Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2013, 06:52   #65
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację

Klementyna, tak się nazywała. Owszem, może to i głupie imię dla motocykla. Pewnie wybrałby zupełnie inne, gdyby nie jego kumpel Przeor. Mawiał, że motocykle o głupich imionach nigdy nie mają wypadków i, jak widać, skutecznie przekonywał innych do swojej teorii. Co prawda kilka miesięcy później jego Beatrycze przydarzyło się bliskie spotkanie z volkswagenem passatem, którego nie dane jej było przeżyć. Przeor jednak wyszedł z tego bez szwanku i oczywiście zmodyfikował swoją złotą zasadę: tym, którzy prowadzą motocykle o głupich imionach nic się nie dzieje.

Może powinno mu przed oczami "śmignąć" całe życie, ale pierwszym, co przypomniało mu się, gdy tylko złapał oddech był właśnie ten dzień, w którym Klementyna została Klementyną. Naturalnie, nie byłą to jedyna myśl. W dalszej kolejności pojawiał się problem wydobycia jej z głębiny. Bo przecież musiał ją wydobyć. Tyle tylko, że w obecnych okolicznościach, samotnie i w ciemności nie bardzo mógł tego dokonać. Nawet, gdyby umiał pływać. Będzie musiał tutaj wrócić z kumplami i ze sprzętem. Z wyciągarką przynajmniej. Tak, to świetny plan. Wyciągnie ją, wysuszy, naprawi. Wszystko będzie jak dawniej.

Matka. Kolejny obraz spowodował, że przeszył go ból. Ból, którego nie czuł od wielu, wielu lat. Nie chodziło tu nawet o żal po stracie rodzicielki, tęsknotę czy miłość. Tym, co mu naprawdę doskwierało była bezradność. Bo są rzeczy, których nie można naprawić tak, jak naprawia się rozbity czy utopiony w rzece motocykl. Jego matka nie żyje a on sam... jest kim jest... Nie da się tego zmienić. Można jedynie przetrwać. Przeżyć i żyć dalej.

Szok powoli mijał i Jabłoński przestawał myśleć obrazami, a zamiast tego zaczynał kojarzyć fakty. Jakaś postać, matka? Nie, to nie mogła być jego matka. Wypadek, później silna ręka, która wyciągnęła go z wody. Odruchowo rozejrzał się - wokół nie było nikogo. Wstał z miejsca by wyjść na drogę, na most, ale coś podpowiadało mu, że tam także nie znajdzie żywej duszy. Czyżby miał omamy? A może... naprawdę ukazała mu się matka? Pytanie tylko: po co?

Musiał jednak sprawdzić, musiał się przekonać. Jasny półksiężyc dawał dość światłą, by mógł znaleźć drogę na górę. Zobaczył zniszczoną barierkę, nawet krótki ślad hamowania - a może dostrzegał go tylko oczyma wyobraźni? Nie widział jednak kobiety, której omal nie potrącił. Nie widział swojej matki.

Wydawało mu się, że wciąż czuje ten silny uścisk. Stanął bokiem do Księżyca i uniósł rękę bliżej twarzy. Zdecydowanie był tam jakiś postrzępiony ślad. Nie krwawił, nie wyglądał też na otarcie czy jakąkolwiek ranę. Plama oleju? Mało prawdopodobne by zabrudził się od Klementyny. Co to więc było i skąd się wzięło na jego ręce?

Za dużo myśli, wątpliwości, lęków. Całą ta sytuacja byłą jakimś szaleństwem, a on nie miał na to ochoty. Musi jakoś wrócić do miasta, przespać się. Rano pomyśli co dalej. Byle nie myśleć już więcej teraz. Byle nie tutaj, w tym przeklętym miejscu.

Ruszył szybkim krokiem w kierunku Łodzi. Liczył na złapanie stopa, ale jak na złość nie przejeżdżał obok żaden samochód. Że też zachciało mu się zjeżdżać z głównej drogi i robić sobie wycieczki po wsiach. Co najmniej półtora kilometra dzieliło go od jakiejś krajówki. Nic to, będzie musiał dojść do niej o własnych siłach. Byle jak najszybciej. Byle dalej stąd.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline