Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2013, 20:46   #248
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Ugoda. Odroczenie.

Istnieje wiele “boskich” przedmiotów. Jednym z nich jest coś tak przyjemnego mieszkańcom Olimpu jak wino. Piękna ciecz, która wbrew swej podobizny do najbardziej śmiertelnej ze wszystkich, płynącej w żyłach wszystkiego, co słabe, nie posiadała jednak tej dziwnej, odrzucającej, metalicznej woli.
Wino łechtało wszystkie zmysły, zapraszając do wspólnej zabawy. Kusiło wszystkich, często rozpoczynało zarówno biesiady, jak i orgie, stając się tym samym jednym z głównym symboli boskiego Fauna - Bachusa.
Spętane ciała rodu zdrajców czuło się dziwnie przyjemnie. Najwyraźniej fakt skucia odpowiadał wszystkim genom, które zostały mu przekazane przez nieszczególnie szlachetnych przodków. Ot, najzwyklejszy w świecie koniec dla człowieka, który urodził się, by zawieść większość tych, którzy położą w nim swe nadzieje.
Ciało blondyna rozpadło się, przybierając postać ulubionego trunka Bachusa. Nie to było jednak najdziwniejsze, lecz fakt, że blondyn zaczął powoli wynurzać się z niedawno otwartej butelki.
- Przyznam, że takim gazem jeszcze nie oberwałem - stwierdził nagi blondyn. Uśmiech nieśmiało pojawiał się na jego twarzy, przebijając tym samym warstwy narastającego smutku.
Zbytnio zaufał swoim osądom, dając ponieść się sytuacji. Teraz zaś musiał zdać się na łaskę jednego z dziwniejszych bóstw, które kroczyły na tym świecei.
- Czy mógłbyś porzucić wizję sekcji mego ciała? - zapytał uprzejmie, wracając do ukazanych mu w trakcie sennych marów “korzeni”.
- Zapewne wolałbyś wysłać na mnie armię... mnie, obserwując swym pozornie niezniszczalnym ciałem jak walczę w czymś znacznie gorszym, niż bratobójczy bój? - zapytał po chwili.
Dusza blondyna szukała jednak kontaktu z katem. Jeśli potomek rodu zdrajców miał wyjść ze zdarzenia cało, musiał rozmawiać na więcej niż jednym froncie.
- Kacie? - pytający głos wychodził z duszy blondyna, promieniując na otoczenie. - Mój osąd najwidoczniej był błędny, jednak - w momencie tej właśnie kwestii blondyn zatrzymał się na dłużej, z trudem wypowiadając następne słowa. - Nie jestem, i zapewne nie będę bogiem, a jako śmiertelnik, będę się mylił.
- Tego nie przewidziałem. -stwierdził Nino, a jego oczy zabłyszczały w blasku lampy, zaś ręka zatańczyła na notesie. - Rozszczepienie cząsteczkowe, w celu związania się z winem i ponowna rekonstrukcja, wspaniałe... -odparł naukowiec, opadając na wygodny fotel, stojący przy stoliku z winem. Skalpel tańczył w jego drugiej dłoni, by nagle zatrzymać się. Brwi opadły lekko, a facjata przybrała urażonego wyrazu, zmienna niczym kaprysy samych bogów. - Przecież nie pozwalałem Ci uciekać! Wróć na swoje miejsce ale już! -stwierdził ostrzem narzedzia wskazując na metalowy stół.
“- Teraz zaczynasz mówić... gdy twoja duma i żądze, okazują się zbyt słaby by Cię uratować?” -odpowiedział Kat, którego ton głosu wyraźnie wskazywał na obrazę. “- To że nie uzyskasz boskości udowodniłeś już dawno, jesteś zbyt pyszny jeżeli kiedykolwiek myślałeś, że dostąpisz takiego zaszczytu.
- Mimo wszystko spodziewałem się bardziej... psychologicznych badań na temat szaleństwa - Faust streścił swe wątpliwości. Spojrzał na różowowłosego dokładniej niż wcześniej.
- Tak chyba nawet byłoby ciekawej - stwierdził, naśladując poprzednie działania Nino. Uśmiech ciągle widniał na twarzy potomka rodu zdrajców, nawet pomimo znajdowania się w stroju Adama.
- Widziałeś, czy nawet zesłałeś me senne wspomnienia. - dusza blondyna odparła szczerze. Zdawało się, że ilość ubrań na ciele mężczyzny była proporcjonalna do ilości wychodzących z jego ust kłamstw.
- Czasem trzeba upaść, by odnaleść stare postanowienia - Faust dodał po chwili. Smutek przyćmił blask jego duszy, rozmywając się, gdy otworzył usta po raz kolejny. - Błędy nie są porażką. One dają tylko informacje zwrotne. Dokładnie tak samo, jak to wydarzenie - zyskałem wiedzę, nawet jeśli nie była ona tego warta, lub też potrzebna mi do szczęścia. - zakończył.
- Och porozmawiać tez porozmawiamy. -uspokoił Fausta naukowiec, gdy jego twarz ponownie nabrała łagodnego wyrazu. - Aczkolwiek najlepiej się rozmawia w czasie operacji, prawda? -zapytał a jego brew drgnęła w lekkim tiku nerwowym.
“- Ty jednak nie zyskałeś tylko informacji, ale też jego. -mówiąc to Kat, zdawał się pokierować głową Fausta, w stronę ciemności za stołem. Błysnęły tam na chwile czerwone oczy, jednego z wilków, który warcząc cicho, krążył w mroku. - Zdobyłeś coś, co może być twoją zagładą. -dodał zapomniany bóg, po czym jak gdyby westchnął głośno. - Ale jak sam wiesz, też popełniłem kiedyś błąd, dla tego zmieniłem swoją ścieżkę. -można było to uznać za akt przebaczenia, mimo iż srogi i jak zawsze twardy ton na to nie wskazywał. - Czego ode mnie oczekujesz. Twoja sytuacja i tak jest beznadziejna. -dodało ostrze, by strażnik równowagi, przywrócony do obowiązków, zbytnio się nie rozluźniał.
- Wolałym odmówić, rozcinanie mego ciała nie wydaje się szczególnie przyjemne - blondyn podzielił się swymi odczuciami, z dziwnym, potencjalnie nawet szczerym uśmiechem na ustach.
“- “Wilk” - tak bowiem Faust nazwał znajdujące się w nim szaleństwo - może być tylko powodem, dla którego jeszcze bardziej zrozumiem równowagę. - stwierdził. - Ty również nie cały czas byłeś po “perłowej” stronie świata. - powiedział, nie mając jednak zamiaru urazić duchowego rozmówcy.
- Nie oczekuję zbawienia, czy magicznej deski ratunku, chcę tylko byś był mym mentorem tak, jak przedtem - zakończył, zaś słowo “mentor” zdawało się odnosić zarówno to wątku protektora, jak i nauczyciela.”
“- Niech tak będzie... tylko uważaj by w chwili słabości nie dopadł Cie twój drapieżnik.” - odparł Kat, zaś w tym samym momencie Lugi poderwał się z fotela i łupnął dłońmi o blat stołu. - CZEMU JESZCZE NIE WRÓCIŁEŚ NA MIEJSCE?!- ryknął, a kropelki śliny, pofrunęły w stronę Fausta, by uderzyć o jego twarz i tors.
- Oi oi, nie musisz być tak źle nastawiony - stwierdził blondyn. Jego twarz nagle przekazała zewnętrznemu światu wyraz ogromnego smutku. - Jestem zbyt nieuczciwy, by ufać ludziom - stwierdził, spoglądając na stojącego Luigiego.
- Nie wiem, co mi wytniesz, a raczej... co zostawisz - tym razem zaśmiał z opowiedzianego przez siebie dowcipu.
- Zostawię wszystko, w słoikach. -odparł naukowiec całkowicie zmieniając ton swej wypowiedzi. - A więc co czułeś, gdy ogarniała Cię zaraza? -zapytał jak gdyby prowadzili pogawędkę przy herbacie.
- Oddając się zarazie, pozornie, jesteś w stanie zrobić wszystko - streścił krótko blondyn. - Nie jestem pewien, jak dokładnie to działa, jednak każda szalona osoba w otoczeniu zwiększa szansę na to, że się zarazisz - dodał po chwili, z dziwnym uśmiechem na ustach. Jeśli Nino nie był jeszcze szalony, to w niedługim czasie może zacząć odczuwać tego efekty.
- Plaga atakuje, gdy postępujesz wbrew sobie i swoim zasadom, niezależnie od motywów, które do tego cię skłoniły - zakończył, spoglądając niepewnie na zapełnione wnętrznościami słoiki.
Palce trzymające ołówek zatańczyły po notesie, zapisując każdy dźwięk, który wydał nagi strażnik. Nino wyglądał na żywo zainteresowanego, jego słowami. Gdy uchwycił wzrok blondyna, uśmiechnął się lekko. - Twój towarzyszy, był ciekawym obiektem badań... jego organy będą wielce użyteczne dla nauki.- wytłumaczył rzeczowym tonem.
- O, widzisz, przygotowałem ci już ciało w imieniu mojego - Faust zaśmiał się cicho, zaś rozbawienie tylko na kilka sekund zdominowało wątpliwość, ta zaś wróciła z jakby zwiększoną siłą. Wilk w duszy zawarczał, by po chwili obrazić Nino, oraz jego pokolenia do siedmiu matek i bękartów, czy też pogrobowców w tył.
- Ciekawe czy zmieniło się jakoś pod wpływem pobieranej z ziemi energii? - zapytał po chwili.
- Co ciekawe nic a nic. -odparł naukowiec jak gdyby od dawna polemizowali na ten temat. Jednak słowa nie wypłynęły z ust tego który siedział na fotelu, zaś jego idealnego sobowtóra, który wyłonił się z mroku, tuż obok słoika. - Widać, był on w stanie tylko na chwilę przystosować, energię planety, co zresztą sprawdziłem. -dodał, po czym trzeci Lugi pojawił się za plecami Fausta, z notesem w dłoniach. - Jak sądzisz czy twoje ciało, przeszło zmiany po kontakcie z chorobą?
- Bazując na tym, że raczej nie jesteś hmm... pojedyńczy, a śmierć nie zamierza wziąć cię w swe ramiona gdy Zodiak wykończył pierwszego “ciebie”, zapewne jesteś świadom tego, że dusza istnieje - Faust powiedział wszystko spokojnie, powoli, akcentując wątek egzystoncjonalny.
- To właśnie na niej szaleństwo odciska swe piętno, wykorzystując uśpiony potencjał każdej istoty, by wzmocnić kogoś, kto na to nie zasłużył - stwierdził, rozglądając się w okolicy. Nie był pewien, czy jest to możliwe, jednak skupił się na otoczeniu. Tak wiele razy oddziaływał bezpośrednio na duszę, niemal nigdy - pozytywnie. Jednak bliski kontakt jest czymś, co wyjątkowo intenstywne. Przypomniał sobie wymiar kata, jego duchową postać, spojrzał na otoczenie raz jeszcze, pełen nadziei, że zdoła zidentyfikować, gdzie dokładnie znajduje się dusza Luigiegio. Nie miał złych zamiarów. Nie zamierzał walczyć. Chciał tylko dodatkową kartę przetargową.

http://i.imgur.com/bbqol2B.gif

- Może chciałbyś się przekonać? - zapytał, zaś zapalony papieros magicznie pojawił się w jego dłoni. Każda sekunda, w której dym leniwie unosił się w powietrzu sprawiała, że uśmiech blondyna był coraz szerszy. Twarz blondyna, wraz z jego kozią bródką zdawała się nie tyle dawać wyzwanie światu, co po prostu mając głęboko w czterech literach szkodliwe właściwości używki. Faust miał wiele większych problemów.
Tylko że duszy naukowca tu nie było. Nawet Kat, który postanowił pomóc w poszukiwaniach, nie znalazł ją w tym pomieszczeniu... każdy z obecnych tu Nino był pusty, niczym zwykłe nieużywane pudło.
- Dusza to stek bzdur, którym wieśniacy tłumaczą sobie to czego nie rozumieją. -oznajmił ten na krześle. - Szaleństwo atakuje umysł, nie zaś wymyślona przez głupców personifikację istnienia. -dodał, zaś na jego twarzy powoli zaczął pojawiać się wściekły grymas.
- A przekonać, przekonam się gdy przeanalizuję twe ciało. -dodał ten przy słojach, zaś jedna z czerwonych kropel jego sukni, zaczęła lekko pulsować.
- Patrząc racjonalnie, bogowie też nie istnieją - Faust zaśmiał się głośno. Włożył papierosa do ust, raz za razem wciągając w swe ciało nakrotyczną substancję. - Czemu jednak spotkałem kilku z nich? - zapytał, szczerze zaciekawiony tym faktem piewca równowagi.
- Moje ciało dostaniesz prędzej czy później, jednak ja proponuję ci znacznie więcej obiektów testowych, coś, co wiele osób nazwałoby morzem trupów. - nawet jeśli czwarty z rodu zdrajców nie miał w planach nic wspólnego z przyczyną ich zgonów, może poza małym “wyrównaniem” rachunków.
- Niektóre z nich dają ci to, czego potrzebujesz, a ja - odłożył papierosa od ust, zaś nieograniczona wręcz radość zdominowała jego mimikę. - Będę wisieńką na torcie - odparł.
- O kim dokładnie mówisz? -zapytał Nino, siedzący na fotelu nalewając sobie kolejną porcję wina.
- Większość tych, którzy wychodzą mi na przeciwko jest... - Faust zamilkł na chwilę, mając kłopot ze znalezieniem słowa, które idealnie wyrazi naturę zjawiska. - Odmienna - powiedział w końcu, uśmiechając się szeroko.
- Zaś ci, którzy są moimi sprzymierzeńcami - strażnik równowagi spojrzał z małą doza smutku na resztki Zodiaka. - Prawdziwymi sprzymierzeńcami, są jeszcze bardziej interesujący - dodał.
Jego głowa przechyliła się nieco, by ujrzeć Nino z nowej, nieco krzywej perspektywy. Czy to mógłby być dobry sprzymierzeniec?
- Nie wspominając o tym, że zapewne nie zdołam opierać się pladze w nieskończoność, a ty będziesz mógł oglądać każde kolejne jej stadium - dodał, nie zwracając uwagi na to, że targuje swym własnym ciałem.
- Chcesz bym opuścił swoja siedzibę, ufając Ci tylko na słowo? -zapytał jeden z trzech naukowców, a jego dłoń zaczęła delikatnie masowac podbródek. - Gdzie niby mieliby być Ci wrogowie i sojusznicy? -zadał kolejne pytanie, zas cała trojka zaczęła zataczać dookoła Fausta koła.
- Mam wrażenie że nie masz szczególnych problemów z umieraniem - stwierdził pełen powagi blondyn. Nawet jego głupi uśmieszek na chwilę zyskał coś z wyniosłości.
Jego ręka delikatnie gładziła kozią bródkę, jakby podkreślić proces myślenia, który właśnie zachodził w jego umyśle.
- Wrogowie, niestety - wszędzie. Sojusznicy - zapewne niedługo znajdą się w Lukrozie - odparł.
- A czego ty byś chciał w zamian? Każda wymiana ma swoją cenę, jaka jest twoja, za co sprzedajesz sojuszników i wrogów? -zapytał niezwykle poważnym tonem Luigi.
- Z wrogami, jak można sie domyślić - nie sympatyzuję. - Faust westchnął. - Jeśli zaś chodzi o sojuszników - każdy z nich jest co najmniej równy mi, w sile bojowej, w umyśle, jak i w szaleństwie - nawet jeśli to ostatnie było tylko ślepym trafem, to blondyn był prawie pewien, że jest bliskie prawdy. Może czarnoskóry nie dał zaszkodzić swym ideałom. Może.
- Nie jesteś typem, który z przyjemnością podzieliłby się swoją wiedzą, czy umiejętnościami. Chyba właśnie dlatego zamierzam tylko przedłużyć swój żywot o kilka dni, czy tygodni. - dodał.
Bri naukowca zbliżyły się do siebie gdy ten zmrużył lekko oczy, wszystkie jego ciała wyglądały na zamyślone, stojąc w bez ruchu. Dopiero po chwili czerwona częśc sukni jednego z nich zabulgotała, wypluwając z siebie kontrakt.
- Zgodna... odsunięcie twoich badań w zamian za inne obiekty. -stwierdził, podając lekko lepiący sie od dziwnego płynu papier z treścią umowy, oraz równie kleiste pióro i kałamaż.
Faust przejrzał treść dokumentu w milczeniu, by po chwili podpisać papier. Kolejny diabeł gotów by odebrać mu wszystko.
- Oddasz mi moje ubrania? - zapytał po chwili.
- Owszem... dam Ci ubranie, transport... oraz sojuszników.. -odparł geniusz, chwytając za papier i zwijając go w rulon. Gdy pergamin został zwinięty... Nino otworzył szeroko usta i wepchnął w nie umowę, by po chwili połknąć ją w całości. - Ale nie myśl, że spuszczę Cie z oka chłopcze. -dodał ten siedzący na fotelu, a kolejny geniusz otworzył gdzieś drzwi, przez co światło wpadło do piwnicy. - Idziemy po twoje rzeczy?
- Z przyjemnością. - Faust uśmiechnął się szeroko. Po raz kolejny udało mu się przeżyć. Na dzień, czy dwa.
- Pamiętaj, że teraz moje życie stało się dla ciebie nieco cenniejsze niż śmierć - dodał rozbawiony, ruszając po swe rzeczy.
 
Zajcu jest offline