Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2013, 12:01   #1
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Spopielone dusze

Był środek lata, ale zamiast żaru z nieba lał się rzęsisty deszcz. Pogoda od dwóch tygodni nie rozpieszczała Polaków, szczególnie tych co wybrali się na urlop nad nasze piękne morze. Ci jak co roku narzekali na swojego pecha. To było jednak setki kilometrów od Krakowa.

W królewskim grodzie atmosfera była unikatowa. Wiedział o tym każdy mieszkaniec i każdy przyjezdny, który choć trochę poznał to miasto. Tempo życia było tu wolniejsze, a ilość wkurwa w powietrzu na metr sześcienny była stosunkowo niska. Czym że była więc tak drobna ilość deszczu dla mieszkańców? Marudzili trochę więcej i bardziej jebało w tramwajach przez zdecydowanie większą ilość pasażerów.

Miasto żyło swoim normalnym trybem, ale jak każdy organizm było atakowane przez choroby. Niektóre z nich były nieszkodliwe jak katar, a inne należało jak najszybciej zwalczyć. A gdy to było niemożliwe, trzeba było usunąć skażoną tkankę.


SPOPIELONE DUSZE




26.07.2013

Wszyscy


Mała salka konferencyjna była świeżo po remoncie, ale nawet to nie było w stanie zniwelować smrodu dymu papierosowego, który na dobre przesiąkło pomieszczenie. Ściany pomalowane na jasny błękitny kolor wydawały się przy złym oświetleniu szare. Kafelki na podłodze też były szare i nawet tablica, na której wyświetlano rzutnikiem ekran laptopa w takim sąsiedztwie również wyglądał na szarą. Była więc to szara, depresyjna salka z której chciało się jak najszybciej uciec.

Na środku pomieszczenia stał stolik, a po jego bokach ustawiono sześć obrotowych foteli. Przy jednym z nich siedział siwy mężczyzna, którego nikt nie znał. Uśmiechał się do każdego wchodzącego w stylu Clinta Eastwooda, więc trudno było powiedzieć czy był to bardziej uśmiech czy grymas obrzydzenia.


Druga pojawiła się Magdalena Kurska, która usiadła jak najdalej od nieprzyjemnego typa. Trzecią osobą był Dariusz Chmielarz, człowiek o wyglądzie typowego bandziora i opinii dobrego psa. Aspirant dowiedział się, że Zawisza osobiście chciał żeby dołączył do jego ekipy.

Gdy kolejna postać weszła do sali dało się odczuć lekkie napięcie.

Anna Konarska czy jak sama się zawsze przedstawiała Anna Maria Konarska weszła do pomieszczenia. Spojrzenia kobiet od razu się spotkały. Obie zajmowały się tym samym, były psychologami policyjnymi. Obie też były w identycznym wieku i miały doświadczenie z wielu spraw. Koleżankami po fachu nazwać ich jednak nie można było. Określenie rywalki bardziej pasowało?

Następnie do sali wparował sam Komisarz Zawisza z nieodłącznym papierosem w ustach rzucił tylko krótkim “dzień dobry”. Jego płaszcz był przemoczony.


Rzucił plastikową popielniczkę na stół i z kieszeni płaszcza wyjął tanią zapalniczkę. Po pierwszym zaciągnięciu opadł na fotel z wyrazem ulgi na twarzy.

Komisarz Zawisza był żywą legendą policji. Opowieści o jego nietypowych metodach działania, niesubordynacji i ciemnej prywatnej stronie życia obiegły posterunki w niejednym mieście. Ponoć był uzależniony od hazardu i przez to stał się dziwką mafii. Ponoć miał tyle haków na przełożonych, że mógłby pieprzyć ich żony bez cienia obawy przed konsekwencjami. Ponoć... dużo było tych ponoć. Dla zebranych najważniejsze było jednak to, że słynął ze swojej skuteczności.

Popatrzył na zegarek i ze skwaszoną miną podłączył pendrive’a do laptopa.

- Ostatni członek zespołu najwidoczniej się spóźni. Nie ma sensu na niego dłużej czekać. - powiedział i dorzucił pod nosem - Cholerny synek tatusia.

- Część z was się już zna, ale pozwolę sobie przedstawić wszystkich dla dopełnienia formalności. - zaczął od niechcenia wskazywać po kolei ręką. - Aspirant Dariusz Chmielarz, pani Magdalena Kurska, pani Anna Konarska i pan doktor Andrzej Gniadek, patolog sądowy.

Komisarz rozdał każdemu kopie akt. Zgasił papierosa i od razu zapalił następnego.
- Trzy zabójstwa w ciągu jednego miesiąca. Podejrzewamy, że dokonała ich ta sama osoba i jak was poinformowano potrzebujemy waszej pomocy do znalezienia sprawcy.

- Pierwsza ofiara. - przeszedł od razu do omawiania zdjęć włączając pokaz slajdów. – Trzydziestosześcioletni pracownik konsulatu amerykańskiego. Znaleziono go w jego pokoju hotelowym z wbitym w skroń szpikulcem do lodu.

Zdjęcia przedstawiały potężnego mężczyznę w szlafroku, który leżał martwy w swoim łóżku.

- Druga ofiara to bezdomny śpiący na ulicy. Nie znamy jeszcze jego tożsamości. Pięć ran kłutych nożem w klatkę piersiową.

Kolejne slajdy przedstawiały młodego człowieka przed trzydziestką leżącego w jakimś ciemnym zaułku. Jego brudne ubrania były przesiąknięte krwią.

- Ostatnia, wczorajsza ofiara. Doktor Zygmunt Nowak. Trzydzieści lat. Mąż Marii Nowak. Nie mieli dzieci. Wykładowca na UJocie. Znaleziony martwy we własnym łóżku. Doktorze?

- Został najpierw uderzony w lewą skroń niewielkim przedmiotem. - Gniadek mówił bardzo powoli, co na dłuższą metę mogło stać się irytujące. Nie okazywał przy tym kompletnie żadnych emocji. - Następnie skrępowano mu ręce za plecami i narzucono plastikową torbę na głowę. Zgon nastąpił przez uduszenie.

- Jego żona ma pojawić się za godzinę. Chcę żeby jedna z was była przy przesłuchaniu. - zwrócił się do kobiet. - Coś mi nie pasowało w jej zachowaniu. Była zbyt spokojna gdy dowiedziała się o śmierci męża. - zrobił krótką przerwę na zebranie myśli.

- Chmielarz, chciałbym żebyś wykorzystał swoje kontakty i spróbował ustalić tożsamość drugiej ofiary. Odstęp między pierwszym a drugim zabójstwem wynosił dwa tygodnie, a między drugim a trzecim tydzień. Morderca zaczął się rozkręcać, a to oznacza, że niedługo możemy spodziewać się kolejnej ofiary.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 27-07-2013 o 12:27.
mataichi jest offline