Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2013, 04:22   #53
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim uderzał młotem w żelazne kliny... uderzał tak mocno że stylisko młota aż trzeszczało od siły uderzeń, a sama głowica zdawało się że pęknie za kilka chwil. Wszystko to nie działo się za sprawą ogromnej siły jaką w swych mięśniach miał khazad, nie działo się to też dzięki boskiej pomocy, magii czy cudownym eliksirom... to był strach. Uczucie o którym krasnoludy mówiły że nie istnieje wśród ich rasy... a i owszem tak mówiły, ale nie było to prawdą. Teraz Sverrisson, wojownik z ośnieżonych szczytów świata, napinał mięśnie wypełnione po brzegi strachem, a każdy zamach jego potężnych ramion, wbijał klin głębiej i głębiej... robił coś co normalnie musi robić dwóch rzemieślników o sporej sile, jednak teraz nikt nie miał takiego komfortu, a opdajace raz po raz macki w pobliżu harującego w pocie czoła krasnoluda, dodawały sił i odbierały nadzieję w jednym czasie. Uczucie wstrętne i jedno z tych które Helv miał nadzieję poczuć tylko raz, właśnie tego dnia i nigdy więcej.

Sverrisson widział już prawie wyciągniętą do niego dłoń Smednira kiedy macka opadła kilka celi od pozycji którą zajmował kilka chwil wcześniej. Ta drobna rana jaką zadał dwuręczny młot, zdawała się być jedynie skaleczeniem dla ogromnego stworzenia... jednak krasnolud nie poddawał się. Kiedy tylko odnóże poczęło kryć się w mętnej wodzie, Helv wrócił do swej mozolnej i jakże niebezpieczej pracy. Wiedział że nie może się poddać, wiedział ze teraz albo nigdy. Drugiej szansy mogło nie być. Tym bardziej że wściekła pewnie bestia, teraz opuszczała swe ciężkie i grube macki, raz po raz na pozycję khazada. Wtem krzyk kobiet... obu na raz, jakby ... khazad nawet nie zdążył pomyśleć. Macka z siłą okrutną, równą pewnie bogom chaosu, uderzyła w skałę, miażdżąc prawie górskiego wojownika. Dzięki uważnym kobietom i ich ostrzeżeniu, Helvgrim uniknął śmierci. Kątem oka, Sverrisson widział również Alexa i Sigfrieda odciągających uwagę potwora od skał... robili co mogli by dać Helvowi szansę. To warte było wielu kufli piwa i nie zostanie zapomniane przez khazada już nigdy. Oczywiście jeśli dane im będzie przeżyć.

Nagle zrobiło się spokojnie wokół Helvgrima... ten zaryzykował spojrzenie za siebie. Najemna kompania wzięła na siebie ogrom ataków ośmiornicy. Walczyli dzielnie i szło im to bardzo dobrze... dali jakże potrzebny czas Helvowi, by ten umieścił kliny i łańcuchy na swoich miejscach. Zawieść nie zamierzał nikogo, siebie, ojca i jego miecza, ale przede wszystkim towarzyszy broni. Stawali dzielnie i ryzykowali życiem... odważnie i z poświęceniem. Krasnolud myśląc o ich wyczynach, zagryzł wargi do krwi i uderzył swym młotem po raz kolejny... i kolejny... i znów. Skała poddała się. Pękała i drżała, a żelazne kliny poczęły się stapiać z kamieniem. Tak jak było to zamierzone.

Coś zaczęło się dziać, Helv nie wiedział co ale coś jakby się zmieniło. Uderzył po raz ostatni i łańcuchy i ich żelazne kotwice były już na miejscach. Robota była raczej kiepska, wykonana po łebkach, ale musiało to wystarczyć, więcej czasu nie było. Bogowie zdecydowali widać że dziś nie dokonaju tu żywota i bedą mieli jeszcze jedną szansę na konfrontację z potworem. Przytomne działanie przewodników, być może uratowało najemnikom życie. Ciała orków świetnie nadały się na przynęte. To pozwoliło wyjść poza zasięg macek i po kilku godzinach cichego marszu, dotrzeć w miejsce odpoczynku. Helvgrim pamiętał wyczyny Siegfrieda w walce ze stworem, dlatego też nawet raz nie zaklął czy zamarudził kiedy ciągnął na noszach mężnego i pokrytego wieloma bliznami wojownika. Człek ten był tego wart i to wystarczyło by Sverrisson poświęcił się dla niego, tak jak Siegfried poświęcił się dla krasnoluda i dla sprawy.

- Posłuchajmy rady przwodników. Rozbijmy obóz. Dobrze mówią. W nocy zgubimy się i nawet jutro, za dnia, drogi możemy nie odnależć, lepiej zostać tu skoro Okoń i Lis wiedzą gdzie jesteśmy, jak na razie. Dwie warty wezmę, pierwsza i trzecią. Jestem wam to winien, a i ranny nie jestem jakoś specjalnie. Jutro poniesiemy Siegfrieda na zmianę. Zgadzacie się? - Helvgrim miał już dość tej ciężkiej drogi, a skoro on był zmęczony to jak musieli czuć się inni, skoro byli ranni?
 
VIX jest offline