzrokiem “pole walki”.
Krasnolud hałasował z jednej strony, osiłek usiłował robić to samo z drugiej. Ciekawe, na kim skupi swą uwagę ośmiornica. Kogo zaatakuje? Pozwoli Helvgrimowi dokończyć dzieła, czy też go złapie i skonsumuje? A może to Siegfried trafi na obiadek w charakterze głównego dania?

Alex cofnął się nieco poza potencjalny zasięg masek i starannie wycelował.
Chociaż bydlę było wielgachne, to i tak strzała ledwo trafiła w cel. Na styk, można by rzec.
W zasadzie mógłby tak sobie stać i strzelać do paskudztwa. Cel, strzał, cel, strzał. Ciekawe tylko, czy paskuda by cokolwiek poczuła. A nawet jeśli, to i tak pozostawało pytanie, ile setek strzał trzeba by wystrzelić, by ośmiornicopodobny potwór raczył fajtnąć girami, tfu, mackami, i rozstać się z życiem.

Jak się okazało, nie tylko potwory stanowiły zagrożenie dla uczestników wyprawy.
Dziewczyny też się wzięły za kudły.
Jakby nie było innych kłopotów. Jakby nie mogły poczekać do zakończenia całej sprawy, a może wszystko by się rozwiązało samo z siebie. Ośmiorniczka mogłaby załatwić i jedną, i drugą i byłoby po problemie. Ale wiadomo - z babami zawsze są jakieś kłopoty.
Alex westchnął, a potem podszedł do leżącej by sprawdzić, czy może jej jakoś pomóc. Na szczęście żyła. W innym przypadku czułby się zobowiązany do doraźnego wymierzenia sprawiedliwości.
Złapał Andreę i spróbował odciągnąć jak najdalej od bajorka.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-07-2013, 22:49   #52
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fauligmere - bagna, dzień 2 późne popołudnie


Macka dwukrotnie uderzyła na krasnoluda mocującego się z instalacją metalowych bolców utrzymujących w skale łańcuchy. Pierwszą zauważył po cieniu który pochłonął jego własny cień czule oplatający skałę, którą właśnie ranił swym młotem. Macka opadła z niesamowitą siłą próbując zapewne bardziej zmiażdżyć niż pochwycić swą zdobycz. Być może to głośne łupanie w skałę, być może drgania które powodowało sprawiało iż działania krasnoluda stały się swoistym wabikiem na potworę. Śpiew, tuptanie , nawet tańce nie były w stanie zupełnie odciągnąć ją od pożywienia które tak intensywnie dawało o sobie znać. Z drugiej strony być może pierwotny instynkt zwierzęcia ostrzegał go przed możliwością pułapki – zwykle ofiary aż tak bardzo nie starały się jej zwabić, wręcz przeciwnie poruszały się ostrożnie , cicho, ufając iż chaotyczny stwór ich nie wyczuje... Poza tym uderzenie z ogromną siłą w kamieniste podłoże okazało się dość nieprzyjemne dla samej ośmiornicy a dla macki kaleczące. Istniało duże prawdopodobieństwo, że sama sobie zadała więcej ran przy tym uderzeniu niż ktokolwiek wcześniej zdołał jej zadać. Szereg mniejszych i większych zranień a nawet powbijane niewielkie kawałki kamienia w mackę, zdawały się to potwierdzać.

Krasnolud zdążył uskoczyć a nawet uderzyć młotem uciekającą mackę, która nie miała jak się schować na kamienistym podłożu. Mimo iż nikt nie usłyszał z jej ust słowa protestu, rozcięta tkanka i rozchlapana maź świadczyły, iż ten cios nie był dlań zupełnie obojętny. Przy jej rozmiarach niestety wciąż wyglądał jak kropla wody spuszczona na pustynię.

Podobnie było ze strzałą Alexa która momentalnie poszybowała wraz z ostrzegawczym okrzykiem w stronę macki. Naciągnięta cieńciwa tylko czekała na to aby ją zwolnić i gdy macka uniosła się w górę z zamiarem spłaszczenia Helvgrma przywitała ją strzała łowcy, być może częściowo ją spowalniając i ułatwiając unik krasnoludowi.

Nie sposób było się tego dowiedzieć ani domyśleć, tym bardziej że ośmiornica nie dawała za wygraną i czując w pobliżu ofiary przypuszczała kolejne ataki.

Siegfred miał utrudnione zadanie. W bagnistym podłożu prawie nie sposób było dostrzec macki. Prawie stanowiło jednak w tym przypadku istotna różnicę. Kilka stóp od niego podłoże bagna jak gdyby się pogrubiło. Wyglądało to na podwodny korzeń i zwykła istota przechodząc obok, nie mogłaby pomyśleć inaczej. Sigmar wspomagał jednak dzielnego woja i zwrócił nań uwagę gdy macka jeszcze się poruszała nim zastygła tuż przed ofiarą czekając aż ta podejdzie bliżej. Nie sposób było jednak odmówić instynktu łowcy ośmiornicy, gdy tylko wyczuła, że ofiara coś wyczuwa, bez wahania przystąpiła do ataku. Nie pomogło przygotowanie Sigmaryty, ledwie zdołał uniknąć ciosu, lecz szybkość z jaką zaatakowała macka i konieczny unik, utrudniły mu pogłaskaniem macki własną bronią – ta jedynie zanurzyła się w bagnistym mule, w ślad za umykająca macką. Nie był pewien, tak szybko rozegrało się to zdarzenie, ale miał wrażenie, że macka ta była o wiele węższa niż poprzednie.

Czy to możliwe ? Zastanawiał się w duchu, lecz niezbyt długo, przypomniał sobie bowiem, że w przypadku fizjologii stworów chaosu wszystko jest możliwe.

Alex i Vilis niemal jednocześnie ostrzegli krasnoluda przed kolejnym atakiem. Zbyt późno jednak, macka tym razem nie zawisła w powietrzu, aby opaść z przerażającą siłą. Wystrzeliła niczym wąż waląc jednak wprost w skałę w która uderzał Helvgrim, centymetry od niego samego. Końcówka macki rozplasła się na skale pozostawiając nań posokę po czym zwinęła się odruchowo w kierunku jej właścicielki. Zarówno Helvgrim jak i Alex zdążyli ponownie zadać jej rany, być może niewielkie, dające jednak satysfakcję, iż żaden atak ośmiornicy nie pozostanie nieodpłacony.

Po tym uderzeniu poczwara chyba dała sobie spokój z krasnoludem, gdyż kolejne ataki skupiła na Sigmarycie.

Powiadają, że ręka jest szybsza od oka, czasami bywa to prawdą. Zapewne wszystko zależy od bystrości spojrzenia i od sprawności ręki. Nim Alex i Vilis zdołali wyartykułować ostrzeżenie w kierunku Siegfryda, w stronę macki leciał już sztylet ciśnięty przez Łowczynię. Nie trafił zupełnie, ale przynajmniej pozwolił Sigmarycie ujrzeć kierunek z którego nadchodzi zagrożenie, widział bowiem jak sztylet szybuje gdzieś za jego plecy. Nie zastanawiając się długo po prostu rzucił się na ukos w przód, unikając w ten sposób macki która omal nie pochwyciła go od tyłu. Nawet Alex tym razem nie zdołał jej trafić, mimo że umiejętności mu nie brakowało. Macka ta – co widzileli zarówno Vilis jak i Alex była zupełnie już nietypowa jak na tą ośmiornice przystało. Bardziej przypominała lasso niż odnogę wielkiej poczwary. Cienka i zwinna, z pewnością służąca do chwytania ofiary, tuż obok niej sunęła jednak druga, o wiele większa, mająca zapewne chwilę później mocniej opleść ofiarę i być może ją zmiażdżyć. Gdy tylko wyłoniła się z mułu uderzyła z prędkością skorpiona, nie starając się nawet złapać ofiary a jedynie ja pacnąć w przepełnionym irytacją ciosie.

Ośmiornica nie była przyzwyczajona do tak długo i skutecznie broniących się ofiar. Tym razem jednak pomimo sztyletu, który wbił się w jej kończynę i pomimo strzały, która ją otarła rozcinając delikatnie mackę, zdołała dosięgnąć celu. Siegfryed próbował jeszcze zasłonić się mieczem, lecz było już na to zbyt późno. Gdyby nawet zdążył to zrobić to w najlepszym razie mógł poranić stwora, lecz i tak nie uniknąłby ciosu. Parowanie macki przypominało bowiem parowanie powalającego się drzewa. Nacięcie zdołasz zrobić, ale uderzenia i tak nie zatrzymasz...

Rozległo się nieprzyjemne dla ucha plaśnięcie połączone zapewne z trzaskiem pękanych kości kiedy macka uderzyła w bok Sigmaryty i odesłała go w przestworza niczym kulę wystrzeloną przez porządną krasnoludzką armatę. W locie przez przypadek dostrzegł w tej macce jakiś wbity po rękojeść miecz. Gdyby zobaczył to Helvgrim bez trudu rozpoznałby własny oręż. Siegfryd siłą pacnięcia przekoziołkował dwukrotnie w powietrzu nim plasnął w mokry bagienny grunt. Ten zneutralizował upadek z wysokości, przyszywanica zaś uchroniła Sigmarytę przed gorszymi następstwami, nie miał jednak czasu ni sposobności przyjrzeć się temu wszystkiemu gdyż odpłynął w krainę Morra , na szczęście w jego senną a nie pośmiertną domenę.

Gdyby nie pomoc Vilis zapewne dość szybko spotkałby się z Sigmarem, bagno – jak każdy narkotyk, miało bowiem to do siebie, że wciągało. Nie inaczej było i tym razem, lecz pośpieszna reakcja łowczyni uratowała go przed zatonięciem. Mogła mieć gdzieś narażanie własnego życia w obronie innych, ale gdy mogła bez narażania własnego życia, uratować towarzysza, który będzie jej jeszcze potrzebny w zabiciu ośmiornicy, nie potrzebne jej były ani zaproszenia ani dyrektywy osób postronnych. Te zresztą odebrały dość solidną i bolesną lekcję na temat udzielania pouczeń wkurzonej łowczyni.

Ośmiornica była poirytowana i głodna. Jej głodu zresztą tak łatwo zaspokoić się nie dało, a dotychczasowa walka jedynie wzmogła jej apetyt. Przez krótki czas nie wynurzała się jednak z wody, nie mając w zasięgu innej zdobyczy niż krasnolud i jednocześnie dobrze pamiętając lekcję kamienistego gruntu. W końcu jednak głód przeważył – głód zawsze skłania do desperackich działań i właśnie teraz gdy mogła skupić pełnie swych sił, czy raczej macek na Helvgrimie, wszyscy przytomni dosłyszeli głośny plusk z okolic miejsca w którym toczyli walkę z zielonoskórymi. Chwilę później kolejny, a potem już tylko człapanie w bagnie biegnących istot.

Ośmiornica zainteresowana źródłem owego plaśnięcia i wyczuwająca momentalnie łatwe pożywienie dała spokój Helvgrimowi na tyle iż ten zdołał ukończyć pracę. Łańcuchy zostały przybite do skały, dość solidnie i chociaż można by je zamontować lepiej, staranniej, krasnolud odstąpił ufając, że prędzej łańcuchy pękną niż jego mocowanie. Patrząc na siłę ośmiornicy, ta pierwsza ewentualność była zasadniczo całkiem możliwa.

Przyszykowanym do kolejnej walki bohaterom, po chwili ukazały się sylwetki … Okonia i Lisa. Dysząc i z strachem w oczach obserwując jezioro, oznajmili , że wrzucili dwa cielska do wody, aby zając czymś ośmiornicę.

Zasadniczo pozostawał więc powrót do wioski, do tej pory nieprzytomne ciała poczęły dochodzić do siebie, odczuwając ból jakiego dawno już nie zaznały.

Siegfryd czuł przeciągły i piekący ból w klatce piersiowej, a właściwie w lewej jej części – tam gdzie w bok uderzyła macka. Jesli nie miał złamanych żeber to z pewnością solidnie obite, tego zresztą bez ściągnięcia przyszywanicy nie dało się sprawdzić, a ściągnięcie jej bez odsyłania go ponownie w krainę snów i to na dłuższy czas nie było możliwe. Z trudem mógł się poruszać i bez niesienia go na noszach, idąc w jego tempie , nie mieliście szans zdążyć przed nocą do wsi. Szanse że zdążycie , gdy jego ciało zostanie poniesione także były już mizerne – w najlepszym wypadku mogliście dotrzeć tuż po zmroku i to jedynie posówając się forsownym tempem, na które obecnie praktycznie nie mieliście siły. Z całej gromady być może jedynie Helvgrim nie stracił animuszu ani nie wyglądał na tak zmęczonego jak pozostali, z pewnością była to jednak zasługa krasnoludzkiej fizjonomii przystosowanej o wiele bardziej niż ludzie do wszelkich fizycznych trudów i wysiłku.

Właściwie to z Andreą nie było wiele lepiej niż z Sigmarytą. Co prawda rana na głowie nie utrudniała jej chodzenia, jednak ból porównywalny do przeciągłego uderzenia młotem – już tak. W głowie jej huczało i była przekonana że gdyby w jakiś sposób udało jej się coś powiedzieć, to jej głowa od wewnątrz odpowiedziała by echem. Nie miała zresztą czasu ni sposobności myśleć. Ciężki świdrujący i tępawy jednocześnie ból głowy przypominał stukrotnie gorszą migrenę od najgorszej której doświadczyła , na dodatek umiejscowionej w epicentrum dni kobiecych. Miała wrażenie jak gdyby jakiś lekarz dokonywał właśnie na jej skroni operację na żywca i tak miało trwać jeszcze przez dłuższy czas. Strzępy myśli które udało jej się zebrać, dotyczyły głównie poruszania się na przód i dbania o to by któryś z powtarzających się zawrotów głowy nie wyłożył jej w bagnisku.

Niewielkim pocieszeniem był fakt, że zupełnie przestała odczuwać użądlenia komarów i innych owadów, które czując zbliżający się zmierzch nasiliły swą działalność. Ból głowy przytłumił wszystkie inne bóle stawając w epicentrum jej odczuć i zainteresowań.

Przed łowcami ośmiornicy stanął wybór podróżowania aż do dotarcia do wsi lub urządzenia noclegu na bagnach. Przed podróżą stanowczo przestrzegali łowcy, obawiając się, że nawet oni wówczas się pogubią, perspektywa noclegu na bagnach nie była wszelako bardzo zachęcająca. Jedno było pewne, nikt nie zamierzał rozbijać obozu w pobliżu jeziora, którego okolice najwyraźniej zamieszkiwała nie tylko ośmiornica. Najrozsądniej było stąd odejść, przynajmniej na możliwie bezpieczną odległość.



Po prawdzie decyzja iść do wioski czy zostać na noc na bagnach była decyzją między złym a gorszym a na ta chwilę ciężko było odgadnąć co było to "gorsze" ...
Iść narażając się na atak z zaskoczenia i zbłądzenie, czy zostać przedłużając pobyt na bagnach w mroku o kilka godzin. Śpieszyć do medyka, czy zająć się ranami na miejscu... Niektórzy mieli po prostu problem w wyborze pomiędzy dżumą a cholerą.

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-07-2013 o 23:11.
Eliasz jest offline  
Stary 26-07-2013, 04:22   #53
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim uderzał młotem w żelazne kliny... uderzał tak mocno że stylisko młota aż trzeszczało od siły uderzeń, a sama głowica zdawało się że pęknie za kilka chwil. Wszystko to nie działo się za sprawą ogromnej siły jaką w swych mięśniach miał khazad, nie działo się to też dzięki boskiej pomocy, magii czy cudownym eliksirom... to był strach. Uczucie o którym krasnoludy mówiły że nie istnieje wśród ich rasy... a i owszem tak mówiły, ale nie było to prawdą. Teraz Sverrisson, wojownik z ośnieżonych szczytów świata, napinał mięśnie wypełnione po brzegi strachem, a każdy zamach jego potężnych ramion, wbijał klin głębiej i głębiej... robił coś co normalnie musi robić dwóch rzemieślników o sporej sile, jednak teraz nikt nie miał takiego komfortu, a opdajace raz po raz macki w pobliżu harującego w pocie czoła krasnoluda, dodawały sił i odbierały nadzieję w jednym czasie. Uczucie wstrętne i jedno z tych które Helv miał nadzieję poczuć tylko raz, właśnie tego dnia i nigdy więcej.

Sverrisson widział już prawie wyciągniętą do niego dłoń Smednira kiedy macka opadła kilka celi od pozycji którą zajmował kilka chwil wcześniej. Ta drobna rana jaką zadał dwuręczny młot, zdawała się być jedynie skaleczeniem dla ogromnego stworzenia... jednak krasnolud nie poddawał się. Kiedy tylko odnóże poczęło kryć się w mętnej wodzie, Helv wrócił do swej mozolnej i jakże niebezpieczej pracy. Wiedział że nie może się poddać, wiedział ze teraz albo nigdy. Drugiej szansy mogło nie być. Tym bardziej że wściekła pewnie bestia, teraz opuszczała swe ciężkie i grube macki, raz po raz na pozycję khazada. Wtem krzyk kobiet... obu na raz, jakby ... khazad nawet nie zdążył pomyśleć. Macka z siłą okrutną, równą pewnie bogom chaosu, uderzyła w skałę, miażdżąc prawie górskiego wojownika. Dzięki uważnym kobietom i ich ostrzeżeniu, Helvgrim uniknął śmierci. Kątem oka, Sverrisson widział również Alexa i Sigfrieda odciągających uwagę potwora od skał... robili co mogli by dać Helvowi szansę. To warte było wielu kufli piwa i nie zostanie zapomniane przez khazada już nigdy. Oczywiście jeśli dane im będzie przeżyć.

Nagle zrobiło się spokojnie wokół Helvgrima... ten zaryzykował spojrzenie za siebie. Najemna kompania wzięła na siebie ogrom ataków ośmiornicy. Walczyli dzielnie i szło im to bardzo dobrze... dali jakże potrzebny czas Helvowi, by ten umieścił kliny i łańcuchy na swoich miejscach. Zawieść nie zamierzał nikogo, siebie, ojca i jego miecza, ale przede wszystkim towarzyszy broni. Stawali dzielnie i ryzykowali życiem... odważnie i z poświęceniem. Krasnolud myśląc o ich wyczynach, zagryzł wargi do krwi i uderzył swym młotem po raz kolejny... i kolejny... i znów. Skała poddała się. Pękała i drżała, a żelazne kliny poczęły się stapiać z kamieniem. Tak jak było to zamierzone.

Coś zaczęło się dziać, Helv nie wiedział co ale coś jakby się zmieniło. Uderzył po raz ostatni i łańcuchy i ich żelazne kotwice były już na miejscach. Robota była raczej kiepska, wykonana po łebkach, ale musiało to wystarczyć, więcej czasu nie było. Bogowie zdecydowali widać że dziś nie dokonaju tu żywota i bedą mieli jeszcze jedną szansę na konfrontację z potworem. Przytomne działanie przewodników, być może uratowało najemnikom życie. Ciała orków świetnie nadały się na przynęte. To pozwoliło wyjść poza zasięg macek i po kilku godzinach cichego marszu, dotrzeć w miejsce odpoczynku. Helvgrim pamiętał wyczyny Siegfrieda w walce ze stworem, dlatego też nawet raz nie zaklął czy zamarudził kiedy ciągnął na noszach mężnego i pokrytego wieloma bliznami wojownika. Człek ten był tego wart i to wystarczyło by Sverrisson poświęcił się dla niego, tak jak Siegfried poświęcił się dla krasnoluda i dla sprawy.

- Posłuchajmy rady przwodników. Rozbijmy obóz. Dobrze mówią. W nocy zgubimy się i nawet jutro, za dnia, drogi możemy nie odnależć, lepiej zostać tu skoro Okoń i Lis wiedzą gdzie jesteśmy, jak na razie. Dwie warty wezmę, pierwsza i trzecią. Jestem wam to winien, a i ranny nie jestem jakoś specjalnie. Jutro poniesiemy Siegfrieda na zmianę. Zgadzacie się? - Helvgrim miał już dość tej ciężkiej drogi, a skoro on był zmęczony to jak musieli czuć się inni, skoro byli ranni?
 
VIX jest offline  
Stary 27-07-2013, 18:27   #54
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Z kamiennym wyrazem twarzy Vilis obserwowała jak człowiek, który przysiągł jej bronić zostaje wyrzucony w powietrze, po czym bez czucia pada na ziemię. Chyba każdy z obecnych słyszał chrzęst łamanych kości, gdy ośmiornica zdzieliła go w bok. Nie tracąc czasu łowczyni ruszyła Siegfriedowi z pomocą. Podbiegła do niego i łapiąc za fraki zaczęła odciągać na suchy ląd. Jej stopy ślizgały się po rozmokłej ziemi, nie przestawała jednak ciągnąć dopóki poranione cielsko biczownika nie znalazło się bezpiecznie poza zasięgiem bagniska, ośmiornic i innego cholerstwa. Wielkolud był od niej większy i o niebo cięższy, jednak jakimś cudem ta sztuka się jej udała. Targała go jeszcze dobra kilka metrów, tak na wszelki wypadek, gdyby nagle okazać się miało że paskudztwo z jeziora ma zasięg dłuższy niż do tej pory pokazało. Błoto na jej palcach mieszało się z krwią Siegfrieda, barwiąc jasną skórę na różowo.

Zgrzytając zębami wypatrywała wszelkich nierówności terenu, nie chciała przysporzyć rannemu dodatkowych cierpień, wystarczająco oberwał w tej potyczce. Wyrzuty sumienia - rzecz dla łowczyni prawie zapomniana - tym razem również siedziały cicho, zrezygnowane i całkowicie świadome tego, że jakiekolwiek próby wpłynięcia na czarnowłosą dziewczynę są z góry skazane na porażkę. Ostrożności ruchów w jej przypadku nie dyktowała empatia, lecz czysty pragmatyzm. Kolejne obrażenia mogły zabić sigmarytę, wydłużyć czas który potrzebny mu będzie na powrót do pełni sił i sprawności. Mogły też na trwałe zrobić z niego kalekę, obniżając zdolności bojowe. Każda z tych możliwości narażała pośrednio także bezpieczeństwo Vilis, więc chcąc nie chcąc siliła się na rozwagę i delikatność, a jeżeli coś więcej zaczynało kłębić się w jej głowie odsuwała to na dalszy plan. Sentymenty nie dość że kłopotliwe to jeszcze zabijać potrafiły.

- Żyj kurwa... - Dysząc ciężko klęknęła obok nieprzytomnego, przyciskając palce serdeczny i wskazujący delikatnie do boku jego szyi tuż pod żuchwą. Puls, choć słaby, wyczuła bez problemu. Bez widocznych emocji badała pobieżnie rany Siegfrieda. Widząc w jakim jest stanie zmrużyła różnokolorowe ślepia. Ruszać czegokolwiek nie mogła, nie teraz. Do tego potrzebne były spokój oraz w miarę bezpieczna przestrzeń, wiedziała jedno. Była od zabijania, a nie leczenia...ale w życiu dość ran zadała i dość sama zarobiła by wiedzieć jak utrzymać ofiarę przy życiu aż do udzielenia fachowej pomocy medycznej. To musiało wystarczyć.

Wracając w stronę wioski nie ciągnęła noszy, pozwalając by zajął się tym krasnolud. Do pomocy zagoniła mu jednego z wieśniaków. Chłopek nad wyraz chętnie wykonał rozkaz, byleby tylko nie musieć mieć dłużej do czynienia z nieobliczalną i wściekłą kobietą. Wlokła się więc na nimi, wyłapując po drodze co bardziej złośliwe nierówności terenu. Korzenie, kępy trawy, kamienie - wszystko po kolei podtykało jej "nogę". Zmęczenie dawało o sobie znać, napełniając kończyny ołowiem a głowę zmieniając w worek tłuczonego szkła. Nie mogła jednak tracić czujności, w końcu bagna nocą to nie popołudniowy spacer po parku. Idąc co jakiś czas spoglądała na nieprzytomnego biczownika. Ciemne, posklejane krwią włosy, blizny i blada twarz ściągnięta cierpieniem nawet pomimo braku świadomości coś jej przypominały. Mechanicznym gestem sięgnęła ku kołnierzowi, wyciągając spod ubrania cienki łańcuszek. Niewielki, srebrny młot dyndający na jego końcu zalśnił w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Potarła kciukiem zimny metal, a jej głowę wypełniła gonitwa myśli. Rozkazy dostała jasne i przejrzyste, otrzymane środki winna wykorzystać według zaleceń Mortena. Jakiekolwiek odstępstwa od planu mogły zostać uznane za samowolkę, rzucić cień na jej przyszłą karierę oraz postawić w dość nieciekawej sytuacji. Vilis doskonale pamiętała co utrzymywało ją przy życiu i dlaczego.

Słowa Helvgrima wyrwały ją z zamyślenia, zmusiły do skupienia uwagi na teraźniejszości. W milczeniu wysłuchała krasnoluda, krzywiąc się coraz bardziej. Nie oponowała jednak, skinieniem głowy dając znak że zgadza się na postój. Przez krótką chwilę chciała dalej iść sama, zostawiając kłopotliwe towarzystwo same sobie, lecz potem wzrok łowczyni ponownie spoczął na biczowniku. Wąska, uwalana błotem i krwią dłoń zacisnęła się mocno na medalionie, po czym srebro ponownie wylądowało pod ubraniem. W jednej chwili podjęła decyzję, działając pod wpływem impulsu i pierwszy raz od bardzo dawna nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Powoli podeszła do noszy, sięgając w międzyczasie do sakwy przy pasie. Wyciągnęła stamtąd buteleczkę z ciemnego szkła, nie większą od jej dłoni. Wolną ręką uniosła ostrożnie głowę Siegfrieda, zębami wyrwała korek blokujący wąską szyjkę. W pełnym skupieniu, tak by nie uronić niepotrzebnie ani kropli, wlała całą zawartość flaszeczki wprost do jego gardła. Aby mężczyzna nic nie wypluł zastosowała starą, wielokrotnie sprawdzoną podczas przesłuchań heretyków metodę z pomasowaniem krtani. Przestała dopiero, gdy zobaczyła jak nieprzytomny przełyka kilkakrotnie. Zadowolona odsunęła się dwa kroki do tyłu, chowając pustą butelkę z powrotem do sakwy.

- Dawaj Sigi, nie opierdalaj się. To jeszcze nie Twój czas - mruknęła cicho, czekając aż mikstura zacznie działać. Zdawała sobie sprawę z tego, że trochę to potrwa...ale na świętość Sigmara! Mieli tu spędzić całą, pieprzoną noc. Co innego miała do roboty?
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-07-2013 o 18:31.
Zombianna jest offline  
Stary 27-07-2013, 19:02   #55
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ośmiornica poszła, można by rzec, na całość.
Najwyraźniej to, że ktoś śmiał wkroczyć na jej teren niezbyt przypadło jej do gustu i za wszelką cenę usiłowała dopaść nieproszonych gości.
Jej zachowanie świadczyło z pewnością do przywiązania do śmierdzącego bagienka tudzież o zamiłowaniu do samotności i zdecydowanym braku gościnności. Z jakiegoż by innego powodu mogłaby być aż tak niezadowolona z architektonicznej działalności Helvgrima?
A może po prostu była - mimo wielkiej głowy - głupia? Nie zauważała, jakie obrażenia zadaje sama sobie? Cóż, jej strata.

Alex wpakował w ośmiornicę kolejną strzałę, lecz na potworze (potworzycy? kto ją tam wiedział...) nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Nie raczyła zainteresować się strzelcem, a stale polowała na Helvgrima. I na Siegfryda, którego celcym uderzeniem zwaliła z nóg.
Aż dziw, że osiłek wyszedł z tego żywy. Chociaż zdecydowanie nie cały. Powinien dziękować bogom, tydzież Okoniowi i Lisowi, którzy odwrócili uwagę ośmiornicy. A dokłądnie - zwrócili jej uwagę na łatwiejsze do zdobycia żarełko.


Sklecenie prowizorycznych noszy, na których można by transportować Siegfrida nie zajęło zbyt wiele czasu. Dwa dłuższe drągi, parę solidnych gałęzi, lina. Ranny z pewnością nie miał prawa narzekać. W przeciwieństwie do tych, którym przypadł zaszczyt targania Siegfrida, co było co prawda obowiązkiem, ale z pewnością nie przyjemnością.

Droga zdawała się być jeszcze dłuższa, niż poprzednio. Zdecydowanie dawały o sobie znać wszystkie przyjemności przebytego dnia, na które nakładały się wady otoczenia. Gdy więc wysunięto propozycję zatrzymania się i rozbicia obozu Alex nie miał zamiaru protestować.
Gdy Vilis zaczęła się zajmować Siegfriedem, Alex natychmiast przystąpił do organizowania prowizorycznego obozu, poczynając oczywiście od zgromadzenia odpowiedniej ilości drewna na opał.
Łażenie po nocy po bagnach i szukanie czegoś, co można by dorzucić do ognia, było najzwyklejszym napraszaniem się o kłopoty.

- W takim razie moja warta będzie druga - powiedział.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-07-2013, 21:38   #56
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Z dwojga złego Andrea wolałaby się chyba nie budzić. Ból oszałamiał, utrudniał poruszanie i nie pozwalał zebrać myśli. Wydawało jej się, że widzi obok siebie Alexa, a może był to tylko kolejny majak? Niezdolna do oddzielenia prawdy od fałszu siedziała na ziemi, starając nie poruszać się niepotrzebnie, jako że nawet najmniejsze drgnięcie kończyło się kolejną falą cierpienia, pomieszanego z narastającymi sukcesywnie mdłościami.

Po pewnym czasie ktoś, kogo również nie rozpoznała, zmusił ją do powstania i ruszenia przed siebie. Szła więc, stawiając wpierw lewą, potem prawą stopę i znowu lewą. Resztkę pozostałej uwagi skupiała jedynie na tym, by nie wywrócić się na ziemię. Sens wędrówki umykał jej, tak samo jak pora dnia, czy kierunek marszu.

Gdy tylko zatrzymali się na dłuższą chwilę opadła na kolana. Następnie przechyliła się w lewą stronę i, nie patrząc na co i gdzie leci, upadła na ziemię. Z ulgą przywitała chłodną trawę, łaskoczącą rozpalony policzek. Nawet nie zarejestrowała tego, kiedy osunęła się w cichą, czarną pustkę.
 
Trollka jest offline  
Stary 27-07-2013, 23:01   #57
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
“ O kurwa” - pomyślał fanatyk, gdy tylko poczuł potężne uderzenie macki ośmiornicy.
Ból przeszył jego ciało, serce na chwilę zatrzymało się, a cały świat przestał dla Siegfrieda istnieć. Mężczyzna myślał, że to koniec, że zawiódł, że poległ i nie dał rady bestii z otchłani. Wszystko stanęło w miejscu i ciemność go otoczyła a on poczuł spokój, który wypełnił jego ciało.

“Otworzył oczy i poczuł jak słońce przyjemnie ogrzewa jego skórę a z oddali słyszy głos żony i córki. Zaczął się rozglądać za nimi i dostrzegł zamek, który niegdyś zostawił za sobą jak i spaloną ziemię. Łąka, pole znów były jak kiedyś; urodzajne i pełne życia. Szedł powoli przez nie, delektując się dotykiem zbóż, ciszą panującą dookoła i spokojem, który nastał w jego sercu.



Parł do przodu, coraz głębiej oddychają, czując jak zaraz zobaczy żonę. Weźmie ją w ramiona i pocałuje. Przyspieszył kroku, jakby chciał mieć już ten moment za sobą. Czekał tak długo, poświęcając wszystko gdy odeszła, bowiem bez niej życie jego nie miało głębszego sensu. Biegł, zdawało mu się że pędzi niczym wiatr gdy nagle stanął jak wryty. Zamek znów zaczął się palić, ciemne chmury zastąpiły błękitne, słońce znikło i mrok wypełnił wszystko dookoła.



Siegfried upadł na kolana, bijąc pięściami w ziemię. Czuł jak znów on sam rozpada się na kawałki, jak jego jecestwo traci sens, i znów odbierają mu radość z życia. Serce krwawiło, tak jak i mężczyzna, bijący ziemię gołymi pięściami. Ból fizyczny nie miał znaczenia, bowiem wewnętrznie krwawił. Klęcząc wzniósł ręce do nieba i zaczął krzyczeć. Krzyczał ile sił w płucach miał”

NIEEEEE - wydarł się Siegfried wracając do krainy żywych

Trwało to kilka sekund w rzeczywistości, ale dla niego była to wieczność. Fanatyk nie widział jak ludzie zbierali go, a raczej to co z niego zostało. Oddychanie sprawiało mu ból, dłonie zacisnęły się na prowizorycznych noszach, a z ust wypływała krew. Obrazy przewijały się bardzo szybko, i oszołomiony mężczyzna nie rejestrował ich za bardzo, tak samo jak tego co się w okół niego działo.

Gdzieś zdawało mu się, że słyszy głos Helva czy Villis ale był tak zmęczony, że oczy same mu się zamknęły. Nim usnął zdołał tylko powiedzieć:
- Jutro, jutro dorwę tą rybę i upiekę...Tylko kimnę się - a potem nastała ciemność i Siegfried zasnął
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 28-07-2013, 09:51   #58
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fauligmere - bagna, dzień 2 noc

Oddalając się od jeziorka grupę przywitał komar wielkości orczej głowy. Zbłąkany wojownik chyba nie wiedział z kim ma do czynienia, a ledwo przytomne, leżące na noszach cieplutkie i krwiste ciałko wabiło nad wyraz. Wymierzony przez Vilis cios mieczem szybko pokazał owadowi gdzie jego miejsce, a ten posłusznie umarł w bagnisku.

„Gdyby z innymi było tak samo prosto” – przemknęło przez głowę Łowczyni, powoli szukającej dogodnego miejsca do postoju. Dwaj łowcy i Helvgrim, woleli nawet nie myśleć co by było gdyby teraz zaatakowała ich chmara owadów , połączona w typowy rój. Na szczęście nie było to znowuż aż tak częste zjawisko, gdyż zapewne zawód poławiaczy ośmiornic byłby już dawno na wymarciu... dosłownie.


Nim jeszcze zapadł zmrok, nad bagnami uniosła się gęsta, zwodząca mgła. Przyśpieszyła ona decyzję o rozbiciu obozu, gdyż nawet krasnoludzki wzrok miał problemy w przebijaniu się przez mrok. Powoli zapadała ciemność. Prowizoryczny obóz dzięki wspólnym staraniom nadawał się na miejsce odpoczynku. Wybrany suchszy kawałek ziemi, zebrane drewno, niewielkie ognisko... Nikt właściwie nie szykował się na nocleg na bagnach z wyjątkiem łowców, który dobrze wiedzieli, że różnie to bywa, ich derek nie dało się jednak zarekwirować bez odniesienia się do władzy Inkwizycji, a na to Vilis nie mogła jeszcze sobie pozwolić, z pewnością nie dla wygody noclegu. Najwyraźniej nawet łowcy odkryli w sobie poczucie własnej wartości i tego, że i im się coś od życia należy. Być może to zwycięskie starcia z orkami i ośmiornicą tak na nich podziałały, być może sprytna sztuczka z cielskami orków, a być może czara goryczy po prostu się przelała. Przynajmniej podjęli warty , choć Helvgrim przesądził, aby na jednej warcie pilnowali obaj. Nie byli przecież przyzwyczajonymi do podróży awanturnikami, nie byli wojownikami... najbliżej im było do rybaków, którzy z konieczności musieli się nieco przekwalifikować. Być może Lis miał jako takie zadatki na stróża, ale przecież nawet on nie polował na zwierzynę po nocy, z kolei Okoniowi nikt zdrowy na umyśle nie pozostawiłby samotnej warty.

Przeczucie Helvgrima okazało się zasadne, ale o tym drużyna miała się dowiedzieć dopiero gdzieś w środku nocy...

Helvgrima na warcie niepokoiły odgłosy bagien. Na tych wymarłych pustkowiach nie powinno być właściwie żadnych, a mimo to słychać było jakby jakieś jęki, zawodzenia, piski... Brał pod uwagę, że to wiatr płata im figle, podobnież jak pojawiające się i znikające ogniki, które na szczęście znał już z poprzednich wypraw. Dopiero jednak pod koniec warty zobaczył coś czy raczej kogoś, jednak jedynie na ułamek sekundy. Na kilkanaście kroków od niego zamajaczyła jakaś postać, której krasnolud zupełnie nie usłyszał.


Dopiero gdy zerwał się na równe nogi i chciał ogłosić alarm, ze zdumieniem przetarł oczy gdyż już owej postaci nie było. „Duch jakiś czy inne pieruństwo?” - pomyślał i poczuł, że wszystkie jego włoski stanęły dęba. Cokolwiek to jednak było najwyraźniej poszło , nie pomogło rozglądanie się za tajemniczą postacią ani za śladami. Jedynie w głowie pozostał obraz coraz bardziej odmalowujący szczegóły, jak gdyby dopiero teraz, na spokojnie dochodziło do Helvgrima to co zobaczył.


Gdy obudził Alexa opowiedział mu o spotkaniu, na dzień dobry wzmagając czujność łowcy. Po prawdzie, czujność ta była już i tak wyostrzona maksymalnie. Przez dziwne odgłosy i światła Alex niemal nie zasnął, a gdy już mu się udało na dobre zamknąć powieki, to tylko po to, aby spać snem płytkim, wrażliwym i by budzić się niemal co chwila. Wartę przyjął niemalże z ulgą, gdyż i tak nie mógł się wyspać. Podobnież jak i krasnolud, którego zwyczajowy twardy sen, zupełnie nie chciał już nawiedzić, jak gdyby dopiero szukał wyjściowego ubrania, aby móc przyjść w gości. Być może ubranko utonęło na bagnach, gdyż niemal nikt nie mógł zasnąć. Wyjątki jak zwykle potwierdzały regułę, lecz nie zachęcały do pójścia w ich ślady. Siegfred i Andrea jako jedynie zdołali zasnąć mocnym snem, budząc się dopiero gdy został wszczęty alarm.

Organizm Andrei łapał zdrowie niczym karp wpuszczony do wody przez wędkarza, który go uprzednio wyłowił. Głowa miała własne zajęcie by dodatkowo zwracać uwagę na tak nieistotne szczegóły jak zawodzenia i światła. Po prawdzie nocleg dobrze jej zrobił a wstrząśnięty mózg pozostał już tylko zmieszany. Wszelkie ślady po oparzeniach zdołały zniknąć, najwyraźniej nie będąc aż tak dotkliwe jak to początkowo wyglądało. Kilka godzin snu zrobiło jednak swoje i mogła rzeczowo myśleć, a ból sprowadzał się jedynie do tępego pulsowania. Być może pomógłby proszek, który z sobą wzięła, nie była jednak tego pewna a ryzyko pogorszenia sprawy skutecznie zniechęcało przed eksperymentowaniem.

Siegfred z kolei po wypiciu napoju wlanego mu przez łowczynię, poczuł ciepło od środka. Ból momentalnie się zmniejszył a obrzęknięta klatka piersiowa, pozwoliła wnet na głębsze oddechy. Dopiero teraz Vilis zdała sobie sprawę jak płytkie były wcześniej. Sigmaryta otarł się o śmierć ta najwyraźniej zadowoliła się tego dnia orkami, nie chcąc przyjąć nikogo z ekipy ludzko – krasnoludzkiej. Przynajmniej do czasu...


- AAAAA

Nagły okrzyk wybudził wszystkich, choć jedynie Vilis , Helvgrim i Alex byli w stanie natychmiast się poderwać łapiąc za broń. Pozostałej dwójce trochę to zajęło. Rzut oka pozwolił uzmysłowić, że obecną wartę trzymali Okoń i Lis, a właściwie już tylko Lis, gdyż z Okonia nie było co zbierać...


***

Kilka chwil wcześniej

- No więc ja jej mówię, aby do mnie przyszła – stwierdził Okoń z lubieżnym uśmiechem na twarzy, którego ślepia co rusz wędrowały w stronę wypukłości Vilis i Andrei. - A ona na to , że nie jest puszczalska
- Hehe – szczytem konwersacji popisał się Lis, pragnąc podtrzymać rozmowę
- To ja ją przygarnąłem do siebie i mówię, to dobrze, to się teraz mnie nie puszczaj.
- Hahaha – tym razem obaj zaśmiali się po cichu, choć nie przyszło im to łatwo. Okoń oblizał się jeszcze przy ponownym rzucie okiem na dziewczyny, chwilę później wybałuszając gały tak, iż omal mu nie wyskoczyły z oczodołów.

- A panienka co tutaj robi ? – niczym zaczarowany zaczął iść w stronę niewiasty, która pojawiła się na granicy światła.


W przeciwieństwie do Lisa, zupełnie do niego nie docierało, że kobieta unosi się nieco w powietrzu. Nawet jednak Lis jakby na chwilę zapomniał języka w gębie. Dopiero gdy Okoń podszedł bliżej , jego kamrat wykrztusił skurczonym gardłem – Wracaj, ona …

Było już jednak za późno. Śliniący się Okoń podszedł na tyle blisko, by na chwilę przed śmiercią zobaczyć to co w końcu dojrzał Lis nim zamarł z przerażenia.


Stwór w jednej chwili ugodził Okonia, płynnym ruchem noża rozchlastując mu krew i wnetrzności, chwilę później zwrócił mu w podzięce śluz , palącą, żrącą, zieloną substancję która momentalnie poczęła pożerać Okonia. Kiedy Lis przez ściśnięte gardło zaczął krzyczeć - AAAAA – nie mogąc zdobyć się na więcej, kobieta zwróciła głębszą uwagę na niego. Gdyby z jej upiornej twarzy można było wyczytać jakiś ślad emocji, byłby to zapewne grymas zdziwienia, może nawet zaskoczenia. Być może nie spodziewała się, że ktoś jej przerwie ceremonię. Z pewnością nie była przygotowana na konfrontację z drużyną, której członkowie natychmiast się obudzili.
Stwora po chwili zniknęła w mroku pozostawiając waszemu widokowi jedynie przeżerane zwłoki Okonia.




***

Po dłuższej chwili zdołaliście wyrwać Lisa z osłupienia , w czym kilka płaskich uderzeń z ręki było całkiem pomocne. Opowiedział co zobaczył, a czemu zapewne ciężko było by uwierzyć, gdyby nie to co sami widzieliście i co działo się z zwłokami. Kiedy skończył opowiadać, trupa już niemal nie było, a galaretowata substancja szybko wchłaniała się w ziemię. W miejscu zwłok pozostał jednak nieprzeżarty sztylet, który po bliższym przyjrzeniu ukazywał rodowy herb von Staufferów. Herb ten przedstawiał na niebieskim tle gryfa trzymającego w szponach rybę.

Helvgrim miał niejasne przeczucia odnośnie pięknej kobiety którą zobaczył, miał wrażenie, że gdzieś już ją widział, a być może była po prostu podobna do kogoś kogo znał, niejasne przypuszczenia zostały jednak potwierdzone przez odnaleziony sztylet. Baronowa ! A dokładniej Lady Theodora von Stauffer – matka barona, wygnana ze wsi. Jeśli patrzeć na jej wygląd gdy skrywała go iluzja, to trzeba było przyznać, że wyraźnie odmłodniała.
Helvgriom , Alex i Andrea … nie widzieli bowiem tego co Vilis i Siegfried. Być może Sigmar faktycznie dopomagał swoim wiernym sługom, ta dwójka wszakże zobaczyła jedynie potworną postać, szybko znikającą zresztą w mroku.

Jedynie Lis stanowił swoisty łącznik pomiędzy wami, był jedynym który zobaczył baronową w obu postaciach, miał bowiem dość czasu by się wyrwać spod uroku. Czasu zbyt mało jednak by uratować kamrata.

Kwestia ostatniej warty stała się nieistotna, wartowali już bowiem do świtu wszyscy. Nawet ci którzy zamierzali się jeszcze przespać, nie mogli, a odgłosy z oddali, przypominające kobiecy histeryczny śmiech, nie pozwalały na to w zupełności.

Gdy tylko świt objął bagniska w posiadanie, ruszyliście czym prędzej do wioski. Siegfred był nawet w stanie sam iść a i Andrea tym razem nie miała już z tym kłopotu, także z trzeźwym myśleniem.

Widok bramy do wioski przywitaliście niczym wrota do obiecanego pałacu. Przywitał was jednak płacz żony Okonia, który byłby może nieco mniejszy gdyby wiedziała jaki z niego był podrywacz. Nie tylko ona zresztą chlipała, kilka młódek także, choć w tajemnicy przed żoną. Reszta wioski była jednak w lepszym nastroju, najwyraźniej halfling coś zdziałał, choć do wiwatów i kwiatów rzucanych pod stopy bohaterom, droga była jeszcze długa. Po prawdzie efekt zakopanych toporów można było zawdzięczać kowalowi, karczmarzowi, zielarce i kapłanowi były to bowiem jedne z najważniejszych osób w wiosce, a Tupik dobrze wiedział, że wystarczy przekonać głowę, aby całe ciało było już posłuszne.

Wasz wzrok od razu kierował się ku karczmie, a wszelkie sprawy musiały zwyczajnie nieco poczekać. Nawet elf widząc w jakim stanie wracacie odpuścił sobie przekazywanie rewelacji, uznając , że Vilis i tak nie będzie miała nań siły czy ochoty. Nie znał Vilis i tylko ona sama mogła ocenić na co ma a na co nie ma ochotę. Po prawdzie spalenie wioski za herezje leżało dość wysoko, niemal na szczycie listy przebojów, którą kazałaby puszczać gdyby tylko ktoś spytał ją o zdanie. Zabranie się za wyjaśnienie kwestii rodowego sztyletu, przy użyciu rozgrzanego pogrzebacza który należało wbić … no wiadomo gdzie, było także wysoko uplasowane w podręcznej liście zadań która powstawała w głowie wkurzonej łowczyni. Jedynie fakt, że eliksir podziałał i jako tako poprawił stan zdrowia Siegfrieda stanowił nikłe światełko pocieszenia.

Tymczasem w karczmie przebywały dwa halflingi, najwyraźniej spragnione rewelacji. Zgodnie z zasadą – ileż to kurna można jeść i pić, czekały teraz na urocze opowiastki z waszej wyprawy. Tak po prawdzie to interesował je temat ośmiornicy i wszelkich szczegółów mogących ułatwić planowanie walki a przynajmniej wykorzystanie oszczepów które Tupik kazał przygotować. Małe pokurcze niecierpliwiły się niemal tak, jak gdyby za chwilę wszyscy mieli wyruszać ponownie, tym razem na ostateczną walkę z ośmiornicą. Rzut oka na wasz stan, szybko ostudził ich zamiary i uzmysłowił, że bez przynajmniej nocy wypoczynku nie ma nawet co iść. Po prawdzie Siegfriedowi przydałaby się więcej niż jedna noc, albo też kolejna mikstura a już na pewno wizyta u zielarki, wiedzieliście jednak, że najpóźniej pojutrze musicie ruszać, no chyba że zabawę w zdobywanie składników ktoś chce zacząć od początku... Zgodnie ze słowami elfa – które jedni pamiętali a inni dowiadywali się od tych co pamiętali, serca nie mogły mieć dłużej niż 3 dni.

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-07-2013 o 10:02.
Eliasz jest offline  
Stary 28-07-2013, 20:50   #59
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nocleg na łonie natury był czymś, z czym każdy poszukiwacz przygód był za pan brat. Okazało się jednak, że bagienne łono było nad wyraz nieprzyjazne. I nie chodziło tu w ogóle o twardą ziemię, mgłę czy komary. W powietrzu coś tkwiło, coś, co nie pozwalało spać, a dokładniej - wyspać się.
I chociaż Alex załapał się na odrobinę snu, to (gdy Helvgrim go obudził na wartę) musiał szczerze przyznać, że pewnie lepiej by zrobił, gdyby wcale nie spał. Taki półsen nic nie dawał, prócz zmęczenia.
A jeszcze Helvgrim dołożył swoje, opowiadając o widmie, które wylazło spośród mgieł podczas jego warty i jeszcze szybciej zniknęło. Po takiej relacji czujność zdecydowanie się wzmogła. I nie było ważne, czy krasnolud ma omamy i widział tylko mgłę, układającą się w ciekawe kształty, czy też naprawdę ktoś lub coś usiłowało sprawdzić czujność wartownika. Mnogość dobiegających ze wszystkich stron wrażeń słuchowych potęgowała nieprzyjazne wrażenia i zwiększała wszechobecne poczucie zagrożenia.
Jednak, ku zdziwieniu, ale i zadowoleniu Alexa, nic się nie stało. Przynajmniej podczas jego warty.

Z kolejnej drzemki wyrwał go rozpaczliwy krzyk. Wrzask, śmiało można by rzec.
Nie dało się ukryć, że Lis miał aż dosyć uzasadniony powód, by drzeć się jak opętany. Alex sam nie był pewien, czy nie zareagowałby inaczej, gdyby jego kompan zamienił się nagle w zżerane przez jakiś śluz kości.
Sam powód byl równie frapujący.
Zapewne by go tak wcześnie nie poznali, gdyby nie to, że Lis dostał po pysku i nieco otrzeźwiał. Jego opowieść brzmiała zadziwiająco - piękna niewiasta, która nagle zamieniła się w uzębioną i pazurzastą potworę, którą zobaczyli wyrwani ze snu członkowie wyprawy. Potwora, co najdziwniejsze, nie zagryzła Okonia, tylko dziabnęła go sztyletem.
To ostatnie było oczywistą oczywistością, bowiem sztylet tkwił między kośćmi, bo w końcu tylko tyle pozostało z przewodnika. Sztylet, jak się okazało, należący do rodziny ich szanownych pracodawców - von Staufferów.

Szczęściem w nieszczęściu udało im się dotrwać do świtu bez dalszych strat. I, o dziwo, również bez strat zdołali dotrzeć do wioski.

Pierwszą myślą Alexa po powrocie było słowo “kąpiel”. Bo i wyglądali jak potwory z bagien. Aż dziw, że mieszkańcy nie pozamykali się w chatach.
Jednak były ważniejsze sprawy - na przykład zdanie relacji z wyprawy.
Tę kwestię Alex pozostawił jednak w dłoniach tych, co lubili gadać. On sam nie miał najmniejszej ochoty zdawać relacji z bagiennych spotkań, a już w najmniejszym stopniu opisywać potworzycy. Tę przyjemność - opis obu postaci - powinien mieć najnaoczniejszy świadek - Lis. Alex był pewien, że ta opowieść zapewni przewodnikowi dość znaczną ilość kufli piwa.

- Mości Tupiku. - Alex zwrócił się do niziołka. - Mógłbyś mi załatwić kilka rzeczy przydatnych podczas polowania na ośmiornicę? Przydałyby mi się...
 
Kerm jest offline  
Stary 30-07-2013, 12:23   #60
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Planowo Vilis czuwać miała przy biczowniku, przy okazji mając oko na całe, prowizoryczne obozowisko. Z zamiarem równoległego wartowania przysiadła pod drzewem, opierając plecy o chropowatą korę. Skrzyżowała nogi, na kolanach położyła miecz, a drobnymi palcami gładziła czule chłodną rękojeść. Trudy dnia jednak dały o sobie znać, piekące oczy otwierały się z coraz większym trudem, powieki raz po raz opadały, tak samo jak ciążąca niemiłosiernie głowa. Walczyła dość długo, lecz w końcu przegrała z kretesem, pogrążając się w nerwowej drzemce.


***

Z zafascynowaniem oglądała makabryczny spektakl, wpatrując się szeroko rozwartymi oczami w tańczące płomienie. Jej myśli krążyły wokół ostatnich tygodni podróży. Analizowała całą sytuację, wybierając poszczególne fragmenty zdarzeń. Sprawiało jej to ból, ale wiedziała, że tak trzeba, inaczej nie mogłaby spojrzeć sobie w oczy. Już teraz czuła się podle - z własnej głupoty i słabości wpadła prosto w ręce wroga. Jej życie było zagrożone bardziej niż dotychczas. “Po to wyszłam cało z tej rzeźni, aby teraz zginąć tak marnie?” - myślała z goryczą. Zacisnęła powieki, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie mogła sobie pozwolić na płacz. Uniosła wysoko głowę starając się butą zamaskować przerażenie. Po bladej twarzy spłynęła kropla potu. Więc to tak wygląda. Dotychczas nie interesowały jej publiczne kaźnie, które zawsze uważała za tanią rozrywkę dla plebsu. Tłumy spoconych biedaków zbite w bezwładną, wrzeszczącą i żądną krwi masę napawały ją obrzydzeniem, a o wiele milsze dla ucha były dźwięki harfy rozbrzmiewające w salonie posiadłości ojca, niźli dzikie wrzaski gawiedzi z lubością przypatrującej się cierpieniu bliźnich. Dom ojca...czyli jednak miała jakieś pozytywne wspomnienia z nim związane. Potrząsnęła głową. Nie ma sensu roztrząsać przeszłości, szczególnie gdy nie ma nawet cienia szansy że stare dobre czasy powrócą. Obok niej jakiś chłop rzucił w płomienie stosu opróżnioną przed chwilą butelkę i zaryczał triumfalnie.
“Skąd w ludziach tyle nienawiści? Skąd ta radość na widok cierpienia? Czy ich radość ma podłoże duchowe? Czy radują się z tego że kolejny heretyk umiera i przestaje stanowić dla nich zagrożenie, czy może są szczęśliwi, że to nie oni wiją się pośród płomieni..że to nie na nich padł ciężki i bezlitosny wzrok Sprawiedliwości? Bo jak wiadomo nie ma ludzi niewinnych, istnieje tylko różny stopień winy. Myśl, myśl. Kto nie myśli jest trupem!”
- Te Sophia, posłuchaj jak śpiewa.. pięknie, nie ? - Jeden ze strażników stojących z tyłu zbliżył usta do jej ucha. Przesycony odorem nadpsutych zębów i alkoholu oddech musnął jej kark. Powstrzymała dreszcze - Jutro ty dla nas zaśpiewasz, Gołąbeczko. Założyłem się o szylinga że twoja piosenka potrwa dłużej niż zawodzenie tej starej oślicy. W końcu młoda jeszcze jesteś, sił dużo masz i oddychać czym - jego ciężka łapa ścisnęła boleśnie pierś dziewczyny. Szarpnęła się i spojrzała na niego z pogardą
- Macnij mnie jeszcze raz, a odgryzę ci rękę przy samej dupie. Karczemne kurwy sobie macaj. O ile te brudne, parchate pokraki można nazwać kurwami - patrzyła mu prosto w oczy - ale to takich jak ty to pewnie bez znaczenia czy pieprzy swoją żonę czy jakąś maciorę. Różnica żadna, a całe życie mieszkacie w chlew..
Okuta metalem dłoń zatoczyła łuk. Poczuła, jak jej policzek przeszywa ostry ból. Siła ciosu odrzuciła jej głowę do tyłu. Przewróciłaby się gdyby strażnik jej nie podtrzymał. Kątem oka zobaczyła pooraną bliznami twarz tuż obok swojej. Twarz wykrzywioną pogardą i nienawiścią. Uśmiechnęła się i pozwoliła by krew z rozciętej wargi spłynęła po jej brodzie
- Raczcie wybaczyć panie, czyżbym w którymś momencie rozminęła się z prawdą?
- Zostaw, Oskar. Dajesz sie prowokować jak młokos jakiś - drugi strażnik położył dłoń na ramieniu swego towarzysza w uspokajającym geście. Ten zastygł na chwilę w bezruchu po czym puścił dziewczynę - Niech sobie suka poszczeka, tylko tyle może zrobić. I tak niedługo spłonie a wtedy naszczasz na jej popioły, jeżeli to poprawi ci humor. Nieważne kapłan, szlachcic, chłop czy cesarz..każdy będzie drzeć mordę tak jak stara - skinieniem brody wskazał na płonący stos. Cała trójka wróciła do kontemplacji widowiska. Stali w ciszy, otoczeni lamentem konającej w męczarniach niewiasty.
Krzyk urwał się niczym ucięty nożem. Przez kilka jeszcze chwil trwał w powietrzu, rozdzierając serca, lecz po chwili zniknął na dobre. Stos wybuchnął ogniem, trawiąc drwa i ciało, teraz pozbawione już ducha. Tłum wydał z siebie westchnienie żalu. Skończyło się.
Płomienie huczały i strzelały iskrami, jakby nie rozumiejąc, że ich zadanie już skończone. Na placu zapanowała wrzawa, pełna ożywienia i nieokreślonej bliżej wesołości. Jakieś dziecko zapłakało głośno, ktoś nawoływał do uczczenia wieczornego spektaklu kuflem piwa w pobliskiej karczmie, kilku zawczasu podchmielonych obywateli żartowało niewybrednie na temat spalonej niewiasty.
- Koniec kurwa tego dobrego. Ruszaj dupę i trzymaj no mordę na kłódkę! - strażnicy szarpnęli swoim więźniem i bezpardonowo rozgarniając tłum przepchali się wprost w kierunku jedynego murowanego budynku w miasteczku, pełniącego zaszczytną funkcję miejsca spotkać starszych osady, aresztu i Sigmar wie czego jeszcze. Na pewno czegoś równie wzniosłego i bezsensownego, jak wszystko w tej zapomnianej przez bogów i dobrych ludzie dziurze. Ostatni raz spojrzała w kierunku miejsca gdzie ogień kończył trawić ciało starej kobiety. Kobiety, która była jej obca a mimo to nie wahała się pomóc jej w potrzebie. Kobiety która uratowała jej życie. Kobiety, na którą sprowadziła śmierć...


***

Krzyk przerażenia wyrwał ją z niechcianego snu. Wdzięczna za to, nawet przez moment chciała podziękować wrzeszczącemu idiocie, szybko okazało się jednak że sytuacja na jawie do wesołych nie należy. Szybko rozkładające się zwłoki, zawodzące kobiece upiory, mgła, nienaturalne światła i cuda wianki - pełen repertuar dziwności bezpardonowo zdzielił łowczynię w łeb, sprawiając że senne majaki poszły w zapomnienie. Los wieśniaka obchodził ją mniej niż zeszłoroczny śnieg, większe zainteresowanie wzbudził sztylet którym zakończono jego życie. Demoniczna postać go dzierżąca i charakterystyczny rodowy symbol sprawiły, że do listy ludzi z którymi przeprowadzić musi przyjacielską, pełną miłości i zrozumienia rozmowę dołączyła jeszcze jedna osoba. Gładkolicy baron od początku się łowczyni nie podobał. Nie znosiła szlachty, wielmożów i całej reszty tej bezwartościowej hałastry, skupionej jedynie na własnej dupie, knującej po kątach jak tu zyskać więcej wpływów i pieniędzy, niszcząc komuś przy okazji życie. Obróciła głowę w stronę Siegfrieda, jakby chcąc się upewnić że biczownik widział to samo co ona. Jego mina wystarczyła za całą odpowiedź. Nie chcąc dyskutować na tematy mogące przyczynić się do ich dekonspiracji, resztę nocy przesiedziała w milczeniu, nie rozstając się z bronią.
Leźć za dziwnymi głosami nie było najmniejszego sensu. Zawodzenie w ciemności na milę śmierdziało pułapką i chyba tylko upośledzony na umyśle idiota dałby się na nią nabrać.

Po powrocie do wioski ominęła karczmę szerokim łukiem. Z trzech dni na przeprowadzenie rytuału pozostało coraz mniej czasu, a każda mijająca minuta przybliżała ich do klęski. Balia pełna gorącej wody i miękkie łózko mogły poczekać - gnijące beztrosko serca, majtające się w worze na plecach łowczyni już nie bardzo. Przy każdym kroku czuła jak obijają się o jej ubranie, zostawiając kolejną plamę na i tak już niezbyt czystym stroju.
Klnąc pod nosem z taką pasją, że doker zarumieniłby się niczym niewinna panienka z dobrego domu, ruszyła szybkim krokiem na poszukiwania Lilawandera. Część duszy dziewczyny cieszyła się na to spotkanie. Tym razem nie będzie miło i grzecznie.
Mieli do pogadania na poważne tematy, kulturwę mogła więc odstawić na bok.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172