Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2013, 23:25   #37
Camillvs
 
Camillvs's Avatar
 
Reputacja: 1 Camillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znany
Kenshiro nie miał za bardzo po czym odpoczywać, pobiegał sobie truchcikiem z drewnianym mieczykiem po obiektach treningowych. Nie przemęczał się niepotrzebnie, skoro w czasie przeznaczonym na odpoczynek, nie było go zbyt dużo. Postrzelony w plecy podczas konfrontacji z drużyną Bauhausu mógł poleżeć sobie spokojnie na ziemi, jak mało miał ostatnimi czasu na relaks w pozycji leżącej. Po wszystkim szedł wolnym krokiem za resztą swojej drużyny, a gdy spragnieni kompani na wieść o zamknięciu kantyny zrobili nieciekawe miny, Kenshiro się nawet nie zdziwił. intuicja podpowiadała mu wszakże, by się nie przemęczał, wyczuwał, że czeka go dziś coś znacznie poważniejszego, choć z drugiej strony zamknięcie kantyny nie było chyba wydarzeniem aż tak ogromnej wagi.

Rzeczywiście, alarm okazał się być tym, co wyczuwał gdzieś głęboko samuraj. Może to i dobrze, że zamknęli kantynę, gdyby o północy alarm zastał drużynę przy imprezowaniu, nie mogliby się godnie pokazać przełożonym, a co gorsza jakikolwiek sen pozostałby marzeniem przez trudny do przewidzenia okres podwyższonej gotowości bojowej.

Kenshiro ukrył swoje beznamiętne zaspane oczy pod ciemnymi okularami, poprawił swoje umundurowanie i elegancko na tyle, na ile pozwalały warunki, poszedł dostojnym krokiem na spotkanie przeznaczenia, które okazało się nosić mundur Kartelu, szaty członka Bractwa i nieźle skrojone garnitury. Swoją drogą fajnie zgrywały się kolory garniturów i blond włosów, Kenshiro kiedyś w dzieciństwie też farbował włosy na blond, taka była moda wśród młodzieży, której naturalny kolor włosów oscylował wokół różnych odcieni czerni. No i szkoda, że sam nie przyszedł w garniturze, wolałby to niż mundur.

Zaginął biskup, no cóż mówi się trudno, skoro trzeba go znaleźć, to go znajdziemy - pomyślał samuraj. Związany był z Bractwem już od pewnego czasu, wiedział, że nie zaopiekowali się nim po gwałtownej zmianie na tronie Korporacji Mishima bezinteresownie. Sprawa nie mogła być błaha, nie po tym w co wciągnęli go braciszkowie i Pani Dziedziczka Mariko.

Pobrał wszelkie możliwe elektroniczne dane, przejrzał mapy, na których znał się jako tako, poczytał o biskupie, popatrzył na jego zdjęcia myśląc w jakie tarapaty tym razem zaprowadzi go kolejny pasterz trzódki Nataniela... Coś było w tym spojrzeniu duchownego, w tej twarzy, jakiś niewysłowiony niepokój ogarnął samuraja. Po wyjściu całej drużyny zatrzymał się jeszcze w drzwiach, odwrócił się na pięcie, spojrzał na przedstawiciela Bractwa, zdjął okulary i spojrzał mu głęboko w oczy. Na swe niewysłowione pytanie uzyskał chyba milczącą odpowiedź. Skłonił głowę, założył okulary i ruszył przygotować swoje wyposażenie. Najpierw jednak poświęcił kilka minut na medytację w swoim ciasnym kącie. Zapalił świecę, przysiadł w niewygodnej pozycji, którą cały świat kojarzył z Mishimą, zamknął oczy pogrążając się w zadumie, którą zakończył gasząc palcami płomień. Podskakując zwinnie powstał zaczynając serię szybkich płynnych ruchów, to nie była już ta beztroska dostojność. Tygrys zaczął szykować się na łowy...



Gdy wyznaczony czas dobiegał końca, samuraj wszedł zdecydowanie na lądowisko jako ostatni z drużyny. Opancerzony od stóp do głów w ciemną zbroję zmieniającą swoje odcienie zależnie od oświetlenia. Na piersi miał symbol Kartelu, na prawym ramieniu wschodzące Słońce Mishimy, a na lewym krzyż Bractwa, wszystkie w ciemnych kolorach zieleni, brązu i czerni, dopasowanych do charakteru misji.



Przez ramię przewiesił jakąś dziwną broń, zapewne jej wygląd oznaczał niekonwencjonalne zastosowanie.



Przy lewym boku zatknięte miał dwa schowane w pochwach śmiercionośne ostrza, krótsze i dłuższe, każdy do innych warunków, choć Kenshiro może potrafił używać ich obu jednocześnie, w każdym razie na pewno były one dla niego czymś więcej niż tylko symbolem rodowej tradycji, jeśli drużyna miała szczęście, to były to legendarne miecze Musashi, zagadką pozostawało tylko jakie szczególne atrybuty mogły posiadać.

Kenshiro na znak, że był realistą zabrał także przytroczony do prawej nogi pistolet maszynowy, duże natężenie ołowianych pocisków na krótkim dystansie zawsze mogło okazać się pomocne. Sprzężenie celowania z elektronicznymi systemami kontrolowanymi poprzez hełm z interaktywnym multimedialnym wizjerem powinno pomóc trafić w cel z tej czy innej broni. Dla pewności przypiął sobie wojskowy nóż oraz kilka granatów zaczepnych i ogłuszających, przyjemnie wszakże jest wejść do pomieszczenia z ostrą klingą w ręku, gdy przeciwnicy wewnątrz zostali uprzednio "niehonorowo osłabieni".

Pełni obrazu dopełniał plecak zaopatrzony w artykuły pierwszej potrzeby pola walki, zgodnie z wytycznymi ujednoliconego podręcznika korporacji Mishima.

Kenshiro wsiadł do "Ważki", zameldował swoją gotowość, przyjął apteczkę od szeregowego Konowała i rozsiadł się na tyle wygodnie, na ile było to możliwe chcąc zapiąć pasy, jeśli jakiekolwiek tylko mógł znaleźć. Lewą rękę położył na swych mieczach, prawą trzymał zdjęty z ramienia sprzęt oparty teraz o podłogę.

Jak sądzicie, czy jak wrócimy, to kantyna będzie już dla nas otwarta? - samuraj zapytał przez komunikator swoich towarzyszy...
 

Ostatnio edytowane przez Camillvs : 27-07-2013 o 23:31. Powód: dodanie kursywy
Camillvs jest offline