Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2013, 22:15   #38
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Heimburg, Wenus



Helitek z "teamem six" na pokładzie wystartował z bazy Kartelu w Heimburgu. Przeciążenie ścisnęło ich niewidzialnym imadłem. Po chwili słyszeli tylko miarowy warkot silników. Wydarzenia ostatnich kilku dni miały iście ekspresowy przebieg. Przylot, testy, kantyna, sprzątanie, wkurw Weilanda, "pogawędki" z inkwizytorem, kill house, odprawa, a teraz lot na ich pierwszą wspólną misję. Misję od której zależała przyszłość każdego żołnierza z ich drużyny. Jeśli zawiodą nie będzie już dla nich nadziei... Każdy z nich musiał uporać się ze stresem, ale mieli na to wyuczone sposoby. Zatopieni w myślach siedzieli w ciemnym, spartańsko wyposażonym wnętrzu bauhausowej maszyny. Pięciu żołnierzy, hybryda korporacyjna, eksperyment Kartelu, czy jakby ich inaczej nazwać, byli przede wszystkim wielką niewiadomą... Równaniem, nad którego rozwiązaniem głowiłyby się nawet ścisłe umysły. Zbyt wiele zmiennych... Jak sprawdzą się w warunkach bojowych? Czy przezwyciężą korporacyjne animozje? Czy ich krnąbrne charaktery nie spowodują rozłamu w teamie? Co zastaną w mieście? Pytania można by mnożyć. W towarzystwie własnych myśli i bagażu wątpliwości czekali, aż zapali się czerwona lampka i usłyszą informację o odległości do celu.
- Venenburg, 10 minut - zadźwięczało w głośniku. Kolejne minuty wlokły się niemiłosiernie.
- 5 minut - głos członka załogi ponownie przekazał wiadomość od pilota.

Nagle maszyna zaczęła się trząść jak w febrze. Potężna wichura szalejąca nad miastem wprawiła niewielką "Ważkę" w silne turbulencje. Gdyby nie mieli zapiętych pasów solidnie potłukliby się w ciasnym wnętrzu.
- Kieruję się na lotnisko garnizonu Bauhausu - usłyszeli głos pilota.
- Nerwowy - stwierdził zimno "Konował" - Zbyt nerwowy...
Jakby na potwierdzenie jego słów maszyną potężnie zarzuciło, złapali znaczny przechył. - Słyszycie? - zawołał Cortez. Warkot przycichł, przechodząc w rzężenie...
- Silnik padł, czeka nas twarde lądowanie!!! - krzyknął pilot. Lampka awaryjna zaczęła migać, rozległo się złowieszcze buczenie alarmu...
W obecnym położeniu wypadało pomodlić się do Duranda...

***

Uderzyli w ziemię gwałtownie. Helik natychmiast przewrócił się na bok i powoli wytracał prędkość. Jęk giętych i pękających blach, szorujących o podłoże, masakrował uszy. Gaśnica i kilka pokładowych sprzętów boleśnie uderzyło Corteza, lecz olbrzym nawet nie jęknął... Sara zamknęła oczy, szepcząc bezgłośnie słowa modlitwy. Kenshiro siedział niewzruszony. Mallory był spokojny, jakby od początku brał możliwość wypadku pod uwagę. "Rusty" jak zawsze skupiony, z zaciętym wyrazem twarzy...

Maszyna wreszcie znieruchomiała, w chmurze opadającego pyłu, na jednej z ulic starej dzielnicy Venenburga....
 
Deszatie jest offline