Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2013, 02:09   #49
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Spotkanie z bogami było dziwne, nawet teraz Helvgrim nie wierzył że było prawdziwe. Wcześniej miał pewność że bogowie byli realni, ale kiedy odeszli, kiedy znów zrobiło się zimno i cicho, a świat stał się na powrót brudny i parszywy... nawet kwestia spotkania z bogami mogła zostać wypaczona przez zmęczony umysł. Wszystko to zdawało się być jakimś rodzajem halucynacji może, albo magii jakiegoś przeklętego czarownika. Khazad czuł w kościach że tak nie było... no ale co można by tu o tym myśleć? Sam nie znał odpowiedzi na to pytanie, wątpił też by reszta kompanów potrafiła dać dobre wyjaśnienie. Zatem pogrążony we własnych myślach szedł dalej, towarzystwo również nie było wesołe, zupełnie jakby wszyscy nagle mieli do przemyślenia setkę spraw, jednak Sverrisson ich rozumiał, jemu po głowie też chodziły różne myśli. Szczególnie te związane ze słowami wypowiedzianymi przez Gazula. Pocieszne były mało, na końcu... ale fakt że Helvgrim zobaczy jeszcze ojca i rodzinną twierdze był dobrą nowiną. Ta ostatnia właśnie myśl rozwiązała język, zwykle ponuremu, khazadowi.

Zaczeło się od tego że jakoś wypatrzył na głowie Korgana, zabójcy trolli, brak czuba a w jego miejscu była zaś burza niesfornych włosów. To było bardzo dziwne... ingerencja sił wyższych musiała wchodzić w grę, to było pewne, przecież inaczej nie mogło być mowy by takie fale włosów wyrosły na łysej czaszce w czasie krótszym niż połowa dnia. Sverrisson postanowił zagaić do Korgana.

- Korgan, kuzynie... coś nie tak z twoimi włosami? - Zapytał Helv, nie krył ciekawości bo faktycznie widok był, cóż, niecodzienny, a nawet to nie było odpowiednim słowem by opisać zjawisko. Sverrisson dał tylko kuksańca w bok Ragnarowi by i ten zwrócił uwagę.

- Stawiam litr piwska, że mu bogowie czas zabrali... postarzyli w sensie. - mruknął Ragnar Helvowi.

- Dlaczego? - zapytał zdziwiony, ale po chwili zorientował się dlaczego zadano mu to pytanie - Jasna dupa! Co to ma być do cholery? Przeklęta magia tych Morrów i Gazulów pewnie! - był bardzo niezadowolony. - Mam nadzieję że w wiosce będzie jakiś, co by mi włosy obciął.

- Ktoś o mnie pytał? - zapytał jak gdyby nigdy nic idący z boku Karl spoglądając na Dawich z nieznacznie uniesioną brwią.

- Przemyśl kuzynie nim włos znów zgolisz. Gazul może tego od ciebie już nie chcę... może inny los dla ciebie nakreślił. Przemyśl jedynie. - Helv był poważny w słowie jak w dzień śmierci swego brata... to nie były żarty. Bogowie zesłali swe dary i słowa.


Rozmowa trwała dalej. Poruszono wiele jeszcze tematów, a i dobrze bo piesza wędrówka szybciej jakby upłynęła. Wkrótce ich oczom ukazała się wieś, ponoć nosiła nazwę Paaag. Ot, zwykła wioska jakich wiele. Ludziska po domach się pochowali kiedy dostrzegli grupę khazadzko - ludzką, odzianą w pancerze i przy broni. Wiele do roboty tu nie było. W karczmie zjeść można było kaszy ze słoniną. Uzupełnić flaszki i bukłaki wódką, a plecaki wypchać chlebem i suszoną wołowiną oraz solonymi rybami. Kiedy brzuchy były pełne, tak jak i tobołki, każdy poszedł załatwić jakieś tam sprawy swe, tak chyba było z innymi, Helv nie był pewien, ale sam odszukał wioskowego kowala bo sprawę miał do niego. Z przykrością stwierdził jednak że człek podający się za kowala to ułomek był jakich mało, nie tylko stal jego była jak papirus delikatna ale i z mordy na głupka wyglądał... co najmniej jakby matka jego za męża wzięła sobie muła albo osła. Khazad rzucił monetę temu niedojdzie i skorzystał z kuźni by swą broń naprawić i naostrzyć. Od jednego z wieśniaków, później, zakupił parę wełnianych skarpet i od razu je założył na stopy. Osuszył też buty co sprawiło mu ogromną radość w tym smutnym jak orcza dupa miejscu. Na odchodnym kupił jeszcze od biednego chłopiny stojącego przy zagrodzie, młode koźle, bez głowy, ładnie oprawione i wymyte. Przewiązał powrozem wszystkie cztery jego kopyta i zarzucił sobie na barki. Tego wieczora, na trakcie, szykowało się pieczyste. Kucharz z Helvgrima był kiepski, ale mięso nad ogniem upiekł by nawet ten niedojda, wiejski kowal o świńskim ryju.

Kiedy tylko spadły pierwsze płatki śniegu, Helv poczuł się jak w domu. Lico mu rozjaśniało jakby, kąciki ust uniosły się w górę. Odgłos butów na śnieżnej pierzynie zawsze był miły dla khazadów z północnych gór. W dobrym humorze, z pełnym brzuchem, Sverrisson kroczył traktem z towarzyszami. Ślady które napotkali na szlaku niedługo po opuszczeniu wsi, nijak na krasnoluda wpływu nie miały. Zwykłe koleiny pozostawione przez wóz. Na tropieniu się nie znał, nie wiedział czy ciągnięty był wóz przez konia czy wołu... to nie miało znaczenia. Napewno nie teraz, nie dla Helvgrima.
 
VIX jest offline