Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2013, 22:29   #47
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Widok martwych Hien wraca do niego, gdy idą zbyt cichymi korytarzami.

Gdy czekali na Prahę i Blondasa, przyjrzał im się uważnie w zimnym świetle latarki. Nie był specjalistą od anatomii, ale nawet on widział i potrafił wskazać zmiany. Trzecie powieki, błony odblaskowe - niepokojące tapetum ludicum - w nie do końca ludzkich oczach, ostre, poczerniałe kły w wydłużonych żuchwach, bezwłosa, szara skóra o nienaturalnej fakturze zdawała się śliska, jak naoliwiona. Stawy byly jak guzowate, pasożytnicze narośla na cienkich gałęziach. Przyjrzał im się uważnie, zapamiętał.

I teraz - w tej upartej, nachalnej ciszy - wraca to do niego.

A w module skojarzeń, razem z okrwawionymi ciałami Hien, wraca do niego wyciemnione wnętrze jego sterylnie czystego, chłodnego apartamentu.
Ciekawość swędzi jak ślad po neuroszczepionce. Ustawia pełne 3D, rozciąga holo-interfejs, by wyświetlane na nim obrazy widoczne były w naturalnej skali. Cieszy się jak dziecko, rozpruwając kolejne warstwy zabezpieczeń HelixCorpu. Czuje euforię, ekscytację jak po zażyciu psycho-pilla, kiedy wyciąga kolejne informacje z bazy danych korporacji, która go wyrzeźbiła, której logotypy nosił na opuszkach palców. I jest w tym cień jakiejś rozkosznej perwersji - bezczeszczenia tajemnicy, jakby oglądał porno z surogatką lub jedną ze swoich tutorek.
Wraca do niego moment, gdy otwiera pliki z najstarszymi video-zapisami. I gdy ekscytacja zamienia się w coś innego: w fascynację, która rozkłada się w ustach posmakiem metalu i żółci. Czuje odrazę, czuje obrzydzenie, czuje chore, zwichnięte podniecenie. Chłonie te obrazy jak gąbka. Pierwsze efekty rzeźbienia genetycznego. Pierwsze eksperymenty na ludziach. Zna to. Zna to doskonale. Tą szarą strefę nauki, tą cenę, którą trzeba zapłacić za wzrost krzywej progresu. Sam płacił ją chętnie i wiedział, że jest nieunikniona. Ale to, co ma teraz przed oczami wymyka się jego pojmowaniu.
Oblizuje wyschnięte wargi.

Obraz - Pacjent 98b. Odchodzące paznokcie. Wypadające włosy. Wypełniona osoczem i ropą opuchlizna zacierająca rysy twarzy. Obraz - Pacjent 123c. Wyrodniejące gałki oczne. Skóra ociekająca śluzem. Ujawniające się geny recesywne. Ulegające atrofii palce. Później - całe kończyny.

Otwiera kolejne obrazy.
Zapisy kolejnych pacjentów.

139. 143. 150... 200... 205...
Czuje zdumienie, że pamięta to wszystko tak dobrze. Marszczy brwi, wbija spojrzenie w idącego przed nim Prahę. Wspomnienie nie znika. Tkwi pod powiekami jak igła wbita pod skórę, jak jakaś pieprzona obsesja wyobraźni.
Otwiera kolejne obrazy. I kolejne.

Z każdego filmu, z każdego kadru, z każdego udokumentowanego eksperymentu coś krzyczy, coś wije się, coś cierpi, coś degeneruje się, coś umiera. Coś. COŚ. Nie człowiek. Nie świadoma istota ludzka.

Coś.
Spotworzenie.
Horror-organizm.

Napęczniałe żyły pełne są czarnego, gęstego śluzu. Wiją się po powierzchni ciała jak tłuste dżdżownice próbujące na powrót zbić się w ziemię. Nie ma już twarzy. Zniknął kontur ciała, zniknęły kończyny. Głowa zlewa się z korpusem. Kości wyginają się pod nieprawdopodobnymi kątami. Kregosłup zastyga zwinięty w półspiralę. Nie ma oczu. W zasadzie nie ma ust. Resztka zębów przebija coś, co kiedyś było policzkiem na wylot. Pokryta wybroczynami skóra ciasno opina tą bezkształtną masę zwyrodniałych kości i mięsa, które aż gotuje się bio-nano. Wszystko to drży, wije się, wibruje jak od przeraźliwie głośnego krzyku.

Ale nie ma już gardła, które mogłoby krzyczeć.

Jonasz szybko, niecierpliwie przeskakuje lata, przechodzi od pierwszych eksperymentów do pierwszych oficjalnych pacjentów, do pierwszych oficjalnych zleceń. I kolejnych, kolejnych. Aż znajduje to, czego szuka. Bowen J. Przegląda kwestionariusz, który wypełnili jego rodzice. Przygląda się zaprojektowanej przez nich rzeźbie, oczekiwanemu profilowi psychologicznemu. Przygryza usta, gdy widzi te wszystkie zarodki, te wszystkie płody, z których każdy był Jonaszem. Widzi jak degenerują i jak umierają. Ogląda zdjęcia, symulacje. Swoją-nieswoją twarz. Swoje-nieswoje ciało. Zwyrodniałe, spotworzone.

Całkowite odczłowieczenie.
Zrobaczony regres.
Pamięta, że potem długo stał przed lustrem. Śledził ostry kontur szczupłego ciała, idealną symetrię twarzy, która kilka lat później uwidzi się niektórym członkom Lion’s Army twarzą anioła, symbolem nieosiągalnej na Gehennie czystości. Pamięta to bardziej natarczywie niż wiele dni przeżytych we wnętrznościach Kosmicznego Wieloryba. To obrzydzenie. Ten strach, że tak niewiele dzieliło go tego koszmaru genetycznego konfliktu. Że to mógł być on: czysta świadomość w pułapce ze zdegenerowanego biolo. Bez możliwości ucieczki. Bez możliwości ratunku. Bez ust, którymi można krzyczeć. Bez dłoni, którymi można ze sobą skończyć.

Ten strach wraca teraz do niego. Bo przecież on wie jakimi prawami rządzi się Gehenna. Domyśla się zasad stojących za tym eksperymentem. Wie, że to, czego wszyscy się boją, to co wszyscy nazywają “demonami”...

- ...to assemblery - mówi cicho, cały trupio monochromatyczny w białym świetle latarek. - Nie demony. Nano i bio-nano, które jemy i wdychamy. A zaraza...

- Cisza - czuje na ramieniu ciężką rękę Torcha. - Nagadasz się, jak wyjdziemy.

Wywija się spod tego uścisku. Niezgrabnie, zaskakująco szybko. Jakby ten dotyk parzył, jakby mężczyzna już morfował, a czerwonawa oparzelina na nagiej czaszce była symptomem zerowym. Patrzy na spokojnego Petrenkę. Patrzy na puszczającego oczko Prahę, przytykającego palec do ust.

- On nas skanuje - syczy tylko z lodowatym naciskiem. - Żadnych zbędnych bodźców. Żadnych stymulacji zewnętrznych. Tylko my. Nie widzicie tego? Sczytuje nas, aktualizuje bazę danych. Przygotowuje się.
A my na to pozwalamy - zawisa w powietrzu niedopowiedziane.
Potrząsa głową, przeczesuje dłonią białe włosy. Nasuwa gogle, odpalając zminimalizowany interfejs. Przełyka gorzką ślinę, krzywi jasne usta. Zerka na złączkę, która tkwi ciągle w naramiennym WKP Szczura i mruga zalotnie bladą, zieloną diodą. Ciekawość swędzi jak ślad po neuroszczepionce. Odpala aplikację, subwokalizuje kolejne polecenia podręcznej AI, próbując wślizgnąć się niepostrzeżenie przez zabezpieczenia do zgromadzonych na dysku danych.

Mruga próbując pozbyć się spod powiek nachalnych obrazów.
Próbuje znaleźć kotwicę dla rozedrganych myśli.

On - Jonasz - zarodek 3565/JB/9.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline