Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2013, 03:15   #15
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Portrety przodków gałęzi rodziny Hawkwood, do której należała Dianne zdawały się zostać namalowane przez jednego artystę wielbiącego ściśle określony styl. Osoby na nich uwiecznione prezentowały się jednocześnie wyniośle, ociekając wręcz szlachectwem, jak i okrutnie zimne... ale może taki był zamysł? Dianne osobiście nigdy nie przypadł do gustu ten sposób portretowania, jednak jej ojciec, William Hawkwood, miał co do tego odmienne zdanie. Inaczej nie wywiesiłby ich tylu w swoim gabinecie, prawda?
A może chodziło po prostu o próbę onieśmielenia rozmówcy...
Dianne nie wiedziała jak się znalazła w tym gabinecie stojąc naprzeciw biurka ojca i spoglądając wprost w oczy Williama, chłodne i kalkulujące, a jednak wydawało jej się, że kiedyś widziała w nich ciepłą iskierkę.
- Dlaczego? - odezwał się William swoim opanowanym aż do bólu głosem.
Dianne zacisnęła zęby. Nigdy nie potrafiła z nim rozmawiać, a i teraz nie miała zamiaru. Wiedziała, że milczeniem go tylko rozdrażni, ale jak zwykle jej to nie obchodziło. Odeszła. To był jej wybór i cokolwiek by on nie powiedział nie zmieni tego. Na pewno nie za jej zgodą.
- Dlaczego? - powtórzył - Hawkwood nie sypia w podłych noclegowniach, nie żyje z dnia na dzień. Nie musi kręcić i oszukiwać, aby zjeść coś ciepłego. Nie jest zależny od nikogo...
- Nie jestem już od niego zależna. - warknęła Dianne.
William uśmiechnął się ironicznie na te słowa i wychylił się w jej stronę.
- Czy nadal chcesz być Hawkwood?


Dianne obudziła się gwałtownie i przetarła oczy. Spojrzała na swoje dłonie i zaklęła chociaż powinna być wdzięczna za to wybudzenie ze snu. Nie musiała przynajmniej znosić go dłużej.
Przez dłuższy czas stała przy oknie przyglądając się szalejącemu pożarowi. Nigdy nie fascynowały jej podobne wypadki, ale teraz ten obraz pozwalał zająć myśli. Dała sobie długie minuty obserwacji zanim wróciła do łóżka.
Położyła się ponownie wkładając głowę pod poduszkę. Miała dość wrażeń dnia poprzedniego, aby jeszcze dokładać do tego sny. Zupełnie jakby nie miała innych problemów na głowie niż martwienie się o życie, które pozostawiła za sobą. Decyzja została podjęta, a żadne nocne mary nie mają mocy, aby ją zmienić... i odwrócić konsekwencje jakie pociągnęły te decyzje za sobą.
Na razie młoda Hawkwood osiągnęła tyle, że Akhader da jej wreszcie spokój z tą niedorzeczną spłatą długu. Dianne nie wiedziała tylko co dokładnie będzie po ich rozstaniu. Zakładała, że wróci do swojego niezależnego życia... które jednak nie było tak usłane różami jak sobie wyobrażała uciekając z domu. Zastanawiała się teraz ile z powodów tej ucieczki była chęć niezależności, a ile zwykła chęć postawienia się zasadom czy ucieczka przed wygórowanymi wymaganiami.

***

Wieści, które przyniósł sługa były zaiste interesujące, a szczególnie fakt, że ukochany miecz Akhadera zaginął. Przynajmniej jedna radosna nowina, chociaż gdyby dało się go sprzedać...
Dianne nie poszła z Akhaderem. Nie miała nastroju na rozmowę z nim, która pewnie i tak szybko przerodziłaby się w przerzucanie się ironicznymi docinkami, a w najbardziej ekscytującym wypadku w zwykłą kłótnię. Zastanawiała się czy Li Halana zainteresował bardziej nocny wypadek, szczególnie po usłyszanych wieściach, i doszła do wniosku, że... prawdopodobnie tak. Przynajmniej sądziła, iż na tyle zdążyła poznać mężczyznę, który miał czelność nałożyć kajdany samej Hawkwood.
Może oboje mieli coś wspólnego ze sobą...

Dianne ruszyła do ogrodów, w których to znaleziono trupa sama nie wiedząc czego się spodziewając.


Dziewczyna przechadzała się po ogrodzie chłonąc słodki kwiatowy zapach i racząc się widokiem pięknej roślinności wypielęgnowanej dla radości obserwatorów. W tym momencie, kiedy słońce oświetlało cuda natury i ludzkich rąk, ciężko było pamiętać o tym, że właśnie tutaj w nocy rozegrał się dramat jednego człowieka i właśnie pośród drzew wiśni wydany został ostatni oddech.
Dianne ruszyła na miejsce zbrodni. Sen wydawał się odległy o lata.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline