– Oho, chyba się budzi – rzucił raźno z korytarza, nie precyzując, co właściwie ma na myśli. Nie wyglądało zresztą na to, żeby tajemniczy ryk zrobił na nim specjalne wrażenie. A już na pewno nie zniechęcił go do opuszczenia statku. Na mostku Troy pojawił się z kurtką w ręce, karabinem na ramieniu i zawadiackim uśmiechem na twarzy.
– Da się tam oddychać? – spytał rzeczowo, wypatrując w widocznej części doku, rozświetlonego mocnymi reflektorami manewrowymi Barakudy, wszelkich interesujących szczegółów. Bardzo możliwe, że – w skafandrze czy bez – to właśnie on zrobi kilka pierwszych kroków po pokładzie porzuconej stacji. Nie miał nic przeciwko. Ale skoro już była taka sposobność, nie zamierzał rezygnować z choćby namiastki rozpoznania. Odpalił sobie nawet szperacz i snopem ostrego światła penetrował metodycznie wszystkie podejrzane zakamarki. |