Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2013, 09:51   #58
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fauligmere - bagna, dzień 2 noc

Oddalając się od jeziorka grupę przywitał komar wielkości orczej głowy. Zbłąkany wojownik chyba nie wiedział z kim ma do czynienia, a ledwo przytomne, leżące na noszach cieplutkie i krwiste ciałko wabiło nad wyraz. Wymierzony przez Vilis cios mieczem szybko pokazał owadowi gdzie jego miejsce, a ten posłusznie umarł w bagnisku.

„Gdyby z innymi było tak samo prosto” – przemknęło przez głowę Łowczyni, powoli szukającej dogodnego miejsca do postoju. Dwaj łowcy i Helvgrim, woleli nawet nie myśleć co by było gdyby teraz zaatakowała ich chmara owadów , połączona w typowy rój. Na szczęście nie było to znowuż aż tak częste zjawisko, gdyż zapewne zawód poławiaczy ośmiornic byłby już dawno na wymarciu... dosłownie.


Nim jeszcze zapadł zmrok, nad bagnami uniosła się gęsta, zwodząca mgła. Przyśpieszyła ona decyzję o rozbiciu obozu, gdyż nawet krasnoludzki wzrok miał problemy w przebijaniu się przez mrok. Powoli zapadała ciemność. Prowizoryczny obóz dzięki wspólnym staraniom nadawał się na miejsce odpoczynku. Wybrany suchszy kawałek ziemi, zebrane drewno, niewielkie ognisko... Nikt właściwie nie szykował się na nocleg na bagnach z wyjątkiem łowców, który dobrze wiedzieli, że różnie to bywa, ich derek nie dało się jednak zarekwirować bez odniesienia się do władzy Inkwizycji, a na to Vilis nie mogła jeszcze sobie pozwolić, z pewnością nie dla wygody noclegu. Najwyraźniej nawet łowcy odkryli w sobie poczucie własnej wartości i tego, że i im się coś od życia należy. Być może to zwycięskie starcia z orkami i ośmiornicą tak na nich podziałały, być może sprytna sztuczka z cielskami orków, a być może czara goryczy po prostu się przelała. Przynajmniej podjęli warty , choć Helvgrim przesądził, aby na jednej warcie pilnowali obaj. Nie byli przecież przyzwyczajonymi do podróży awanturnikami, nie byli wojownikami... najbliżej im było do rybaków, którzy z konieczności musieli się nieco przekwalifikować. Być może Lis miał jako takie zadatki na stróża, ale przecież nawet on nie polował na zwierzynę po nocy, z kolei Okoniowi nikt zdrowy na umyśle nie pozostawiłby samotnej warty.

Przeczucie Helvgrima okazało się zasadne, ale o tym drużyna miała się dowiedzieć dopiero gdzieś w środku nocy...

Helvgrima na warcie niepokoiły odgłosy bagien. Na tych wymarłych pustkowiach nie powinno być właściwie żadnych, a mimo to słychać było jakby jakieś jęki, zawodzenia, piski... Brał pod uwagę, że to wiatr płata im figle, podobnież jak pojawiające się i znikające ogniki, które na szczęście znał już z poprzednich wypraw. Dopiero jednak pod koniec warty zobaczył coś czy raczej kogoś, jednak jedynie na ułamek sekundy. Na kilkanaście kroków od niego zamajaczyła jakaś postać, której krasnolud zupełnie nie usłyszał.


Dopiero gdy zerwał się na równe nogi i chciał ogłosić alarm, ze zdumieniem przetarł oczy gdyż już owej postaci nie było. „Duch jakiś czy inne pieruństwo?” - pomyślał i poczuł, że wszystkie jego włoski stanęły dęba. Cokolwiek to jednak było najwyraźniej poszło , nie pomogło rozglądanie się za tajemniczą postacią ani za śladami. Jedynie w głowie pozostał obraz coraz bardziej odmalowujący szczegóły, jak gdyby dopiero teraz, na spokojnie dochodziło do Helvgrima to co zobaczył.


Gdy obudził Alexa opowiedział mu o spotkaniu, na dzień dobry wzmagając czujność łowcy. Po prawdzie, czujność ta była już i tak wyostrzona maksymalnie. Przez dziwne odgłosy i światła Alex niemal nie zasnął, a gdy już mu się udało na dobre zamknąć powieki, to tylko po to, aby spać snem płytkim, wrażliwym i by budzić się niemal co chwila. Wartę przyjął niemalże z ulgą, gdyż i tak nie mógł się wyspać. Podobnież jak i krasnolud, którego zwyczajowy twardy sen, zupełnie nie chciał już nawiedzić, jak gdyby dopiero szukał wyjściowego ubrania, aby móc przyjść w gości. Być może ubranko utonęło na bagnach, gdyż niemal nikt nie mógł zasnąć. Wyjątki jak zwykle potwierdzały regułę, lecz nie zachęcały do pójścia w ich ślady. Siegfred i Andrea jako jedynie zdołali zasnąć mocnym snem, budząc się dopiero gdy został wszczęty alarm.

Organizm Andrei łapał zdrowie niczym karp wpuszczony do wody przez wędkarza, który go uprzednio wyłowił. Głowa miała własne zajęcie by dodatkowo zwracać uwagę na tak nieistotne szczegóły jak zawodzenia i światła. Po prawdzie nocleg dobrze jej zrobił a wstrząśnięty mózg pozostał już tylko zmieszany. Wszelkie ślady po oparzeniach zdołały zniknąć, najwyraźniej nie będąc aż tak dotkliwe jak to początkowo wyglądało. Kilka godzin snu zrobiło jednak swoje i mogła rzeczowo myśleć, a ból sprowadzał się jedynie do tępego pulsowania. Być może pomógłby proszek, który z sobą wzięła, nie była jednak tego pewna a ryzyko pogorszenia sprawy skutecznie zniechęcało przed eksperymentowaniem.

Siegfred z kolei po wypiciu napoju wlanego mu przez łowczynię, poczuł ciepło od środka. Ból momentalnie się zmniejszył a obrzęknięta klatka piersiowa, pozwoliła wnet na głębsze oddechy. Dopiero teraz Vilis zdała sobie sprawę jak płytkie były wcześniej. Sigmaryta otarł się o śmierć ta najwyraźniej zadowoliła się tego dnia orkami, nie chcąc przyjąć nikogo z ekipy ludzko – krasnoludzkiej. Przynajmniej do czasu...


- AAAAA

Nagły okrzyk wybudził wszystkich, choć jedynie Vilis , Helvgrim i Alex byli w stanie natychmiast się poderwać łapiąc za broń. Pozostałej dwójce trochę to zajęło. Rzut oka pozwolił uzmysłowić, że obecną wartę trzymali Okoń i Lis, a właściwie już tylko Lis, gdyż z Okonia nie było co zbierać...


***

Kilka chwil wcześniej

- No więc ja jej mówię, aby do mnie przyszła – stwierdził Okoń z lubieżnym uśmiechem na twarzy, którego ślepia co rusz wędrowały w stronę wypukłości Vilis i Andrei. - A ona na to , że nie jest puszczalska
- Hehe – szczytem konwersacji popisał się Lis, pragnąc podtrzymać rozmowę
- To ja ją przygarnąłem do siebie i mówię, to dobrze, to się teraz mnie nie puszczaj.
- Hahaha – tym razem obaj zaśmiali się po cichu, choć nie przyszło im to łatwo. Okoń oblizał się jeszcze przy ponownym rzucie okiem na dziewczyny, chwilę później wybałuszając gały tak, iż omal mu nie wyskoczyły z oczodołów.

- A panienka co tutaj robi ? – niczym zaczarowany zaczął iść w stronę niewiasty, która pojawiła się na granicy światła.


W przeciwieństwie do Lisa, zupełnie do niego nie docierało, że kobieta unosi się nieco w powietrzu. Nawet jednak Lis jakby na chwilę zapomniał języka w gębie. Dopiero gdy Okoń podszedł bliżej , jego kamrat wykrztusił skurczonym gardłem – Wracaj, ona …

Było już jednak za późno. Śliniący się Okoń podszedł na tyle blisko, by na chwilę przed śmiercią zobaczyć to co w końcu dojrzał Lis nim zamarł z przerażenia.


Stwór w jednej chwili ugodził Okonia, płynnym ruchem noża rozchlastując mu krew i wnetrzności, chwilę później zwrócił mu w podzięce śluz , palącą, żrącą, zieloną substancję która momentalnie poczęła pożerać Okonia. Kiedy Lis przez ściśnięte gardło zaczął krzyczeć - AAAAA – nie mogąc zdobyć się na więcej, kobieta zwróciła głębszą uwagę na niego. Gdyby z jej upiornej twarzy można było wyczytać jakiś ślad emocji, byłby to zapewne grymas zdziwienia, może nawet zaskoczenia. Być może nie spodziewała się, że ktoś jej przerwie ceremonię. Z pewnością nie była przygotowana na konfrontację z drużyną, której członkowie natychmiast się obudzili.
Stwora po chwili zniknęła w mroku pozostawiając waszemu widokowi jedynie przeżerane zwłoki Okonia.




***

Po dłuższej chwili zdołaliście wyrwać Lisa z osłupienia , w czym kilka płaskich uderzeń z ręki było całkiem pomocne. Opowiedział co zobaczył, a czemu zapewne ciężko było by uwierzyć, gdyby nie to co sami widzieliście i co działo się z zwłokami. Kiedy skończył opowiadać, trupa już niemal nie było, a galaretowata substancja szybko wchłaniała się w ziemię. W miejscu zwłok pozostał jednak nieprzeżarty sztylet, który po bliższym przyjrzeniu ukazywał rodowy herb von Staufferów. Herb ten przedstawiał na niebieskim tle gryfa trzymającego w szponach rybę.

Helvgrim miał niejasne przeczucia odnośnie pięknej kobiety którą zobaczył, miał wrażenie, że gdzieś już ją widział, a być może była po prostu podobna do kogoś kogo znał, niejasne przypuszczenia zostały jednak potwierdzone przez odnaleziony sztylet. Baronowa ! A dokładniej Lady Theodora von Stauffer – matka barona, wygnana ze wsi. Jeśli patrzeć na jej wygląd gdy skrywała go iluzja, to trzeba było przyznać, że wyraźnie odmłodniała.
Helvgriom , Alex i Andrea … nie widzieli bowiem tego co Vilis i Siegfried. Być może Sigmar faktycznie dopomagał swoim wiernym sługom, ta dwójka wszakże zobaczyła jedynie potworną postać, szybko znikającą zresztą w mroku.

Jedynie Lis stanowił swoisty łącznik pomiędzy wami, był jedynym który zobaczył baronową w obu postaciach, miał bowiem dość czasu by się wyrwać spod uroku. Czasu zbyt mało jednak by uratować kamrata.

Kwestia ostatniej warty stała się nieistotna, wartowali już bowiem do świtu wszyscy. Nawet ci którzy zamierzali się jeszcze przespać, nie mogli, a odgłosy z oddali, przypominające kobiecy histeryczny śmiech, nie pozwalały na to w zupełności.

Gdy tylko świt objął bagniska w posiadanie, ruszyliście czym prędzej do wioski. Siegfred był nawet w stanie sam iść a i Andrea tym razem nie miała już z tym kłopotu, także z trzeźwym myśleniem.

Widok bramy do wioski przywitaliście niczym wrota do obiecanego pałacu. Przywitał was jednak płacz żony Okonia, który byłby może nieco mniejszy gdyby wiedziała jaki z niego był podrywacz. Nie tylko ona zresztą chlipała, kilka młódek także, choć w tajemnicy przed żoną. Reszta wioski była jednak w lepszym nastroju, najwyraźniej halfling coś zdziałał, choć do wiwatów i kwiatów rzucanych pod stopy bohaterom, droga była jeszcze długa. Po prawdzie efekt zakopanych toporów można było zawdzięczać kowalowi, karczmarzowi, zielarce i kapłanowi były to bowiem jedne z najważniejszych osób w wiosce, a Tupik dobrze wiedział, że wystarczy przekonać głowę, aby całe ciało było już posłuszne.

Wasz wzrok od razu kierował się ku karczmie, a wszelkie sprawy musiały zwyczajnie nieco poczekać. Nawet elf widząc w jakim stanie wracacie odpuścił sobie przekazywanie rewelacji, uznając , że Vilis i tak nie będzie miała nań siły czy ochoty. Nie znał Vilis i tylko ona sama mogła ocenić na co ma a na co nie ma ochotę. Po prawdzie spalenie wioski za herezje leżało dość wysoko, niemal na szczycie listy przebojów, którą kazałaby puszczać gdyby tylko ktoś spytał ją o zdanie. Zabranie się za wyjaśnienie kwestii rodowego sztyletu, przy użyciu rozgrzanego pogrzebacza który należało wbić … no wiadomo gdzie, było także wysoko uplasowane w podręcznej liście zadań która powstawała w głowie wkurzonej łowczyni. Jedynie fakt, że eliksir podziałał i jako tako poprawił stan zdrowia Siegfrieda stanowił nikłe światełko pocieszenia.

Tymczasem w karczmie przebywały dwa halflingi, najwyraźniej spragnione rewelacji. Zgodnie z zasadą – ileż to kurna można jeść i pić, czekały teraz na urocze opowiastki z waszej wyprawy. Tak po prawdzie to interesował je temat ośmiornicy i wszelkich szczegółów mogących ułatwić planowanie walki a przynajmniej wykorzystanie oszczepów które Tupik kazał przygotować. Małe pokurcze niecierpliwiły się niemal tak, jak gdyby za chwilę wszyscy mieli wyruszać ponownie, tym razem na ostateczną walkę z ośmiornicą. Rzut oka na wasz stan, szybko ostudził ich zamiary i uzmysłowił, że bez przynajmniej nocy wypoczynku nie ma nawet co iść. Po prawdzie Siegfriedowi przydałaby się więcej niż jedna noc, albo też kolejna mikstura a już na pewno wizyta u zielarki, wiedzieliście jednak, że najpóźniej pojutrze musicie ruszać, no chyba że zabawę w zdobywanie składników ktoś chce zacząć od początku... Zgodnie ze słowami elfa – które jedni pamiętali a inni dowiadywali się od tych co pamiętali, serca nie mogły mieć dłużej niż 3 dni.

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-07-2013 o 10:02.
Eliasz jest offline